0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plFot. Adam Stepien / ...

Trwa czwarty dzień rządów nowego prezesa Polskiej Agencji Prasowej, trwa też czwarty dzień okupacji siedziby PAP przez posłów PiS. Noc z czwartku na piątek z 22 na 23 grudnia 2023 w siedzibie agencji spędził Jarosław Kaczyński. Agencja dalej pracuje, depesze się ukazują. Każdy może to sprawdzić wchodząc na stronę PAP.

Jej praca jest jednak utrudniona – pracownicy czują się zastraszani przez polityków PiS. I mówią, że w ostatnich latach naciski polityczne zdarzały się regularnie.

By lepiej zrozumieć sytuację w PAP, rozmawiamy w sobotę 23 grudnia z jej nowym prezesem Markiem Błońskim i osobą z zespołu dziennikarskiego, która pragnie zachować anonimowość.

Interwencje poselskie

Rano poseł Marek Suski na antenie telewizji Republika oznajmił, że w PAP trwa „napad bandytów na mienie skarbu państwa”. Opowiedział też, że zadzwonił w tej sprawie do ministra aktywów państwowych Borysa Budki. Ten spokojnie wysłuchał i poradził mu zgłosić sprawę do prokuratury. Suski przyznał, że był zaskoczony reakcją Budki.

W ostatnich dniach w PAP byli też między innymi też Marcin Przydacz czy Mateusz Morawiecki.

Poseł PiS Waldemar Buda zasugerował dziś, że w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej zamierza spędzić całe święta.

View post on Twitter

Podejście nowego prezesa PAP może jednak spowodować, że poseł Buda zepsuje sobie święta na darmo, bo może nic nie wskórać.

„Z tego, co wiem, to jest tam ciągle grupa posłów” – mówi nam nowy prezes PAP Marek Błoński, gdy rozmawiamy około godziny dziesiątej rano w sobotę 23 grudnia. – „Nad ranem, gdy wychodziłem z budynku, posłowie byli w nim obecni. Chcieliśmy tę sytuację jakoś unormować, wyznaczyliśmy strefy, w których mogliby się poruszać w trakcie tych interwencji poselskich. Posłowie z tego nie skorzystali, co uznajemy za niebezpieczne i dla pracowników, i dla majątku PAP. Dlatego wynajęliśmy firmę ochroniarską, by im towarzyszyła. Ale jednocześnie złożyliśmy doniesienie na policji”.

Oficjalnie posłowie prowadzą w PAP interwencję poselską. Dla prezesa Błońskiego jasne jest jednak, że jest to tylko pretekst.

„Prowadzenie interwencji poselskiej jest przedziwne w sytuacji, gdy w budynku nie ma ani jednej osoby, która może technicznie i merytorycznie odpowiedzieć na ewentualne pytania posłów w ramach tej interwencji” – mówi nam Błoński. – „Zarząd, przewodniczący rady nadzorczej, nasi pełnomocnicy — wszyscy już budynek opuścili. Nie do końca więc rozumiem, co posłowie kontrolują i jakie dokumenty chcieliby uzyskać, bo i tak ich teraz nie mogą otrzymać”.

Pracownicy przeciw interwencji posłów

Poparcia dla działań posłów PiS w PAP nie widać. W petycji, pod którą podpisany jest korespondent PAP Mateusz Babak, czytamy: „protestujemy przeciwko obecności posłów jakiejkolwiek opcji w siedzibie PAP, jeśli nie służy to udzieleniu nam wywiadu, ale politycznej walce i budowaniu ich kapitału politycznego”.

Nowy prezes, wieloletni pracownik PAP

Przypomnijmy – w środę 20 grudnia minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz odwołał dotychczasowych prezesów zarządów Telewizji Polskiej, Polskiego Radia, a także Polskiej Agencji Prasowej, wraz z ich radami nadzorczymi. Jednocześnie minister powołał nowe rady nadzorcze tych spółek, które z kolei powołały nowe zarządy spółek.

W ten sposób Marek Błoński został nowym prezesem PAP.

Błoński jest wielkoletnim korespondentem PAP na Śląsku, w przeszłości był szefem oddziału PAP w Katowicach. Co ważne – z wewnątrz PAP dowiadujemy się, że ma poparcie sporej części zespołu dziennikarskiego, jest przez pracowników PAP ceniony.

Nowy prezes nie planuje czystek w PAP.

„U nas sytuacja wygląda inaczej niż w TVP, nie musimy tworzyć żadnego alternatywnego zespołu. Nie jest tak, że mamy ludzi niekompetentnych, których trzeba natychmiast wymienić. Od razu podjęliśmy decyzje o odwołaniu redaktora naczelnego i jego dwóch zastępców. Żadnych innych zmian personalnych na razie nie przeprowadziliśmy. Podczas spotkania z pracownikami ogłosiliśmy, że konieczna będzie reforma struktury pionów redakcyjnych. To oznacza konieczność decyzji kadrowych, ale to wymaga spokoju i namysłu, więc nie będziemy tego robić w najbliższych dniach”.

Bunt byłego kierownictwa

Błoński odwołał redaktora naczelnego Cezarego Bielakowskiego i jego dwóch zastępców: Radosława Gila i Tomasza Grodeckiego. Bielakowski i Gil pogodzili się z decyzjami nowego prezesa (i tymczasowego redaktora naczelnego), Grodecki pozostał na placu boju. Ma prawo przebywać w budynku, nie jest już wicenaczelnym, ale wciąż jest pracownikiem agencji. Opuszczenia siedziby PAP odmawia też były prezes Wojciech Surmacz.

Grodecki działa tak, jakby wciąż był wicenaczelnym. Wydaje pracownikom polecenia, tworzy grafik na kolejne tygodnie. Pracownicy są skołowani i mają dosyć obecnego stanu.

Nowemu prezesowi zarzuca, że pełni swoją funkcję bezprawnie. Grodecki uważa, że Błoński nie jest wpisany do Krajowego Rejestru Sądowego jako prezes, więc nie ma prawa podejmować żadnych wiążących decyzji.

Wspominamy o tym w rozmowie z prezesem Błońskim:

„Ten zarzut pojawia się od samego początku zmian w PAP. My się z tym nie zgadzamy. Jesteśmy powołani prawidłowo. Wpis do KRS nastąpi. Ale wszyscy, którzy znają praktykę gospodarczą wiedzą, że taki wpis nie pojawia się natychmiast. Ale to w żaden sposób nie przekreśla decyzji, które zostały podjęte”.

Przeczytaj także:

Praca zdalna z konieczności

Błoński mówi nam, że pracy w PAP jest bardzo dużo, a on sam podejmuje na bieżąco nowe decyzje i nie przejmuje się krytyką ze strony starego kierownictwa oraz ze strony polityków PiS. Dziś do zarządu PAP powołany został Paweł Kostrzewa, w ostatnich pięciu latach pracownik Biura Rozwoju i Sprzedaży Serwisów PAP, wcześniej znany m.in. jako radiowy dziennikarz muzyczny.

Prezes Błoński dodaje jednak:

„Akcja posłów PiS spowodowała duży chaos i zaniepokojenie wśród naszych pracowników. Dziennikarze, wchodząc i wychodząc z siedziby, musieli przebijać się przez tłum posłów PiS i towarzyszących im osób. Takie oblężenie tworzy presję. A tego typu presja ze strony polityków w stronę dziennikarzy nigdy nie powinna mieć miejsca. W trosce o komfort pracy i bezpieczeństwo naszych pracowników zdecydowaliśmy się wprowadzić pracę zdalną w PAP w jak najszerszym zakresie. W siedzibie znajdują się tylko niezbędni dyżurni”.

Warto tutaj dodać, że praca zdalna w PAP nie jest standardem. Szczególnie w ostatnim czasie kierownictwo wymagało bezwzględnej obecności w pracy.

Fatalna atmosfera

Jedna z osób pracujących w zespole dziennikarskim PAP z długim doświadczeniem potwierdza nam, że atmosfera pracy w ostatnich dniach była fatalna. Dostanie się do redakcji było utrudnione, bo wejście tarasowali posłowie PiS i osoby z nimi związane, blokowali windy.

Osoba z PAP mówi nam również, że problemem były nie tylko ostatnie dni, ale całe kilka ostatnich lat. Jej zdaniem współpraca z pierwszym prezesem z nadania nowej władzy, Arturem Dmochowskim, była stosunkowo udana. Problemy zaczęły się, gdy prezesem w 2018 roku został Wojciech Surmacz.

Prezes na zawołanie premiera Morawieckiego

Według publikowanych przez stronę Poufna Rozmowa wykradzionych ze skrzynki szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka maili, Surmacz był w regularnym kontakcie z premierem Morawieckim. Przypomnijmy: dotychczasowe ustalenia wskazują, że za włamaniem do skrzynek pocztowych polityków (czyli za tak zwaną aferą mailową) stoją służby białoruskie i rosyjskie. Politycy PiS nie dementowali zawartych w nich informacji, co sugeruje, że przynajmniej spora część zawartych tam informacji jest prawdziwa. A czasami potwierdzali ich prawdziwość.

Według jednego z ujawnionych maili w 2020 roku premier Morawiecki prosił Surmacza o znalezienie „sprytnego dziennikarza”, który przygotuje wywiad z prezydentem Dudą. W ten sam sposób umawiano wywiad z premierem Morawieckim. Osoba z wewnątrz, z którą rozmawiamy, mówi nam, że gdy w 2018 Surmacz pojawił się na nowym stanowisku, dziennikarze agencji oceniali go jako dobrego dziennikarza. Szybko jednak okazało się, że jego polityczne kontakty i sympatie wzięły górę.

Pracownicy PAP: Depesze były „patroszone”

Byli i obecni pracownicy PAP napisali petycję, w której sprawę stawiają jasno: w agencji dochodziło do politycznych nacisków.

„Polityczny nadzór czy też dozór w Agencji przyczynił się do zmian, z którymi nie sposób się pogodzić” – piszą pracownicy PAP. Opowiadają o cenzurze. „Czasem depesze były »patroszone« z istotnych informacji, co zmieniało ich wydźwięk i sens. Dziennikarze PAP zadający politykom zasadne, ale politycznie niewygodne pytania, byli odsuwani od obowiązków”.

„Za normalność uważamy sytuację, w której nasze depesze są godnym zaufania tworzywem lub punktem odniesienia dla innych mediów, albo wręcz gotowym produktem do publikacji przez nie. Uważamy, że normalność ta została w ostatnich latach stłamszona, ograniczona”.

„Chcemy normalnie pracować – bez cenzury i nacisków »oficerów politycznych«" – kończą autorzy petycji.

Groźby na porządku dziennym

Problemem w pracy w PAP w ostatnich latach były nie tylko polityczne zlecenia i naciski, ale także fatalna relacja dziennikarzy z kierownictwem i zła atmosfera pracy. Opowiada nam o tym osoba z wewnątrz, na którą powoływaliśmy się już powyżej. Według jej relacji jedna z ważnych osób z kierownictwa często zachowywała się w otwartej przestrzeni biurowej redakcji PAP wulgarnie wobec dziennikarzy i dziennikarek agencji.

Osoba ta regularnie stosowała groźby. Wielu pracowników PAP dobrze kojarzy jego słowa: „bo cię wypierdolę”, lub po prostu „wypierdolę cię”, wykrzykiwane publicznie i regularnie, w obecności wielu osób.

Przed Markiem Błońskim stoi teraz duże wyzwanie. Musi oczyścić atmosferę w zespole, zintegrować wieloletnich pracowników z nowymi (często przyjmowanymi z politycznego klucza, związanymi na przykład z mediami ojca Tadeusza Rydzyka), nadrobić wieloletnie zaniechania. Część pracowników PAP zarabia nieznacznie powyżej płacy minimalnej, co prowadzi do sporych frustracji w zespole.

Pracownicy PAP czują się też osamotnieni. Zmiany w TVP interesują dużą część opinii publicznej, w PAP dzieje się dużo, ale z pracownikami PAP mało kto rozmawia.

Dobra wiadomość dla nowego prezesa jest taka, że ma u pracowników PAP duży kredyt zaufania. Najpierw jednak musi się on uporać ze starym kierownictwem, które nie chce odejść i grupą posłów PiS, którzy pod pretekstem kontroli poselskiej okupują siedzibę PAP i przeszkadzają dziennikarzom w pracy.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze