Do niedawna minister Łukasz Szumowski regularnie straszył Polaków i Polki nadciągającą falą zachorowań na COVID-19, taką jak w krajach najbardziej dotkniętych epidemią a przede wszystkim we Włoszech. Trzymał się tych ostrzeżeń, choć jego cotygodniowe prognozy się nie potwierdzały. Obecnie wśród polityków PiS pojawia się powoli ton sukcesu polskiej polityki wobec epidemii. „Obostrzenia, które wprowadziliśmy, sprawiły, że nastąpiła istotna redukcja. Gdyby nie te ograniczenia, dziś mielibyśmy 25 tys. przypadków zakażeń koronawirusem” – powiedział Szumowski 9 kwietnia 2020 radiowej Jedynce.
Premier Mateusz Morawiecki oceniał, że Polska uniknęła losu innych krajów dotkniętych epidemią (rzucił liczbę 50 tys. zakażeń) dzięki szybszej i bardziej konsekwentnej polityce wymierzonej w wirusa SARS-CoV-2.
Ta narracja jest w części prawdziwa, bo w porównaniu z rozwojem epidemii we Włoszech czy Hiszpanii liczba zakażeń i ofiar jest mała i rośnie powoli, ale teza o polskiej wyjątkowości okazuje się z gruntu fałszywa, gdy porównamy Polskę z krajami naszego regionu, które znalazły w podobnej sytuacji epidemicznej.
Zacznijmy od wykresu, który pokazuje postępy epidemii w Polsce, Czechach i Rumunii.
Niemal identyczny przebieg epidemii w naszych trzech krajach może budzić zdziwienie, bo Polskę, Rumunię i Czechy wiele różni:
- liczba obywateli: Polska 38 mln, Rumunia 19,4 mln, Czechy 10,7 mln;
- gęstość zaludnienia (osoby na kilometr kwadratowy): Polska – 123, Rumunia – 85, Czechy – 138;
- poziom życia wyrażony, np. w tzw. spożyciu indywidualnym skorygowanym (AID); Polska 77 proc. średniej unijnej, Czechy 83 proc., Rumunia 70 proc.;
- na zdrowie wydają: Polska – 4,8 proc. PKB, Czechy 7,6 proc., Rumunia – 4,6 proc.;
- różna jest też intensywność testowania (czyli poszukiwania osób zakażonych). Na milion mieszkańców Polska przeprowadziła (dane z 10 kwietnia wieczorem) 3126 testów, Rumunia podobnie – 2881, Czechy trzy i pół raza więcej – 10 725 (co ciekawe wykrywając jeden przypadek na 19 testów, czyli równie rzadko jak Polska; w Rumunii – dwa razy częściej, raz na 10 testów).
Nasze trzy kraje łączy jednak podobne doświadczenie z koronawirusem. Pierwszy przypadek został zarejestrowany w odstępie tygodnia (w Rumunii – 26 lutego, Czechach 1 marca, Polsce – 4 marca), ale – co ważniejsze – próg 100 zakażeń został osiągnięty niemal jednocześnie:
- w Czechach 12 marca;
- w Polsce 14 marca;
- w Rumunii 14 marca.
Na wykresie pokazaliśmy zatem wzrost zakażeń (rosnącą sumę) w kolejnych 28 dniach poczynając od 14 marca w Polsce i Rumunii oraz 12 marca w Czechach. Doszły do podobnego punktu: 5955 zakażeń w Polsce, 5467 w Rumunii i 5312 w Czechach.
Inne kraje wschodniej Europy osiągnęły próg 100 zakażeń na ogół później niż Polska, a bezwzględna liczba zakażeń jest w nich (dane z 10 kwietnia wieczorem) parokrotnie mniejsza niż u nas:
- Słowenia – 13 marca, liczba zakażeń 1160;
- Estonia – 14 marca, 1258;
- Łotwa – 20 marca, 111;
- Słowacja – 21 marca, 999;
- Litwa – 21 marca, 999;
- Węgry – 21 marca, 1190.
Oczywiście trudno porównywać dane z Polski czy Rumunii z krajami tak małymi jak np. Estonia (1,3 mln). W tej ostatniej 1258 zakażeń oznacza 948 przypadków na milion mieszkańców, czyli sześć razy więcej niż w Polsce. Z drugiej strony, ta sama Estonia jest europejską wiceliderką w liczbie testów na milion mieszkańców (21 019), prawie siedem razy więcej niż w Polsce (3126), czyli wykrywa znacznie więcej zakażeń.
Powyższe liczby należy zatem potraktować wyłącznie jako ilustrację mniejszej skali epidemii w naszej części Europy. A może to raczej kwestia późniejszego dotarcia wirusa SARS-CoV-2? Co dało krajom drugiej fali szansę na szybszą reakcję wcześniej? Warto tu spojrzeć na przypadek Portugalii.
Portugalia – start epidemii razem z Polską, ale potem jak Austria
Pierwszy przypadek COVID-19 został w Portugalii potwierdzony 2 marca, czyli tego samego dnia, w którym pierwszy polski pacjent zgłosił się do lekarza rodzinnego, dzień potem do szpitala w Zielonej Górze i jego próbki pojechały do Warszawy. Co ważniejsze, próg 100 zakażeń Portugalia przekroczyła 13 marca, czyli ledwie dzień przed Polską.
Oczywiście są tu liczne różnice, choć Portugalia ma dokładnie tylu mieszkańców co Czechy (10,3 mln), gęstość zaludnienia prawie taką jak Polska (110 osób na km kw.), poziom życia zbliżony – za Czechami, tuż przed Polską.
Ale tempo COVID-19 w Portugalii jest zupełnie inne niż w trzech krajach wschodniej Europy. Przypomina za to wykres Austrii, która też należy do krajów drugiej europejskiej fali (próg 100 zakażeń osiągnęła 9 marca) i jest krajem o zbliżonych parametrach demograficznych:
- identyczna liczba mieszkańców (10,3 mln) i
- niemal identyczna gęstość zaludnienia: Portugalia 110 osób na km kw., Austria – 106.
Oczywiście Austria jest bez porównania zamożniejsza i wydaje na zdrowie aż 8,2 proc. PKB, Portugalia – 6,3 proc.
Pięć krajów na tle szóstki poszkodowanych pierwszej fali
Zobaczmy teraz pięć omawianych krajów na tle szóstki najbardziej dotkniętych epidemią, które zostały zaatakowane wcześniej. To te kraje stanowią układ odniesienia dla polskich polityków, gdy epidemią straszą lub chwalą politykę rządu w walce z wirusem.
Wykres Polski, Rumunii i Czech jest niemal niewidoczny – tak małe przyjmuje wartości w porównaniu z liczbą zakażonych w analogicznym momencie rozwoju epidemii we Włoszech czy Francji, nie mówiąc o Hiszpanii czy USA. Jak widać na wykresie, między 27. a 28. dniem (od progu 100 zakażeń) na Zachodzie pandemia szalała. Nowych przypadków w tę jedną dobę pojawiło się w:
- USA – 19,9 tys. (dokładnie 19 913!; działa tu oczywiście ogrom kraju, którego ludność stanowi trzy czwarte ludności UE);
- Hiszpanii – 6,9 tys.;
- Niemczech – 6,8 tys.;
- Wielkiej Brytanii – 4,3 tys.;
- Francji – 3,8 tys.
- Włoszech – 3,6 tys. (Włochy zaczęły chorować wcześniej; próg 100 zakażeń osiągnęły już 23 lutego, 6 dni przed Francją, 7 przed Niemcami, 8 przed USA).
Na tym tle liczba nowych przypadków krajów Europy wschodniej w analogicznej fazie epidemii (27-28 dzień od progu 100) wygląda optymistycznie:
- w Polsce – 380;
- w Rumunii – 265;
- w Czechach – 295.
Wykresy epidemii w Portugalii i Austrii mieszczą się gdzieś pomiędzy. Portugalia jest w trudniejszej sytuacji niż Europa Wschodnia, ale bez porównania lepszej niż wielka szóstka. W Austrii koronawirus już zaczynał się uspokajać. Dobowe wzrosty zakażeń wyniosły:
- w Portugalii – 815 przypadków;
- w Austrii – 527 przypadków.
Wnioski. Pierwsza i druga fala. Wschód i Zachód
Jest oczywiste, że kraje drugiej fali epidemii miały więcej czasu, a lęk przed wirusem był wyższy niż w pierwszej fali. Polska, Czechy, Austria czy Portugalia podjęły środki zaradcze, przede wszystkim ograniczając kontakty społeczne, we wcześniejszej fali epidemii i w sposób bardziej zdecydowany niż wielka epidemiczna szóstka.
Ale działać tu może dodatkowy czynnik kulturowy.
Społeczeństwa postkomunistyczne przechodzą COVID-19 łagodniej, tak jakby efekt zamrożenia życia społecznego przynosił większe efekty.
Może to wynikać z historycznie ukształtowanej większej podatności na przestrzeganie odgórnych zakazów władzy centralnej, ale także z niższego bazowego poziomu komunikacji społecznej.
Mniejsza niż na Zachodzie jest mobilność Polek i Polaków, bez porównania wyższy odsetek ludności wiejskiej, mniejsze uczestnictwo w życiu kulturalnym czy sportowym (np. widownia na meczach piłkarskich), niższy poziom aktywności obywatelskiej, przynależności do organizacji społecznych, bardziej domowo-rodzinne wzorce spędzania czasu wolnego, zwłaszcza w porównaniu ze społeczeństwami południowej Europy (stąd może płynąć większe zagrożenie Portugalii niż Austrii).
Być może również przywiązanie do praw i wolności jednostki może na Zachodzie utrudniać, zwłaszcza na początku epidemii, przestrzeganie rygorów i ograniczeń. Wschodnia Europa łatwiej poddaje się dyscyplinie.
Efekt zamrożenia życia społecznego może być zatem w Polsce większy, bo poziom wyjściowy interakcji byłby niższy niż w Niemczech, USA czy Hiszpanii. To jednak tylko kolejne hipotezy.
Z drugiej strony, epidemii powinna sprzyjać aktywność zawodowa Polek i Polaków, dojazdy do pracy, a także zatrudnienie w kilku miejscach w tym także personelu medycznego. To stwarza okazję do kontaktów społecznych i przy okazji wymiany płynów ustrojowych.
Polacy są zapewne mniej mobilni niż Niemcy czy Włosi, ale polski personel medyczny – znacznie bardziej. To otwiera szczególnie niebezpieczną ścieżkę transmisji wirusa. Informacja GIS, że 30 proc. zakażeń nastąpiło w szpitalu lub przychodni są dramatycznym ostrzeżeniem.
A może szczepienie przeciw gruźlicy?
Jak pisała w OKO.press Miłada Jędrysik (co przypomnieli czytelnicy OKO.press, w komentarzach do tego artykułu!) większa odporność postkomunistycznych społeczeństw na SARS-CoV-2 może być skutkiem powszechnego w tej części Europy stosowania szczepionki przeciwgruźliczej BCG, od której wiele krajów zachodnich odeszło wraz zanikiem gruźlicy. Miałaby ona wspomagać system immunologiczny w walce z innymi niż gruźlica infekcjami.
Więcej o tej hipotezie
Na pierwszy rzut oka wygląda to na kolejną sensacyjną wiadomość, która ma nam przynieść chociaż trochę nadziei w tych ciężkich dniach. A jednak – jak donosi „Science” – naukowcy z czterech krajów rozpoczynają właśnie próby kliniczne, mające przynieść odpowiedź na to pytanie.
W Holandii weźmie w nich udział tysiąc osób spośród personelu medycznego (jako grupy szczególnie narażonej na zakażenie). Połowa z nich dostanie starą wypróbowaną szczepionkę przeciwgruźliczą BCG (czyli bacillus Calmette-Guérin, od nazwisk lekarzy, którzy opracowali ją na początku XX wieku), a połowa placebo.
Skąd pomysł, że BCG może pomagać w zwalczaniu infekcji SARS-CoV-2? W związku z tą szczepionką już wiele lat temu wysunięto hipotezę, iż wspomaga system immunologiczny w walce z innymi niż gruźlica infekcjami. Pisali o tym jako pierwsi duńscy uczeni Peter Aaby i Christine Stabell Benn, pracujący w Gwinei Bissau. Ich zdaniem zapobiega ona jednej trzeciej infekcji. Do tej pory nie przeprowadzono jednak wystarczającej ilości prób klinicznych, by to potwierdzić.
Tymczasem prof. Mihai Netea z Uniwersytetu Radboud w Nijmegen wraz z zespołem odkrył, że BCG stymuluje nie tylko limfocyty T i B, wyspecjalizowane w odparciu ataku konkretnego patogenu, ale też inne komórki układu odpornościowego, odpowiedzialne za „generalną” odpowiedź na taki atak.
Holenderscy naukowcy nazwali ten fenomen „wyuczoną odpornością” i rozpoczęli testowanie swojego odkrycia na greckich seniorach jeszcze przed pandemią koronawirusa.
Swoje próby kliniczne z BCG zapowiadają również naukowcy australijscy i niemieccy z Instytutu Maxa Plancka w Berlinie – pisze „Science”.
Za to badacze z New York Institute of Technology prześledzili korelację pomiędzy powszechnymi szczepieniami na gruźlicę, a intensywnością zachorowań i zgonów na COVID-19. Dla Polaków takie szczepienie to oczywista oczywistość, tymczasem wiele krajów wraz z wykorzenianiem gruźlicy zaczęło ją eliminować z programu powszechnych szczepień, a inne kraje, jak USA, uznają ją za niezbyt skuteczną.
Na tym wykresie widać, jaka jest sytuacja w państwach, które nie szczepią BCG:
Według nowojorskich badaczy, kraje szczepiące dawniej obowiązkowo na gruźlicę mają średnio 0,78 zgonów na milion mieszkańców, a te, które nigdy nie szczepiły – 16,39 zgonów na milion. To oczywiście tylko korelacja, a nie udowodnienie związku przyczynowo-skutkowego.
W mediach społecznościowych pojawiają się porównania z Niemiec, gdzie w dawnej NRD jest o wiele mniej przypadków SARS-CoV-2 niż w dawnym RFN.
Trzeba jednak pamiętać o tym, że do Niemiec epidemia przyszła z zachodu i z południa, i że zachodni Niemcy są zamożniejsi, a przez to bardziej mobilni.
Ciekawy jest też przypadek Szwecji, która jako pierwsza w Europie, w 1975 roku zrezygnowała z obowiązkowych szczepień noworodków BCG. Tam zgonów jest 37 na milion. To wciąż bardzo mało w porównaniu z Włochami (243), Belgią (111), czy Holandią (96) – ale też nieszczepione osoby są wciąż dosyć młode.
Oczywiście hipoteza różnic kulturowych i szczepionki na gruźlicę się nie wykluczają. Oba czynniki mogą działać niezależnie od siebie.
BCG – cały świat sugeruje, że szczepionka przeciw gruźlicy daje częściową odporność przeciw Covid. Zabrakło tego w tekście.
Dokładnie o tym chciałem wspomnieć.
https://www.facebook.com/100002609067083/posts/2779720385458236/­?d=n
https://www.bloomberg.com/news/articles/2020-03-30/century-old-vaccine-investigated-as-a-weapon-against-coronavirus
Szczepienia przeciwgruźliczne nadal są obowiązkowe w Portugalii. Polecam mapę, która sporo wyjaśnia: http://www.bcgatlas.org/
A ja powtórzę to czego eksperci nie dopuszczają bo myślą że nie możliwe? ( bo tak im wklepano do głowy)
a jaka jest korelacja między przyjmowaniem szczepionek na grypę? proszę porównać. Czy nie jest tak że większa wyszczepialność na grypę = większa śmiertelność. (włochy, hiszpania, anglia (80%) polska 4%,) może takie coś zestawić?
O tym samym pomyślałem. Polacy mogą PRL zawdzięczać zniesienie analfabetyzmu, elektryfikację i pełen cykl obowiązkowych szczepień przeciw gruźlicy. Nie ulega też chyba wątpliwości, że najwięcej zakażeń jest w dużych skupiskach ludzi. Wysoka liczba zakażonych i chorych na Mazowszu to głównie "sprawka" Warszawy. Na Podlasiu żyje zapewne wielu starych ludzi ale są rozproszeni.
Czechy, Słowacja i Węgry to 25 mln ludzi ! Wobec 38 milionów Polaków ! Oznacza to, licząc „Czechosłowację” i Węgry łącznie 560 zachorowań na 1 mln (Polska 603).
Przy czym Czechy to dużo więcej: 914 a Węgry 1400 osób chorych na milion. Tylko sama Słowacja to 300 zachorowań na mln. Jednak zgonów licząc znowu łącznie „Czechosłowację” i Węgry jest 34 zmarłych na 1 mln wobec 27 na mln w Polsce.
W samych Czechach 31 zaś na Węgrzech aż 51 zmarłych na milion.
I tu jedynie izolowana Słowacja nas wyprzedza: tam jedynie 5,6 zgonów na mln.
Dużo gorzej jest w Rumunii gdzie zachorowało 858 na mln zmarło zaś 56 osób na 1 milion mieszkańców.
Przykro słyszeć, że mamy dyscyplinę we krwi, co nie? I to, że niespecjalnie ruszamy się po świecie też.
Przykro, że nie lekceważymy zakazów to będzie na cmentarzu. Jak zaczniemy lekceważyć. Może też być wesoło. Kupa znajomych. Trochę chłodnych.
Nie neguję potrzeby kwarantanny.
Przykre jest to, że jesteśmy niewolniczym mentalnie społeczeństwem święcie przekonanym o swoim wolnościowym charakterze.
I być może, gdyby ludzie byli bardziej wolni mentalnie, władza wprowadziłaby stan klęski żywiołowej, a nie karała mandatami na podstawie nielegalnych i sprzecznych z konstytucją przepisów.
To co jest dobre w takich sytuacjach, niekoniecznie jest dobre na co dzień. Takie pandemie zdarzają się jednak dość rzadko, więc może lepiej, żeby polskie społeczeństwo było przystosowane do życia w bardziej typowych warunkach?
A może główną przyczyną jest nie tyle mniejsza mobilność czy większy posłuch dla nakazów władzy, co ta sama tradycja fałszowania statystyk?
akurat Czechów nie należy podejrzewać o jakieś fałszowanie, robią kupę testów i deklarują chęć pójścia drogą koreańską (zwalczenia wirusa do poziomu bliskiego zeru)
Bardziej przemawiałyby dane przeliczane np. na jakąś ustaloną liczbę ludności.
Wskazywane trzy państwa zostały zaatakowane w przybliżeniu w jednym terminie. To jedyna pewna informacja. Pozostałe są albo mało porównywalne (przyczyny śmierci) albo manipulowane, zwłaszcza w Polsce. Jedno jest pewne, szczyt jeszcze przed tą trójka. Daty, ani rozmiarów nikt nie jest w stanie określić. Przypuszczam, że Polska zbliży się do Hiszpanii (stan służby zdrowia) lub Niemiec (liczba ludności i klimat). Jest oczywistym, że ze wzrostem ludności wzrasta liczba zakażeń, nie tylko ilościowo ale i procentowo. Czechy to mały kraj. Rumunia z kolei o rozproszonym zaludnieniu co zmniejsza liczbę kontaktów. Podobnie pomijana Bułgaria. Myślę, że można spodziewać się dalszego wzrostu zakażeń w tempie podwojenie co sześć – siedem dni. Wtedy w najbliższy poniedziałek ca 7000 itd. Obym się mylił.
Wykresy w liczbach bezwzględnych przy populacjach różniących się wielkością trzykrotnie są głęboko mylące. Podobnie z liczbą testów.
Można z tych liczb zauważyć, że w Polsce choruje 3 razy mniej ludzi niż w Czechach i 2 razy mniej niż w Rumunii.
Więc te krzywe różnią się bardzo znacznie. Jesteśmy jakąś cudowną zieloną wyspą, szczególnie, że populacje i zastosowane środki nie różnią się specjalnie.
Więc to nieprawdopodobne.
Raczej pokazuje skalę fałszowania statystyk przez władze na różnych poziomach – co wynika z licznych relacji o zachowaniach dyrektorów szpitali i choćby informacji Trzaskowskiego.
Innym głównym czynnikiem jest dławienie dziennej liczby testów i ich powszechną niedostępność nawet dla personelu służby zdrowia.
Dzienna liczba testów początkowo rosła, by zatrzymać się ok. 24 marca na poziomie trochę ponad 6000. Następnie spadała i rosła w szczytach osiągając ponad 8500, a dołach trochę ponad 4000. Nie jest to więc od 3 tygodni żaden istotny wzrost – stąd i dzienna liczba raportowanych przypadków utrzymuje się na stałym poziomie.
Powodem takiej polityki może być zwykła nieudolność organizacyjna władz. Może być też chęć przedstawienia się w lepszym świetle i przeprowadzenia wyborów. Obecna partia ma takie odruchy wyrobione na skalę dotąd niespotykaną u polityków, a w powiązaniu z masowym fałszowaniem wszelkich danych, możemy odnieść wrażenie, że Szumowski czy Morawiecki sami już nie wiedzą jak jest.
Jako angdotę dodam, że tradycję fałszowania danych o epidemiach mamy długą. Już w czasie wielkiej pandemii dżumy w średniowieczu, Polska wydawała się zieloną wyspą – przynajmniej na podstawie ówczesnych zapisków polskiego kościoła.
We wszystkich tych krajach rządzą populiści czyli kłamcy. Fałszują na potęgę.
To bardzo interesujące przypuszczenia. Dobrze, że pan redaktor zaznaczył, że mamy do czynienia jedynie z hipotezami. Mam nadzieję, że jak epidemiczny kurz opadnie, to doczekamy się naukowej analizy przebiegu wydarzeń w różnych częściach świata i dowiemy się, co tak naprawdę grało istotną rolę, a co nie. Sobie i wszystkim życzę, aby ten kurz opadł jak najszybciej.
Zgadzam się. Dla komentatorów, którzy już przesądzają np. że Polska robi za mało, albo wystarczająco dużo testów, lepiej jest na razie ugryźć się w język, bo kiedy pandemia się skończy i będzie można ją podsumować, może się okazać, że wypisywali głupoty.
nie wiem czy można porównywać zmanipulowane dane. W Polsce do 9-04 nie można było wybrać kodu przyczyn zgonu (bodaj 07-2) – podejrzenie na skutek cov19. Można było zgłaszać tylko 100% potwierdzone przypadki. – testem genetycznym, Ponieważ po śmierci pomimo typowych objawów nie traktuje się/ nie bada się zakażeń na cov19 – to mamy takie ładne statystyki.
I z czego tu się cieszyc?
Czy na prawdę trzeba zamknąć gospodarkę tracąc miesięcznie więcej niż 100 mld zł + dodatkowo kilkaset. Czy nas na to stać? Czy te 150 osób dodatkowo miesięcznie jest tak dużym problemem? Czy 250 osób dziennie umierających na raka jest małym problemem?
Problem to będziesz ty, jak strzelisz kopytami. Dla rodziny. Nie licz na więcej sympatyków.
http://www.bibula.com/?p=113273
polecam sie zapoznać, Wiesz ja nie boje się własnego cienia, mam dużą rodzinę i zadowolony jestem że tego ze nakłaniam dzieci do aktywności , brudzenia się i stykania z wirusami od dziecka. Wiesz nie wiedzą co to antybiotyk i nie znają lekarzy. Dzieci są odporne , ja tez. OD zawsze prostactwo – żyjące w trudnych warunkach było bardziej odporne. Myślę ze trzeba naśladować w połączeniu z higieną 1 dziennie / nie za często, bo zbyt wielu ta czystość zabija.
Dodam tyle – nie pozwoliłem podać antybiotyku – bez sprawdzenia potrzeby podania – czyli diagnozy szczepu bakterii.
Postkomuna to przecież wy – środowisko komunistów robiących przekręty pod płaszczykiem "ideałów" gazety wyborczej
Biorąc pod uwagę dane oficjalne, przeliczeniu na 1 mln mieszkańców danego kraju, Polska przoduje w Europie w walce z pandemią. Razem z Białorusią, Bułgarią , Słowacją i Węgrami.
Czechy są daleko za nami.
Można samemu sprawdzić : https://www.worldometers.info/coronavirus/#countries
To mogłoby się wydawać dosyć dziwne, ale ja zakładam, że w tych krajach oficjalne dane są manipulowane i zaniżane. Czy można przeprowadzić rzetelne dziennikarskie śledztwo dokumentujące skalę na jaką to jest robione w Polsce?
Wirus jeszcze z Polski nie wyszedł. Poczekajmy ze wskaźnikami.
Stopień zglobalizowania też ma pewnie swoje znaczenie. Jednak Francja, Włochy, Hiszpania są o wieeeele liczniej odwiedzanie niż Polska, czy choćby Rumunia.
1. Polacy sluchaja sie zakazow?Jak spojrzec na ruch drogowy to jakos tego nie widac.
2. Nie moge zrozumiec, czemu nikt nie upatruje sie splaszczonego wykresu w hipichondrycznym usposobieniu narodu? Wydaje mi sie, ze narod jest bardzo przewrazliwiony pod tym wzgledem.
3. Przeswiadczenie, ze jak ma byc zle, to bedzie i pesymistyczne nastawienie do zycia tez swoje daje.
1+2+3 = to nie posluch, tylko zwykly strach przed pomorem.
Polacy są mniej mobilni w celach konsumpcyjno-rozrywkowych, za to więcej podróżują zarobkowo. Dla wirusa to to samo. Czy autor wziął pod uwagę dosyć liczną falę powrotu do kraju, i to praktycznie w momencie, gdy w Niemczech, na Wyspach, we Francji czy Holandii krzywa zarażeń i zgonów mocno wystrzeliła? Ciekawe, że do lawiny zarażeń nie przyczyniło się uporczywe chodzenie przez naszych rodaków do kościoła, zwlekanie z ograniczeniami w kontaktach z wodą święconą i konsekrowanymi dłońmi księży.