Będziemy mieć drugiego w historii Polaka w kosmosie. Prawie na pewno będzie to Sławosz Uznański, który na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) będzie mógł przetestować polskie technologie. Polska zapłaci za to jednak słony rachunek: ponad miliard złotych. Czy to ma sens?
O udziale Polaka w misji na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) poinformował w tym tygodniu minister rozwoju i technologii Waldemar Buda. Wiadomość na początku mogła budzić nieufność – rządowe źródła informowały o takiej możliwości już w maju. Był to falstart, jednak teraz wieść o wysłania polskiego astronauty na orbitę okołoziemską potwierdza Polska Agencja Kosmiczna (POLSA). W rozmowie z OKO.press przedstawiciele organizacji potwierdzili, że to Sławosz Uznański, rezerwowy astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) jest naturalnym kandydatem do wylotu na ISS.
Powinniśmy bić brawa Uznańskiemu – dziś naukowcowi w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CENR. Bez jego talentu i pracy na pewno nie mielibyśmy szansy na powrót w kosmos. Nie udałoby się jednak też bez dużego wkładu finansowego państwa, które „kupiło” sobie możliwość udziału w naukowych eksperymentach poza atmosferą, również tych z udziałem polskiego astronauty. Kwota jest niemała, bo chodzi o 295 mln euro, czyli ponad 1,3 mld złotych.
Nic dziwnego, że niektórzy zaczęli zadawać pytania o zasadność tego wydatku. W internecie pełno było komentarzy domagających się wysłania w kosmos któregoś z polityków Zjednoczonej Prawicy. „Gazeta Wyborcza” pisała: „Pachnie komunizmem” i dopatrywała się propagandowego znaczenia polskich ambicji kosmicznych. Z drugiej strony na rozwój polskiej nauki – bo lot Polaka w kosmos będzie tylko jedną ze składowych udziału Polski w misjach na ISS – wydamy ponad dwukrotnie mniej, niż w 2022 roku przeznaczyliśmy na wsparcie budżetowe dla TVP.
W sprawie nie można nie dostrzec politycznego kontekstu, ale ten wydatek może się opłacić – mówi nam Krzysztof Kanawka, szef Blue Dot Solutions, firmy działającej w polskim sektorze kosmicznym.
Co doprowadziło do tego, że będziemy mieć drugi lot Polaka w kosmos – o ile wierzyć w zapewnienia ministra Budy?
Krzysztof Kanawka: Pod koniec 2022 roku w czasie obrad Rady Ministerialnej państw Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) ogłoszono wyniki naboru astronautów do europejskiego korpusu. Zamiast zwyczajowo wskazać jedynie regularnych, zawodowych astronautów ESA wybrała również „rezerwistów”. To osoby, które nadal będą pracować w swoich zawodach „w cywilu”, poza ESA, ale gdyby okazało się, że ich udział w konkretnej misji przyniesie korzyści, zostanie przydzielony lot. Wśród rezerwowych astronautów znalazł się Polak, czyli Sławosz Uznański. Od tego rozpoczęła się poważna dyskusja na temat możliwości powrotu Polaka na międzynarodową stację w kosmosie.
Pod koniec zeszłego roku nie wyglądało to jednak zbyt optymistycznie. Polska wydawała zbyt mało na sektor kosmiczny, by rozmawiać na poważnie o locie naszego astronauty w ramach ESA. W kolejnych miesiącach Ministerstwo Rozwoju i Technologii zaczęło prace i negocjacje zwiększeniem naszego wkładu finansowego do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Jedną z jego składowych – choć zaznaczmy, że nie dominującą – jest również udział Polski w programach eksploracyjnych, czyli we wszystkim, co związane jest z lotami załogowymi. W ten sposób otworzyła się nasza droga do lotu w kosmos.
Warto jednak dodać, że Polak nie poleci polską rakietą.
Lot Polaka będzie prawdopodobnie realizowany przez amerykańską spółkę Axiom Space, która ma podpisane umowy z ESA, NASA. Axiom już dwukrotnie wykonała misje kosmiczne na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Pierwsza miała charakter komercyjny, poleciały prywatne osoby. W drugiej wzięło udział dwóch astronautów z Arabii Saudyjskiej, za co zapłaciło to państwo. A zatem okazało się, że możemy mieć do czynienia z nowym trendem: lotów z Axiom Space kapsułami firmy SpaceX z wkładem finansowym państwa pochodzenia astronauty, pobytu tam przez kilkanaście dni, a potem powrotu na Ziemię. W kolejnej misji Axiom prawdopodobnie jeszcze w tym roku, na orbitę wyleci Szwed, też wybrany na „rezerwistę”. Po tym wyborze Szwedzka Agencja Kosmiczna postanowiła zadziałać i przy wsparciu ESA podpisała umowę z Axiom na lot swojego rodaka.
Jak może wyglądać lot Polaka w kosmos i co możemy zyskać na jego pobycie na stacji?
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna to przede wszystkim bardzo duże laboratorium. Regularnie przebywa tam 7 astronautów i kosmonautów, którzy spędzają tam po sześć dni w tygodniu, pracując głównie nad eksperymentami naukowymi. Jest tam wiele stanowisk naukowych – od zamrażarek, przez stanowiska wystawione na warunki zewnętrzne, moduły do badań biologicznych aż po ramiona robotyczne. Na stacji kosmicznej jest europejski moduł Columbus ze stanowiskami badawczymi zarówno wewnątrz stacji, jak i w otwartej przestrzeni kosmicznej, gdzie sprawdzane technologie czy próbki są wystawione na warunki próżni i promieniowania. Przez 10 lat polskiej obecności w ESA, z uwagi na niewielki wkład Polski do Agencji, nasz dostęp do stacji był ograniczony. Odbyło się tam najwyżej kilka niewielkich eksperymentów z udziałem polskich technologii.
Na dostępie do ISS korzystały za to między innymi niemieckie, francuskie, włoskie, hiszpańskie, szwedzkie, holenderskie, belgijskie czy brytyjskie instytucje badawcze i uniwersytety. Chodzi zarówno o technologie przydatne na Ziemi, na przykład te telekomunikacyjne czy nanosensory, jak i te przydatne do lotów dalej, na przykład na Księżyc – detektory promieniowania, technologie ochrony przed promieniowaniem.
Możliwości jest dużo. Spora część eksperymentów ma też znaczenie biotechnologiczne lub medyczne. To są wszystko przydatne rzeczy. Główną zaletą stacji są warunki próżni, promieniowania, braku grawitacji. To od razu daje technologii świadectwo działania w warunkach operacyjnych. Dzięki testom na ISS wiemy po prostu, że sprawdzi się ona w użyciu w kosmosie. Dzięki temu łatwiej znaleźć klientów, przekonać ich do swoich rozwiązań.
Polska ma takie technologie?
W tej chwili ESA otworzyła konkurs na stworzenie koncepcji i rozwiązań, które mogą być przetestowane na stacji kosmicznej. Minimalny poziom technologiczny, by w ogóle móc wystartować, to TRL 5. Oznacza to, że prototyp został sprawdzony w warunkach zbliżonych do operacyjnych – na przykład mechanicznych czy temperaturowych – potwierdzających, że z dużym prawdopodobieństwem a mniejszym ryzykiem rozwiązanie sprawdzi się w kosmosie. Osobiście szacuję, że w Polsce takich rozwiązań w tej chwili może być około stu. Polskie firmy i ośrodki badawcze mają swoje rakiety, napędy, technologie telekomunikacyjne czy rozwiązania biologiczne.
W ramach konkursu, który został ogłoszony, znajdują się też rozwiązania obrazowania Ziemi czy telekomunikacyjne. Efektem mogą być na przykład nowe aplikacje z danymi ważnymi dla rolnictwa czy ochrony środowiska. Docelowo mamy też mieć polskie satelity obserwacji ziemi, jedynie dla nas i naszych potrzeb cywilnych i wojskowych. Jest więc z czego korzystać i z czego wybierać.
By móc przeprowadzać testy, mówiąc w uproszczeniu, miejsce na stacji trzeba sobie wykupić?
To ważna kwestia, która nie została wystarczająco dobrze przedstawiona. W tej chwili świetną robotę wykonuje za to Polska Agencja Kosmiczna, choć uważam, że jako społeczeństwo oczekiwalibyśmy pewnie, że dostaniemy cały zestaw informacji: że na stację poleci tyle eksperymentów, że one są tak ważne i warte tyle pieniędzy, że w taki i taki sposób możemy z nich skorzystać. Na te informacje jest w tej chwili po prostu za wcześnie, gdyż trwa wybór pierwszych eksperymentów. W sektorze kosmicznym trudno uzyskać szybko tak jednoznaczne odpowiedzi. Nie da się za pomocą jednego lotu sprawić, że nagle dostaniemy “magiczną” technologię, która zmieni świat.
Większość z nich wymaga dużych nakładów finansowych i długiego okresu testowania. Kraje, instytucje i firmy wystarczająco długo i konsekwentnie inwestujące w sektor kosmiczny po pewnym czasie zbierają efekty. Tak jest we Francji, Chinach, USA czy Niemczech. Tamtejsze rozwiązania, kiedyś testowane na stacji, dziś są wdrażane, nie tylko w sektorze kosmicznym. Dlatego dziś Francja czy USA mają swoich producentów satelitów telekomunikacyjnych, a żartobliwie dodam, że raczej nie słyszeliśmy na przykład o północnokoreańskim producencie takich urządzeń. Po jednym locie nie doczekamy się więc przełomu, ale konsekwencja i stałość finansowania dająca możliwość dostępu do takiej przestrzeni jest ważna. Mam nadzieję, że pierwsza seria takich eksperymentów to tylko otwarcie drogi do większych możliwości korzystania z ISS.
W końcu będziemy sprzedawać swoje technologie?
Wydaje nam się, że Polska jest krajem zaawansowanym, bezpiecznym, mamy dostęp do wszystkich potrzebnych dóbr. Oceniam jednak, że nadal jesteśmy państwem średniego dochodu. Polska jest zbyt bogata, by być obciążeniem dla społeczności międzynarodowej, ale i zbyt biedna, by produkować nowe technologie, bazować swoją gospodarkę na wiedzy i doświadczeniach.
Co prawda mamy dostęp do najnowszych technologii, zarówno cywilnych, jak i wojskowych, ale są to technologie zagraniczne, które musimy kupować. Przez lata nakłady na badania i rozwój były bardzo niskie. Wciąż mamy stosunkowo niewiele rozwiązań prawdziwie innowacyjnych, które mogłyby konkurować z tymi amerykańskimi, chińskimi, niemieckimi. Miejmy więc nadzieję, że otwiera się tu nowa perspektywa.
A być może właśnie mamy do czynienia z jednorazową akcją? W końcu wchodzimy w kampanię wyborczą, warto pochwalić się naszym człowiekiem w kosmosie, który wylatuje dzięki rządowym staraniom.
Przeznaczenie funduszy na polskie badania w kosmosie zbiegło się dziwnym trafem z rokiem wyborczym, a dyskusja o tych środkach na forum komisji sejmowej ds. finansów publicznych była bardzo krótka. Była jedna prośba opozycyjnej posłanki o więcej informacji, bo do tej pory o udziale Polski w misji na ISS nie było nic wiadomo. Przez lata w sektorze kosmicznym też niewiele się działo. W 2017 roku rząd uchwalił Polską Strategię Kosmiczną, która określała to, w jakim kierunku mamy się rozwijać, czemu ten rozwój ma służyć. Tam była mowa między innymi o rozwiązaniach satelitarnych, tworzeniu technologii telekomunikacyjnych. Przez te lata nie powstał jednak Krajowy Program Kosmiczny, taki “mechanizm”, który pozwoliłby stworzenie praktycznych rozwiązań, z których można by było korzystać.
A więc teraz, dość nagle, bez wcześniejszych zapowiedzi okazuje się, że Polska na sektor kosmiczny wyda cztery razy więcej niż dotąd, a jedną ze składowych jest to, że Polak znów pojawi się w kosmosie, a także że będziemy mieć więcej możliwości rozwoju polskich technologii satelitarnych. Trudno uwierzyć, że to historia bez politycznego tła. Odzew społeczno-polityczny jest jednak całkiem optymistyczny. Wszyscy chyba zgadzają się, że Polska musi więcej inwestować w badania i rozwój, w tym na sektor kosmiczny. Powinny za tym pójść inwestycje w inne branże, co będzie miało duże znaczenie dla konkurencyjności Polski. Od tego zależy, czy nadal będziemy tylko konsumentem nowoczesnych rozwiązań, czy też będziemy je produkować.
Nauka
Europejska Agencja Kosmiczna
lot polaka w kosmos
Międzynarodowa Agencja Kosmiczna
Sławosz Uznański
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze