0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Kornacki w zawiadomieniu do prokuratury zarzucił wojewodzie mazowieckiemu Zdzisławowi Sipierze przekroczenie uprawnień, czyli naruszenie art. 231 kodeksu karnego. Grozi za to do trzech lat więzienia. Wojewoda mianowany przez premier Beatę Szydło, od maja 2017 roku co miesiąc zakazuje zgromadzeń stowarzyszenia Tama Wawa, odbywających się na pl. Hoovera, czyli tuż obok trasy marszu smoleńskiego. Powołuje się przy tym na znowelizowane przez PiS prawo o zgromadzeniach, które uniemożliwia organizację zwykłych zgromadzeń w pobliżu tzw. zgromadzeń cyklicznych, a takim jest miesięcznica smoleńska.

Sęk w tym, że zgromadzenia Tamy nie są zgłaszane jako zwykłe, ale w tzw. trybie uproszczonym. A takich uproszczonych zgromadzeń zgodnie z prawem nie może zakazać ani prezydent miasta, ani tym bardziej wojewoda. Dwukrotnie orzekł to sąd, gdy Kornacki odwoływał się od zakazów Sipiery w maju i czerwcu 2017.

Zakaz z ostatniej chwili

W lipcu jednak Sipiera przechytrzył Tamę. Wydał zakaz dopiero 10 lipca o godz. 17:00. Kornacki dowiedział się o nim dopiero od policjantów, którzy zatrzymali samochód ze sprzętem nagłaśniającym niedaleko Krakowskiego Przedmieścia. Nie miał więc już czasu na składanie odwołania.

Działacze Tamy zostawili więc auto i poszli na miejsce swojego zgromadzenia pieszo jedynie z megafonem. Tam czekało na nich stu policjantów, którzy szczelnie wypełniali skwer Hoovera. Mimo to kilkunastu członków Tamy wkroczyło między nich.

“Zaskoczona naszą stanowczością policja ustąpiła, ale okrążyli nas kordonem. Później widać było, że policjanci przygotowywali się do wyniesienia nas, ale na miejsce dotarli wezwani przez nas prawnicy, wolontariusze z Okręgowej Rady Adwokackiej oraz obserwatorzy z Amnesty International. Dzięki temu policja zmieniła zdanie” - tak następnego dnia relacjonował nam zajście Wojciech Król z Tamy.

Policjanci wylegitymowali wtedy członków Tamy i ostrzegali, że mogą odpowiadać za udział w nielegalnym zgromadzeniu (art. 52 ust. 4 kodeksu wykroczeń), a nawet za zakłócanie uroczystości religijnej (art. 195 kodeksu karnego).

Próba zastraszenia?

Od lipca wojewoda powtarza ten manewr co miesiąc. Choć Tama Wawa zawiadamia o swoim zgromadzeniu nawet z miesięcznym wyprzedzeniem, Sipiera wydaje zakaz w ostatniej chwili, żeby uniemożliwić odwołanie się od niego przed rozpoczęciem zgromadzenia. Mimo to kilku do kilkunastu działaczy Tamy co miesiąc przychodzi na skwer Hoovera, żeby tuż przy okalających Krakowskie Przedmieście barierkach zamanifestować przeciwko upolitycznianiu katastrofy smoleńskiej.

Dotychczas wobec żadnego nich nie wyciągnięto konsekwencji. Aż do wczoraj, kiedy Dariusz Kornacki dostał wezwanie do stawienia się w komendzie "w charakterze osoby, co do której istnieje uzasadniona podstawa do sporządzenia przeciwko niej wniosku o ukaranie w sprawie o wykroczenie”. Ma odpowiadać za przewodniczenie zakazanemu zgromadzeniu w pobliżu lipcowej miesięcznicy. Grozi za to grzywna lub ograniczenie wolności (art. 52 par. 2 pkt kodeksu wykroczeń). Nie dość, że wojewoda bezprawnie zakazuje jego zgromadzeń, przez co przychodzi na nie tylko garstka najbardziej zaangażowanych, to jeszcze policja chce karać ich za brak respektu dla tego bezprawia.

Dlaczego policja przypomniała sobie o sprawie dopiero po pół roku? “Trzeba było poszukać pretekstu żeby mnie nastraszyć” - mówi OKO.press Kornacki. Jest przekonany, że policja działa w odwecie za jego zawiadomienie do prokuratury w sprawie nadużycia uprawnień przez wojewodę. Co prawda prokuratura umorzyła postępowanie, ale Kornacki złożył zażalenie na tę decyzję, niedługo zajmie się nią sąd. Kornacki zapewnia, że nie da się zastraszyć: “PiS strzela sobie w stopę. Wytacza kolejną sprawę, której nie może wygrać”.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze