0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.plPiotr Skórnicki / Ag...

Mógł nas czekać paraliż - tym razem nie na lotniskach, a na dworcach kolejowych. W końcu jednak pracownicy Polregio, spółki zajmującej się przewozami kolejowymi na krótkich dystansach, wywalczyli podwyżki. Związkowcy dostaną 700 złotych więcej w dwóch transzach. Dzięki temu unikniemy kolejowego strajku, a pociągi w poniedziałek pojadą według rozkładu.

Paraliż kolei bardziej dotkliwy niż ten na lotniskach

Spór maszynistów z Polregio nie zyskał tak dużego rozgłosu jak ten toczący się pomiędzy kontrolerami lotów z ich pracodawcą.

Strajk na kolei oznaczałby jednak nieporównywalnie większe problemy.

Spółka do niedawna funkcjonująca jako Przewozy Regionalne, jeszcze w 2019 roku woziła niemal 90 milionów pasażerów rocznie. Z polskich lotnisk skorzystało wtedy niemal dwukrotnie mniej osób. W 2021 roku było to 62,6 mln wobec 19,6 mln. Pociągi przewoźnika wożą też za darmo uchodźców z Ukrainy.

Przeczytaj także:

Polregio w wielu regionach jest jedyną spółką wożącą pasażerów po lokalnych torach. W większości województw nie istnieje konkurencyjna wobec niej oferta kolejowa. Na szczęście przeciągające się do ostatniej chwili negocjacje skończyły się sukcesem.

Marszałkowie płacą, ale się nie cieszą

Dlaczego rozmowy były tak trudne? Najważniejszy głos należał do szesnastu marszałków województw. To oni jako współwłaściciele poszczególnych zakładów Polregio będą obciążeni podwyżkami. Regionalne władze w końcu przystały na wymagania płacowe kolejarzy - ale zrobiły to bez entuzjazmu.

”Rozumiemy, że przy obecnej inflacji pracownicy domagają się podwyżek. Zarezerwowaliśmy w budżecie określoną kwotę na ten cel, ale nie zgadzamy się na to, żebyśmy byli stawiani pod ścianą: albo w całości pokrywamy brakujące kwoty, albo będzie strajk” - mówił cytowany przez Gazetę Wyborczą Wojciech Jankowiak, wicemarszałek województwa wielkopolskiego.

Podpisanie kompromisu płacowego może jedynie odroczyć kryzys. Lokalne władze podkreślają, że koszty utrzymania kolei rosną, a ich budżety nie są z gumy.

”Oczekujemy jako marszałkowie wszystkich województw większego zaangażowania strony nie tylko rządowej, co podatków centralnych w realizację przewozów regionalnych, bo nas najzwyczajniej w świecie na wciąż rosnące koszty tych usług nie stać. Nie może się to przecież ostatecznie odbyć kosztem ograniczenia liczby połączeń w regionach” - mówił na atenie TVP3 Bydgoszcz Piotr Całbecki, marszałek województwa Kujawsko-Pomorskiego.

Wiceminister infrastruktury Andrzej Bittel zrzucał jednak odpowiedzialność za wyjaśnienie sytuacji zrzuca na samorządowców. Jak argumentował, Warszawa nie ma w tym przypadku wielkiego pola manewru. „Oczekiwania strony społecznej zostały przekazane do marszałków we wtorek (...). Zakładam, że dojdzie porozumienia strony społecznej z zarządem Polregio, na co największy wpływ mają marszałkowie województw” - mówił w czwartek Sejmie członek ekipy rządowej.

Emocje do ostatniej chwili

Jeszcze w piątkowe popołudnie wydawało się, że przynajmniej w części województw składy Polregio nie wyjadą na tory. Negocjacje, mimo deklaracji władz spółki, utknęły w martwym punkcie. Nadzieję na postępy w rozmowach dała środowa wypowiedź prezesa spółki, Artura Martyniuka. W wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej przyznał on, że jest już „wstępne porozumienie” dotyczące płacowego kompromisu. W jego myśl kolejarze dostaliby 400 złotych podwyżki z wyrównaniem od stycznia jeszcze w tym roku, a kolejnych 300 złotych od początku przyszłego. Właśnie tego wymagali związkowcy. Według prezesa plan czekał jedynie na potwierdzenie ze strony władz poszczególnych województw.

”Nie wiem, z kim pan prezes zawarł to porozumienie, bo na pewno nie z nami” - mówił w czwartek OKO.press Leszek Miętek, prezydent Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce.

”Informacja Prezesa Polregio, jakoby zostało zawarte wstępne porozumienie w sprawie podwyżek wynagrodzeń w Spółce POLREGIO jest konfabulacją” - odpierali ostro członkowie jego organizacji w oświadczeniu odpowiadającym na stanowisko prezesa firmy.

Według nich od zakończenia sporu zbiorowego i decyzji o strajku nie odbyło się żadne spotkanie, które miałoby na celu dojście do kompromisu. Burzliwy spór wydawał się bardzo trudny do wyjaśnienia. Tyle wiedzieliśmy do piątku, gdy pojawiła się informacja o spotkaniu ostatniej szansy.

Niskie płace w Polregio

W razie niepowodzenia negocjacji konsekwencje dla przewoźnika byłyby poważne - twierdzą związkowcy. Brak zgody na 700-złotową podwyżkę w dwóch transzach według niego doprowadziłby do braków kadrowych.

”To jest absolutne minimum, które zadowoli pracowników. Nie możemy podpisywać porozumienia dla samego porozumienia. Ono powinno służyć powstrzymaniu pracowników przed odejściem ze spółki" - mówił Miętek.

A płace w Polregio są niskie zarówno na tle całej gospodarki, jak i branży - przekonuje związkowy lider. Potwierdził to zresztą prezes przewoźnika - z jego wypowiedzi wynika, że średnia płaca w spółce wynosi o 350 zł mniej niż przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (w pierwszym kwartale 2022 to 6235 zł brutto). Według różnych wypowiedzi Martyniuka podwyżki mogłyby kosztować od 124 do 130 mln złotych.

To dużo, a Polregio nadal odczuwa skutki pandemii i drastycznych spadków zysków z biletów. Nie dotknęło to regionalnego przewoźnika w taki sam spośób, jak dalekobieżnych odpowiedników. Z usług lokalnej kolei na trasie z domu do pracy czy szkoły najtrudniej jest zrezygnować. Mimo to według danych Urzędu Transportu Kolejowego od Polregio odpłynęło 37 proc. klientów. Dlatego do kasy przewoźnika trzeba było dosypać pieniędzy.

Pracownicy mogą odejść, nowych szukać ze świeczką

”Rzeczywiście, sytuacja zarządu też jest trudna” - przyznawał w czwartek Miętek. „Po notyfikacji pomocy publicznej przez Komisję Europejską spółka nie może ponosić strat. Oni nie mogą więc wziąć kredytu, wykazać ujemnego wyniku działalności operacyjnej, bo pomoc zostanie zawieszona. Wtedy problem będzie jeszcze większy” - wyjaśniał związkowiec. W zeszłym roku Bruksela stwierdziła zgodność sposobu przekazania środków z budżetu na restrukturyzację Przewozów Regionalnych, poprzednika Polregio.

Mimo to przewoźnikowi bardziej opłacało się znaleźć dodatkowe środki, niż z założonymi rękami czekać na odejście pracowników - przekonuje Miętek. Dodaje, że doświadczony pracownik jest na kolei na wagę złota. Widać to między innymi po zeszłorocznej kampanii Kolei Dolnośląskich (pozostających poza strukturami Polregio), które kandydatom do zapełnienia wakatów oferowały bezpłatne szkolenie zawodowe.

”Po długotrwałych procesach restrukturyzacji, po przekazaniu udziałów samorządom i Agencji Rozwoju Przemysłu, po udzieleniu spółce pomocy publicznej z notyfikacją Komisji Europejskiej pracownicy Polregio nadal są najniżej wynagradzani na całym rynku kolejowym” - załamywał ręce Miętek.

Bez podwyżek znaczna część kluczowych dla procesu przewozowego pracowników opuściłaby spółkę - zaznaczał związkowiec:

"Przejście do jakiejkolwiek innej spółki kolejowej skutkuje podwyżką wynagrodzenia rzędu 1000, 1500 złotych. Mamy inflację, mamy kredyty, a młodzi pracownicy mogą z dnia na dzień porzucić tę pracę. Na rynku brakuje wykwalifikowanych ludzi. Szkolenie jest długotrwałe i kosztowne. Każdy z przewoźników - na przykład tych samorządowych, towarowych - ucieszy się z pracownika z doświadczeniem”.

Choć skala zarobków jest zupełnie inna, to sytuacja do złudzenia przypomina pod tym względem spór kontrolerów lotu z Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Brak porozumienia mógł w ich przypadku skutkować trwałymi brakami w obsadach zmian na lotniskach. Ich uzupełnienie - podobnie jak w przypadku regionalnych kolei - miało wymagać wielu lat szkolenia, a przyciągnięcie osób z zewnątrz i tak wymagałyby przeznaczenia większej puli pieniędzy na płace.

Wojewódzkie władze wreszcie tupną nogą?

Szczęśliwie kolejowy dreszczowiec skończył się sukcesem związkowców. A więc - przynajmniej na razie - pasażerowie mogą odetchnąć z ulgą, a obsługujący największą liczbę pasażerów przewoźnik nie będzie musiał ciąć kursów.

Finansujący podwyżki marszałkowie mają jednak sporo na głowie - muszą finansować działalność szpitali, dbają o wojewódzkie drogi, utrzymują urzędniczą machinę, która dba o sprawy obywateli. Regionalne budżety mogą kurczyć się przez brak wpływów z obniżanych przez centralne władze podatków dochodowych.

Do tego niektóre samorządy - jak małopolski, wielkopolski, dolnośląski czy mazowiecki - mają własne spółki kolejowe, funkcjonujące obok Polregio. Spokój na lokalnych torach jest więc jedynie tymczasowy. W czasach rosnącej inflacji kolejne negocjacje płacowe wydają się kwestią czasu - a wtedy przyciśnięci do ściany marszałkowie mogą się zbuntować.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze