Zamiast nadrabiać zaległości i sprawdzać, czy dzieci nie oszukiwały w czasie nauki zdalnej, trzeba stworzyć wspólną opowieść o szkole w czasach zarazy - która potrafi zadbać o uczniów i potraktować ich po ludzku. Jak najmniej oceniać, zrezygnować z części podstawy programowej
Od wielu nauczycielek i nauczycieli słyszę, że z powrotu do szkół młodsze dzieci bardziej się cieszą niż starsze, które mają więcej obaw i niechęci do szkoły. Badania PISA pokazują, że polskie nastolatki nie czują się w szkole szczęśliwe i słabo się z nią utożsamiają.
Uczennice i uczniowie obawiają się, że zostaną przytłoczeni materiałem do nadrobienia, zasypani sprawdzianami, klasówkami i zaliczaniem zaległych prac.
Ministerstwu zabrakło odwagi, by wyraźnie powiedzieć, że to był wyjątkowy rok, że podstawa programowa to nie biblia, że można przyjąć inną formułę oceniania.
Nauczyciele muszą - jak co roku - wystawić oceny. Co gorsza, część z nich odczuwa dziwne pragnienie, by sprawdzić, czy wypracowania, klasówki i projekty, jakie dostawali od dzieci w czasie zdalnego nauczania, to była samodzielna praca czy też kopiowanie materiałów z sieci albo korzystanie z pomocy rodziców.
Na zdjęciu: "lekcja empatii", gra edukacyjna w szkole podstawowej nr 36 w Częstochowie.
Oczywiście prawie wszyscy korzystali czasem z jakiejś pomocy. Anna Sobala-Zbroszczyk, dyrektorka II SLO w Warszawie powiedziała mi, że rodzice przyznają, że dzieci nie potrafiły się oprzeć tej pokusie i że trudno się temu dziwić. To była trochę walka o przetrwanie, a nie po prostu zwykła nauka. Taki był to czas, stawianie kwestii "nieuczciwości" czy “oszustwa” to niedobry początek rozmowy, na którą został właściwie miesiąc przed wakacjami.
Wypowiedź ministra Czarnka o "nadrabianiu zaległości" była niebezpieczna. Nadgonimy, odpracujemy - to fikcja. Niczego się przecież nie nadgoni w miesiąc.
I w ogóle skąd taki pomysł, że uczniowie i uczennice mają nadrabiać zaległości, które powstały nie z ich winy? Trzeba się dalej uczyć, patrzeć do przodu, zostawiając za sobą rok z epidemią.
Jacek Staniszewski, wybitny nauczyciel historii, napisał na FB: " Czytam, że niektórzy nauczyciele już wpisują sprawdziany w dzienniku w terminach po przyjściu z onlajnu. Serio?".
W odpowiedzi padły głosy w obronie sprawdzianów. Publicysta i wykładowca Jerzy Sosnowski: "Owszem, wpisują. Ale też nie róbmy ze sprawdzianów tortur dla młodzieży. W czasie nauki online nie mieliśmy, my nauczyciele, żadnej pewności, że to nie »para w gwizdek«, że uczniowie cokolwiek zapamiętali. A przecież na to jesteśmy, żeby im pomóc czegoś się o świecie dowiedzieć, co obejmuje także mobilizowanie ich do wysiłku".
Bliższe są mi głosy nauczycielek:
"Dla dzieciaków teraz to najważniejsze wysycić się sobą. Nie są żadnym straconym pokoleniem, ani gorszym ani złym. Czy naprawdę musimy patrzeć na naukę w tym roku jak na ilość opanowanych słów czy faktów? Czy nie możemy spojrzeć, że właśnie mierzą się z poważną, dziwną i obcą sytuacją w świecie? Czy jako odpowiedzialni za nich dorośli chcemy ich posłuszeństwa i wkuwania czy myślenia? Nawet gdyby przez ten rok nie realizować materiału - nie realizować nic tylko z nimi być, to też byłoby dydaktyczne. Może byłoby to mądre" (Magdalena Skotnicka-Chaberek).
"Nasza dyrektorka zabroniła. Jest nacisk na relacje, a nie na nadrabianie. Bardzo zyskała w moich oczach" (Danuta Dank).
Ja sama próbuję lansować pomysł, żeby zacząć od "mapy drogowej" - rozpoznania, gdzie kto ma największe luki, czego kto nie rozumie. To może przyjąć formę prostej tabelki, schematu albo tzw. mapy myślowej - każdy robi ją dla siebie albo wszyscy wspólnie sprawdzają, gdzie mają największe braki. Dopiero na tej podstawie można podjąć decyzję, co przerobić raz jeszcze, co powtórzyć z jakąś grupą uczniów, o czym trzeba poczytać w wakacje, a co ewentualnie przełożyć już na następny rok szkolny.
A także - czego uczyć nie trzeba.
Czas na rozsądek nauczycielski, a nie ślepe podążanie za podstawą programową.
Jest ona zresztą nie do opanowania w całości nawet w najbardziej normalnych czasach.
Maj i czerwiec 2021 to dobry moment, żeby się przyjrzeć, które wiadomości i umiejętności są naprawdę kluczowe, bo bez nich nie da się dalej uczyć. Pewnie w matematyce trzeba iść systematycznie i “po kolei”, ale w wielu innych przedmiotach można przymknąć oko na część tego ogromnego zestawu szczegółowych wymagań i skupić się na rzeczach najważniejszych.
Odkryciem pandemii może być to, że świat się nie zawali, jeśli ktoś nie opanuje całego materiału. Wręcz przeciwnie.
Nie musi wiedzieć, co to są rozmnóżki albo fragmentacja plechy, bo ma pod ręką internet. Powinien mieć ogólne wyobrażenie o rozmnażaniu roślin (bezpłciowym).
Zresztą nauczyciel i tak przecież zawsze wybiera, czego uczy głębiej, a czego po łebkach albo wcale. Od tego się jest nauczycielem, żeby wiedzieć, które pojęcia, algorytmy i schematy postępowania są dla danej dziedziny kluczowe, a które nie. Warto właśnie teraz sobie jasno powiedzieć, co jest nadmiarowe i niekonieczne, by móc skutecznie nauczać i uczyć się dalej. Można to zrobić indywidualnie albo w zespole przedmiotowym, czy w parze z inną nauczycielką.
Oczywiście nie wszystko można "olać". Będą jakieś rzeczy do nadrobienia. Nauczyciele i nauczycielki mogą tu posłuchać samych uczniów i uczennic. Nauczyciele-przedmiotowcy, a także wychowawcy i wychowawczynie, mogą zebrać uczniowskie oczekiwania i sprawdzić z gronem nauczycielskim, co jest możliwe do zrobienia.
Sugerowałabym też, żeby w tej końcówce roku w ogóle nie zadawać prac domowych z przedmiotów nieegzaminacyjnych, ale nie wiem, czy nauczycielki i nauczyciele są w stanie się powstrzymać...
Nie ma też co straszyć uczniów egzaminami, bo są one na szczęście coraz bardziej nastawione na całościowe kompetencje.
Należy mieć nadzieję - i tu apel do Centralnej Komisji Egzaminacyjnej - że ten trend będzie trwały i także w najbliższych latach nie będziemy na egzaminach zewnętrznych (ósmoklasisty i maturze) sprawdzać szczegółowych wiadomości.
Powinniśmy wybrać model np. szkoły skandynawskiej, w której testów i egzaminów jest mało (w Finlandii - tylko matura). A jeśli już, to sprawdzają, czy uczniowie umieją interpretować tekst, rozumieją wykres czy tabelę z liczbami, potrafiliby zaplanować eksperyment, rozwiązać praktyczny problem z użyciem matematyki i nowych technologii, analizować procesy historyczne.
Miejmy nadzieję, że w polskich zadaniach egzaminacyjnych, tak jak w międzynarodowych badaniach TIMSS czy PISA, uczniowie będą dostawać porcję informacji niezbędną, by wykazać się umiejętnościami wnioskowania, analizowania, interpretowania, proponowania własnych rozwiązań, jasnego komunikowania wniosków itp.
Zadania w przyszłym roku czy kolejnych latach mogą przecież być trochę inne, jeszcze mniej "szczegółowe".
Jest to apel realistyczny, tym bardziej, że system egzaminacyjny do tej pory nie wypracował metodologii, która pozwalałaby porównywać wyniki egzaminów “rok do roku”. Poza tym nasze sprawdziany zewnętrzne, np. ósmoklasisty, już teraz coraz bardziej przypominają te z badań PISA. Idźmy dalej tą drogą.
Adam Mazurek z Ogólnopolskiego Strajku „Dzieci do szkół!” obawia się, że po powrocie do szkół dzieci i młodzież czeka kucie i testowanie. "Będzie to masowe zjawisko, bo egzaminy próbne wypadły słabo. Zostanie więc dzieciom dokręcona śruba, zwłaszcza że sami nauczyciele przyznają, że tylko w połowie zrealizowali materiał" - powiedział "DGP".
Tak jakby szkoła mogła uczyć strasząc. Nie może, zwłaszcza teraz, gdy tyle było i nadal jest w nas lęku.
Pierwsze spotkania z uczniami - nie tylko wychowawców - warto poświęcić na rozmowę o tym, jak się mamy po tym roku, czym była i jest pandemia dla każdego i każdej z nas. I o tym, co było najtrudniejsze, ale także - co nam się udało w tym czasie.
Zapytajcie, czego się nauczyli nowego. Doceńmy się nawzajem - bo często dla nauczycieli opanowanie cyfrowych narzędzi i platform było jeszcze trudniejsze.
Teraz nauczycielki mogą - jak równy z równym - porozmawiać z uczniami o tym, jak się uczyły programów, jak się stresowały, że ich podopieczni są tu lepsi...
Porozmawiajcie o trudnościach w dorwaniu się do domowego komputera, o zrywanych połączeniach, o strategiach uczestnictwa w zdalnej lekcji, o pracy w stresie, o samotności w sieci, o zagubieniu i niepewności.
Jednego można być pewnym - dla wszystkich to był trudny czas, dla niektórych uczniów i ich rodzin - dramatyczny.
Część uczniów nie była w stanie sobie z tym poradzić i nadal jest w złym stanie. To nie oznacza, że nauczyciele i nauczycielki mają wziąć na siebie ciężar pomocy psychologicznej, gdy któreś z dzieci jej wymaga. Trzeba wtedy kierować je do specjalistów.
Warto też zaproponować rozmowę, jak szkoła ma działać w końcu roku szkolnego i potem, zapytać uczniów i uczennice - nawet młodsze dzieci - co zmienić jeszcze w czerwcu, by im się lepiej pracowało z nauczycielem i całą klasą, i żeby szkoła była bardziej przyjazna.
Może da się inaczej zaaranżować przestrzeń szkolną, np. inaczej ustawić ławki w sali albo postawić na korytarzu kilka foteli czy pufów?
Wyrzucić z parapetów uschnięte paprotki, na korytarzach i w klasach powiesić uczniowskie prace z czasów zdalnej edukacji? Nawet te "odleciane"?
To byłyby sygnały, że się widzimy, że będziemy o siebie dbali, że próbujemy tworzyć szkołę, do której się chce chodzić.
Bardziej niż kiedykolwiek, i nauczyciele, i uczniowie potrzebują dobrego traktowania i uważności. W edukacji powinna obowiązywać zasada "do no harm", i nawiązuję tu do rekomendacji Unii Europejskiej do Krajowych Planów Odbudowy, a nie nazwy serialu. Zrównoważony rozwój, zrównoważona szkoła, zrównoważona lekcja…
Tak, żeby nie wyczerpać naturalnych źródeł uczniowskiej energii, a korzystać ze źródeł odnawialnych - ciekawości, poczucia własnej wartości, zaufania i dobrych relacji z ludźmi.
Ocenianie po niemal roku nieobecności w szkole to jakiś koszmar. Nie należy zakładać, wręcz nie wolno, że przez popandemiczne kilka tygodni będziemy dręczyć uczniów sprawdzianami i odpytywaniem, żeby wystawić "sprawiedliwe oceny". Trzeba z dobrą wiarą podejść do informacji o ich osiągnięciach, jakie już mamy.
Może też warto samej czy samemu sobie zadać pytanie: A co się takiego strasznego stanie, jak dam komuś trochę zawyżoną ocenę?
Do rodziców mam odwrotne pytanie: a co się takiego strasznego stanie, jeśli dziecko będzie miało gorsze stopnie niż rok temu? To nie koniec edukacji, mamy za sobą dramatyczny rok, wszyscy ledwie się możemy pozbierać. Jakie to ma znaczenie czy to piątka czy czwórka, a nawet i trójka?
Warto się dowiedzieć, jak wygląda “mapa drogowa” waszej córki czy syna, bo może jest coś, nad czym powinni popracować w wakacje, a przede wszystkim - od września.
I jeszcze prośba, nie porównujcie ocen swego dziecka z innymi, nie wypytujcie, jakie oceny ma na świadectwie Krzyś czy Joasia. Zawsze ktoś w czymś będzie lepszy i okaże się, że coś nasze dziecko znowu zrobiło nie tak.
Dla odważniejszych nauczycielek i nauczycieli mam propozycję, żeby poprosili uczniów o to, by ocenili się sami. Będziecie zaskoczeni, jak często ta ocena okaże się zgodna z nauczycielską. A jeśli się nie zgadza, to trzeba ustalić z uczennicą czy uczniem, co mógłby jeszcze zrobić, żeby uzyskać ocenę, jaką sobie sam wystawił. W grę wchodzi jakaś dodatkowa praca, udział w klasowej dyskusji, e-portfolio, miniprojekt, także zespołowy dla kilku osób, które się odrobinę przeszacowały.
Dodatkowe zajęcia? Owszem - dla tych dzieci, które nie były w stanie się uczyć, bo brakowało w domu komputera z szybkim internetem, bo miały problemy z koncentracją, chorowały lub są z czymś do tyłu jeszcze z innego powodu. W każdej klasie są takie osoby.
Te dodatkowe pieniądze, które minister Czarnek chce przeznaczyć na "nadrabianie zaległości" można poświęcić takim właśnie dzieciom, żeby na zawsze nie zostały z tyłu.
Bo w czasie pandemii różnice musiały się powiększyć - widać to we wszystkich niemal krajach, nie tylko u nas. Jasne, że zajęcia “dla wszystkich” też się przydadzą, ale priorytetem jest wyrównanie szans.
To wszystko wymaga spójnej strategii i wspólnego podejścia wszystkich nauczycielek i nauczycieli szkoły. Dyrektor powinien zorganizować post-covidową radę pedagogiczną, żeby porozmawiać o tym, po co jest nam i dzieciom ten czerwiec. Żeby stworzyć wspólną opowieść o szkole w czasach zarazy - takiej, która potrafi zadbać o swoich uczniów i potraktować ich po ludzku.
*Alicja Pacewicz, współzałożycielka (w 1994 roku) Centrum Edukacji Obywatelskiej i (w 2015) Fundacji Szkoła z Klasą. Współtwórczyni podręczników edukacji obywatelskiej (ze śp. Tomaszem Mertą) i dziesiątków programów dla szkół, m.in. „Szkoła z klasą”, „Ślady przeszłości”, „Noc bibliotek”, „Młodzi głosują”, „Solidarna szkoła”, „Latarnik wyborczy”. Ekspertka europejskiej sieci edukacji obywatelskiej (NECE) i międzynarodowych projektów edukacyjnych. Współautorka Programu Budowy Zaufania Społecznego (2019). Koordynatorka prac koalicji organizacji społecznych działających w obszarze edukacji oraz ekspertka programu Fundacji EFC “Edukacja w punkcie zwrotnym”.
Komentarze