0:00
0:00

0:00

Andrej Astapowicz to były białoruski śledczy, który po dramatycznej uciecze z kraju założył BYPOL, organizację zrzeszającą byłych i czynnych pracowników MSW decydujących się stanąć po stronie Białorusinów.

Nikita Grekowicz: Czym jest BYPOL i kto w nim pracuje?

Andrej Astapowicz: BYPOL to inicjatywa łącząca białoruskich siłowików, którzy nie godzą się na metody Łukaszenki i przemoc wspierającą jego władzę.

Do inicjatywy przystąpili byli i obecni funkcjonariusze organów ścigania; śledczy, prokuratorzy, funkcjonariusze operacyjni i pracownicy wewnętrznych działów MSW. Oprócz tego mamy przedstawicieli sądów, struktur wojskowych, ratowników i strażaków. Jednoczymy ludzi ze wszystkich działów resortów siłowych.

To ludzie pracujący obecnie w strukturach, ale również ci, którzy masowo rezygnowali ze służby w ostatnich miesiącach z powodów politycznych. Ludzie współpracujący w ramach BYPOL znajdują się na terytorium Białorusi i w państwach bezpośrednio z nią graniczących. Nasza główna siedziba z konieczności funkcjonuje obecnie na terenie Polski.

Przeczytaj także:

Kiedy BYPOL zaczął funkcjonować i jak do tego doszło?

Zacznę od początku. Nie zgadzałem się na to, co działo się w Białorusi po wyborach prezydenckich. Zrezygnowałem, kiedy osobiście spotkałem się z przymusem falsyfikowania dowodów w odniesieniu do protestujących. Wymagano tego ode mnie pod groźbą wyrzucenia z pracy. Byłem świadkiem bezprawnego wszczynania spraw karnych, dlatego napisałem raport zgodny z prawdą i złożyłem rezygnację.

Raport napisałem pod wpływem dużych emocji i w konsekwencji musiałem uciekać z kraju. Od razu rozpoczęło się wobec mnie śledztwo i represje. Ucieczka z kraju zajęła mi zresztą sporo czasu, ale ostatecznie udało mi się dostać do Polski.

Złożyłem tutaj wniosek o azyl i w czasie trwania tej długiej procedury zacząłem analizować sytuację. Wielu pracowników MSW, którzy publicznie deklarowali rezygnację ze służby, zaczęto represjonować ze zdwojoną siłą.

W miarę jak skala protestów, ich masowość malała, władze zyskiwały możliwość oddelegowania sił do represjonowania funkcjonariuszy odchodzących ze służby. Zacząłem szukać takich osób, początkowo po to, by im pomóc.

W ramach działalności Centrum Solidarności Białoruskiej okazywano pomoc wszystkim represjonowanym Białorusinom i zaproponowano mi, bym w ramach tej pomocy zorganizował pomoc dla siłowików wychodzących z systemu. Między innymi dlatego, że wszystkie inne organizacje obawiały się dopuszczać tych ludzi do innych poszkodowanych. Z oczywistych względów obawiano się inwigilacji ze strony reżimu.

Ja z kolei miałem możliwość sprawdzenia takich osób dzięki swoim znajomościom. Kilka osób udało mi się znaleźć w obozie dla uchodźców w Białej Podlaskiej [trafiała tam większość Białorusinów ubiegających się o wizy uchodźcze - red.]. Oni także musieli uciekać z kraju właściwie z dnia na dzień wraz z rodzinami.

Taki był początek BYPOL-u – w ten sposób stworzył się trzon zespołu, a naszym początkowym zadaniem była pomoc siłowikom wychodzącym z systemu. (Podobnie próbował na początku pomagać BY Sol i Nikita Mikado, twórca i założyciel firmy IT PandaDoc).

Kiedy udało się nam zebrać zespół doświadczonych i sprawnych w działaniu osób, pojawiła się w nas potrzeba wpływania na bieżące wydarzenia w naszej ojczyźnie. Żeby nie dopuszczać dalej do tego, co się tam działo.

Zaczęliśmy zastanawiać się nad reformami, tworzeniem związków i tego typu rozwiązaniami. Szybko jednak zrozumieliśmy, że najpierw musimy wygrać, a dopiero później będziemy mogli budować zdrowy system.

Nie mamy aż tak dużo zasobów, dlatego w pierwszej kolejności zaczęliśmy się zajmować dochodzeniami. Chcemy pomóc w doprowadzeniu do objęcia sankcjami osób odpowiedzialnych za konkretne zbrodnie przeciwko pokojowym demonstrantom. To bardzo ważne, szczególnie że ci ludzie się tego obawiają.

Zajęliśmy się weryfikacją osób popełniających przestępstwa i, bardziej ogólnie, dostępnych informacji i dowodów tych przestępstw.

Tak pojawiła się Ujednolicona Księga Rejestru Przestępstw, witryna dokumentująca i publikująca sprawy dotyczące przestępstw siłowików. Każda sprawa została opracowana zgodnie z metodyką stosowaną przez białoruskie organa ścigania, jeden z głównych nurtów naszej pracy.

Mamy też inne, mniej jawne kierunki działalności. Między innymi takie dotyczące zdobywania dostępu do informacji z wnętrza systemu. Zaczęliśmy też tworzyć siatkę kontaktów do funkcjonariuszy wyrażających w ten czy inny sposób chęć pomocy i wsparcie dla naszej inicjatywy.

Moglibyśmy rozmawiać o różnych dziedzinach, ale ze względów bezpieczeństwa ograniczymy się do tych najbardziej widocznych, czyli do pracy śledczej, dokumentacji i opracowania materiału dowodowego.

Przygotowywane przez nas materiały dostosowujemy do wymogów wymaganych w sądach, w tym tych w Europie czy na świecie. Wszystko po to, by już teraz można było wyciągać konsekwencje wobec ludzi popełniających zbrodnie takie jak tortury.

W porównaniu do innych organizacji BYPOL ma unikalne możliwości korzystania z materiałów pochodzących z wewnątrz systemu. Czy może Pan opowiedzieć na ten temat nieco więcej?

Załóżmy, że zacznie się międzynarodowe śledztwo dotyczące tortur stosowanych przez reżim wobec protestujących. Wszystko zresztą już idzie w tym kierunku. W takim wypadku tym tematem na pewno zajmą się śledczy, specjaliści z dużym doświadczeniem. (Ich stanowiska mogą nosić inne nazwy, ale wykonywana przez nich praca jest pracą śledczą).

Ale nawet dla nich zdobywanie informacji z wewnątrz systemu; dokumentacji, nagrań wideo, zbieranych i rejestrowanych przez samych funkcjonariuszy, w tym momencie pozostaje właściwie nieosiągalne. Są ludźmi z zewnątrz.

Po drugie, i równie ważne, łączymy funkcjonariuszy pragnących pomagać Białorusinom. Siłowicy stojący po stronie ludzi zdecydują się pomagać tylko ludziom, których znają i którym ufają, czyli innym siłowikom.

Nie pójdą za liderami opozycji, a tym bardziej nie odpowiedzą na wezwanie utworzonych na Zachodzie komisji. To bardzo hermetyczna grupa i jej zjednoczenie w ramach jakiejkolwiek inicjatywy jest możliwe tylko w taki sposób, jak my staramy się zorganizować.

W swoim czasie podobne inicjatywy próbowali tworzyć tacy ludzie jak Zacharenka [red. Jurij Zacharenka, minister MSW Białorusi w latach 1994-1995*], ale wtedy technologie nie pozwalały na skuteczną komunikację i konspirację.

Materiały wideo pochodzące z wewnątrz systemu stały się w Białorusi głównym tematem grudnia. Odmieniły nastroje i ukazały pęknięcia wewnątrz systemu – jak te nagrania wpływają na sytuację w Białorusi i jaki mają odzew wśród siłowików?

Jeśli chodzi o odzew wśród zwyczajnych Białorusinów, to mogę oceniać właściwie tylko po reakcjach w internecie. Jest prosty – w ludziach rodzą się negatywne odczucia względem funkcjonariuszy.

Wszyscy Białorusini na własne oczy widzą to, o czym wcześniej słyszeli albo czytali. Dotychczas nie było nagrań bezpośrednio przedstawiających tortury, tylko relacje o nich. To duża różnica, to wiele zmienia. Tak nieludzkie postępowanie siłowików bardzo wszystkich frustruje. Ludzie rozumieją, że naprawdę każdy z nich był o krok, o przecznicę, od zostania ofiarą reżimu.

Jeśli chodzi o siłowików, to ci którzy są po stronie narodu, nam kibicują, ale ci którzy wspierają Łukaszenkę nas nienawidzą. Ci którzy są przeciwko Łukaszence, wiążą z nami bardzo duże nadzieje – nie tylko w związku z nagraniami, ale też pod wpływem Księgi.

Nawet jeśli w momencie zmiany władzy ktoś spróbuje zniszczyć ważne, obciążające dokumenty, to te informacje zachowają się u nas.

Między innymi po to, by w normalnych warunkach można było jej użyć w trakcie procesów sądowych. Myślę, że uda się to zrobić od początku do końca i wszyscy winni poniosą konsekwencje swoich działań. Nikt nie będzie im wybaczał, zapominał o krzywdach albo przymykał oczu na udział w zbrodniach.

Wasza praca stała się bardzo istotnym czynnikiem zmagań Białorusinów w ostatnich tygodniach. Czy w związku z tym jako organizacja nie obawiacie się zagrożeń z zewnątrz? Nie wspominając o zagrożeniach dla każdego z was osobno?

[Westchnienie.] Staramy się zachowywać ostrożność, ale mamy ograniczone możliwości. Nie mamy statusu pozwalającego ubiegać się o ochronę albo takich możliwości jakie w normalnych warunkach moglibyśmy mieć w Białorusi. Mamy obawy.

Na razie nie dostajemy wsparcia, więc próbujemy w miarę własnych możliwości zapewnić sobie bezpieczeństwo. Jednak robić coś trzeba, wszyscy chcemy wrócić do domu, do ojczyzny.

Nie traktowaliśmy wyjazdu jako biletu do nowego życia, mimo że o Europie nie mogę powiedzieć złego słowa. Ale do domu ciągnie każdego, dosłownie każdego zmuszonego do wyjazdu członka inicjatywy. Dlatego jesteśmy skłonni zaryzykować w nadziei na zwycięstwo.

Zapytam też o zagrożenie infiltracją ze strony funkcjonariuszy wspierających Łukaszenkę.

Mamy procedury sprawdzania z kim mamy do czynienia.

Jakie nastroje panują wśród siłowików popierających Łukaszenkę, czy oni boją się o swoją przyszłość?

Myślę, że ci z nich, którzy są dobrze przygotowani mentalnie i intelektualnie, a takich nie brakuje, rozumieją nieuchronność upadku reżimu. To zaplecze intelektualne systemu. Bardzo ich martwi to, co się dzieje w kraju, a ich jedyną nadzieją pozostaje, że Białoruś stanie się jedną z guberni wchodzących w skład Federacji Rosyjskiej. Tak przynajmniej ja rozumiem myślenie stojące za działaniami łukaszystowskich zwolenników.

Ci, którzy nie potrafią zrozumieć otaczającej ich sytuacji, boją się wszystkiego, co dzieje się dookoła i wciąż wierzą, że uda się to jakoś przeczekać. Wierzą, że reżim się utrzyma i wszystko wróci do stanu sprzed rewolucji.

Zdają się wierzyć, że to będzie jak z protestami w 2006, 2010 i 2015 roku, które po represjach wygasły. Mają nadzieję, że podobnie jak wtedy nie poniosą żadnych konsekwencji za swoje działania.

Uważam jednak, że to błędne myślenie – w Białorusi jeszcze nigdy czegoś podobnego nie było. Ani Białorusini nie byli nigdy tak zjednoczeni jak dzisiaj, ani siłowicy nie popełniali takich straszliwych zbrodni.

Rysuje Pan wyraźny podział wśród siłowików – czy jest on naprawdę aż tak widoczny z wewnątrz? Jest Pan w stanie oszacować proporcje tego podziału?

To trudny temat. Ale mogę powiedzieć, że około 20 proc. funkcjonariuszy już odeszło z pracy. Co więcej, 31 grudnia skończyły się kontrakty i wiem, że wielu ich nie przedłuży. Jeśli mam mówić o średniej wakatów, to w tym momencie, po końcu roku, ta średnia skoczy do 30 proc.

Ludzie najprawdopodobniej rezygnują właśnie ze względu na to, co dzieje się dzisiaj w Białorusi. To znacząca liczba funkcjonariuszy, którzy nie chcą mieć z nic wspólnego z działaniami reżimu.

Wielu zostaje w pracy, ale zaczyna pomagać sprawie będąc wciąż na swoich stanowiskach, ukrywając jednocześnie swoje motywacje przed innymi. To też jakiś procent, ale nawet w przybliżeniu nie będę mówił ile. Inni wciąż starają się wykonywać zwykłe czynności stróżów prawa, bo przestępczość też przecież nie zniknęła. Takich ludzi nie jest zresztą mało, a oni też nie przykładają ręki do zbrodni reżimu.

I zostaje grupa ludzi utrzymujących funkcjonowanie systemu. Jeśli mam szacować, to powiedziałbym, że minimum 50 proc. składu resortów siłowych nie wspiera Łukaszenki. Niektórzy z różnych względów nie zabierają głosu, albo w ukryciu zajmują się wspieraniem narodu. Część już odeszła ze służby. Są też tacy, którzy starają się pozostać neutralni.

Jeśli nie będziemy brać pod uwagę strachu, czy to przed zwolnieniem, czy przed represjami, to w rzeczywistości Łukaszenkę naprawdę wspiera około 20 proc. siłowików. To ludzie, którzy są zapalonymi wyznawcami łukaszyzmu, i stoją przy swoim wodzu nie ze strachu, tylko naprawdę w niego wierzą.

Jeśli tak wielu funkcjonariuszy już zrezygnowało, to jak system ma zamiar uzupełnić te braki? Czy niedawno podpisana umowa z Rosgwardią (elitarną jednostką rosyjskich wojsk wewnętrznych) może pomóc?

Właśnie z powodu tych braków podpisano tę umowę. Zwierzchnicy widzą jak pustoszeją szeregi milicji.

W dodatku doszło właśnie do demobilizacji w wojsku, w tym w wojskach wewnętrznych. Dojdzie do tego demobilizacja wiosną. Te oddziały, które przygotowywano na wybory, odejdą ze służby, a na ich miejsce przyjdą nowi rekruci, którzy widzieli co się działo i mają na ten temat wyrobione bardzo konkretne zdanie.

Kiedy jesteś w armii, to nie masz właściwie żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym poza państwową telewizją. W trakcie kampanii wyborczej kontakty żołnierzy ze światem zostały zupełnie zablokowane. Oni mieli ograniczony nawet kontakt ze swoimi rodzinami.

Dlatego niektórzy z nich, z tych świeżych żołnierzy, którzy dopiero co trafili do wojska z wiosek, naprawdę wierzyli, że posyła się ich do walki z jakimś zewnętrznym wrogiem. Zostali wyszkoleni i przyuczeni do tego, że zaraz będą musieli walczyć z ludźmi, którzy chcą pozbawić Białoruś suwerenności. Cześć z nich w to uwierzyła, nie mając dostępu do innych kanałów informacji.

Ludzie, którzy teraz trafią do armii, mają inne podejście i nie zgodzą się wypełniać zbrodniczych rozkazów. Dlatego system straci jeszcze większą część stanu osobowego. Wojska wewnętrzne nie będą już do dyspozycji reżimu. Wspominałem o 30 proc. funkcjonariuszy, którzy już zrezygnowali lub niedługo zrezygnują – to zawodowcy, ludzie pracujący w MSW na kontraktach.

Braki w kadrach są ogromne. A przecież wciąż trzeba zwalczać zwyczajną przestępczość. Tego nie da się oszukać i do tej pracy, tak czy inaczej, trzeba oddelegować ludzi. Ponadto gromadzi się przytłaczająca liczba spraw karnych i administracyjnych. System już teraz jest przeciążony.

Decydenci zrozumieli, że jeśli wiosną zbierze się na ulicy dwieście tysięcy osób, jak latem, to na pewno nie będą w stanie takiego tłumu zatrzymać. Dochodzi do tego obawa przed upadkiem reżimu, wątpliwości albo zwyczajne zmęczenie.

Kiedy znowu będzie ciepło i ludzie zbiorą się na demonstracje takiego kalibru, system będzie potrzebował jakiegoś wsparcia i właśnie stąd wynika współpraca z Rosgwardią.

Jaką wizję przyszłości Pan przewiduje i jak będzie wyglądała nowa Białoruś, ta po Łukaszence?

Odpowiem krótko – jestem przekonany, że rok 2021 dopełni zmiany. Wszystko się w trakcie tego roku zmieni. Władzy on [Łukaszenka] nie utrzyma.

W jaki sposób dojdzie do zmiany? Tutaj planów i wersji może być mnóstwo, ale i tak żadna z nich się pewnie nie sprawdzi. Możemy o tym rozmawiać przez dwie godziny, ale nie widzę w tym sensu.

Musimy przygotowywać się do kolejnych wydarzeń i planować, co będziemy robili dalej. Widzę, że władzy nie uda mu się utrzymać. Dodam jeszcze, że w Białorusi nadchodzi wielki kryzys gospodarczy. To tylko dopełni obrazu.

*Jurij Zacharenka został porwany przez nieznanych sprawców 7 maja 1999 roku. Powszechnie uznawany za ofiarę reżimu, jego ciała nigdy nie odnaleziono. Od 1996 polityczny przeciwnik Łukaszenki, próbował utworzyć Związek Oficerów.

W grudniu 2019 roku były członek Specjalnego Oddziału Szybkiego Reagowania (biał. SOBR), Jurij Harcauski, potwierdził wersję o morderstwie w wywiadzie dla Deutsche Welle.

;
Na zdjęciu Nikita Grekowicz
Nikita Grekowicz

Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.

Komentarze