0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Piotr Skórnicki /Agencja Wyborcza.plFot. Piotr Skórnicki...

W tym tygodniu stacja pomiarowa na Wiśle w Gusinie (kilkadziesiąt km na południe od Warszawy) odnotowała spadek poziomu wody do zaledwie 8 cm. W Polsce na większości stacji poziom wody znajdował się w strefie stanów niskich bądź średnich, w wielu przypadkach z tendencją spadkową.

W czwartek 5 września dziewięć stacji hydrologicznych odnotowało stany rzek poniżej minimum okresowego – m. in. w Warszawie przy ujściu rzeczki Nadwilanówki, na Narwi w Łomży, czy na Warcie w Burzeninie. Rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski mówi OKO.press, że jest “kwestią godzin”, kiedy w centrum stolicy na stacji Bulwary poziom wody osiągnie nowy rekordowo niski stan. Poprzedni odnotowano w sierpniu oraz wrześniu 2015 roku – wyniósł 26 cm.

Na zdjęciu: Niski poziom wody na Warcie w Poznaniu, 27.07.2022 r.

Nawalne deszcze nie pomagają

Poziom wody w rzekach jest – w uproszczeniu – odzwierciedleniem ilości i intensywności opadów. Jeśli pada rzadko, a deszcze są bardzo intensywne – nie ma wody, która powoli wsiąknęłaby w glebę i tą drogą zasiliła rzeki (wbrew pozorom spływ powierzchniowy jest dla poziomu wód w rzekach mniej istotny). To dlatego nawalne deszcze – takie, jak rekordowa ulewa w Warszawie w nocy z 20 na 21 sierpnia br. – nie są w stanie trwale poprawić sytuacji, ponieważ woda po prostu szybko spływa. Tym szybciej, im bardziej uszczelniony jest teren, co w naszych zabetonowanych miastach jest niestety normą.

W efekcie gwałtowne ulewy tylko na krótko podnoszą poziom wody w rzekach, a główne źrodła je zasilające – czyli wody podziemne – pozostają zubożone przez brak regularnych długich opadów o niskiej intensywności.

“W Łodzi mieliśmy sumarycznie normalny opadowy sierpień. Problem w tym, że dni z opadem było zaledwie… pięć” – podaje za profilem FB „Pogoda w Łodzi” dr Sebastian Szklarek, łodzianin, ekohydrolog z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk i autor bloga “Świat Wody”.

“Kiedyś opady były bardziej rozłożone w czasie i nie tak intensywne, woda wsiąkała do gleby i nie parowała tak szybko, jak obecnie w coraz wyższych temperaturach. Teraz przy opadach nawalnych nasiąkanie gleby jest utrudnione, co sprawia, że wolniej odnawiają się zasoby wód podziemnych, a to one stanowią podstawę zasilania rzek” – mówi Szklarek.

Jak wskazuje dr Szklarek, od listopada zasoby wód podziemnych na tzw. pierwszym poziomie – do ok. 50 metrów pod powierzchnią – powinny zacząć się uzupełniać, przede wszystkim dzięki mniejszemu parowaniu w niższych temperaturach i równomierniejszych opadach.

Przeczytaj także:

Chrońmy rzeki i mokradła

Sezonowe wahania poziomu wód podziemnych i powierzchniowych spowodowane rosnącą temperaturą i zmianami charakteru opadów to symptomy kryzysu klimatycznego. W Polsce w ciągu ostatnich lat średnia temperatura wzrosła o 1°C, przesuwając nasze normalnie kapryśne lato w stronę suchego lata kontynentalnego.

Zapobieżenie czy choćby złagodzenie skutków zmian klimatycznych wymaga globalnego wysiłku na rzecz obniżenia emisji gazów cieplarnianych praktycznie do zera i jak najszybciej. Jak my – obywatele, obywatelki i politycy przez nas wybierani możemy lepiej dostosować się do zmian klimatycznych?

„Mamy bezpośredni wpływ na zagospodarowanie krajobrazu, polegające m.in. na ochronie rzek i innych mokradeł, i ich stanu – zwiększeniu naturalnej retencji wody” – mówi OKO.press dr inż. Ilona Biedroń, prezes Fundacji Zdrowa Rzeka.

„Musimy ukierunkować nasze działania tak, aby zasoby wód podziemnych miały szanse być zasilane wodą opadową, zarówno te płytsze, gdzie woda szybciej może się odnowić, jak i te głębsze, które odbudowują się dekadami, a nawet stuleciami” – podkreśla dr Biedroń.

„Kiedy pozostawiasz w krajobrazie przestrzeń, która wchłania wody opadowe, to pamiętaj, że to właśnie te wody stale zasilają rzeki. Coraz więcej jest małych rzek, które wysychają” – mówi Biedroń.

Ostatnie coraz gorętsze lata rzeczywiście przynoszą wiadomości o wysychaniu mniejszych rzek, np. Małej w Konstacinie-Jeziornej pod Warszawą, albo górnych odcinków rzek całkiem dużych, jak np. początkowego biegu Bzury pod Łodzią.

Czy mamy wpływ na stan naszych rzek? Tak. Możemy traktować je wyłącznie jak odbiorniki wód, które mają szybko odprowadzić wodę z danego obszaru. A możemy przeciwnie – wspomagać retencję przez utrzymanie meandrujących rzek, którym pozwalamy się rozlewać na łąki i lasy.

„Warto pamiętać, że rozlana na dolinę rzeka zatrzymuje wodę dłużej w krajobrazie, co pozwala zasilić wody podziemne. Niestety, z moich badań doktorskich wynika, że w górnych zlewniach Odry i Wisły ok. 70 proc. odcinków rzek, dla których opracowano mapy zagrożenia powodziowego, nie wylewa małych wód powodziowych na dolinę, bo są przegłębione albo obwałowane” – mówi Biedroń.

Polskie rzeki do naprawy

Receptą na te bolączki jest renaturyzacja, mówią zgodnie Szklarek i Biedroń.

“Trzeba szukać miejsc, gdzie można zostawić rzekę samą sobie, żeby meandrujące koryto kształtowało dolinę, co umożliwia lepszą retencję oraz poprawia jakość wody” – mówi Szklarek.

Jak mówi łódzki ekohydrolog, by tak się stało, należy uporządkować plany zagospodarowania przestrzennego w Polsce. Często zdarza się, że koryto danej rzeki jest w zarządzie Wód Polskich, ale już działki do niego dochodzące – a więc te w dolinie rzeki – znajdują się w rękach prywatnych.

„Sama renaturyzacja jednak nie wystarczy, aby rzeki były zdrowe – musi w nich płynąć woda” – mówi Biedroń.

Badaczka dodaje: “Ponad 90 proc. polskich rzek jest do naprawy. Oczywiście nie wszystkie są chore w tym samym stopniu. Tylko 3 proc. rzek wymagających renaturyzacji wystarczy zostawić w spokoju, aby się zregenerowały. ale zdecydowana większość – ok. 80 proc. – wymaga solidnego leczenia. Ważne, aby prace utrzymaniowe, to jest hakowanie roślin i odmulanie, stosować tam, gdzie konieczne i starać się, aby w jak najszerszym stopniu wspierać odbudowę naturalnych procesów naprawczych, przede wszystkim przez wymuszenie meandrowania, podnoszenie dna rzeki i odtwarzanie tarlisk”.

„Stałe źródło wody dla rzeki to zasoby wód podziemnych, które zmniejszają się, gdy czerpiemy z nich za dużo i jednocześnie mocno ograniczamy wsiąkanie wód opadowych w glebę” – kończy Biedroń.

;
Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze