W minioną środę komunikacja miejska w Krakowie była darmowa – dzieje się tak za każdym razem, kiedy prognoza IMGW pokazuje możliwe przekroczenie dopuszczalnych dobowych stężeń pyłów PM10. W tym sezonie grzewczym wprowadzono ją po raz pierwszy. Na pewno nie ostatni
Grudzień w Krakowie śmierdzi wędzonką. Nie mogę wietrzyć mieszkania, bo całe pomieszczenie momentalnie pachnie dymem. Po spacerze trzeba myć włosy i prać sweter.
W czwartek w międzynarodowym rankingu IQ Air Kraków znalazł się na ósmym miejscu – niedaleko za Lahore w Pakistanie, słynącym z fatalnej jakości powietrza, i przed wszystkimi chińskimi miastami, zazwyczaj duszącymi się od smogu. Powietrze w Warszawie było niewiele lepsze niż w Krakowie. Stolica znalazła się na 10. miejscu. W piątek, według rankingu, było u nas już nieco lepiej – Kraków spadł na 21. pozycję. Warszawa - na 23.
Jeśli otworzymy inne zestawienie, European Air Quality Index, Polska jest jedną z czerwono-fioletowych plam na mapie. Wysokie stężenia są również w niektórych włoskich i słowackich miastach, a także w Serbii i Macedonii. Francja, Niemcy, Hiszpania, cała Skandynawia są zielone i niebieskie. To znaczy, że tam da się oddychać.
Jednak Polska Polsce nierówna. Przenieśmy się na inną mapę – tę tworzoną przez Airly na podstawie danych z małych, prywatnych czujników. Tych czujek jest więcej niż stacji pomiarowych ustawianych przez Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska, więc pokazują szerszą skalę problemu. W piątkowy wieczór prawie nigdzie nie jest idealnie – poza kilkoma miejscami nad morzem i wzdłuż polsko-niemieckiej granicy.
Dwa z trzech najbardziej zanieczyszczonych miast w Polsce znajdują się na Śląsku – tak wynika z analizy Polskiego Alarmu Smogowego. Mowa o Pszczynie i Rybniku. W pierwszym z tych miast w 2019 roku mieszkańcy przez 106 dni oddychali powietrzem z przekroczoną normą dobową PM10. W Rybniku – przez 89 dni. Także tutaj przeprowadzono polsko-francuskie badanie dotyczące stężeń „czarnego węgla” (ang. black carbon - po polsku substancję nazywa się też sadzą, choć to niedoskonałe tłumaczenie) w moczu dzieci. To rakotwórcza substancja, która powstaje przy niekompletnym spalaniu paliw kopalnych, biopaliw i biomasy.
Naukowcy porównali wyniki dzieci z Rybnika i Strasbourga – mali rybniczanie mieli średnio pięciokrotnie wyższe stężenia sadzy w moczu.
Na niechlubnym podium najbardziej zanieczyszczonych miast znalazł się jeszcze Nowy Targ na Podhalu. Tam w 2019 roku odnotowano 88 smogowych dni. Ostatni weekend przed Świętami Bożego Narodzenia Nowy Targ zaczyna od przekroczenia 165 µg/m³ PM10 - tak wynika z mapy Airly.
Niecałe 90 km dalej, w centrum Krakowa, czujniki świecą się na pomarańczowo albo czerwono. Na Franciszkańskiej, zaraz przy Rynku – jak pokazuje Airly – stężenie pyłów PM10 wynosi 79 µg/m³. To 157 proc. dobowej normy, która została ustalona na poziomie 50 µg/m³. (Ten wskaźnik nie jest idealny – odczyt jest aktualny, a norma dotyczy 24 godzin. Nie istnieje jednak ustalona norma godzinowa).
Na obrzeżach jest gorzej. Czujniki niedaleko mojego mieszkania pokazują 220 proc. dobowej normy, czyli 110µg/m³ pyłów PM10.
Najtrudniej oddycha się jednak w tak zwanym „obwarzanku”, czyli gminach otaczających Kraków. Duża część smogu, którym oddychamy w mieście, jest nawiewana właśnie z sąsiednich miejscowości i wiosek. I tak w Cholerzynie, 15 km od Rynku Głównego w Krakowie, Airly wskazuje 572 proc. dobowej normy. W Karniowicach – 20 km od centrum stolicy Małopolski – mamy 386 µg/m³, czyli 771 proc. normy.
A najgorsze jeszcze przed nami. Mieszkańcy dopiero dokładają do pieców, ogrzewając swoje domy na wieczór. Tę zależność widać codziennie - stężenia smogu spadają rano, w ciągu dnia rosną, a wieczorem powietrze zaczyna dusić.
Źródło? Przede wszystkim tak zwana niska emisja – czyli zanieczyszczenia emitowane przez domowe piece węglowe. W Krakowie powietrze byłoby lepsze gdyby nie położenie geograficzne – jesteśmy w dolinie, otoczeni mniejszymi gminami. A to właśnie nasze miasto jako pierwsze w Polsce wprowadziło zakaz palenia węglem i drewnem , który obowiązuje od 1 września 2019. W pierwszą rocznicę zakazu miasto chwaliło się, że wymieniło już 45 tys. palenisk. Za to wymiany w „obwarzanku” idą zbyt wolno. Jak wyliczył Krakowski Alarm Smogowy, w ubiegłym roku w 14 gminach wymieniono zaledwie 2493 piece. Najgorzej jest w Igołomii-Wawrzeńczycach, gdzie przez cały rok zlikwidowano tylko 60 kopciuchów.
„Najwięcej kotłów wymieniły największe gminy, ale i tak tempo likwidacji »kopciuchów« jest zbyt wolne. W wielu gminach sytuacja jest bardzo zła i nie widać, żeby władze aktywnie włączyły się w działania antysmogowe” - mówi Andrzej Guła, prezes Krakowskiego i Polskiego Alarmu Smogowego.
„Jednak żeby ludzie zdecydowali się na wymianę starych kotłów muszą mieć świadomość, że już za dwa lata takie ogrzewanie będzie nielegalne” – dodaje, nawiązując do postanowień małopolskiej uchwały antysmogowej, według której zakaz używania kotłów pozaklasowych zacznie obowiązywać 1 stycznia 2023 roku.
W wymianach pieców ma pomagać rządowy program Czyste Powietrze, w którym można się starać o nawet 37 tys. złotych dofinansowania. Jak podaje Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, od startu programu we wrześniu 2018 roku do 16 października 2020 wpłynęło ponad 172 tys. wniosków o dofinansowanie, na łączną kwotę prawie 3,3 mld zł. To wciąż za mało – do 2029 roku ma zostać wymienionych aż 3 miliony kotłów. To oznacza, że dziennie powinny napływać 822 wnioski. Tymczasem średnia dzienna jest trzy razy niższa i wynosi około 226 wniosków.
Najwięcej osób do tej pory zgłosiło się na Śląsku – 22190. Najmniej w woj. lubuskim – 3799.
W maju tego roku rząd wprowadził Czyste Powietrze 2.0, dzięki któremu składanie wniosków ma być łatwiejsze i szybsze. Czas rozpatrywania dokumentacji został zmniejszony z 90 do 30 dni, a wypełnienie wszystkich formularzy nie powinno zajmować dłużej niż 15 minut.
Wciąż brakuje odpowiedniego rozwiązania dla budynków wielorodzinnych. Dziś zarządcy nie mogą liczyć na wysokie dopłaty i ułatwioną ścieżkę składania wniosków. Problem jest szczególnie dotkliwy na Dolnym Śląsku, gdzie wielu mieszkańców żyje w kamienicach.
Jak wyliczył tamtejszy Alarm Smogowy, w Wałbrzychu do wymiany są piece ogrzewające aż 4 tysiące mieszkań komunalnych. W Jeleniej Górze takich lokali jest 1500.
Trybunał Sprawiedliwości UE w 2018 roku stwierdził, że Polska naruszyła prawo unijne dotyczące jakości powietrza. Po tym wyroku nałożono na województwa obowiązek stworzenia specjalnych przepisów, które pomogą w walce ze smogiem. Są to Programy Ochrony Powietrza (POP).
Niektóre z nich wprowadzają wyśrubowane normy dla kominków. Przepisy dla Małopolski i Mazowsza zakazują ich używania w dni, kiedy stężenia smogu są wysokie. Jedynym miastem w Polsce, które już wcześniej zakazało ogrzewania domów drewnem, jest Kraków.
Dlaczego palenie w kominku, choć szczególnie w grudniowe wieczory jest dość romantyczną wizją, niekoniecznie nam służy?
„Dym powstający przy spalaniu drewna zawiera wiele substancji szkodliwych dla zdrowia. Wśród nich najważniejszy jest pył zawieszony, ale także między innymi tlenek węgla, benzen czy formaldehyd. To nie koniec: wydzielają się także rakotwórcze wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne" – mówi Jakub Jędrak z Polskiego Alarmu Smogowego.
"Ilość i typ zanieczyszczeń zależy od rodzaju i jakości opału i urządzenia, w którym go spalamy. Inna będzie emisja zanieczyszczeń z pieca kaflowego, z prymitywnej »kozy« lub z prostego, tradycyjnego kominka, a inna – prawdopodobnie znacznie niższa – w przypadku nowoczesnego kominka wyposażonego w elektrofiltr” – tłumaczy, zaznaczając, że mowa o spalaniu czystego drewna. Palenie np. lakierowanymi płytami meblowymi jest nielegalne.
Dodaje także, że w dymie z drewna jest więcej rakotwórczego benzo(a)piranu niż w dymie papierosowym. Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem sklasyfikowała zanieczyszczenia powietrza wewnętrznego związane ze spalaniem biomasy (przede wszystkim drewna) jako „prawdopodobnie rakotwórcze dla człowieka”.
Badania Polskiego Alarmu Smogowego wykazały także, że po rozpaleniu kominka poziom szkodliwych pyłów w powietrzu wewnątrz pomieszczeń drastycznie rósł. PAS w 2017 roku sprawdził stężenie smogu w 10 mieszkaniach ogrzewanych kozą lub kominkiem.
„Po rozpaleniu w kominku stężenie zanieczyszczenia zwykle wzrastało w ciągu 15 minut do wartości od 170 do 380 μg/m³, a następnie powoli opadało. Po dwóch godzinach od rozpalenia stężenie utrzymywało się na poziomie średnio ok. 100 μg/m³” – czytamy w podsumowaniu eksperymentu.
Zapisy zakazujące lub ograniczające używania kominków wywołały oburzenie w branży producentów takich źródeł ciepła. „Zgodzę się z tym, że można rozważać zakaz używania starych, pozanormowych kominków, ale dlaczego zakazywać używania nowych, spełniających Ecodesign (unijne wymagania dla kotłów – od aut.)? Przecież to niesprawiedliwe i niezgodne z polityką UE” – napisał w liście do „Wyborczej” szef jednej z firm produkujących wkłady kominkowe.
Wygląda na to, że walka ze smogiem potrwa – pomimo wszystkich nowych regulacji i dofinansowań – jeszcze dość długo.
Pandemia koronawirusa wiele tu nie zmieniła. Zanieczyszczenia chwilowo spadły, ale przede wszystkim w dużych miastach. Było to związane z ograniczeniami w poruszaniu się, a spadki dotyczyły tlenków azotu, głównego składnika smogu transportowego. Przykład? W Warszawie 23 marca 2019 dobowe stężenie tlenków azotu osiągnęło aż 147 µg/m³. Rok później, już podczas pierwszego lockdownu, zanieczyszczenie tymi gazami było w stolicy prawie sześć razy niższe – 26,1 µg/m³.
Na zanieczyszczenia emitowane przez piece na paliwa stałe – czyli przede wszystkim pyły PM2,5 i PM10 – koronawirus nie miał żadnego wpływu.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze