0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Robert Kuszyński / OKO.pressFot. Robert Kuszyńsk...

Każdego 10 dnia miesiąca Lotna Brygada Opozycji w warszawskim Ogrodzie Saskim nieopodal Placu Piłsudskiego organizuje legalne kontrmanifestacje wobec oficjalnych obchodów tzw. miesięcznicy smoleńskiej. Za każdym razem protestujący wykrzykują pytania do prezesa PiS Jarosławowa Kaczyńskiego: „Gdzie jest wrak?”, „Kazałeś lądować bratu?”, „Gryzie cię sumienie?”.

Robią to od lat co miesiąc. I co miesiąc, choć to zgłoszona i w pełni legalna manifestacja, na której można używać sprzętu nagłaśniającego, policja atakuje aktywistów, gdy tylko włączają megafony. Sprzęt jest im wyrywany i bardzo często niszczony. Wielokrotnie członkowie Lotnej Brygady Opozycji mocno ucierpieli podczas ataku mundurowych, czasem tak dramatycznie, jak ostatnio emerytka Stanisława Skłodowska.

Od połowy 2022 roku aktywiści składają zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa – przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy poprzez „rozproszenie przemocą zgłoszonego zgromadzenia”. Upolityczniona prokuratura standardowo nie wszczyna śledztw. Ale raz zrobiła wyjątek – po zajściach z 10 października 2022 podczas 150. miesięcznicy smoleńskiej.

Megafony wydali „dobrowolnie”, po wezwaniu, którego nie było

Aktywiści przyszli wtedy przebrani w stroje ludowe, zatańczyli i odczytywali prawa, jakie łamią mundurowi podczas interwencji wobec legalnej pikiety. Było miło i wesoło.

Do czasu ataku. Tego dnia policja była bardzo brutalna. Dwóch aktywistów skarżyło się – nagrania i świadkowie to potwierdzają – że byli „duszonych” przez funkcjonariuszy .

Tadeusza Kaczmarskiego najpierw policjanci zrzucili z ławki, potem powalili go na ziemię, a następnie leżącemu aktywiście wyrwali i zniszczyli megafon. Gdy Kaczmarski wstał, nadkomisarz Sławomir Grzegorzewski, dowodzący tego dnia akcją, złapał go za gardło. „Dusił mnie!” - twierdzi aktywista.

Zdjęcie obrazujące ten moment trafiło do internetu.

View post on Twitter

Aktywiści zgłosili w prokuraturze, że funkcjonariusze użyli wobec nich siły, wyrywali megafony, szarpali - czyli „zakłócili przebieg zgromadzenia”, co jest czynem z art. 260 kk. Do zgłoszenia dodali płyty z nagranymi relacjami z tych wydarzeń.

Tuż po interwencji w Ogrodzie Saskim, policjanci chcieli, by aktywiści podpisali protokoły, które stwierdzały nieprawdę – że megafony wydali „dobrowolnie” i to po wezwaniu, którego nie było. Bo dosłownie sekundę po użyciu megafonów, ruszył atak policji. Bez żadnego wezwania.

Szerzej całe wydarzenie opisaliśmy tutaj:

Przeczytaj także:

Być może dzięki zdjęciu, które przykuło uwagę opinii publicznej, prokuratura nie wyrzuciła zawiadomienia Lotnej Brygady Opozycji od razu do kosza. Przesłuchano aktywistów, zebrano od nich dowody, a w połowie marca 2023 Magdalena Milewska, prokurator z Prokuratury Rejonowej Warszawa Ochota, umorzyła śledztwo.

Nie stwierdziła, by opisane wydarzenia „wypełniały znamiona czynu zabronionego”.

„Celem dobrowolnego oddania rzeczy policjanci użyli siły fizycznej”

Uzasadnienie umorzenia jest bardzo ciekawe.

Prokurator nazywa policjantów „napastnikami”, pisze, że „rzucili się na uczestników zgromadzenia i przystąpili do [jego - red.] rozpraszania”. Stwierdza, iż policja nie prowadziła żadnych postępowań dyscyplinarnych wobec swoich ludzi za tę akcję.

Według wewnętrznych raportów policji, w akcji o kryptonimie „Październik”, policjanci mieli najpierw wezwać do zachowania zgodnego z prawem, uprzedzić o konsekwencjach, a następnie dopiero użyć siły fizycznej. Z raportu końcowego policji – jak relacjonuje prokurator – wynika, że tak się właśnie stało.

To jednak nie jest prawdą. Sprawdzaliśmy kilka relacji live nagranych podczas tych zdarzeń - nigdzie nie widać wezwań policji przed atakiem. Rozmawialiśmy z wieloma uczestnikami – nikt też nie słyszał owych wezwań.

Ale najlepszy cytat uzasadnienia, to przytoczenie przez prokuratora raportu końcowego policji:

„Celem (…) dobrowolnego oddania rzeczy policjanci użyli w indywidualnych przypadkach środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej – bezskutkowo”.

Czyli według policji by ktoś wydał coś „dobrowolnie”, trzeba go do tego zmusić siłą fizyczną.

W uzasadnieniu umorzenia, prokurator podsumowuje, że analizując całokształt materiału dowodowego, brak jest podstaw do prowadzenia dalszego postępowania. Tłumaczy: „Mimo uprzedzenia, zdecydowali się na podjęcie czynności mających na celu ewidentny charakter zakłócenia zgromadzenia cyklicznego (..) Działania osób zawiadamiających mają ewidentny charakter konfrontacyjnych i prowokujących”.

Aktywiści wskazują błędy prokuratury

4 kwietnia 2023 Lotna Brygada Opozycji złożyła zażalenie na umorzenie śledztwa.

„Istnieje szereg przesłanek do wysnucia przypuszczenia, że prokurator poczynił błędne ustalenia w tej sprawie, z powodu tendencyjnej i nie dość wnikliwej analizy zebranego materiału dowodowego”, rozpoczyna zażalenie Tita Halska z LBO.

I wykazuje, że prokurator zbyt pobieżnie przyjrzał się zebranym dowodom. Halska wymienia błędy, pominięcia i przemilczenia prokuratora. Jest tego zaskakująco dużo:

  • W uzasadnieniu umorzenia czytamy, że funkcjonariusze policji m.in. napierali na baner. „Tymczasem uczestnicy zgromadzenia nie mieli na zgromadzeniu żadnego baneru”, pisze Halska.
  • Prokurator „zaniechał skonfrontowania” opisu z raportu policji z dostarczonymi do prokuratury nagraniami. Bo – co widać na relacjach wideo – policjanci nie wzywali do zaniechania skandowania przed swoim atakiem, oraz „nie informowali uczestników zgromadzenia, jaki przepis prawa w ich opinii uczestnicy zgromadzenia łamią”.
  • Prokurator wziął pod uwagę deklarację policji, że użycie siły przez nich było „bezskutkowe”. I całkowicie pominął zeznania poszkodowanych aktywistów. Halska wymienia: funkcjonariusz policji zastosował chwyt obezwładniający za szyję wobec Michała Różankowskiego, który nie posiadał megafonu. Ten sam policjant uderzył w okolicę klatki piersiowej Beatę Karalus, która również nie posiadała megafonu. Zrobił to z taką siłą, że kobieta upadła na ziemię. Z kolei Sławomir Grzegorzewski, użył wobec Tadeusza Kaczmarskiego „nieregulaminowego chwytu ręką za szyję od przodu”.
  • Policjanci mieli sporządzić notatki do wniosków o ukaranie, ale prokurator nie sprawdził, czy wystąpili o takie kary. Według Halskiej, po pięciu miesiącach od wydarzeń żaden z aktywistów biorących udział w zgromadzeniu nie otrzymał informacji o sporządzeniu takiego wniosku.
  • Prokurator również „zaniechał ustalenia, że przebieg zamkniętego wiecu partii rządzącej odbywającego się na placu Piłsudskiego pod pozorem zgromadzenia cyklicznego nie został w żaden sposób zaburzony”. Nie wziął pod uwagę ani faktu, że oba zgromadzenia dzieliło ponad przepisowe 100 m, podwójny płot, oraz gęsty, bo podwójny szpaler radiowozów policyjnych i kordony policji.
  • „Uczestnicy zgromadzenia mieli prawo do używania megafonów a prokurator błędnie zgodził się ze stanowiskiem policji, że używanie urządzeń nagłaśniających do pewnego momentu trwania zgromadzenia było legalne a od pewnego momentu stanowiło bliżej nieokreślony czyn zabroniony”.
  • Halska przytacza także wyrok Sąd Najwyższego (z 15 marca 2022 sygn. II KK 90/22), w którym SN podkreślił, że Konstytucyjna wolność zgromadzeń obejmuje także prawo do kontrdemonstracji – ta też pozostaje pod ochroną art. 57 Konstytucji RP. W długiej litanii zarzutów do umorzenia, mieszczących się na 6 stronach pisanych maczkiem, Halska pisze także iż bezprawna, brutalna, fizyczna napaść na członków zgromadzenia „stanowi działanie na szkodę interesu publicznego jak i interesu prywatnego”. Zaś prokurator uznał, że tak wcale nie jest.
  • Wreszcie prokurator Milewska „subiektywnie i tendencyjnie” oceniła, iż działania aktywistów miały charakter „konfrontacyjny”. Pominęła przy tym fakt, że „w kraju praworządnym i demokratycznym obywatele mają prawo do konfrontowania swoich poglądów z przedstawicielami władzy”.

Dowody w sprawie, których nigdy nie użyto

Na kontrmanifestacjach policja zabrała i dotychczas nie oddała ok. 30 megafonów Lotnej Brygady Opozycji. Tylko niewielka część tzw. skrzekaczek, głównie zabranych przed laty, wróciła do aktywistów.

Cel policji jest jasny – uniemożliwić aktywistom używanie nagłośnienia, gdy Jarosław Kaczyński stoi pod pomnikiem smoleńskim lub pomnikiem swojego brata Lecha.

„Megafony zabierają nam rzekomo jako dowody w sprawie – prokurator po akcjach policji to zatwierdza.

Tyle, że jeszcze nigdy na żadnej sprawie megafon nie został użyty jako dowód.

Dodatkowo te nie wracają do nas, nawet gdy sprawy dawno temu zostały zamknięte”, opisuje Stanisława Skłodowska z LBO.

Ale składanie zawiadomień do prokuratury przez Lotną, od połowy 2022 roku, przynosi efekty. Skłodowska: „Od tamtej pory jest zero zawiadomień policji na nas”.

Od dwóch miesięcy nawet sami funkcjonariusze oddają aktywistom megafony tuż po pikiecie. Mimo iż te są często zniszczone, to jednak zmiana cieszy aktywistów. Bo to oznacza, że ich kontrofensywa w sądach i prokuraturze przynosi efekty.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze