0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dimitar DILKOFF / AFPDimitar DILKOFF / AF...

Nie polityczni przeciwnicy, nie bobry, nie dopust boży. Za katastrofalną powódź w Europie Środkowej odpowiada powodowana przez człowieka zmiana klimatu – stwierdził bez żadnych wątpliwości prezydent Czech Petr Pavel. To oczywistość, która jednak najwyraźniej nie dociera ani do jego polskiego odpowiednika, ani innych przedstawicieli polskiej klasy politycznej. Czeski prezydent zapowiedział, że jego kraj będzie brał udział w walce z kryzysem klimatycznym i jego skutkami podczas szczytu ONZ w Nowym Jorku.

„Jesteśmy gotowi współpracować ze wszystkimi partnerami międzynarodowymi, aby zapewnić pomyślny wynik kolejnej konferencji klimatycznej ONZ, która odbędzie się w listopadzie w Baku” – mówił podczas swojego wystąpienia przed światowymi liderami zgromadzonymi w siedzibie organizacji. Jednocześnie zestawił pogodowe ekstrema wynikające ze zmiany klimatu z wydarzeniami takimi jak międzynarodowe kryzysy polityczne czy konflikty zbrojne.

Kryzys klimatyczny jak zagrożenie wojną

„Jesteśmy świadomi cierpienia spowodowanego wojnami i konfliktami, katastrof zagrażających życiu, pogłębianych przez zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie i utratę różnorodności biologicznej, powolnego postępu w osiąganiu zrównoważonego rozwoju czy powszechnych naruszeń i łamania praw człowieka” – mówił Pavel. – „Obecny kryzys klimatyczny i jego dalekosiężne implikacje muszą zostać rozwiązane w sposób kompleksowy i zintegrowany poprzez wzmocniony i skuteczny multilateralizm. Niedawne powodzie w Europie Środkowej, prawdopodobnie najgorsze od dziesięcioleci, są wyraźnym przypomnieniem rosnącego zagrożenia związanego ze zjawiskami pogodowymi wywołanymi przez klimat. Czechy będą nadal opowiadać się za silniejszą globalną reakcją” – podkreślał.

Klimat był więc jednym z głównych tematów przemowy czeskiego prezydenta. Można jednak powiedzieć, że prezydent dotkniętego naturalną katastrofą kraju wybrał przyzwoitość, wskazując na prawdziwą przyczynę dramatu wielu obywateli rządzonego przez siebie kraju, i obiecał walczyć o ich lepszą przyszłość w sposób, który rzeczywiście zapobiegnie podobnym dramatom.

Co na to Duda?

Szczyt w Nowym Jorku został zwołany między innymi po to, by odpowiedzieć na pytania o przyszłość ONZ w obliczu nowych wyzwań i kryzysów – w tym tego klimatycznego. Przed międzynarodowymi delegatami wystąpił również Andrzej Duda, który zdecydował się przemilczeć sprawę klimatycznych wyzwań, którym musimy sprostać, by zniwelować ryzyko katastrofalnych powodzi.

Postawa polskiego prezydenta nie powinna dziwić nikogo, kto zna jego poglądy na temat zmiany klimatu i obserwował jego postępowanie w czasie wezbrania na zlewni Odry. W tej pierwszej sprawie Duda wyraził się jasno już 11 lat temu, gdy z równowagi wyprowadził go kwietniowy chłód. „Jak sobie pomyślę, że płacimy za »globalne ocieplenie« i popatrzę za okno to mnie trafia szlag” – pisał na twitterze przyszły prezydent. Już jako głowa państwa lawirował na arenie międzynarodowej, mówiąc o wierze w sprawiedliwą transformację, w Polsce dając do zrozumienia, że klimat zmieniał się zawsze, a to, czy człowiek jest za to odpowiedzialny, jest dla niego niejasne.

Gdy obywatele rządzonego przez niego kraju zmagają się z efektami zmian klimatycznych, Duda zdaje się ignorować ich wpływ na katastrofę w południowo-zachodniej Polsce. Nie popisuje się również refleksem. „Prezident flanelka”, jak sympatycy czasem nazywają Petra Pavla, w pierwszych dniach powodzi założył wygodną koszulę i pojechał osobiście pomagać na dotknięte powodzią Morawy, uczestnicząc w sprzątaniu powodziowych zniszczeń i rozdawaniu pomocy dla potrzebujących. Andrzejowi Dudzie czas na wizytację Głuchołaz udało się znaleźć dopiero po przejściu fali powodziowej na Opolszczyźnie i Dolnym Śląsku, w piątek 20 września.

Skąd się wzięła powódź? Rządzący o tym nie mówią

Po Dudzie i jego środowisku politycznym można się spodziewać trudności ze zrozumieniem gwałtownych zjawisk pogodowych i ich przyczyn. Milczenie Dudy jest złotem w porównaniu z wypowiedzią byłego ministra obrony Mariusza Błaszczaka. „Trzeba odejść od religii klimatycznej i trzeba uregulować Odrę” – tak polityk PiS na antenie Polsatu News opisywał swoją receptę na przeciwdziałanie powodziom na zachodzie kraju.

Takie wypowiedzi z tej strony sceny politycznej nie mogą szokować. Nieco inaczej jest z tym, jak do sprawy podchodzą obecnie rządzący. Ci, którzy w czasie powodziowego kryzysu pokazują się w pierwszym rzędzie – a więc premier Tusk, minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz i minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak – na razie nie mówią w tym kontekście o klimacie i potrzebie jego ochrony.

Niestety, niewiele pozostało po ostrożnym optymizmie, z którym również w naszej redakcji odnosiliśmy się do proklimatycznych postulatów gabinetu Donalda Tuska zawartych w umowie koalicyjnej.

„Dobrze, że w umowie znalazły się zapisy dotyczące rzek – lepszy monitoring pozwoli szybko reagować m.in. na zanieczyszczenie wody. Renaturyzacja, czyli przywrócenie rzek do ich naturalnego biegu, to jedno z najważniejszych rozwiązań problemu jakości wód. Naturalna rzeka ma lepsze właściwości samooczyszczające, jest również bogatsza biologicznie” – pisaliśmy w grudniu ubiegłego roku.

Renaturyzacja czy pozbywanie się bobrów?

W sprawie renaturyzacji rzek Polska nie poszła do przodu. Z reakcji rządu bezpośrednio po powodzi nie wynika, by ten sposób radzenia sobie z zagrożeniem miał gorliwych fanów na najwyższych szczeblach władzy. Zamiast tego bardzo dużo słyszymy o inżynierii – budowie suchych zbiorników, wzmacnianiu tam i wałów. I zgoda – są miejsca, gdzie przywracanie naturalnego biegu rzece nie zda egzaminu.

Zauważał to między innymi dr Sebastian Szklarek, wskazując na przykład Kotliny Kłodzkiej. W tamtejszym górzystym krajobrazie trudno znaleźć wystarczająco dużą i pustą przestrzeń, by doprowadzić do renaturyzacji rzeki i odsunięcia zabudowy od doliny rzecznej. „Należy sięgać po różne rozwiązania, bo sama natura też sobie nie poradzi” – wyjaśniał na naszych łamach ekohydrolog.

Jednocześnie rządzący wydają się na razie głusi na postulaty wielu naukowców (w tym samego Szklarka), by w miarę możliwości umożliwiać naturalny bieg rzekom. Pozbawiony meandrów i skanalizowany ciek, jakim teraz w wielu miejscach jest Odra, będzie płynąć szybciej i wylewać gwałtowniej, wręcz szukając swojego dawnego, naturalnego koryta.

Nadal czekamy na refleksję ekipy Donalda Tuska dotyczącą tego tematu. Zamiast niej mamy kuriozalne wypowiedzi premiera, który z koryt rzek chciałby pozbywać się bobrów.

Powódź „na sterydach” stanie się normą?

Dowodów na to, że kryzys klimatyczny przełożył się do gwałtowności opadów w Europie Środkowej, nie brakuje. Przy obecnym stopniu ocieplenia atmosfery prawdopodobieństwo wystąpienia deszczu o katastrofalnych skutkach jest znacznie wyższe – wynika z opracowania zespołu europejskich uczonych, powstałego przy udziale prof. Bogdana Chojnickiego z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Naukowcy twierdzą, że przy dalszym podgrzewaniu ziemskiej atmosfery musimy przygotować się na „powodzie na sterydach”. Jak piszą, „intensywne, czterodniowe opady deszczu stały się około dwukrotnie bardziej prawdopodobne i o 20 proc. bardziej intensywne niż w erze przedindustrialnej”, a więc przed epoką zwiększonych emisji gazów cieplarnianych.

„W przypadku prognozy dalszego ocieplenia do poziomu 2°C wyższego niż w okresie przedindustrialnym, modele klimatyczne przewidują jeszcze silniejsze 4-dniowe opady deszczu, z dalszym oczekiwanym wzrostem intensywności opadów o około 5 proc. i dalszym wzrostem ich prawdopodobieństwa o 50 proc. w porównaniu do dnia dzisiejszego” – oceniają naukowcy. Jednocześnie zaznaczają, że modele matematyczne używane w meteorologii często nie doszacowują prawdopodobieństwa wystąpienia katastrofalnych opadów. A więc najpewniej będzie jeszcze gorzej.

Z czego to wynika? Ocieplenie wpływa na parowanie mórz i oceanów, co w końcu owocuje intensywnymi opadami. Zwracał na to uwagę fizyk atmosfery, prof. Szymon Malinowski, opisując przyczyny wrześniowej powodzi. Są one dość łatwe do zrozumienia: „do normalnego niżu, który formuje się w Zatoce Genueńskiej na Morzu Śródziemnym, dostało się wyjątkowo dużo pary wodnej. Ponieważ Morze Śródziemne było bardzo ciepłe, mogło z niego wyparować więcej wody. Te ogromne zasoby pary wodnej zostały skondensowane i wraz z przemieszczaniem się niżu, opadają” – mówił naukowiec w rozmowie z OKO.press.

Opada woda, niech przyjdzie refleksja

Przedstawicieli polskiego rządu być może dałoby się usprawiedliwić zbyt dużym obciążeniem sprawami bieżącymi. Zajęci walką z powodzią i jej konsekwencjami mogli nie mieć czasu na dłuższą refleksję. Z drugiej strony czeski prezydent znalazł na to przestrzeń, mimo że jego kraj zmagał się z tym samym żywiołem, a on sam osobiście niósł pomoc na dotkniętych nim terenach.

Pozostaje liczyć na to, że po przejściu fali powodziowej przez zachodnią Polskę, uprzątnięciu zniszczeń i rozdysponowaniu środków na odbudowę polscy rządzący sięgną do naukowych opracowań i wsłuchają się w głos ekspertów. Miejmy nadzieję, że w nadchodzących tygodniach i miesiącach usłyszymy więcej o renaturyzacji najważniejszych polskich rzek, projektach odsunięcia wałów przeciwpowodziowych od brzegów i pozostawienia wodzie miejsca, które i tak w końcu zabierze, a także zapobieganiu budowom na terenach najbardziej zagrożonych zalewaniem. W końcu być może usłyszymy o polskim wkładzie w walkę z katastrofą klimatyczną. Na razie musimy zadowolić się zapowiedzią walki z bobrami.

Niestety, bardziej prawdopodobna wydaje się inwestycyjna ofensywa, w ramach której powstawać będą kolejne, nie zawsze skuteczne zbiorniki i zapory. Rzeki w oczach rządzących rzadko bywają zasobem, który pomaga w zachowaniu przyrodniczej różnorodności i chroni przed suszą. Powódź 2024 roku może utrwalić przekonanie o potrzebie bezrefleksyjnego ujarzmiania zagrażającego nam żywiołu, z którym w czasach klimatycznego kryzysu będzie coraz trudniej sobie poradzić.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze