0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Pawel Malecki / Agencja GazetaPawel Malecki / Agen...

"Dopóki ja jestem posłem PiS, żaden nielegalny imigrant nie przyjedzie do województwa świętokrzyskiego" - powiedział poseł PiS Dominik Tarczyński na antenie Radia Kielce. Świętokrzyskie to jeden z tych regionów, gdzie obóz rządzący zdecydowanie dominuje: w wyborach 2015 lista Zjednoczonej Prawicy dostała tam prawie 43 proc. głosów (kolejna Platforma Obywatelska - zaledwie 17 proc., Nowoczesna - niecałe 5 proc). To stąd dostał się do Sejmu Zbigniew Ziobro i 8 innych posłów i posłanek z listy PiS i koalicjantów. Wśród nich Dominik Tarczyński.

W kieleckim radiu Tarczyński zapytał marszałka województwa Adama Jarubasa z PSL, czy jego partia jest za przyjmowaniem uchodźców oraz czy zgodzi się, by imigranci przyjechali do Świętokrzyskiego, jeśli zostanie ponownie wybrany na stanowisko. Przypomniał, że

Marszałek Jarubas odpowiedział oświadczeniem, w którym oskarża Tarczyńskiego o wykorzystywanie ludzkich lęków. Marszałek napisał: "PSL przed wyborami samorządowymi koncentruje się wyłącznie na pracy dla dobra mieszkańców regionu i chętnie podejmie merytoryczną dyskusję nad problemami dotyczącymi Świętokrzyskiego. Dyskusja ta jednak na pewno nie będzie się odbywać w duchu konfrontacji i straszenia obcymi.

Egzorcyzmy, wykorzystywanie ludzkich lęków i straszenie wyimaginowanym wrogiem bowiem pozostawiamy specjalistom w tym zakresie, a więc posłowi Tarczyńskiemu i jego internetowej ekipie".

OKO.press analizuje wypowiedzi posła Tarczyńskiego, który od marszałka Jarubasa domagał się "konkretów", jednocześnie posługując się manipulacjami i nieprawdziwymi informacjami.

Rząd PiS, narażając się na olbrzymią krytykę w Unii, zdecydowanie opowiedział się przeciwko przyjmowaniu do Polski migrantów. Dziś okazuje się, że rząd miał rację, ponieważ sama Unia Europejska odstępuje od polityki relokacji imigrantów

Radio Kielce,15 marca 2018

Sprawdziliśmy

Wręcz przeciwnie,prawdopodobnie w UE będą obowiązywać stałe kwoty uchodźców

Owszem, procedura relokacji się zakończyła, ale kraje UE negocjują reformę europejskiego systemu azylowego. Już w maju 2016 Komisja Europejska przedstawiła propozycje reformy europejskiego systemu azylowego – zmianę tzw. systemu dublińskiego. Jest tam postulat wprowadzenia stałego, obowiązkowego rozdzielnika uchodźców z karą 250 tys. euro za każdego nieprzyjętego uchodźcę. Od czerwca 2017 odbywają się w tej sprawie regularne spotkania robocze. Według informacji RMF RM to właśnie na ostatnim z nich, 9 marca 2018, miała zapaść – na razie nieoficjalna – decyzja o tym, że w przyszłości wszystkie kraje członkowskie będzie obowiązywał stały rozdzielnik uchodźców, których będą musiały przyjąć. To decyzja bardzo kłopotliwa dla Polski i Węgier, które nie przyjęły ani jednego uchodźcy w ramach unijnych mechanizmów i przeciw którym w związku z tym toczy się postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości UE.

Prawdą jest, że Europa nie ma pomysłu na rozwiązanie kryzysu migracyjnego. Jednak zamknięcie granic jest rozwiązaniem najgorszym z możliwych - uznają i eksperci, i zachodni politycy. Procedura relokacji oficjalnie zakończyła się sukcesem, nieoficjalnie w Brukseli mówi się otwarcie, że okazała się nieskuteczna – mało który kraj przyjął taką liczbę uchodźców, do jakiej się zobowiązał. Ale tylko Polska, Czechy i Węgry nie przyjęły ani jednej osoby. Do tego obowiązkowy charakter relokacji bardzo wzmocnił nastroje populistyczne i ksenofobiczne w naszej część Europy, i posłużył jako polityczne paliwo prawicowym politykom.

A kryzys migracyjny wcale się nie skończył, przeciwnie – jest stałym elementem rzeczywistości dzisiejszej Europy i dlatego niezbędna jest reforma europejskiego systemu azylowego. Ostatni moment, żeby politycy PiS zrozumieli, że nie chodzi tylko o solidarność z ofiarami wojny lub biedy, ale też o solidarność z innymi krajami członkowskimi, zwłaszcza Włochami i Grecją, do których przyjeżdża najwięcej uchodźców i migrantów.

Czym jest relokacja? Wbrew temu, co mówi minister Kempa, to nie jest „bezkrytyczne otwarcie granic”, ale okazanie solidarności innym krajom członkowskim Unii Europejskiej. Relokacja to transfer osób ubiegających się o azyl z Grecji i Włoch do innych członków Wspólnoty. Procedurę relokacji rozpoczęły w 2015 roku decyzje Rady Unii Europejskiej, wydane na podstawie art. 78.3 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej w związku z bezprecedensową liczbą migrantów do Grecji i Włoch. Art. 78.3 dotyczy pomocy krajom członkowskim, które znajdują się w sytuacji kryzysowej w związku z napływem obywateli krajów trzecich. Proces miał potrwać dwa lata i zakończyć się we wrześniu 2017 roku. Relokacja jest więc procedurą, która została uchwalona, żeby poradzić sobie ze skutkami kryzysu migracyjnego – rozdzielić między kraje członkowskie 160 tys. osób, które do Europy już dotarły albo w najbliższej przyszłości miały dotrzeć. Procedurą relokacji objęte są osoby pochodzące z państw, których lista jest stale aktualizowana przez Komisję Europejską – obecnie to m.in.: Syria, Bahrajn, Erytrea i Jemen.

Do tej pory przesiedlono 31 tysięcy osób, w tym ani jednej do Polski. Czechy przyjęły zaledwie 12 osób, Węgry nie zaproponowały miejsc dla nikogo i nikogo też nie przyjęły.

Konfliktu z Komisją Europejską i pozwu można by uniknąć, gdyby polski rząd zgodził się przyjąć chociaż kilkudziesięciu uchodźców – twierdzą brukselscy eksperci. Nie zostały pozwane inne kraje, które przyjęły mniej – czasami znacznie mniej – uchodźców, niż zadeklarowały. Tymczasem politycy PiS uparcie powtarzają, że uchodźcy z relokacji byliby zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski i nie przyjęli ani jednego. OKO.press wielokrotnie tłumaczyło, że uchodźcy z relokacji byliby najstaranniej prześwietlonymi cudzoziemcami przekraczającymi granice Polski, bo:

  • procedura relokacji obejmuje tylko osoby z kilku państw, których lista jest stale aktualizowana przez Komisję Europejską – obecnie są to Syria, Bahrajn, Erytrea i Jemen. Są to osoby, które według prawa międzynarodowego są uchodźcami: uciekające z powodu zagrożenia zdrowia lub życia, często z terenów objętych działaniami zbrojnymi,
  • kandydaci do relokacji są podwójnie sprawdzani: najpierw przez urzędników unijnych, a potem przez urzędników kraju członkowskiego, który miałby ich przyjąć. W przypadku Polski odpowiedzialny za to jest Urząd ds. Cudzoziemców, który może przyznać konkretnym osobom którąś z form ochrony międzynarodowej,
  • w maju 2016 roku rząd PiS wprowadził poprawki do ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP, zakładające, że każdy uchodźca przybywający do Polski w ramach relokacji będzie prześwietlony trzykrotnie (już po pierwszej kontroli przez urzędników unijnych): przez policję, Straż Graniczną i ABW. Jeśli którakolwiek z tych instytucji uznałaby daną osobę za zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego, nie zostałaby ona przyjęta (art. 86 Ustawy o cudzoziemcach). To oznacza, że polski rząd ma faktyczną wolność w ustalaniu, kto stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.

Oczywiście, zawsze jest ryzyko, że do Polski trafiłby terrorysta – ale równie wysokie jest ryzyko, że taka osoba przyleci do Polski samolotem jako turysta.

Decyzję o przeniesieniu części uchodźców z Włoch i Grecji do pozostałych państw członkowskich UE podjęła jesienią 2015 roku Rada Europejska, czyli najwyższy organ władzy w UE. Rada składa się z szefów rządów i głów państw. Decyzja Rady Unii Europejskiej (każda decyzja Rady staje się obowiązującym prawem) została podjęta na podstawie art. 78.3 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Dotyczy on pomocy krajom członkowskim, które znajdują się w sytuacji kryzysowej. W tym wypadku kryzys został spowodowany gwałtownym napływem uchodźców z Syrii, Iraku i Afganistanu. Samo przenoszenie uchodźców nazwano relokacją.

W imieniu polskiego rządu w Radzie Europejskiej brała udział premier Ewa Kopacz. Jej rząd PO-PSL był bardzo niechętny przyjmowaniu uchodźców i w końcu zgodził się na przyjęcie ponad 6 tys. osób. I to ta liczba – według Komisji Europejskiej – obowiązuje Polskę.

Według danych Komisji Europejskiej z 9 listopada 2017, państwa członkowskie przyjęły w ramach relokacji 31 tys. osób (10 tys. z Włoch i 21 tys. z Grecji).

Czy PSL jest za przyjmowaniem uchodźców i czy jeżeli Adam Jarubas zostanie marszałkiem po wyborach, to zgodzi się na to, aby imigranci przyjechali do regionu świętokrzyskiego?

Radio Kielce,15 marca 2018

Sprawdziliśmy

Polska przyjmuje uchodźców, a w świętokrzyskim mieszkają imigranci.

Cechą charakterystyczną wypowiedzi polityków PiS jest celowe mieszanie pojęć "uchodźców" i "imigrantów". Tymczasem wbrew temu, co twierdzi poseł Tarczyński, zarówno uchodźcy, jak i imigranci, również muzułmańscy, już są w Polsce – również w województwie świętokrzyskim. Od kampanii wyborczej 2015 PiS konsekwentnie kryminalizuje migrację, dzieląc społeczeństwa na „nas” i na „nich” i tworząc atmosferę zagrożenia. W ostatnich dwóch latach PiS dokonało niemożliwego: przekonało obywateli kraju, gdzie cudzoziemcy stanowią 0,3 proc. społeczeństwa, że „obcy” stanowią dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo.

Ale po kolei: zacznijmy od różnicy między uchodźcą a imigrantem. Według prawa międzynarodowego:

  • Uchodźca to osoba, która „na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu swojej rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych przebywa poza granicami państwa, którego jest obywatelem” (Konwencja Genewska z 1951 roku, ratyfikowana przez Polskę w 1991).
  • Migranci to osoby, które dobrowolnie emigrują do innych krajów, głównie z powodów ekonomicznych.

I wbrew dominującej narracji PiS, przedstawiciele zarówno jednej, jak i drugiej kategorii prawnej są już w Polsce. Jeśli chodzi o uchodźców, podstawą prawną jest ratyfikowana przez Polskę Konwencja Genewska i ustawa o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terenie Rzeczpospolitej Polskiej. Część uchodźców dociera do Polski przez wschodnią granicę, ale od połowy 2016 roku jest ich zdecydowanie mniej, bo Straż Graniczna blokuje granicę w Terespolu, gdzie koczują setki osób, głównie Czeczenów i Tadżyków. Inni przylatują samolotem, np. na wizie turystycznej albo służbowej.

W Polsce zasady udzielania ochrony międzynarodowej reguluje ustawa o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z 13 czerwca 2003 roku. Według tej ustawy – Polska stosuje tzw. jednolitą procedurę azylową. W toku postępowania o udzielenie ochrony międzynarodowej bada się nie tylko spełnianie warunków do uznania za uchodźcę, ale także – w razie stwierdzenia, że nie są one spełnione – inne okoliczności skutkujące ochroną przed powrotem do kraju pochodzenia. Cudzoziemcowi, który nie kwalifikuje się do uznania za uchodźcę, lecz który w przypadku powrotu do kraju pochodzenia może być narażony na rzeczywiste ryzyko doznania poważnej krzywdy, udziela się tzw. ochrony uzupełniającej. Ochrona międzynarodowa może być również udzielona cudzoziemcom przesiedlonym do Polski z krajów trzecich czy też relokowanym z innych państw członkowskich Unii Europejskiej.

W 2017 roku przyjęliśmy 742 uchodźców, o 175 więcej niż w 2016, w tym osoby z Syrii i Iraku. Urząd ds. Cudzoziemców opublikował dane dotyczące udzielania ochrony międzynarodowej cudzoziemcom w 2017 roku. Polska udzieliła różnych form ochrony 742 osobom, w tym 29 osobom z Syrii (wniosków było 44) i 21 z Iraku (na 41 wniosków). W 2016 roku takich decyzji było 567. Wśród osób, które Polska obejmuje ochroną międzynarodowa rośnie proporcja Ukraińców, ale jak widać, przyjmujemy także – mówiąc językiem propagandy władz - „potencjalnych terrorystów” z Syrii, Iraku czy Afganistanu. Do kategorii „uchodźcy” zaliczamy osoby, które otrzymały wszystkie formy ochrony, krajowej i międzynarodowej: status uchodźcy, ochrona międzynarodowa, zgoda na pobyt humanitarny i pobyt tolerowany.

W świetle tych danych tym bardziej absurdalny jest argument rządu PiS, że Polska nie będzie przyjmować żadnych uchodźców z relokacji (w domyśle: z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej), bo zagrażają oni naszemu bezpieczeństwu. Osoby z tych krajów już u nas są! A uchodźcy z relokacji przechodziliby przez proces prześwietlania podwójnie – na poziomie i europejskim, i polskim, sprawdzane przez Urząd ds. Cudzoziemców.

Jeśli zaś chodzi o imigrantów, to według danych Ministerstwa Pracy, Rodziny oraz Polityki Społecznej, w samym 2017 roku cudzoziemcom wydano ponad 267 tysięcy pozwoleń na pracę. Pozwolenie na pracę udzielono m.in.: 151 obywatelom Indonezji, 125 Irakijczykom, 179 Irańczykom, 45 Jordańczykom, 119 Kirgizom i 96 Syryjczykom (większość mieszkańców wszystkich wymienionych krajów wyznaje islam).

W województwie świętokrzyskim pozwolenie otrzymało m.in.: 60 obywateli Bangladeszu, 12 Turków, 4 Pakistańczyków, 3 Syryjczyków i 12 Uzbeków. Pełne dane znajdują się na stronie Ministerstwa Pracy.

Dopóki ja jestem posłem PiS, żaden nielegalny imigrant nie przyjedzie do województwa świętokrzyskiego

Radio Kielce,15 marca 2018

Sprawdziliśmy

Nikt nie jest "nielegalny" – a w świętokrzyskim są już uchodźcy i imigranci

Po pierwsze, wyrażanie "nielegalny człowiek" jest błędem logicznym – nikt nie jest nielegalny i warto o tym pamiętać, wypowiadając się jako osoba publiczna. Możemy ewentualnie mówić o kimś, kto nie ma legalnego prawa pobytu w danym miejscu. Po drugie, możemy podejrzewać, że jest to dalsza część argumentacji posła Tarczyńskiego o tym, że w Polsce nie ma muzułmańskich imigrantów (która została obalona przy poprzedniej wypowiedzi). Jeśli zaś posłowi Tarczyńskiemu chodzi o osoby, które przyjeżdżają do Polski nielegalnie pracować, to OKO.press zdecydowanie popiera postulat jak najszybszego uregulowania statusu prawnego tych osób. Przypominamy również, że po otrzymaniu którejś z form ochrony, krajowej lub międzynarodowej, cudzoziemiec może swobodnie przemieszczać się po terytorium Polski i osiedlić się w dowolnym miejscu – również w województwie świętokrzyskim.

;

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze