0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja GazetaPatryk Ogorzalek / A...

Polski Ład staje się rzeczywistością. Ustawa miesiącami czekała na misternie układaną przez Jarosława Kaczyńskiego większość w Sejmie. A gdy udało się ją znaleźć, szybko przeszła przez parlament.

„To będzie ogromna zmiana jakościowa” – zapewniał Mateusz Morawiecki przed ogłoszeniem założeń reformy podatkowej. Polski Ład miał według premiera „w krótkim czasie zbliżyć Polskę do poziomu najbardziej rozwiniętych państw europejskich”.

Założenia wyglądały na proste i odważne. Najistotniejsze punkty reformy, pokazane już w maju 2021, to:

  • Zwiększenie kwoty wolnej od podatku z 8 tys. zł do 30 tys. zł;
  • Podwyższenie granicy drugiego progu podatkowego z 85 tys. zł do 120 tys. zł;
  • Koniec z odpisywaniem składki zdrowotnej od podatku i upowszechnienie jej dla wszystkich podatników w wysokości 9 proc.

W ten sposób w kieszeniach mniej zamożnych Polaków miało zostać więcej pieniędzy, a ci lepiej zarabiający mieli się w większym stopniu przyczynić do zwiększenia dochodów Narodowego Funduszu Zdrowia.

Zmiany

Jednak po licznych protestach ten drugi punkt – wyższa składka zdrowotna – został mocno przebudowany zanim ustawa trafiła do Sejmu, wybito mu zęby. Nie będzie powszechnej, jednolitej składki zdrowotnej, duża część przedsiębiorców zapłaci mniej (4,9 proc.).

Zwiększenie kwoty wolnej odbierało budżetowi państwa dochody z PIT, zmiany w składce zdrowotnej je zwiększały. Reforma nawet w początkowych założeniach nie była neutralna dla budżetu. Ostatecznie jest znacznie droższa niż planowano.

„Efektem będzie skomplikowany system i reforma mocno obciążająca sektor finansów publicznych" - mówił o podatkowym Polskim Ładzie dr hab. Michał Myck w wywiadzie dla OKO.press.

Przeczytaj także:

Dr hab. Myck jest też szefem Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, które przygotowało analizę ustawy dla Senatu. W analizie stwierdza, że gdy porównamy wersję reformy z maja i października 2021, to obecnie koszty dla sektora finansów publicznych są trzy razy wyższe a efekt redystrybucyjny słabszy.

Według obliczeń z ekspertyzy, ostateczny koszt reformy dla finansów publicznych wynosi 16,5 mld złotych. To prawie połowa rocznych wydatków na program 500+. Pierwotnie planowano straty w okolicach 5-6 mld złotych. Rząd odpowiada na to tak jak zwykle – ubytki zostaną uzupełnione przez wyższe dochody podatkowe. Ale te nie będą rosnąć w nieskończoność.

Cofanie redystrybucji

Jak wygląda korekta w redystrybucji? Ekspertyza ośrodka CenEA za podstawową jednostkę analizy przyjmuje gospodarstwa domowe. Te dzieli na takie, które:

  • Zyskają powyżej 10 zł miesięcznie;
  • Nie zyskają (zmiana w dochodzie pomiędzy 10 zł na plus a 10 zł na minus);
  • Stracą pomiędzy 10 a 250 zł miesięcznie;
  • Stracą powyżej 250 zł miesięcznie.

Według zapowiedzi z maja w dwóch ostatnich grupach znajdowało się 1,4 mln gospodarstw spośród 13,8 mln wszystkich. Teraz – 0,8 mln. Dwukrotnie zmniejszyła się grupa gospodarstw ze średnimi stratami (między 10 a 250 zł) – z miliona do 0,5 miliona. Grupa zyskujących zwiększa się z 10,9 mln gospodarstw do 11,5 mln gospodarstw.

Korekty w ustawie to więc redystrybucja postawiona na głowie. Zwiększamy liczbę zyskujących, zmniejszamy liczbę stratnych. Zamiast projektować system w stronę redystrybucji od najbogatszych do najbiedniejszych, zdecydowano się pierwotnie projektowane przepisy zmienić tak, żeby dla obu grup zrobić coś miłego. W konsekwencji tracą finanse publiczne, budżet będzie obciążony mocniej. A efekt redystrybucyjny będzie nikły.

Bardzo interesująco wypada też spojrzenie na zyski według rodzajów gospodarstw domowych. Najmniej zyskają osoby samotne i samotni rodzice. Natomiast wśród małżeństw emerytów, prawie 80 proc. zyska miesięcznie ponad 250 zł.

Takie ujęcie wskazuje na to, że z zapowiedzi powszechnego programu redystrybucyjnego został przede wszystkim transfer do emerytów, czyli grupy, która w większości głosuje na PiS.

Senat próbował ustawę zmienić. Wprowadził do niej m.in. wydłużony okres vacatio legis – gdyby poprawka została przyjęta, przepisy weszłyby w życie w 2023 roku. Sejm PiS tak jednak nie działa i nie jest zainteresowany współpracą nawet przy tak istotnej reformie. Senackie poprawki wylądowały w koszu.

PiS obiecywał zwiększenie progresywności systemu podatkowego, ale korekta w tym kierunku ostatecznie jest mało znacząca.

Ustawa ta była przygotowana źle i ostatecznie jest krytykowana z różnych pozycji, zarówno przez ekonomistów liberalnych i silnie wolnorynkowych, jak i tych odrzucających neoliberalne dogmaty.

Ulga dla bogatych

Doskonałym przykładem tego, w jakim chaosie przygotowywana była tak ważna ustawa jest ulga dla rodzin wielodzietnych. To element, który w dyskusji o Polskim Ładzie umknął uwadze większości komentujących, bo nie był tak spektakularny jak najważniejsze punkty reformy. Niesłusznie.

Zmiana ta pokazuje jasno, że ustawa nie była przemyślana, a także ujawnia stosunek PiS do najbiedniejszych.

W największym bowiem skrócie przepis ten ulży bogatym rodzinom wielodzietnym, a biednym nie da niczego. Jak to możliwe? Oddajmy głos ekspertowi.

„W Polsce jest około 120 tys. rodzin z co najmniej czwórką dzieci. I już teraz niewielka część z nich płaci jakikolwiek podatek dochodowy. Na wprowadzeniu nowej ulgi zyska około 20 tys. rodzin. Co istotne, z punktu widzenia redystrybucji w konsekwencji tych pomysłów w ramach Polskiego Ładu wsparcie dla bogatych rodzin 4+ będzie istotnie wyższe niż dla ubogich rodzin 4+.

Rodziny o niskich i nawet przeciętnych dochodach już bez tej ulgi i tak płacić podatku nie będą, a te o bardzo wysokich dochodach zyskają ponad 2000 zł miesięcznie.

Paradoksalnie w efekcie wsparcie państwa na czwarte dziecko w rodzinie będzie znacznie wyższe w przypadku bardzo bogatych rodzin niż w przypadku tych najbiedniejszych” – mówił dr hab. Michał Myck w wywiadzie dla OKO.press.

Dla bogatych pięć razy więcej

I dodatkowo zdanie z ekspertyzy dla Senatu:

„Przyjęcie tego rozwiązania oznacza, że całkowite wsparcie państwa na czwarte dziecko w rodzinie (biorąc pod uwagę:

  • świadczenia rodzinne,
  • świadczenie wychowawcze 500+,
  • świadczenie „Dobry start” 300+
  • ulgi podatkowe z tytułu wychowywania dzieci)

będzie 4,6-krotnie wyższe w przypadku rodzin o dochodach przekraczających 21 750 zł miesięcznie w porównaniu do rodzin najuboższych”

Czyli: w ustawie zaplanowano wsparcie dla bogatych rodzin wielodzietnych, ubogim rodzinom wielodzietnym nie zaproponowano nic nowego. Na etapie prac sejmowych można było jeszcze uznać, że ktoś tego problemu nie zauważył i można go poprawić. Nic takiego się nie stało.

W przypadku rodzin wielodzietnych wielki redystrybucyjny projekt PiS jest wybitnie regresywny: wspiera bogatych i nie daje niczego biednym.

Warto jeszcze wspomnieć, że Senat, posiadając tę ekspertyzę, nie tylko nie próbował wycofać lub złagodzić tego rozwiązania, ale zaproponował… rozszerzenie ulgi. Poprawka, jak wszystkie inne, przepadła.

Inflacja: gamechanger?

Polski Ład miał być odpowiedzią na kłopoty gospodarcze po kryzysie wywołanym pandemią. PiS zaproponował kilka rozwiązań, program publicznych inwestycji, redystrybucję dochodu.

Program podatkowy w bólach, ale udało się wprowadzić, wejdzie w życie na początku 2022 roku. Czy pomoże PiS ze spokojem dojść do wyborów w 2023 roku i je wygrać?

Gdy program układano, sytuacja była trochę inna. Przede wszystkim inflacja wiosną oscylowała w okolicy celu inflacyjnego NBP i nikt nie spodziewał się, że za pół roku zbliży się do siedmiu procent. I nie ma tutaj znaczenia, że nie jest to inflacja wywołana przez rząd PiS. Cały świat zmaga się z rosnącymi cenami, nawet w Unii Europejskiej niektóre kraje notują wyższe poziomy wzrostu cen.

Istotne jest co innego: ludzie automatycznie wzrost cen łączą z rządzącymi. Dodatkowo nie pomaga tutaj lekceważąca dotychczas komunikacja rządzących. PiS przez lata od 2015 roku miał bardzo dobrą koniunkturę gospodarczą. Dziś sytuacja się zmienia. Po długim okresie, gdy płace silnie rosły, mamy zmianę tego trendu.

Inflacja powyżej pięciu procent utrzyma się dłuższy czas, z pewnością do końca przyszłego roku. Jeśli nie wydarzy się katastrofa, a Rada Polityki Pieniężnej dalej będzie podnosiła stopy procentowe, to ten kryzys najpewniej uda się opanować, ale na to potrzeba czasu.

W międzyczasie po raz pierwszy w trakcie obecnych rządów PiS, realne płace wielu Polaków będą spadały. Nawet jeśli nie będą to kolosalne straty, efekt psychologiczny może być znacznie większy.

Szczególnie że realne straty mogą dla wielu przewyższyć zyski z Polskiego Ładu.

Realnie straci ponad połowa z nas

Zaznaczmy, że są to obliczenia w przybliżeniu, bo ostatecznie jest to bardziej skomplikowana operacja, która powinna uwzględnić indywidualne koszyki konsumpcyjne.

Co działoby się z zyskami z Polskiego Ładu, gdyby jednak realne płace traciły na wartości dokładnie o poziom inflacji? Przypomnijmy, że chodzi nam o średni roczny poziom i straty w ciągu całego roku – np. 2022. Spójrzmy na tabelę (dane w zł):

Wszystko zależy od dokładnego poziomu inflacji. W tabeli porównujemy zyski w Polskim Ładzie dla pensji w 2022 roku pomiędzy 3 010 zł (pensja minimalna) a 5 000 zł do ewentualnych realnych strat z powodu inflacji.

Przyjmujemy cztery możliwe, średnioroczne poziomy inflacji: 4 proc.; 5 proc.; 6 proc. i 7 proc.

Pogrubione są te straty, które przewyższają zyski w Polskim Ładzie. Zyski z Polskiego Ładu (PŁ) są wyliczone na podstawie oficjalnego kalkulatora Ministerstwa Finansów.

Pamiętajmy też, że realne straty nie oznaczają mniej gotówki w portfelu. To wskaźnik, który mówi nam, że za te same lub nawet nieco większe kwoty będzie można kupić mniej.

Przykładowo - jeżeli ktoś zarabia 4 tys. zł brutto na umowie o pracę, to na Polskim Ładzie miesięcznie zyska 114 złotych. Jeżeli średnioroczna inflacja wyniesie 4 proc., po roku realna wartość miesięczna pensja takiej osoby spadnie o 116 złotych. Czyli pomimo zysków na rządowym planie redystrybucyjnym, realny poziom dochodów będzie taki sam.

Tracą prawie wszyscy

Gdyby inflacja przez rok utrzymywała się na poziomie 4 proc., i tak realne straty obejmą ponad połowę pracowników, bo w 2018 roku mediana zarobków wynosiła 4 tys. zł brutto (na nowe dane od GUS wciąż czekamy), dziś z pewnością jest wyższa. Przy 6 proc. straty obejmują już większość pracowników, przy 7 – nawet osoby z płacą minimalną.

Bez względu na ostateczny wynik, nawet w optymistycznym scenariuszu średnia inflacja w przyszłym roku wyniesie 4-5 proc. Czyli najpewniej straty inflacyjne przekroczą zyski z Polskiego Ładu. Reforma i tak była niepopularna, wielu z nas nie uwierzyło, że na zmianach zyska.

Inflacja może być ostatnim gwoździem do trumny społecznego poparcia dla Polskiego Ładu.

PiS: pudrowanie problemu

Na razie politycy PiS problem, przynajmniej publicznie, lekceważą.

„Prognozujemy, że inflacja będzie schodziła w przyszłym roku. Nie wierzę w to, że Polski Ład napędzi inflację, gdyż ci, co mniej zarabiają nie będą płacić podatków. To jest grupa, która nie chodzi do restauracji i nie podróżuje za granicę - to jest grupa, która potrzebuje pieniędzy na podstawowe potrzeby - a to nie będzie napędzać inflacji” - mówił Minister Finansów Tadeusz Kościński w wywiadzie dla Money.pl.

Mimo wszystko grupa podatników, którzy podatku nie zapłacą wcale, jest niewielka. Mówienie, że podstawowe potrzeby nie wpływają na poziom inflacji też jest zaskakujące. W koszyku konsumpcyjnym, na podstawie którego GUS oblicza poziom inflacji, żywność jest najważniejszą kategorią, obejmującą 28 proc. całego koszyka. A ubożsi wydają większą część swoich pieniędzy na podstawowe potrzeby, w tym żywność.

Dodatkowo, wzrost cen żywności był dotychczas poniżej średniego poziomu inflacji. W przyszłym roku może się to zmienić, gdy dopadnie nas kryzys związany z wysokimi cenami nawozów rolniczych i przez to kiepskimi plonami.

„Rząd podejmuje działania w tym zakresie między innymi poprzez obniżenie podatków w Polskim Ładzie” – mówił w piątek 29 października w Sejmie cytowany przez „Fakty” TVN rzecznik rządu Piotr Müller.

Inflacja zatopi Polski Ład?

Tłumaczenia rzecznika są dziwne, bo, jak wspominaliśmy, Polski Ład powstawał, gdy nikt jeszcze nie myślał o tak wysokiej inflacji. A dodatkowo, jak widzieliśmy wyżej, wobec tej inflacji, zyski mogą okazać się stratami.

W najnowszym sondażu CBOS PiS stracił aż 7 punktów procentowych i spadł z 35 proc. na 27 proc. To na razie jeden taki sondaż, dlatego nie można z niego wyciągać głębszych wniosków, trzeba poczekać na kolejne badania. Jeśli spadek notowań się potwierdzi, a inflacja zniszczy poparcie dla PiS, okaże się, że Polski Ład ani nie wprowadził silniejszej redystrybucji, ani nie pomógł odbić się rządzącym. Czyli nie spełnił ani oficjalnych, ani ukrytych zadań. A my zostaniemy z bałaganem w podatkach, który ktoś będzie musiał naprawić.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze