Polskie państwo dobrze zabezpiecza sytuację materialną świeżo upieczonych rodziców, ale tylko tych, którzy pracowali przed urodzeniem dziecka. Świadczenie rodzicielskie, które otrzymują pozostali, nie było waloryzowane od 8 lat – pisze dr Maciej Albinowski, ekonomista z Instytutu Badań Strukturalnych
Im gorsza jest sytuacja demograficzna, tym większy nacisk państwo powinno kłaść na polityki wspierające dzietność. Dzwonkiem alarmowym dla Polski powinny być silne spadki zarówno liczby urodzeń, jak i współczynnika dzietności. Tymczasem nasz system zabezpieczenia społecznego zniechęca do wczesnego macierzyństwa, zdecydowanie premiując rodziców o ugruntowanej pozycji na rynku pracy.
Pracująca kobieta może w trakcie ciąży przejść na pełnopłatne zwolnienie lekarskie. Potem przysługuje jej 12-miesięczny zasiłek w wysokości 81,5 proc. jej wynagrodzenia, o ile nie będzie chciała częściowo przenieść tego zasiłku na partnera. A po powrocie do pracy będzie jeszcze mogła odebrać urlop wypoczynkowy naliczony za okres zwolnienia lekarskiego oraz urlopów macierzyńskiego i rodzicielskiego.
Pracująca kobieta może w trakcie ciąży przejść na pełnopłatne zwolnienie lekarskie. Potem przysługuje jej 12-miesięczny zasiłek w wysokości 81,5 proc. jej wynagrodzenia, o ile nie będzie chciała częściowo przenieść tego zasiłku na partnera. A po powrocie do pracy będzie jeszcze mogła odebrać urlop wypoczynkowy naliczony za okres zwolnienia lekarskiego oraz urlopów macierzyńskiego i rodzicielskiego.
Tych wymiernych korzyści finansowych nie uzyska kobieta, która zajdzie w ciąże np. na końcowym etapie edukacji przed wejściem na rynek pracy. Zamiast zasiłku macierzyńskiego może otrzymać świadczenie rodzicielskie, które zostało wprowadzone w 2016 roku i od tamtej pory wciąż wynosi tysiąc złotych miesięcznie. W 2024 roku to cztery razy mniej niż za opiekę nad niemowlakiem państwo wypłaci kobiecie, która zarabia medianowe wynagrodzenie (6500 zł brutto).
Ta dysproporcja jest z jednej strony niesprawiedliwa wobec niepracujących kobiet, a z drugiej strony może wpływać na decyzje o momencie posiadania dzieci.
Na dzietność wpływa wiele czynników społecznych i ekonomicznych. Zasiłki powiązane z urodzeniem dzieci raczej nie są instrumentami, które mogłyby odwrócić trendy demograficzne. Choć trzeba też zaznaczyć, że mierzenie wpływu takich polityk jest bardzo trudne. Na przykład Anna Bokun pokazała, że program 500+ był powiązany z niewielkim wzrostem dzietności, ale jak sama przyznaje, te wyniki niekoniecznie odzwierciedlają zależność przyczynowo-skutkową. Z kolei Fergus Cumming i Lisa Dettling pokazali, że poprawa sytuacji finansowej gospodarstw domowych miała przyczynowy wpływ na zwiększenie dzietności w Wielkiej Brytanii. To badanie akurat nie dotyczyło zasiłków, lecz wpływu zmian stóp procentowych. Dzięki temu, że część gospodarstw domowych miała kredyty ze stałym oprocentowaniem a część ze zmiennym, badacze mieli możliwość obserwowania niemal losowych grup eksperymentalnej i kontrolnej, co jest rzadkością w przypadku polityk społecznych.
Doktor ekonomii (Kolegium Analiz Ekonomicznych SGH), ekonomista w Instytucie Badań Strukturalnych. Wcześniej pracował w Ministerstwie Finansów, gdzie prowadził analizy ekonometryczne z wykorzystaniem danych administracyjnych. Jego obecne badania skupiają się na inkluzywności rynku pracy.
Doktor ekonomii (Kolegium Analiz Ekonomicznych SGH), ekonomista w Instytucie Badań Strukturalnych. Wcześniej pracował w Ministerstwie Finansów, gdzie prowadził analizy ekonometryczne z wykorzystaniem danych administracyjnych. Jego obecne badania skupiają się na inkluzywności rynku pracy.
Komentarze