Politycy przedstawiają niskie w Polsce tempo epidemii i małą liczbę ofiar jako wyjątkowy sukces polskiej reakcji na koronawirusa i porównują nasze liczby z włoskimi czy francuskimi. Sukces jest, ale nie wyjątkowy. Kraje dotknięte w drugiej kolejności, zwłaszcza z Europy Wschodniej, przechodzą COVID-19 łagodniej. Dobrodziejstwo postkomuny?
Do niedawna minister Łukasz Szumowski regularnie straszył Polaków i Polki nadciągającą falą zachorowań na COVID-19, taką jak w krajach najbardziej dotkniętych epidemią a przede wszystkim we Włoszech. Trzymał się tych ostrzeżeń, choć jego cotygodniowe prognozy się nie potwierdzały. Obecnie wśród polityków PiS pojawia się powoli ton sukcesu polskiej polityki wobec epidemii. "Obostrzenia, które wprowadziliśmy, sprawiły, że nastąpiła istotna redukcja. Gdyby nie te ograniczenia, dziś mielibyśmy 25 tys. przypadków zakażeń koronawirusem" - powiedział Szumowski 9 kwietnia 2020 radiowej Jedynce.
Premier Mateusz Morawiecki oceniał, że Polska uniknęła losu innych krajów dotkniętych epidemią (rzucił liczbę 50 tys. zakażeń) dzięki szybszej i bardziej konsekwentnej polityce wymierzonej w wirusa SARS-CoV-2.
Ta narracja jest w części prawdziwa, bo w porównaniu z rozwojem epidemii we Włoszech czy Hiszpanii liczba zakażeń i ofiar jest mała i rośnie powoli, ale teza o polskiej wyjątkowości okazuje się z gruntu fałszywa, gdy porównamy Polskę z krajami naszego regionu, które znalazły w podobnej sytuacji epidemicznej.
Zacznijmy od wykresu, który pokazuje postępy epidemii w Polsce, Czechach i Rumunii.
Niemal identyczny przebieg epidemii w naszych trzech krajach może budzić zdziwienie, bo Polskę, Rumunię i Czechy wiele różni:
Nasze trzy kraje łączy jednak podobne doświadczenie z koronawirusem. Pierwszy przypadek został zarejestrowany w odstępie tygodnia (w Rumunii - 26 lutego, Czechach 1 marca, Polsce - 4 marca), ale - co ważniejsze - próg 100 zakażeń został osiągnięty niemal jednocześnie:
Na wykresie pokazaliśmy zatem wzrost zakażeń (rosnącą sumę) w kolejnych 28 dniach poczynając od 14 marca w Polsce i Rumunii oraz 12 marca w Czechach. Doszły do podobnego punktu: 5955 zakażeń w Polsce, 5467 w Rumunii i 5312 w Czechach.
Inne kraje wschodniej Europy osiągnęły próg 100 zakażeń na ogół później niż Polska, a bezwzględna liczba zakażeń jest w nich (dane z 10 kwietnia wieczorem) parokrotnie mniejsza niż u nas:
Oczywiście trudno porównywać dane z Polski czy Rumunii z krajami tak małymi jak np. Estonia (1,3 mln). W tej ostatniej 1258 zakażeń oznacza 948 przypadków na milion mieszkańców, czyli sześć razy więcej niż w Polsce. Z drugiej strony, ta sama Estonia jest europejską wiceliderką w liczbie testów na milion mieszkańców (21 019), prawie siedem razy więcej niż w Polsce (3126), czyli wykrywa znacznie więcej zakażeń.
Powyższe liczby należy zatem potraktować wyłącznie jako ilustrację mniejszej skali epidemii w naszej części Europy. A może to raczej kwestia późniejszego dotarcia wirusa SARS-CoV-2? Co dało krajom drugiej fali szansę na szybszą reakcję wcześniej? Warto tu spojrzeć na przypadek Portugalii.
Pierwszy przypadek COVID-19 został w Portugalii potwierdzony 2 marca, czyli tego samego dnia, w którym pierwszy polski pacjent zgłosił się do lekarza rodzinnego, dzień potem do szpitala w Zielonej Górze i jego próbki pojechały do Warszawy. Co ważniejsze, próg 100 zakażeń Portugalia przekroczyła 13 marca, czyli ledwie dzień przed Polską.
Oczywiście są tu liczne różnice, choć Portugalia ma dokładnie tylu mieszkańców co Czechy (10,3 mln), gęstość zaludnienia prawie taką jak Polska (110 osób na km kw.), poziom życia zbliżony - za Czechami, tuż przed Polską.
Ale tempo COVID-19 w Portugalii jest zupełnie inne niż w trzech krajach wschodniej Europy. Przypomina za to wykres Austrii, która też należy do krajów drugiej europejskiej fali (próg 100 zakażeń osiągnęła 9 marca) i jest krajem o zbliżonych parametrach demograficznych:
Oczywiście Austria jest bez porównania zamożniejsza i wydaje na zdrowie aż 8,2 proc. PKB, Portugalia - 6,3 proc.
Zobaczmy teraz pięć omawianych krajów na tle szóstki najbardziej dotkniętych epidemią, które zostały zaatakowane wcześniej. To te kraje stanowią układ odniesienia dla polskich polityków, gdy epidemią straszą lub chwalą politykę rządu w walce z wirusem.
Wykres Polski, Rumunii i Czech jest niemal niewidoczny - tak małe przyjmuje wartości w porównaniu z liczbą zakażonych w analogicznym momencie rozwoju epidemii we Włoszech czy Francji, nie mówiąc o Hiszpanii czy USA. Jak widać na wykresie, między 27. a 28. dniem (od progu 100 zakażeń) na Zachodzie pandemia szalała. Nowych przypadków w tę jedną dobę pojawiło się w:
Na tym tle liczba nowych przypadków krajów Europy wschodniej w analogicznej fazie epidemii (27-28 dzień od progu 100) wygląda optymistycznie:
Wykresy epidemii w Portugalii i Austrii mieszczą się gdzieś pomiędzy. Portugalia jest w trudniejszej sytuacji niż Europa Wschodnia, ale bez porównania lepszej niż wielka szóstka. W Austrii koronawirus już zaczynał się uspokajać. Dobowe wzrosty zakażeń wyniosły:
Jest oczywiste, że kraje drugiej fali epidemii miały więcej czasu, a lęk przed wirusem był wyższy niż w pierwszej fali. Polska, Czechy, Austria czy Portugalia podjęły środki zaradcze, przede wszystkim ograniczając kontakty społeczne, we wcześniejszej fali epidemii i w sposób bardziej zdecydowany niż wielka epidemiczna szóstka.
Ale działać tu może dodatkowy czynnik kulturowy.
Społeczeństwa postkomunistyczne przechodzą COVID-19 łagodniej, tak jakby efekt zamrożenia życia społecznego przynosił większe efekty.
Może to wynikać z historycznie ukształtowanej większej podatności na przestrzeganie odgórnych zakazów władzy centralnej, ale także z niższego bazowego poziomu komunikacji społecznej.
Mniejsza niż na Zachodzie jest mobilność Polek i Polaków, bez porównania wyższy odsetek ludności wiejskiej, mniejsze uczestnictwo w życiu kulturalnym czy sportowym (np. widownia na meczach piłkarskich), niższy poziom aktywności obywatelskiej, przynależności do organizacji społecznych, bardziej domowo-rodzinne wzorce spędzania czasu wolnego, zwłaszcza w porównaniu ze społeczeństwami południowej Europy (stąd może płynąć większe zagrożenie Portugalii niż Austrii).
Być może również przywiązanie do praw i wolności jednostki może na Zachodzie utrudniać, zwłaszcza na początku epidemii, przestrzeganie rygorów i ograniczeń. Wschodnia Europa łatwiej poddaje się dyscyplinie.
Efekt zamrożenia życia społecznego może być zatem w Polsce większy, bo poziom wyjściowy interakcji byłby niższy niż w Niemczech, USA czy Hiszpanii. To jednak tylko kolejne hipotezy.
Z drugiej strony, epidemii powinna sprzyjać aktywność zawodowa Polek i Polaków, dojazdy do pracy, a także zatrudnienie w kilku miejscach w tym także personelu medycznego. To stwarza okazję do kontaktów społecznych i przy okazji wymiany płynów ustrojowych.
Polacy są zapewne mniej mobilni niż Niemcy czy Włosi, ale polski personel medyczny - znacznie bardziej. To otwiera szczególnie niebezpieczną ścieżkę transmisji wirusa. Informacja GIS, że 30 proc. zakażeń nastąpiło w szpitalu lub przychodni są dramatycznym ostrzeżeniem.
Jak pisała w OKO.press Miłada Jędrysik (co przypomnieli czytelnicy OKO.press, w komentarzach do tego artykułu!) większa odporność postkomunistycznych społeczeństw na SARS-CoV-2 może być skutkiem powszechnego w tej części Europy stosowania szczepionki przeciwgruźliczej BCG, od której wiele krajów zachodnich odeszło wraz zanikiem gruźlicy. Miałaby ona wspomagać system immunologiczny w walce z innymi niż gruźlica infekcjami.
Oczywiście hipoteza różnic kulturowych i szczepionki na gruźlicę się nie wykluczają. Oba czynniki mogą działać niezależnie od siebie.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze