0:000:00

0:00

Kopalnia odkrywkowa Turów należy do spółki Polska Grupa Energetyczna Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna (PGE GiEK) i jest położona w Bogatyni na trójstyku granic – polskiej, niemieckiej i czeskiej.

Do czeskiego Kraju Libereckiego i niemieckiego miasta Żytawa jedzie się stamtąd zaledwie kilkanaście minut. Kopalnię doskonale widać z wiosek po czeskiej stronie granicy. Mieszkańcy obawiają się, że odkrywka będzie się rozrastać, a bezpośrednio pod ich oknami pojawi się ogromna dziura w ziemi.

Bo Turów to nie jest małe wydobycie – powierzchnia odkrywki to 2,5 tys. hektarów, z których rocznie pozyskuje się 8 mln ton węgla.

Jednak nieestetyczny widok jest najmniejszym problemem, jaki powoduje polska kopalnia.

Przeczytaj także:

Poziom wody niższy o 8 metrów

Żeby można było wydobywać węgiel z odkrywki, należy stale osuszać teren. Przy granicach kopalni tworzy się tzw. lej depresyjny, a tym samym obniża się lustro wody gruntowej. Teren ten sięga za czeską granicę, powodując, że studnie w przygranicznych wioskach wysychają.

„Tylko w 2020 roku poziom wód gruntowych na tym terenie obniżył się o 8 metrów, czyli dwukrotnie bardziej niż, według zapowiedzi PGE, miało to nastąpić do 2044 roku. Nasze obawy przerodziły się w strach” – komentuje Milan Starec, mieszkaniec przygranicznej wsi Uhelná.

Niektóre szacunki mówią, że nawet 30 tysięcy osób może stracić dostęp do wody przez działalność i powiększanie odkrywki.

Lista problemów jest dłuższa. Chodzi między innymi o hałas i pyły nawiewane znad Turowa, które pogarszają jakość powietrza. Przeciwnicy kopalni po niemieckiej stronie wskazują, że przez osiadanie gruntów pękają ściany domów w Żytawie.

Koncesja na eksploatację tego złoża wygasała na wiosnę zeszłego roku. Minister klimatu Michał Kurtyka przedłużył ją na kolejnych sześć lat, a PGE ogłosiło, że będzie się starać o jeszcze dłuższe pozwolenie na eksploatację złoża. Planowo do 2044 roku.

Już wtedy Czesi zapowiedzieli, że rozważają pozew do TSUE.

Nieudane negocjacje

„Długo starałem się rozwiązać ten spór bez walki prawnej. Wynik jest dla nas ważny, czyli pomoc dziesiątkom tysięcy Czechów na granicy” – mówił czeski minister spraw zagranicznych Tomáš Petříček.

„Górnictwo ma negatywny wpływ na ich życie każdego dnia. Tak może być przez następnych kilka lat. W międzyczasie kopalnia będzie nadal odprowadzać wodę, a pył nadal będzie zanieczyszczał powietrze, którym oddychają” – dodał Petříček.

12 lutego członek praskiego rządu spotkał się w Warszawie z polskim ministrem spraw zagranicznych Zbigniewem Rau. Czeski MSZ podkreślał, że głównym tematem rozmów była „Ochrona czeskich obywateli, na których życie (…) ma wpływ rozbudowująca się kopalnia węgla brunatnego Turów”. W komunikacie polskiego resortu o Turowie nie ma ani słowa.

„Wśród głównych tematów rozmów znalazły się m.in.: kwestie dwustronne, współpraca regionalna (Grupa Wyszehradzka – V4, Trójmorze), ale również sytuacja na Białorusi, Rosji i Ukrainie oraz elementy agendy europejskiej” – czytamy na stronie MSZ.

Spotkanie było ostatnią szansą na wypracowanie rozwiązania w sprawie odkrywki. Dzień później na styku granic zorganizowano międzynarodowy protest przeciwko kopalni i elektrowni Turów. Na transparentach manifestujący mieli przetłumaczone na trzy języki hasło: „Węgiel brunatny, zniszczenie bez granic”.

Polska strona „zdziwiona” pozwem

„Niestety, negocjacje nie potoczyły się zgodnie z naszymi pomysłami. Dlatego złożymy pozew” – wyjaśnia minister Tomáš Petříček.

Jak tłumaczy wiceminister spraw zagranicznych Martin Smolek, pozew dotyczy przede wszystkim naruszenia praw obywateli Czech. „Nie mogli brać udziału ani w wydaniu zezwolenia na wydobycie, ani w sądowej kontroli tej decyzji. Polska nie dostarczyła również stronie czeskiej niezbędnych dokumentów związanych z górnictwem i nie uwzględniła oceny oddziaływania na środowisko” – wymienia.

Ministerstwo Klimatu jest zdziwione zapowiedzią złożenia pozwu. W rozmowie z Polską Agencją Prasową mówił o tym rzecznik resortu Aleksander Brzózka. Jego zdaniem z przebiegu negocjacji „można było wnioskować, że jest szansa na polubowne zakończenie sporu”.

Czesi będą ubiegać się także o środki tymczasowe. Gdyby sąd je przyznał, wydobycie w Turowie musiałoby zostać wstrzymane do czasu wydania wyroku.

Taka decyzja może zapaść w ciągu zaledwie kilku tygodni. Nasi południowi sąsiedzi chcą także, by sprawie nadano pierwszeństwo. W ten sposób można będzie przyspieszyć jej zakończenie. Jak czytamy na stronie czeskiego MSZ, wyrok mógłby wtedy zapaść już za około rok.

Z informacji Fundacji RT-ON wynika, że pozew zostanie złożony juz dziś (26 lutego).

Niemcy skarżą Polskę do KE

Pozew Czechów do TSUE nie jest jedyną skargą, jaka została skierowana do instytucji unijnych przeciwko Polsce w sprawie Turowa.

W styczniu władze i obywatele miasta Żytawa, posłowie do Parlamentu Saksońskiego i powiatu Görlitz zaskarżyli Polskę do Komisji Europejskiej.

„Skarga mieszkańców Żytawy oraz członków niemieckich Zielonych dotyczy negatywnego wpływu odkrywki Turów na wody podziemne po niemieckiej stronie granicy” – tłumaczył wtedy Kuba Gogolewski z Fundacji „Rozwój TAK – Odkrywki NIE”.

Jak wynika z badań hydrologa, dr hab. Ralfa E. Kruppa, przez polską odkrywkę poziom wód gruntowych po niemieckiej stronie granicy spadł o 100 metrów. Do 2044 roku poziom wody mógłby spaść o kolejne 20 metrów, prowadząc do osiadania gruntów – nawet o 72 cm w centrum Żytawy i 1,2 metra przy samej granicy.

„Jednocześnie PGE cały czas zaprzecza, destrukcyjnemu działaniu odkrywki na wody podziemne zarówno po niemieckiej, jak i po czeskiej stronie. O ile PGE oraz kontrolujący spółkę polski rząd nie zmienią swojego nastawienia, trudno będzie uniknąć eskalacji konfliktu” – dodał Gogolewski.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze