„Jak tylko możemy, róbmy tak, żebyśmy byli tylko sami Polakami, a nie jakimiś tam, nie wiadomo, Arabami, jak po Zakopanem już chodzą” – z sesji rady gminy Niedźwiedź
Przysiółek Murzyny robi wrażenie. Trudno tu wjechać, ale warto, bo rozciąga się stąd panorama Gorców. Dalej Smaciarze, Cieluchy, Draby, Niedojady, Hudomięty – mijam kolejne osiedla gminy Niedźwiedź.
Szukam migrantów. Ale tu, u podnóża Turbacza, nikt z napotkanych mieszkańców ich nie widział.
GPS prowadzi krętymi drogami, tu „handlorz maszyn rolniczych”, tam Ogórek Resort i Spa, jeszcze dalej Sunset House. Podpytuję i słyszę: „Takiej ciszy to pan w mieście nie znajdziesz”, „Spokój, natura, wyjdziesz pan na działkę i ptaki śpiewają”. W końcu: „Bezpiecznie z dziada, pradziada”.
Ale o migrantach ani słowa, wręcz zdziwienie.
Ja też się dziwię, bo pod petycją w sprawie migrantów podpisało się 1,5 tys. mieszkańców, nawet ci z sąsiedniej gminy Mszana Dolna. Napisali: „Nasz sprzeciw dotyczy powstania Centrum Integracji Cudzoziemców, (…), obecnych lub przyszłych projektów zmierzających do lokowania migrantów czy uchodźców na naszym terenie, już istniejących, a działających w sposób patologiczny ośrodków dla migrantów, a przede wszystkim zagrażających bezpieczeństwu naszej społeczności”.
- Ja tam nie wiem – wzdycha mężczyzna w sklepie. – Sąsiadka przyszła, dała papier, to podpisałem. Szczegółów nie znam.
- Panie, takie bajanie – mówi pani na podjeździe. – Żyję tu od dziecka i żadnych migrantów nie widziałam.
- Nie mam takiej wiedzy, żeby stwierdzić, że są tacy klasyczni migranci z Bliskiego Wschodu czy Afryki – przyznaje Rafał Rusnak, wójt Niedźwiedzia. – Uchodźca czy migrant? Dla mieszkańców nie ma żadnej różnicy. Ludzie przecież czytają o tych dzielnicach w krajach zachodnich, gdzie policjanci się boją wejść.
- Nie mam danych na ten temat – dodaje Maciej Senft, przewodniczący „chyba jedynej w Polsce” gminnej komisji ds. uchodźców.
Pytam w Karpackim Oddziale Straży Granicznej. W ciągu ostatnich pięciu lat ujawniono tylko dwóch nielegalnych migrantów, obywateli Afganistanu. W 2021 roku.
A w kwietniu tego roku, w ślad za petycją mieszkańców radni gminy Niedźwiedź jednogłośnie przyjęli rezolucję w sprawie migrantów. Powtórzyli za mieszkańcami: „Wyrażamy sprzeciw wobec planów utworzenia na terenie Gminy Niedźwiedź ośrodków przeznaczonych na stały lub czasowy pobyt imigrantów ekonomicznych oraz uchodźców – zarówno legalnych, jak i nielegalnych”.
Próbuję to zrozumieć. Skoro nie ma migrantów, to po co petycja i rezolucja?
Jadę do urzędu gminy. Dźwięki ze szkoły muzycznej niosą się po rynku w Niedźwiedziu i wpadają na drugie piętro urzędu. Na szklanych drzwiach kartka: „Zakaz handlu obwoźnego”, dalej gabinet wójta Rusnaka. Na komodzie za biurkiem fotomontaż z wójtem w stroju superbohatera ze znakiem „R” na piersi, od jego nazwiska lub imienia. Na biurku, czego nie zauważam, a na co wójt zwraca uwagę w autoryzacji, figurka św. Michała Archanioła.
Wójt Rusnak sprawia wrażenie, jakby nie chciał o tym wszystkim rozmawiać. Na wejściu prosi o obiektywizm i zastrzega, że sprawa rezolucji to nie jego inicjatywa. Wspomina, że jest też przeciwny gminnemu referendum w sprawie migrantów.
Ale nie ukrywa, że wszystko zaczęło się wraz z wybuchem wojny, gdy w sołectwie Koninki zaczął działać ośrodek dla uchodźców z Ukrainy. Rusnak wspomina, że najgorzej było na początku, kiedy w Niedźwiedziu schronienie znalazło ok. 900 uchodźców i stanowili 12 proc. populacji gminy. Dziś to tylko ponad sto osób (w kilku lokalizacjach w gminie), ale wójt „niezmiennie zabiega”, by to akurat ośrodek w Koninkach został wygaszony. Dlaczego?
- Ludzie generalnie sobie nie życzą. A ja działam dla dobra mieszkańców, po to tu jestem – mówi Rusnak. – Jestem w kłopotliwej sytuacji, bo nie mam żadnych narzędzi, by zablokować lokowanie uchodźców na terenie gminy.
- Z drugiej strony dużo ludzi z całego powiatu limanowskiego pracuje za granicą – mówię.
- Tak, jadą do pracy. Tam nie ma patologii.
- Holendrzy lub Brytyjczycy pewnie mieliby inne zdanie.
- Pośród tych Polaków, którzy wyjechali, może niewielki margines to jakieś skrajności. – upiera się Wójt.
- Sądzi pan, że wśród Ukraińców jest większy ten margines?
- Przypuszczam, że tak. Mówiąc o migrantach uważam, że zdecydowana większość przyjeżdża raczej nie po to, żeby pracować. Nie są to ani inżynierowie, ani ekonomiści. Większość bazuje na socjalu. I ludzie też to widzą. Choćby na przykładzie tych naszych uchodźców. My tu pracujemy, a mamy gości, którzy uważają, że wszystko się im należy. Jest w tej chwili takie nastawienie, że jesteśmy trochę naiwni. I ja też tak uważam.
Wójt przyznaje, że najwięcej skarg wpływa od mieszkańców wsi Koninki, w której leży ośrodek dla uchodźców. Sam nie chce mówić o zdarzeniach,
„bo nie ma twardych dowodów, a ludzie zastrzegają sobie anonimowość”.
- Bardzo proszę sięgnąć do treści petycji – odpowiada pytany o powody strachu przed migrantami.
Czytam petycję mieszkańców, ale tam też brak konkretów: „To, co niedawno było widziane w Niemczech, Anglii czy Francji, obecnie coraz częściej obserwujemy w polskich miastach. Agresywne zachowania na ulicach, niszczenie mienia, kradzieże, a nawet gwałty i zabójstwa — coraz częściej słyszymy, że dokonywane są one przez przybyłych do nas migrantów. Nie chcemy funkcjonować w takich realiach, nie zgadzamy się, aby nasze dzieci chodziły po tak niebezpiecznych ulicach.”
I dalej: „Zwiększenie liczby migrantów, pomimo istnienia mechanizmów integracyjnych, zwiększa nasze obawy o wzrost przestępczości i zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego”.
O Niedźwiedziu ani słowa. Odnoszę wrażenie, że petycja i rezolucja na temat migrantów stały się pretekstem do wyrzucenia uchodźców z gminy.
- Żeby nie było, że jesteśmy rasistami – zastrzega Andrzej Wielowski, przewodniczący rady gminy. Ostatnio sam zaczął zamykać samochód na noc. To samo z bramą przed domem. Jego sąsiedzi pozakładali kamery. Sam jest zdania: „mój kraj, moje warunki”. Uważa, że mieszkańcy mieli prawo napisać petycję.
– Nikt tu nie tworzy bojówek i nie chodzi ze sztandarami przeciwko migrantom. Jesteśmy wyłącznie przeciwko ośrodkowi, bo przysporzył nam wiele problemów. A przecież to ośrodek dla turystów. To jakby na Krupówkach w Zakopanem zrobić centrum dla uchodźców.
Doprecyzujmy: centrum dla ukraińskich uchodźców pochodzenia romskiego, bo to oni przeszkadzają mieszkańcom Niedźwiedzia.
Wielowski: – Nie powiem, że wszyscy Romowie, ale niektórzy zaczęli wozić się po terenie: imprezy, alkohol, drobne kradzieże w domkach letniskowych. Takie terroryzowanie mieszkańców. Konflikt wisi na włosku.
Słyszę podobne argumenty jak w gabinecie wójta: że jest problem z aktywizacją uchodźców, bo w gminie nie ma zakładów, że dzieci z Ukrainy mają problemy w szkołach, że na lekcjach wyciągają telefony, a „nauczyciele są na skraju wytrzymałości i niektórzy chcieli się nawet zwalniać”.
Czyli, jak rozumiem, uchodźczynie nie podejmują pracy w Niedźwiedziu, bo jej nie ma. Poza tym większość przyjechała do Polski z kilkorgiem dzieci, nie tylko w wieku szkolnym. A te dzieci, które uczęszczają do gminnych placówek w Niedźwiedziu, Porębie Wielkiej i Podobinie mają problemy z nauką.
Co ciekawe, dwie miejscowe szkoły za patrona mają pisarza Władysława Orkana, jednego z czołowych popularyzatorów literatury ukraińskiej w Polsce. (W Porębie Wielkiej jest „Orkanówka”, stara chata przerobiona na muzeum z księgozbiorem, w którym są liczne ukraińskie książki).
Proszę przewodniczącego gminnej komisji ds. uchodźców, żeby mi to wszystko wytłumaczył jeszcze raz.
- Petycję napisała mieszkanka, która wróciła niedawno z Anglii czy Skandynawii. Widziała, co tam się dzieje – wyjaśnia Senft. – Zainspirowana rozwiązaniami, które widziała za granicą, postanowiła podnieść świadomość społeczną na temat problemu, z którym sama się zetknęła. W dokumencie zawarła wszystkie swoje obawy, aby pokazać, do czego mogą doprowadzić podobne zagrożenia.
Senft skrupulatnie szlifuje te zdania w autoryzacji podkreślając, że bierze pod uwagę naukowy punkt widzenia, bo z wykształcenia jest magistrem politologii i „analizuje motywy, które skłaniają ludzi do opuszczenia swoich domów, wpływ migracji na społeczeństwa przyjmujące i wysyłające, a także procesy integracji migrantów”.
Do Niedźwiedzia przeprowadził się piętnaście lat temu z rodzinnego Krakowa. Jest najbliższym sąsiadem ośrodka, w którym mieszkają Romowie i wie „co się tam dzieje”. W domu ma monitoring, stara się być ostrożny i przewidywać zagrożenia, choć sam nie czuje się „jakoś specjalnie zagrożony”.
- Boi się pan? – dopytuję.
- Nie odczuwam lęku, ale z niepokojem obserwuję, że państwo może nie poradzić sobie z problemem migracji. A kiedy to nastąpi, będzie już za późno na reakcję.
- A mieszkańcy się boją?
- Jak pan się zapyta o coś wprost, to ludzie nie powiedzą. Chyba, że mają zaufanie i wiedzą do kogo się zwrócić, nie tracą czasu na narzekanie i zwykłe plotki.
- Wciąż tu słyszę: „cisza i spokój”. A panu co mówią?
- Różne rzeczy. Ale nie będę powtarzał, bo dowodów nie mam. To nie jest tak, że ktoś z nożem po ulicach chodzi. Petycja mieszkańców to raczej wyraz buntu niż strachu.
Senft przyznaje sam z siebie, że nie ma nic przeciwko Ukraińcom. Jak wybuchła wojna to nakupił rzeczy za tysiąc złotych: od pasty do zębów po czekolady. Żona oddała ciuchy, których nie nosiła. Jego zdaniem właściciel ośrodka wykorzystał wojnę, by zarabiać na uchodźcach, których masowo ściąga do Koninek.
- Nie chodzi o żadną pomoc. Interesowały go konkretne grupy. Wiadomo, matka i dużo dzieci.
- Czemu?
- Bo dzieci zajmują mniej miejsca, mniej jedzą, łatwiej ich upchnąć. Więc zapraszał i upychał kolanem tych ludzi. Jeszcze na początku to byli ukraińscy uchodźcy, którzy potrzebowali pomocy. A potem zaczęli zjeżdżać Romowie pochodzenia ukraińskiego. No i zaczęło się.
- Co?
- Dochodzi do takich sytuacji, że romskie dzieci, zwyczajnie zaniedbane, często chodzą w brudnych i podartych ubraniach, a okoliczni mieszkańcy pomagają.
- Ze strachu? – dziwię się.
- Nie, z potrzeby serca. Ale wie pan jak to jest. Jak ludzie siedzą zamknięci i nudzą się, nie ma zajęć, to rozrabiają. Jakbym całymi dniami nic nie robił, to głupie rzeczy też przychodziłyby mi do głowy.
- To co tam się dzieje?
- Bijatyki, libacje, jazda po pijaku. Ostatnio było włamanie. A na myjni rozwalili automat. Było chyba dwadzieścia zdarzeń lub więcej – podkreśla radny Senft. – Nawet policjanci boją się tam chodzić.
Wiem już, że w Niedźwiedziu nie ma migrantów, a petycja i rezolucja choć przeciwko migrantom, tak naprawdę dotyczy ukraińskich uchodźczyń pochodzenia romskiego. Ale wciąż nie rozumiem, o co ta afera.
Dlatego jadę zobaczyć ośrodek Ostoja Górska w Koninkach, leży przy samym wejściu do Gorczańskiego Parku Narodowego. Wokół głównego budynku rozrzucone kilkanaście małych domków, ministok narciarski, plac zabaw. Działa też kolejka, która skraca drogę na Turbacz o godzinę.
- Też podpisałem petycję, bo dotyczyła nielegalnej migracji. Ja jestem za tym, żeby pomagać, edukować, asymilować, ale ma być legalnie – wita mnie Józef Pasek, właściciel ośrodka, który prowadzi też biznesy w Krakowie. Działa m.in. na rynku nieruchomości i prowadzi popularny klub wspinaczkowy.
- Siema panie Józef – zaczepia nas dziewczynka, gdy kręcimy się po podwórku.
- Cześć Mihrima.
- Co tam, wakacje macie?
- A co to wakacje? – pyta kilkuletni chłopiec.
- Kanikuły.
- A no, wakacje.
- Fajne dzieciaki, nie? – Pasek zbija żółwiki z kolejnymi maluchami. – Ja się wojny nie prosiłem. Mnie urząd wojewódzki pół roku przed wybuchem zadał pytanie o ofertę na przyjęcie migrantów. Tak to nazwali. Nie wiedziałem o co chodzi. O Białorusinów? O Syryjczyków? W połowie lutego 2022 roku dzwonili codziennie, czy mamy miejsca. I tak zostaliśmy pierwszym ośrodkiem w powiecie, który zakwaterował uchodźców, nie mając żadnych zapewnień co do umowy, pieniędzy, czegokolwiek.
Przez trzy lata przewinęło się przez jego ośrodek ponad trzy tysiące Ukraińców, większość krótkoterminowo.
W czerwcu 2022 roku dostał telefon z punktu recepcyjnego w Krakowie
- Panie Józefie, macie miejsce?
- No mamy.
- Bo jest taka grupa, co ich wyrzucają z hostelu w Krakowie.
- Weźmiemy.
- Tylko wie pan, bo to są Romowie, nie?
- Ale kto to jest?
- No Romowie.
- Ja nie wiem o co chodzi. Ukraińcy?
- No Ukraińcy, ale Cyganie.
- Aaaa, Cyganie. No to muszę zapytać żony.
Pasek zadzwonił do małżonki, którą wymodlił sobie u św. Faustyny. Przez trzy lata modlił się o znalezienie kobiety i znalazł – żona na drugie imię ma Faustyna. Uznała, że przyjęcie Romów to chrześcijański obowiązek. Sam Pasek też co niedzielę chodzi do kościoła. Na ostatniej mszy czytał Słowo Boże. Nieżyjący już brat był księdzem, siostra i szwagier to katecheci. Jest też ratownikiem pomocy maltańskiej. Dlatego szybko zgodził się ze ślubną. I tak do Koninek zjechali pierwsi Romowie.
Pasek przyznaje, że na początku nie miał pojęcia, z jakim wyzwaniem przyjdzie mu się mierzyć. Zanim jego obiekt stał się jedynym w Małopolsce i jednym z pięciu w kraju, w którym kwaterowani są Romowie z Ukrainy, przez trzy miesiące uczył się ich zwyczajów i kultury.
Był zdumiony, że 37-letnia kobieta nie umie się podpisać. Wziął ją za rękę, zaprowadził do urzędu, by załatwić potrzebne dokumenty.
Że kobiety przyjeżdżają bez grosza, a pierwsze wsparcie dostają po miesiącu (a niektóre po kilku miesiącach), więc głód nikotynowy każe im żebrać w wiosce. Poprosił, by zaprzestały takich praktyk.
Że sytuacja robi się napięta, gdy przez dłuższy czas rodzina nie dostaje zapomogi – jak wtedy, gdy ktoś w systemie Straży Granicznej wpisał datę wydania PESEL-u jednej z uchodźczyń na 1 stycznia 1900 roku. Trzeba było dzwonić po urzędach przez kilka tygodni.
Że każdego dnia trzeba tłumaczyć matkom, że dzieci muszą iść do szkoły, choć źle się w niej czują.
Że musi sprawdzać na kamerach, czy dzieciaki wychodzą do szkoły i wsiadają do autobusu. A niekiedy je nawet odwozić.
Że jak Romowie świętują na przykład urodziny dzieci, to hucznie, nawet z tańcami.
Że jak mają do wyboru taksówkę z centrum gminy do ośrodka za dwanaście złotych albo busa za sześć, wybierają droższą opcję. Dlatego rozmawia z kobietami, pokazuje im korzyści z oszczędzania.
- Jeden taki przypadek, a potem we wsi słyszy się, że Ukrainki „się wożą”. Jak z wodą cytrynową: wystarczy kropla cytryny, a cała szklanka ma jej posmak – mówi Pasek. – Kilka takich incydentów i we wsi się rozeszło. Że żebrzą, że kradną, że piją. I nawet jeśli jest spokojnie, to się za nimi ciągnie.
Jako przykład podaje incydent z myjni, o którym wspominał radny Senft. Dwa lata temu trzech nastolatków (tylko jeden z ośrodka Ostoja Górska) ukradło ciastka z automatu. Przyznali się, a Pasek oddał 140 zł właścicielowi. Mimo to incydent z myjni jest przytaczany przy każdej dyskusji na temat planów zamknięcia ośrodka, z którymi nie kryje się wójt Rusnak. To po jego namowach kolejni wojewodowie małopolscy (jeszcze z nadania PiS) nakazywali zmniejszać mu liczbę zakwaterowanych uchodźców z 340 do 150. A ostatnio – powołany przez Donalda Tuska Krzysztof Klęczar – do 100.
Gminni urzędnicy robią zresztą, co mogą, by utrudnić Paskowi pomaganie. Zablokowali powstanie szkoły integracyjnej, bo przebudowa była niezgodna z planem zagospodarowania. Pasek nie może już sprzedawać alkoholu w restauracji ośrodka, do której zachodzą piechurzy z Turbacza. Gdy wspomniał na sesji rady gminy, że dzięki Ukraińcom zarabiają lokalne firmy,
właściciel busa zrezygnował z wożenia uchodźczych dzieci na wycieczki.
Gdy zmarła pierwsza migrantka, ksiądz pochował ją na lokalnym cmentarzu. Kiedy zmarł ojciec Arsena, który przynosi nam właśnie kawę latte, mieszkańcy zaczęli narzekać. „Panie Józefie, miałem tyle problemów od ludzi, kogo ja chowam na naszym cmentarzu” – przekonywał ksiądz Paska. I Arsen musi dziś jeździć na grób ojca 36 kilometrów do Limanowej.
Powtarzam Paskowi zarzuty, jakie słyszałem na jego temat, choćby ten, że na uchodźcach robi biznes. Uśmiecha się: zgodnie z prawem pobiera dotację (65 zł dziennie od dziecka, 80 zł od dorosłego) jak każdy inny ośrodek w Polsce. Za zakwaterowanie i wyżywienie. A za remont sali zabaw, pokoju komputerowego czy pokoju edukacyjnego zapłacił z własnej kieszeni.
A co z brudem i wszami, o których przewodniczący gminnej komisji ds. uchodźców wspominał, gdy wnioskował o kontrolę Sanepidu?
Pasek pokazuje pisma z dwóch kontroli: urzędnicy nie mieli żadnych uwag ani na temat warunków sanitarnych, ani żywności.
Bijatyki? Zdarzyła się jedna: konflikt między Ukrainką i Romką o dług. I jeszcze dziewczynka wjechała rowerem w seniorkę. Pokazuje mi pismo z policji. Wynika z niego, że na terenie ośrodka w 2024 roku miały miejsce cztery interwencje policji, czyli 1,87 proc. wszystkich w gminie. W żadnym przypadku nie zastosowano „procedury przewidzianej w kodeksie postępowania karnego”.
Od rzecznika prasowego policji w Limanowej dowiaduję się, że od 1 lutego 2022 roku na terenie gminy Niedźwiedź 73 razy legitymowano osoby pochodzenia ukraińskiego. A z gminnej gazetki „Zgoda”, że w 2023 roku w gminie zmalała liczba oszustw i kradzieży (względem 2022).
W kolejnym piśmie, podpisanym przez władze Gorczańskiego Parku Narodowego, że „nie odnotowano przypadków zachowań uchodźców, mających szkodliwy wpływ na przyrodę”.
– W ciągu trzech lat nikt z gminnej komisji ds. uchodźców nas nie odwiedził,
żeby zobaczyć, jak się zajmujemy uchodźcami – mówi Pasek.
- To skąd afera? – pytam.
- To jest najlepsze – uśmiecha się. – Pojechałem oglądać budynek w pobliskiej Mszanie Dolnej, bo był wystawiony na sprzedaż, a działam przecież w branży nieruchomości.
No i w okolicy poszła plotka, że będę budował centrum dla migrantów.
I zaczęło się to całe zamieszanie.
Wiem już, że w Niedźwiedziu nie ma migrantów. Że petycja i gminna rezolucja powstały, by pozbyć się uchodźców, a dokładnie ukraińskich Romów. A co z Centrum Integracji Cudoziemców (CIC), o którym wspominają autorzy zarówno petycji, jak i rezolucji? To miejsca, w których legalnie przebywający w Polsce cudzoziemcy mogą uzyskać pomoc w zakresie polskich przepisów, kultury i nauki języka polskiego.
Wystarczyły mi dwa maile, by ustalić, że nie było żadnego planu budowy. Jeszcze zanim w Niedźwiedziu wybuchła afera, Łukasz Smółka, marszałek województwa małopolskiego z nadania PiS, jako jedyny w Polsce zdecydował o nieprzystąpieniu do programu tworzenia CIC.
Zresztą środki niewykorzystane przez województwo na ten cel, jak informuje mnie MSWiA, zostały już rozdysponowane na inne działania z zakresu integracji cudzoziemców legalnie przebywających w Polsce.
Centrum dla cudzoziemców bali się też w sąsiedniej Mszanie Dolnej, bo to tam Pasek oglądał nieruchomość. Tamtejsi radni przyjęli podobną rezolucję jak w Niedźwiedziu.
Do podobnej sytuacji doszło też w pobliskiej Rabce Zdroju, ale skończyło się na uchwale wyrażającej „oficjalny sprzeciw wobec relokacji migrantów”. Jak się okazało mieszkańcy padli ofiarą innej plotki, jakby Urząd Wojewódzki szukał miejsc zakwaterowania uchodźców na terenie uzdrowiska. Uchwała przeszła, choć znów, wojewoda przyznał, że wcale nie miał takich planów.
W Niedźwiedziu za plotką stała jedna wizyta Paska na terenie nieruchomości wystawionej na sprzedaż. Ale czemu na lipcowej sesji radnych tak zawrzało?
Z sali padło: “Polska dla Polski!”
Pewna kobieta krzyczała: „Ja się tylko jednego obawiam i mam prośbę: jak tylko możemy, wszyscy róbmy tak, żebyśmy byli tylko sami Polakami, a nie jakimiś tam, nie wiadomo, Arabami, tak jak po Zakopanem już chodzą”.
Inna mieszkanka: „Trzeba im dać jedzenie, na spanie, godziwe wczasy, żeby panie się mogły wymalować, wziąć sobie kartę, iść do sklepu, zrobić piękne zakupy, wsiąść w taryfę i pojechać posiedzieć tak jak dzisiaj przed gminą – papierosek, dzieciaczki gonią”.
Na lipcowej sesji rady gminy było gorąco. A wszystko z powodu segregacji. Nie rasowej, ale śmieciowej. Okazało się, że z powodu antymigranckiej i antyuchodźczej rezolucji pod znakiem zapytania może stanąć budowa PSZOK, czyli punktu selektywnej zbiórki odpadów. Wójt Rusnak nie chce zdradzać szczegółów, ale przyznaje, że dostał pismo z Departamentu Funduszy Unijnych w Urzędzie Marszałkowskim, którym rządzi marszałek z PiS. Wiele więcej nie wie.
- Środki były przyznane, termin sześćdziesięciu dni na podpisanie umowy minął. A umowy nie ma. Ostatnio dostałem pismo, żeby wyjaśnić sprawy związane z uregulowaniem unijnym – podkreśla. – Są przypuszczenia, że ta nasza rezolucja w sprawie migrantów i uchodźców może zostać potraktowana jako dyskryminująca.
Wielowski, przewodniczący rady gminy Niedźwiedź: – Wpływ rezolucji na fundusze unijne to trochę taki temat tabu. Nie da się niczego dowiedzieć. Z jednej strony wszyscy mówią, że rezolucja to akt woli mieszkańców i nie ma mocy prawnej. Czyli nie powinna być brana pod uwagę, jeśli chodzi o rozdawanie pieniędzy. Ale z drugiej strony pieniądze na PSZOK jakby wiszą w powietrzu.
- Podobno do gminy przyszło jakieś pismo z Urzędu Marszałkowskiego – mówię.
- Ogólnikowe. Nic z niego nie wynika. Nikt nam oficjalnie nie powiedział, że rezolucja jest dyskryminująca i że pieniędzy nie dostaniemy. Ale z różnych stron słyszymy, że może tak być odebrana.
- Przez kogo?
- No właśnie tego nie wiemy. Próbowaliśmy się dowiedzieć, o co chodzi, ale to próżnia.
Dlaczego marszałek z PiS miałby blokować inwestycję w śmieci z powodu rezolucji uderzającej w migrantów? Bo, jak informuje mnie biuro prasowe, jednym z zadań marszałka, który zarządza środkami z programu Fundusze Europejskie dla Małopolski 2021-2027, jest weryfikacja zgodności inwestycji z unijnymi zasadami. Jak przy każdej inwestycji ze środków unijnych urzędnicy muszą weryfikować, czy beneficjent nie narusza np. polityk unijnych skupionych na zwalczaniu wszelkiej dyskryminacji.
- Problem polega na naginaniu prawa przez urzędników Urzędu Marszałkowskiego w odniesieniu do istniejących dokumentów i porozumień zawartych między UE a Polską. Rezolucja nie dyskryminuje nikogo; wyraża wolę mieszkańców i nie ma skutków prawnych. Mieszkańcy w rezolucji sprzeciwiają się budowie ośrodków dla uchodźców, co jest ich pełnym prawem – przekonuje mnie Senft, przewodniczący komisji ds. uchodźców. I dodaje: – PSZOK nie jest inwestycją, która kogokolwiek dyskryminuje.
Gminny politolog też się widać pogubił, bo marszałkowi Smółce (przypomnijmy, z nadania PiS) nie chodzi o gminną segregację śmieci tylko o rezolucję rady dyskryminującą migrantów i uchodźców. Inwestycja w śmieci nikogo nie dyskryminuje. Ale już rezolucja radnych w sprawie migrantów może być dyskryminująca, podobnie jak kiedyś „strefy wolne od LGBT”. To dlatego marszałek poprosił gminę o wyjaśnienia.
Zresztą w Niedźwiedziu mają przykład zza miedzy. W sąsiedniej Mszanie Dolnej radni dwa miesiące po przyjęciu rezolucji postanowili złagodzić jej treść właśnie z powodu potencjalnego naruszenia przepisów unijnych. (Przypomnijmy, beneficjent środków unijnych musi być wolny od praktyk dyskryminacyjnych). Wystarczyło, że na sesji wypowiedziała się prawniczka z Limanowej. Poszło szybko. W zmienionej rezolucji radni już nie sprzeciwiają się migrantom, a jedynie
„wyrażają oczekiwanie”, że państwo uwzględni ich głos w prowadzeniu polityki migracyjnej.
Ale w Niedźwiedziu dyskusja o migrantach trwa.
Gmina chwyta się narzędzi ostatecznych. 29 lipca do starostwa limanowskiego wpłynął wniosek wójta Rusnaka o wywłaszczenie czterech działek, na których leży ośrodek Ostoja Górska. Z powodu „ważnego interesu społecznego i konieczności realizacji celu publicznego”, napisano. (Właścicielem terenu jest Skarb Państwa, a Pasek jest użytkownikiem wieczystym). Na wywłaszczonych terenach gmina chce zbudować obiekty sportowe i infrastrukturę do „zaopatrzenia ludności w wodę”.
Powtarzane są też stwierdzenia z pisma wojewody (z nadania rządu Tuska), że „rezolucja to akt niewładczy, mający charakter opiniodawczy lub deklaratywny, a nie wiążący i (…) nie wywołuje skutków prawnych”. Pierwsze skrzypce gra przewodniczący „chyba jedynej w Polsce” gminnej komisji ds. uchodźców, a zarazem bliski sąsiad ośrodka dla Ukraińców.
W gminie słyszę, że buduje sobie popularność na sprawie migrantów, bo ma ochotę na fotel wójta. Pytam o to radnego Senfta, ale się kryguje: jego zdaniem wójt powinien być człowiekiem inteligentnym, z dużym doświadczeniem na stanowiskach kierowniczych, mieć dużo czasu. Dlatego sam nie widzi się w tej roli.
Jego zdaniem państwo „zawaliło doprowadzając do zamknięcia uchodźców w getcie jakim jest ośrodek”. A on sam działa nie tylko na rzecz mieszkańców, ale i uchodźców, bo „nam wszystkim jest ich żal”.
- Chcą, żebyśmy zmienili rezolucję – grzmi radny Senft. – Problem polega na tym, że większość rady gminy i wójt chętnie by to zrobili. Bo chcieliby tych pieniędzy, ale boją się opinii publicznej. Dlatego uważam, że trzeba walczyć o rezolucję, a nie ją zmieniać.
Wójt i przewodniczący rady gminy przekonują, że muszą słuchać głosu mieszkańców.
- Przecież my nie jesteśmy rasistami – mówi Wielowski. – Ale ludziom towarzyszy obawa o jutro. Bo co jak skończy się wojna,
a pan Pasek zapragnie przyjmować Arabów, ludzi innych wiar?
Na razie jednak w ośrodku „Ostoja Górska” mieszkają 93 uchodźcy, z czego 78 kwalifikuje się do dotacji (44 z nich to osoby pochodzenia romskiego). Reszcie Pasek umożliwia bezpłatny pobyt. W rozpoczynającym się właśnie roku szkolnym z ośrodka prowadzonego przez Paska 30 dzieciaków pójdzie do gminnych szkół w Niedźwiedziu, Porębie Wielkiej i Podobinie.
Pasek: – Ja się nie prosiłem ani o Ukraińców, ani o Romów. Jak to się mówi z nieba spadli mi ci ludzie.
- W jakim sensie? – dopytuję.
- Bynajmniej nie ekonomicznym. Jako wierzący, że trzeba pomagać bliźnim. Jestem przeciwny temu, żeby dzieci spały na dworcach. Skoro ktoś zadał mi pytanie, czy przyjmę uchodźców, to powiedziałem tak. A dzięki Romom zrozumiałem, że to społeczność zagrożona wykluczeniem na wielu poziomach – tłumaczy. – Mam taką misję, by stworzyć ośrodek edukacyjny właśnie dla Romów. Jeśli w Małopolsce jest ponad dwieście ośrodków i tylko jeden, który przyjmuje osoby pochodzenia romskiego, to ja czuję się wyjątkowo. Nie oczekuję, że gminni urzędnicy będą pomagać. Ale marzyłbym, by nie przeszkadzali mi w pomaganiu.
Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Komentarze