Poseł Lewicy Maciej Gdula podzielił się opinią, że zarobki poselskie są "bardzo małe". Czy faktycznie? Zestawiliśmy dochody posłów z danymi GUS i Ministerstwa Finansów
Uwaga: to będzie tekst populistyczny. Ale to populizm poparty danymi.
17 grudnia, w porannej rozmowie Roberta Mazurka z Maciejem Gdulą w RMF FM wrócił temat zarobków polityków. Gdula, profesor socjologii i poseł klubu Lewicy oświadczył, że nie wstydzi się sierpniowego głosowania za podwyżką pensji polityków.
Przypomnijmy. Posłowie pod osłoną nocy postanowili na szybko przegłosować ustawę podwyższającą zarobki posłom, senatorom, ministrom, a nawet prezydentowi i jego małżonce. Według projektu posłowie mieli zarabiać - razem z dietą - około 17 tys. złotych brutto. Plasowałoby to ich wśród najlepiej zarabiających górnych 2 procent społeczeństwa.
Najbardziej oburzająca nie była nawet proponowana wysokość podwyżek, lecz czas i sposób procedowania ustawy. W czasie największej recesji od kryzysu początku lat 90., na szybko, aby nikt nie zauważył.
"Projekt mówi o »urealnieniu wynagrodzeń«. W rzeczywistości jest widowiskowym przykładem odrealnienia klasy politycznej w czasach kryzysu na rynku pracy" - pisaliśmy wówczas w OKO.press.
Ostatecznie, pod naciskiem opinii publicznej ze zmian się wycofano. Oddajmy posłowi Gduli, że choć w rozmowie w RMF FM zadeklarował, że wciąż popiera podwyżki, to przyznał, że dawanie ich sobie akurat w 2020 roku nie było najlepszym pomysłem. Dodał jednak:
Wyjaśnił jeszcze: "To jest to, co zostaje po potrąceniu wszystkiego, po potrąceniu wydatków na kampanię. To jest bardzo mało. Ja znam wielu prawników, lekarzy, którzy mówią mi, że w życiu nie zdecydowaliby się, żeby być posłem, bo to by ich finansowo wykończyło”.
Na Twitterze dodał: "Naprawdę nie lubię propagandy i hipokryzji dlatego tłumaczę: 2500 diety idzie na kampanie. Z 6000 tys. na rękę 500 zł oddaje się partii. Pieniądze na biuro idą na wynajem biura (na rynku) i pensje pracowników. Zostaje do ręki 5500" [pisownia oryginalna].
Ustalmy najpierw dokładnie, ile zarabiają posłowie. Poseł Gdula mówi o 5,5 tys. złotych. Zasadnicza pensja wynosi 8 tys. złotych brutto. W styczniu portal naTemat upublicznił wyciąg z pensji szeregowego posła. Kwota netto na wyciągu wynosiła 5 890 złotych.
To nie jedyne pieniądze, jakie dostaje poseł. Jest też dieta poselska, 2,5 tys. złotych, posłom zwraca się do 3 tys. złotych za zakwaterowanie w hotelu poselskim, a jeśli nie ma w nim miejsc – tyle samo za prywatnie wynajęte miejsce. Darmowy jest też dla nich transport publiczny.
Posłowie otrzymują też dodatki za pełnienie sejmowych funkcji:
Nawet jednak przeciętny poseł, bez funkcji w komisji, zarabia realnie więcej niż 5,9 tys. złotych podstawowej pensji. Nie musi wydawać pieniędzy na dojazd do pracy. Oraz ma nieopodatkowaną dietę w wysokości 2,5 tys. złotych.
Mówienie, że realnie poseł zarabia 5,5 tys. zł jest więc nadużyciem: większość z nas nie podaje swoich zarobków pomniejszając je o mniej lub bardziej dobrowolne koszty.
Razem z dietą poseł co miesiąc otrzymuje ponad 8 tys. złotych, ma też szereg przywilejów. Poseł Gdula mówi, że to "bardzo mało” - to jego opinia, a więc stwierdzenie, które słabo poddaje się weryfikacji. Możemy jednak ocenić perspektywę posła Gduli. I jest to perspektywa bardzo wąska. Nawet jeśli uznamy, że posłowie powinni zarabiać więcej, trudno nie zauważyć, że już obecnie zarabiają więcej niż ogromna większość społeczeństwa.
GUS dane o rozkładzie dochodów publikuje raz na dwa lata. Najnowsze pochodzą z 2018 roku. Wówczas 10 proc. najwyżej zarabiających pracowników otrzymało wynagrodzenie ogółem brutto co najmniej w wysokości 8239,84 zł. Gdyby do uposażenia dołączyć nawet niewielką część diety, która teoretycznie jest przeznaczona na wydatki podczas pełnienia obowiązków poselskich, wówczas posłowie bez trudu znajdą się w gronie 10 proc. najlepiej zarabiających pracowników.
Analizując te dane szacowaliśmy też, że realna mediana zarobków polskich pracowników to około 3,8 tys. złotych brutto miesięcznie, mniej niż 3 tys. na rękę. W tym kontekście naprawdę trudno zrozumieć zdziwienie posłów, gdy oburzenie opinii publicznej wymiotło projekt podwyżek z parlamentu.
Dane GUS są oparte na ankietach wypełnianych przez firmy. Być może bardziej miarodajne są dane Ministerstwa Finansów. Parę lat temu ministerstwo połączyło jednostkowe dane PIT z urzędów skarbowych (15,98 mln podatników) oraz ubezpieczeniowe ZUS (18,57 mln ubezpieczonych) - stworzyło tym samym świetną bazę danych o dochodach obywateli. Stosunkowo najświeższe dane zaprezentowano podczas niedawnej dyskusji w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Z prezentacji wynika, że jeśli chodzi o dochody:
Posłowie, licząc samo uposażenie, bez trudu łapią się do górnych 10 procent. Wraz dietą - do górnych 5 procent.
A to oznacza, że dla 95 proc. Polaków wybór na posła lub posłankę oznaczałby wyższe niż dotychczas dochody. Dla wielu znacznie wyższe.
Powiedzenie, że poselskie uposażenie to „bardzo mało” jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że kilkanaście milionów Polaków dostaje jeszcze mniej niż bardzo mało. Socjolog Gdula powinien to wiedzieć. Polityk Gdula powinien to wiedzieć tym bardziej, bo jego przygoda z polityką może się skończyć na jednej kadencji.
Zmiany 17.12.2020: w pierwszej wersji artykułu błędnie podaliśmy, że Maciej Gdula nie jest posłem zawodowym i sam nie pobiera uposażenia poselskiego. Wykreśliliśmy to zdanie, Maciej Gdula jednak jest posłem zawodowym i pobiera uposażenie z kancelarii Sejmu.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze