"Pracownik nie może być ubogi. Jesteśmy w ogonie Europy. Nie wiem, jak premier rządu polskiego nie wstydzi się rozmawiać z innymi premierami" - mówił w radiu TOK FM Jan Guz, przewodniczący OPZZ. Stwierdził, że udział płac w PKB spada, a wynagrodzenia w Polsce są jednymi z najniższych w Europie. Ile w tym prawdy? Sprawdziliśmy: dużo
"W ostatnich trzech latach pracownicy zatrudnieni nie zyskują na propozycjach, które przedstawia rząd" - mówił 12 maja 2018 w radiu TOK FM Jan Guz, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Przed ostatnim posiedzeniem Rady Dialogu Społecznego związkowcy przedstawili rządowi ultimatum. Domagali się m.in. znacznego podniesienia płacy minimalnej i odmrożenia płac w budżetówce - w wielu przypadkach nie były waloryzowane od 2010 roku, a niekiedy nawet dłużej.
Rząd nie przystał na żaden z postulatów OPZZ. Centrala związkowa zapowiada akcje protestacyjne na jesień. Rząd ma bowiem jeszcze dwa miesiące na ostateczne ustalenie wskaźników waloryzacji i wysokości minimalnego wynagrodzenia - ustawowy termin to 15 września 2018. Ale porozumienie ze związkowcami jest mało prawdopodobne.
"Oddaję rządowi, że zasiłki i świadczenia poszły w górę, ale dobro narodu bierze się z pracy" - mówił Guz jeszcze przed posiedzeniem RDS. I dodał:
Chciałbym, żeby wzrost wynagrodzeń przynajmniej nadążał za wzrostem PKB, żeby nie rozwierały się te nożyce, bo udział płac w PKB spada (...). Nie możemy być w ogonie Europy.
Udział pracy w produkcie krajowym brutto pokazuje, jaka część dochodu narodowego przypada na czynnik pracy. To stosunek całkowitego wynagrodzenia pracowników brutto (wraz m.in. ze składkami na ubezpieczenie społeczne) do produktu globalnego. Od kilku dekad wskaźnik udziału płac w PKB spada niemal na całym świecie. Polska nie jest wyjątkiem - u nas spadek zaczął się w latach 90.
A jak Polska wypada na tle UE? Jan Guz ma rację: jesteśmy w ogonie Europy. W 2017 roku udział płac w PKB wyniósł 47,7 proc (wobec 47,9 w 2016 i prognozowanego 48,4 w 2018). W UE byliśmy czwartym krajem od końca, za nami tylko Irlandia (PKB tego kraju jest pompowane przez zarejestrowane tam wielkie korporacje), Malta i Słowacja. Średnia unijna to 55,4 proc. Polska ma duży dystans do nadrobienia.
Przyczyny globalnego zjawiska spadku udziału płac w PKB są przedmiotem jednej z najważniejszych współczesnych debat ekonomicznych. Bo też
konsekwencje są niezwykle groźne: wzrost nierówności, zanik klasy średniej i utrata politycznej stabilności w demokracjach najbardziej dotkniętych tym zjawiskiem.
Najczęściej wskazywane przyczyny to
Od lat 90. w Polsce płace nie nadążały za wzrostem gospodarczym - od 1992 roku udział płac w PKB spadł o prawie 15 pkt. proc. Na szczęście w drugiej dekadzie XXI wieku spadek się zatrzymał, a Komisja Europejska szacuje nawet, że w najbliższym czasie nastąpi niewielki wzrost. Eksperci przepytani przez Business Insider Polska wskazują na kilka czynników:
O ile miesięczna płaca minimalna przy kodeksowym zatrudnieniu jest sukcesywnie podnoszona od lat (największą podwyżkę – o 190 zł brutto – mieliśmy w 2008 roku; w 2018 roku płaca minimalna wzrosła o 100 zł do poziomu 2100 zł brutto), to godzinowa stawka minimalna przy pracy na umowę zlecenie jest już zasługą obecnego rządu, a w szczególności minister pracy i polityki społecznej Elżbiety Rafalskiej.
„Mam nadzieję, że ta ustawa kończy czas patologii w wynagradzaniu polskiego pracownika” – mówiła w 2016 roku Rafalska w Sejmie. Posłowie ogromną większością poparli wówczas ustawę o minimalnej stawce godzinowej (przeciw byli Kukiz’15 i Nowoczesna, którzy okazali się bardziej gorliwi od organizacji przedsiębiorców). I choć Rafalska wykazała się nadmiernym optymizmem mówiąc o końcu patologii, to trudno zaprzeczyć, że ustawa poprawiła sytuację na polskim rynku pracy, czego przykładem może być choćby cywilizująca się branża ochroniarska, gdzie płace były skandalicznie niskie.
Dla Mateusza Morawieckiego niski udział płac w PKB to przede wszystkim skutek zdominowania Polski przez obcy kapitał. „Niski udział płac w gospodarce jest efektem takiego, a nie innego modelu rozwoju gospodarczego, w którym wyprzedawaliśmy nasz kapitał” – mówił przyszły premier w listopadzie 2017 roku.
Wiele wskazuje na to, że dla Morawieckiego cywilizowanie rynku pracy jest w najlepszym razie efektem pobocznym marzeń o budowie polskiej potęgi. Tymczasem konkretnych rzeczy, które można zrobić, by poprawić sytuację polskich pracowników jest wiele. I nie wymagają one patriotycznego wzmożenia ani spektakularnych wizji, tylko dobrego prawa i przemyślanych polityk publicznych.
Zrobienie legalnego strajku w Polsce jest skrajnie trudne, a wielu branżach praktycznie niemożliwe. To efekt skomplikowanego i anachronicznego prawa o związkach i sporach zbiorowych. Nielegalny strajk grozi z kolei poważnymi konsekwencjami finansowymi.
Ustawą, która mogła zmienić sytuację polskich pracowników, był nowy kodeks pracy. Z zapowiedzi wynikało, że
śmieciówki znikną, a wszystkim pracownikom miało przysługiwać 26 dni urlopu. Po 18 miesiącach pracy komisji kodyfikacyjnej projekt trafił do kosza,
ale minister Elżbieta Rafalska zapowiada wprowadzenie części propozycji komisji - w pierwszej kolejności jednolitych, 26-dniowych urlopów, potem - nowych rodzajów umów (jeszcze nie wiadomo jakich). Tymczasem wszechobecność śmieciówek sprawia, że pozycja negocjacyjna pracowników jest bardzo słaba. Boją się artykułować żądania, bo pracodawca nie musi nawet zwalniać niezadowolonego pracownika - wystarczy, że np. nie przedłuży mu odnawianej co miesiąc umowy zlecenia. To patologia.
Statystyki Komisji Europejskiej sporo mówią o układzie sił między pracą i kapitałem w Polsce, ale niewiele na temat sytuacji indywidualnych pracowników. A jak ona wygląda?
Polski pracownik jest przepracowany - pracuje średnio 41,1 godzin w tygodniu. To piąty wynik w Europie.
Trudniej powiedzieć, ile właściwie zarabia. GUS cyklicznie podaje dwie wartości przeciętnych wynagrodzeń.
W czerwcu 2018 przeciętne miesięczne wynagrodzenie (brutto) w sektorze przedsiębiorstw wynosiło 4 tys. 848 zł. Warto pamiętać, że przeciętne wynagrodzenie jest zawyżane przez najlepiej zarabiających oraz fakt, że wlicza się do niego nadgodziny.
Z raportu GUS o strukturze płac w październiku 2016 wiemy, że 66 proc. pracowników zarabia mniej niż przeciętne wynagrodzenie.
Mediana, czyli wartość środkowa – połowa pracowników zarabia mniej, a połowa więcej – jest podawana przez GUS rzadko. W październiku 2016 wynosiła ok 81 proc. przeciętnej płacy, a konkretnie 3511 zł brutto, czyli ok. 2,5 tys na rękę. Biorąc pod uwagę wzrost wynagrodzeń dziś mediana wynosi zapewne niecałe 2800 zł. Chodzi jednak tylko o większe, lepiej płacące firmy.
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej - czyli pełniejsza miara - w 2017 roku wyniosło 4272 zł brutto, czyli 3044 zł netto.
Jaka była mediana? Nie wiadomo - przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej nie jest oparte na danych o indywidualnych wynagrodzeniach więc mediany nie da się obliczyć. Jeśli założymy, że też stanowiła ok. 80 proc. średniej, wówczas „środkowe” wynagrodzenie mogło wynieść około 3450 zł brutto, czyli niecałe 2,5 tys. zł netto. To spekulacje, ale lepszymi danymi nie dysponujemy.
Ciekawe dane o zarobkach zawiera niedawny raport Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Według niego przeciętne miesięczne wynagrodzenie netto w 2017 wyniosło 2758 zł. To średnia, nie mediana, ale z analizy wykluczono po 5 proc. najniższych i najwyższych wartości wynagrodzeń, wiec kwota jest bliższa środkowej wartości. Te dane uwzględniają dochody z pracy deklarowane również przez osoby samozatrudnione, osoby pracujące dla podmiotów zatrudniających poniżej 10 osób oraz pracowników administracji publicznej.
Raport PARP wskazuje też na dużą różnicę w zarobkach w zależności od płci -
mężczyźni to 3133 zł netto, kobiety jedynie 2384 zł.
Z badań dr Karoliny Goraus i prof. Joanny Tyrowicz wynika, że w Polsce skorygowana luka płacowa (która bierze pod uwagę m.in. generalnie lepsze wykształcenie kobiet itp.) wynosi ok 20 proc. To rzecz, o której zawsze warto pamiętać, gdy czyta się dane o średnich płacach - kobiety zarabiają około jedną piątą mniej od mężczyzn.
Najniższe są płace w mikrofirmach zatrudniających do dziewięciu osób. W 2016 roku przeciętne wynagrodzenie w mikroprzedsiębiorstwach wyniosło 2577 zł brutto.
W podmiotach należących do osób fizycznych – to ponad 90 proc. mikroprzedsiębiorstw w Polsce – przeciętne wynagrodzenie wyniosło 2172 zł brutto, 1580 zł netto.
W części takich firm sytuację z pewnością polepszyła minimalna stawka godzinowa obowiązująca od 2017 roku - to realna zasługa tej władzy w kwestii podnoszenia płac w Polsce.
To jednak raczej wyjątek niż reguła w polityce rządu.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze