0:000:00

0:00

Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro udzielił wywiadu braciom Karnowskim w tygodniku „Sieci". Wywiad ukazał się pod tytułem „O co mi chodzi?” – trzeba przyznać, nader trafnym.

Ogólna wymowa wywiadu jest taka: Ziobro i Solidarna Polska bronią koalicji Zjednoczonej Prawicy przed ulegającym unijnym miazmatom premierem Mateuszem Morawieckim.

„Decydującą rolę w budowaniu polskiej polityki w odniesieniu do Unii ma premier Mateusz Morawiecki. To bardzo zdolny i otwarty na współpracę z UE polityk. Ma dużą umiejętność przekonywania kierownictwa PiS do polityki, która jednak rozmija się z naszym programem z 2014 roku, który nie został nigdy odrzucony”

– oskarża Morawieckiego Ziobro.

By bronić programu z 2014 roku, Solidarna Polska nie ugnie się przed niczym, zapowiada Ziobro. „[Do opozycji] się nie wybieramy, ale na pewno to nie jest straszak, któremu ulegniemy” – twardo mówi minister sprawiedliwości.

W centrum sporu koalicjantów jest polityka klimatyczna UE i jej wpływ na politykę energetyczną Polski. Ziobro cytuje program PiS sprzed siedmiu lat, a więc jeszcze sprzed porozumienia paryskiego, które trwale zmieniło politykę klimatyczną świata, choć można mieć zastrzeżenia co do tempa tej zmiany.

„Największym utrudnieniem w dziedzinie produkcji energii elektrycznej jest prowadzona przez UE polityka klimatyczna nakładająca obowiązki w zakresie redukcji emisji dwutlenku węgla. Antywęglowe lobby chce podnieść ustalone na poziomie 20 procent cele redukcyjne. Stwarza to ryzyko obniżenia PKB, wzrostu bezrobocia, zaburzenia wytwarzania energii. PiS będzie renegocjował skrajnie niekorzystny dla Polski pakt klimatyczno-energetyczny podpisany przez D. Tuska w 2008 roku” – przytacza Ziobro program PiS.

Kłopot w tym, że ten program dramatycznie się zdezaktualizował.

Ziobro zastygł w 2014

Błędem, bądź celowym działaniem Ziobry, jest przymykanie oczu na fakt, że od 2008 roku w polityce klimatycznej zmieniło się właściwie wszystko. Ziobro rzuca ostro brzmiące sformułowania, nie przejmując się zupełnie kontekstem. Kalkuluje zapewne, że słowa-wytrychy typu „zamykanie elektrowni i kopalń” lub „utrata pracy” podziałają lepiej.

Tymczasem kontekst jest taki, że od porozumienia paryskiego (2015) i raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu na temat skutków ocieplenia się klimatu o 1,5 i 2 st. C (2018), walka o powstrzymanie ocieplenia klimatu znacząco przyspieszyła, a program PiS rażąco się zdezaktualizował.

Przy wszystkich błędach i zaniechaniach rządu kierowanego przez Morawieckiego, dobrze się stało, że premier to przyspieszenie przyjął do wiadomości.

Przeczytaj także:

„Premier Morawiecki na szczycie Unii w grudniu zgodził się, bez żadnych konsultacji z koalicjantami, aż na 55 proc. redukcję do 2030 roku. Jest to nie tylko sprzeczne z cytowanym programem Zjednoczonej Prawicy, ale niesie też poważne konsekwencje dla polskiej gospodarki” – grzmi Ziobro.

Ziobro – jak widać – gładko przeskakuje od 20 proc. celu redukcji do grudniowej decyzji o jej zwiększeniu do 55 proc., dla lepszego efektu pomijając wszystko po drodze.

Przypomnijmy więc fakty:

  • Cel redukcji o 20 proc. został najpierw uzgodniony na marcowej Radzie Europejskiej w 2007 roku, czyli za pierwszych rządów PiS, a dopiero potem oparto na nim pierwszy pakiet klimatyczno-energetyczny z 2008 roku, który miał być zrealizowany do końca 2020 roku.
  • W 2014 roku przyjęto nowy cel – 40 proc. redukcji do roku 2030,
  • W grudniu 2020 roku faktycznie cel zwiększono do 55 proc., także do roku 2030.

Dla ministra sprawiedliwości te niuanse się nie liczą – było 20 proc., jest 55 proc., bijmy na alarm.

Polska szybciej odchodzi od węgla

„Czy nam się to podoba, czy nie, polska energetyka jest w 80 proc. oparta na węglu. To z kolei sprawia, że koszty przebudowy energetyki, które poniesie Polska, będą horrendalnie wysokie w porównaniu z innymi krajami UE. Oznacza nie tylko groźbę zamykania polskich elektrowni i kopalń, a więc utratę pracy przez dziesiątki tysięcy ludzi, ale także drastyczny wzrost cen energii elektrycznej dla wszystkich Polaków” – atakuje Morawieckiego jego minister, sugerując, że zabraknie pieniędzy na 500 plus, dodatkowe emerytury, czy rozbudowę armii.

Tymczasem polska energetyka odchodzi od węgla w tempie szybszym, niż się ministrowi wydaje. W zeszłym roku odsetek, o którym mówi minister, wynosił nie 80 proc., a minimalnie ponad 10 punktów proc. mniej – 69,7 proc., podał w marcowym raporcie szanowany energetyczny think tank Forum Energii.

Po drugie, tak, będzie drogo, ale jeszcze droższe będzie pozostawienie systemu bez zmian. Już za cztery lata mogą zacząć się wyłączenia przestarzałych bloków węglowych, bo skończy się im wsparcie publiczne.

„Polska zaczyna odchodzić od węgla. Wydobycie surowca spada, uprawnienia do emisji CO2 są coraz droższe. Po 2025 roku, kiedy skończy się wsparcie publiczne dla przestarzałych bloków węglowych, spółki energetyczne będą chciały je wyłączyć. W ciągu dekady z krajowego systemu elektroenergetycznego może wypaść co najmniej 10 GW mocy”

– czytamy w (innym, wcześniejszym) raporcie Forum Energii.

Ubytek można zastąpić szybkim rozwojem odnawialnych źródeł energii, a w dalszej kolejności – rozwojem energii atomowej, by zredukować rolę gazu (było nie było - paliwa kopalnego) w stabilizacji systemu. (Zwolennicy modelu „100 proc. OZE” będą tu oczywiście w sporze z „atomistami”, argumentując, że stabilizację zapewni rozwój magazynowania energii, ale w kontekście wypowiedzi Ziobry to drugorzędne).

Koncerny energetyczne nie czekają na Ziobrę

Wydaje się też, że same firmy energetyczne nie zamierzają czekać, aż minister Ziobro zapewni bezpieczny byt energetyce opartej na węglu. 24 marca kontrolowana przez rząd spółka Tauron Wytwarzanie zdecydowała o terminach wycofania z użytku bloków węglowych Elektrowni Jaworzno, Łagisza i Siersza, podał Biznes Alert.

„Większość z nich ma zakończyć pracę z końcem 2025 roku. Dwa z nich, w Jaworznie lub Łagiszy, mogą działać do 2028 roku, jeśli otrzymają wsparcie z rynku mocy. Jeden w Łagiszy ma działać do 2035 roku. Ostateczna decyzja będzie zależeć od wsparcia” - napisał naczelny portalu Wojciech Jakóbik.

Podobnych decyzji prędzej czy później – raczej prędzej - należy spodziewać się ze strony innych państwowych firm energetycznych. Największa z nich, Polska Grupa Energetyczna, omówiła 23 marca stan przygotowań do transformacji.

„Jednym z jej filarów są morskie farmy wiatrowe. Dzięki bardzo dobrze wynegocjowanej umowie z naszym partnerem biznesowym – duńską firmą Ørsted jesteśmy gotowi na realizację inwestycji na Bałtyku o mocy 2,5 GW. Ta technologia całkowicie odmieni polską energetykę i Grupę PGE, a już za pięć lat do naszych domów popłynie pierwszy prąd z tych instalacji” – napisała spółka przy okazji publikacji raportu rocznego.

„Przygotowujemy dodatkowy projekt morski o mocy 1 GW oraz planujemy kolejne we współpracy ze spółkami Enea i Tauron. W 2020 roku zwiększyliśmy moc zainstalowaną w wietrze o ponad 20 proc. i obecnie w tej technologii dysponujemy 700 MW mocy. Mamy blisko 150 MW w zamrożonych projektach wiatrowych, w bardzo dobrych lokalizacjach. Przygotowaliśmy kompleksowy plan inwestycyjny przejścia na paliwo gazowe w ciepłownictwie – mówimy tu o mocy rzędu 1000 MWe. Dzięki zaplanowanym modernizacjom i rozwojowi sieci dystrybucyjnej stworzymy możliwości rozwoju OZE i energetyki prosumenckiej” – dodaje PGE.

Wisienką na torcie systemowych zmian może okazać się także projektowane od dłuższego czasu wydzielenie aktywów węglowych ze spółek energetycznych. Ziobro więc nie tylko nie wie, jaką dokładnie rolę pełni węgiel w polskiej elektroenergetyce, ale także nie wie – albo udaje, że nie wie – że kluczowe polskie spółki energetyczne przyspieszają z inwestycjami w niewęglowe aktywa i jak najszybciej próbują się pozbyć tych węglowych.

Myli się także co do kosztów transformacji energetycznej, szacując ją na „nawet 2 bln zł”. Tymczasem Piotr Naimski – minister w tym samym rządzie – ocenia ją jako wciąż bardzo kosztowną (pomińmy, że rozciągniętą w czasie), ale jednak o ok. 400 mld złotych tańszą.

Bez działań transformacyjnych Polskę mogą czekać drogie blackouty, a jedyną drogą do utrzymania węgla w miksie wbrew polityce unijnej wydaje się polexit.

Na pytanie Karnowskich o tę sprawę minister uniknął odpowiedzi.

„Logicznym wnioskiem jest twarda – podkreślam – twarda obrona naszych interesów w Unii. Doceniamy korzyści płynące z naszego członkostwa, ale nie możemy się godzić na ustępstwa, które teraz i w przyszłości mogą być katastrofalne w skutkach. Gdy Holendrzy zagrozili wetem unijnego budżetu, nikt nie posądzał ich o polexit. Po prostu bronili interesów swojego kraju” – powiedział Ziobro.

Reduta "Ziobro"

Można zakładać, że upór Ziobry jest tylko taktyką obliczoną na zmiękczenie Morawieckiego w sprawie np. Krajowego Planu Odbudowy i ugranie politycznych zysków przez trzymanie noża na gardle premiera do ostatniej chwili.

Spór z PiS może również być metodą na zwiększenie rozpoznawalności Solidarnej Polski, mikropartii, która - o ile w ogóle pojawia się w sondażach - może liczyć na poparcie w granicach 1 proc, a więc poniżej błędu pomiaru (z reguły 3 proc.). Ziobro zapewne wie, że może błysnąć w temacie, którego liczne niuanse umykają szerokiej opinii publicznej.

Nie jest też oczywiście wykluczone, że Zbigniew Ziobro wciąż o klimacie i polityce klimatycznej wie mniej więcej tyle, ile w 2014 roku, gdy stwierdził, że “dwutlenek węgla nie może być szkodliwy, skoro spożywamy go w napojach gazowanych”. Za tę wypowiedź został laureatem plebiscytu “Klimatyczna bzdura roku” redakcji portalu “Nauka o klimacie”.

Jeśli minister naprawdę wierzy w to, co mówi, to skazuje Polskę na – cytując chcącego pozostać anonimowym eksperta od polityki klimatycznej – „pozostanie w dupie, w której niestety jednak nie będziemy mogli się nawet urządzić, bo będzie nam za ciemno”.

;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze