0:000:00

0:00

Piotr Pacewicz, OKO.press: W poniedziałek rano 3 maja już 562 tysięcy uczniów i uczennic podpisało petycję do MEN, żeby przed wakacjami nie wracać do szkół. Wyrażają obawy związane z epidemią. Ponadto "są zestresowani sprawdzaniem zeszytów, notatek, lub że po powrocie będą musieli od nowa pisać sprawdziany w niepokoju i stresie". Widzi pan takie nastroje?

Chcemy powrotu do szkół od następnego roku szkolnego! Powrót do nauki w szkole na ostatnie niecałe dwa miesiące jest niepotrzebny i tylko zdezorientuje uczniów klas 7 oraz 8, którzy w tym czasie prowadzą intensywną naukę do egzaminu ósmoklasisty. Sprzeciwiamy się powrotowi w tym roku szkolnym do nauki stacjonarnej i chcielibyśmy by nasz głos, głos wszystkich uczniów został i tym razem usłyszany oraz by została podjęta odpowiednia decyzja, o jaką prosimy. Nie mamy czasu, by znów wrócić do nauki stacjonarnej, ponieważ uczniowie chcą się skupić na nauce do egzaminu ósmoklasisty, a nie przejmowaniem się o liczbie zgonów i zachorowań w danym dniu. Dodatkowo uczniowie są zestresowani sprawdzaniem zeszytów, notatek lub że po powrocie będą musieli od nowa pisać sprawdziany w niepokoju i stresie. Petycja dotyczy również uczniów klas ponadpodstawowych. Musimy działać szybko, ponieważ decyzja o ewentualnym powrocie w następnym tygodniu!

Petycję można podpisywać tutaj

Mirosław Skrzypczyk*: To trochę zależy od wieku uczniów. Uczę polskiego w szkole podstawowej w klasach VI i VIII oraz w liceum w klasie I i II. W szóstej klasie dzieci chcą przede wszystkim wrócić. Spotkać się. Najważniejsze dla nich jest, żeby coś się wreszcie wydarzyło w realu, z rówieśnikami i w szkole. Ósma klasa ma w głowie już tylko sprawdzian ósmoklasisty 25-27 maja, z nimi można jeszcze coś doszlifować, a przede wszystkim ważne, by uwierzyli w swoje umiejętności i możliwości.

W liceum owszem, wszyscy mówią, że chcieliby bezpośredniego spotkania, ale znaczna większość wolałaby to odłożyć do września, a nie iść do szkoły już teraz. Ich odpowiedzi nie są jednoznaczne, może sami nie do końca wiedzą. Na pewno przyzwyczaili się do rytmu zdalnej nauki.

Czują się samotni, ten wątek często wraca w rozmowach, ale nie jest im źle w kokonach, które sobie uwili. Mają swój śpiwór, swoje łóżko, czują się bezpiecznie, nawet jeśli są samotni.

Są też po prostu zmęczeni i - tak samo jak my, nauczyciele - woleliby już powoli myśleć o wakacjach.

Przeczytaj także:

"Nikt nie lubi być oszukiwany, a dochodzą informacje o osobach, które za opłatą piszą klasówki za uczniów. Trzeba się nastawić na masową weryfikację zdobytych do tej pory ocen. Sprawdziany są nieuniknione. Podejrzewam, że wyniki drastycznie spadną" – mówił "DGP" Grzegorz Gębka, dyrektor IV LO w Lublinie.

To nie jest dobry komunikat. Rolą dyrektorów powinno być rozwiewanie obaw i uświadomienie wszystkim - nauczycielom, rodzicom, uczniom - że te kilka tygodni szkoły będą "czasem przejścia", dla wielu trudnym powrotem. Liczy się przede wszystkim to, co dzieci i młodzież czują, co przeżywają, co myślą o tym dziwnym roku i jakie mają oczekiwania, a nie to, co wiedzą, czego się nauczyli, a czego nie.

Minister Czarnek rzucił hasło "nadrabiania zaległości", później poszedł po rozum do głowy i młodzieżowo uspokajał "Take it easy".

Ta pierwsza odruchowa wypowiedź ilustruje pułapkę polskiej szkoły, ugruntowane przekonanie, że najważniejsze są oceny, egzaminy i - to okropne słowo - weryfikacja. Co ciekawe, to często silniej tkwi w głowach rodziców i samych uczniów niż nauczycieli. Stąd płyną obawy młodych ludzi, którzy sami nie są pewni, ile się nauczyli w pandemicznym roku, że zostaną poddani bolesnej próbie testów czy sprawdzianów.

Jakby mieli stanąć przed jakimś sądem, w którym nauczyciele wystąpią w podwójnej roli prokuratorów i sędziów, i ocenią, czy młodzi są godni bycia uczniami, czy nie (śmiech).

Nakłada się na to stres towarzyszący zbliżającemu się wystawianiu ocen.

Szkoła zdaje trudny egzamin?

Tak. Ale to nie musi być zły i zmarnowany czas, to może być dobry czas.

Potrzebne są spokojne rozmowy, bez napięcia, że nie zdążymy, że czas ucieka. Czas już uciekł.

Pandemia nam wszystkim pokazała, że nie ma co szaleć z planowaniem, przewidywaniem, co osiągnę jutro, za miesiąc, za pół roku, wiele naszych wyobrażeń zostało zweryfikowanych.

To może być dobra szkoła dla szkoły, szansa nauczenia się czegoś nowego, zbudowania lepszych relacji nauczycieli, uczniów, rodziców. I to nie jest myślenie utopijne, bo niewiele trzeba, żeby ludzie ze sobą porozmawiali, zwłaszcza że wspólnie przeżyli coś wyjątkowego, i jednocześnie, żeby coś ważnego z tych rozmów wyniknęło.

Warunkiem takiej rozmowy z uczniami jest jasne postawienie sprawy: najważniejsze jest wasze dobro, wasze bezpieczeństwo, możecie na nas liczyć, towarzyszymy wam w tej zaskakującej i trudnej sytuacji.

Szkoła okazałaby się bardzo głupia, gdyby nic w sobie nie zmieniła, niczego nie zrozumiała. Gdyby młodzi wrócili do takiej samej szkoły, jaką opuścili w marcu 2020 roku.

A jak przez ten rok wyglądały pana kontakty z uczniami?

Prowadziłem zajęcia na zoomie, starałem się, żebyśmy się także widzieli. W szóstej klasie wszyscy mają włączone kamerki, podobnie w pierwszej licealnej, gdzie się tak umówiliśmy. W drugiej licealnej nie postawiłem sprawy jasno na początku, bałem się, że 35 osób na raz to może być za dużo, i teraz trudno to zmienić.

Od września nie mam wychowawstwa, ale staram się, byśmy rozmawiali zarówno indywidualnie, jak i we wspólnocie z całą klasą. Prowadzę też zajęcia dodatkowe dla chętnych w ramach Klubu Otwartej Myśli i Słowa. Toczymy dyskusje, w tym "pandemiczne", mówimy sobie, jak przeżywamy ten czas. Były też trudne rozmowy z uczniami, którzy się w tym wszystkim pogubili.

Udało nam się spotkać w małych grupach. Parę lat temu stworzyliśmy Galerię Neon w budynku dawnej księgarni, dziś pustostan, który użyczył nam właściciel, warunki są surowe, ale zorganizowaliśmy jakieś mebelki, pokazujemy wystawy, których kuratorami są uczennice i uczniowie [na zdjęciu - wystawa "Do rzeczy" z 2019 roku]. Spotkaliśmy się parę razy w tej galerii, wymienialiśmy książkami, rozmawialiśmy.

Chyba dla każdego z moich uczniów i uczennic był to czas trudny, każde z nich miało gorsze i lepsze momenty. Starałem się być uważny, słuchać, wspierać. Kiedy ktoś mówi, że wszystko OK, powątpiewam i próbuję dowiedzieć się więcej.

Dużo rozmawiamy o literaturze, a każda rozmowa o literaturze to przecież opowieść o nas samych. Miałem wrażenie - oczywisty przykład - że nigdy jeszcze omawianie "Dżumy" Camusa nie było tak ważne i aktualne. W ramach zajęć dodatkowych zajmowaliśmy się uważnością - potrzebną w pandemii - i performatywnością. Omawialiśmy m.in. książkę Hiromi Kawakami "Niedźwiedzi bóg 2011", którą autorka przepisała po katastrofie w elektrowni atomowej w Fukushimie. Chcemy zrobić performans na bazie tej książki, która zrobiła na nas duże wrażenie, bo mówi o tym, jak ważne jest spotkanie, bliskość, wzajemne obdarowywanie się. W książce niedźwiedź zabrał człowieka na spacer, my wybierzemy się na wspólny spacer, nad Pilicę, by być bliżej siebie.

W II klasie liceum mamy jeszcze do omówienia "Zbrodnię i karę", to może być ważna rozmowa o wieloznaczności świata i ludzkich doświadczeń, a z klasą I będę rozmawiać o tekście Marka Bieńczyka z "Tygodnika Powszechnego" o trzęsieniu ziemi i tsunami w Lizbonie w 1755 roku, czyli katastrofie, która naruszyła ówczesny obraz świata, zburzyła metafizyczny porządek, zmieniła myślenie ludzi. Zadamy sobie pytanie, czy pandemia 2020-2021 zmieniła nasze myślenie.

Będziemy też realizować projekt edukacyjno-społeczno-artystyczny "Henryk Stażewski. Promienisty", poświęcony artyście, który w 1943 roku schronił się właśnie u nas, w Szczekocinach. Uczniowie poszukają śladów jego obecności w przestrzeni miasteczka, przeprowadzimy działania artystyczne. Odwiedzimy Muzeum Sztuki w Łodzi, z którym współpracujemy od kilkunastu lat. Impulsem do podjęcia tej współpracy była obecność w Szczekocinach dwojga innych wybitnych twórców awangardy Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego w latach 1924-1926. Strzemiński był zresztą związany ze szkołą, uczył w tutejszym gimnazjum rysunku.

Dzięki wsparciu Edukacyjnej Fundacji im. Romana Czerneckiego planujemy wakacyjną ekspedycję. Za Krzysztofem Czyżewskim z sejneńskiego "Pogranicza" nazywam ją "wyprawą do małych centrów świata". Chcemy zobaczyć miejsca, które na tzw. prowincji promieniują kulturą i coś prowincjonalnego przekuwa się w coś uniwersalnego. Ma to być inspiracja dla uczniów do zmieniania swojego małego świata.

A wracając do codzienności, jak wyglądają kontakty z rodzicami?

Ja cały czas mówię o naszej codzienności! Tuż przed końcem szkolnego roku 2019/2020 wpadłem na pomysł, żeby stworzyć książeczkę dla moich uczniów z klasy maturalnej. Powstała w oparciu o e-maile, jakie do nich pisałem w czasie nauki zdalnej, odwoływałem się do naszych rozmów, opisałem wspólne projekty i doświadczenia - wszystko po to, żeby podsumować trzy wspólne lata. Każdy z moich wychowanków dostał taką książeczkę, coś materialnego, i choć odbierali ją w rękawiczkach i maseczkach, to mieliśmy poczucie, że obdarowaliśmy się czymś ważnym.

A kontakty z rodzicami? Były, powiedziałby, częstsze niż w stacjonarnym nauczaniu. Mój numer telefonu jest dostępny. Wolę indywidualne rozmowy niż pisanie e-maili do wszystkich. Wychowawcy organizują spotkania z rodzicami, uspokajają ich, informują.

Ciekawie pan mówi o poszukiwaniach intelektualnych, ale szkoła to jednak szkoła. Jak pan sobie poradzi z wystawianiem ocen?

Na pewno w pierwszych dniach po powrocie do szkoły nie będzie klasówek ani zaliczania. Zapytam uczniów, z czym mieli kłopot, czego nie zrozumieli, co sami chcieliby poprawić. To od nich będzie zależało, na jakie korekty są gotowi.

Oczywiście wiele rodziców i dzieci jest sformatowanych na oceny. Stawianie stopni jest trudne, zawsze się staram, żeby towarzyszyły im pogłębione komunikaty, żeby to nie była tylko goła piątka czy trójka, ale też rozmowa i wyjaśnianie.

Klasa polonistyczna, w której pracuję, jest położona nad wejściem do szkoły, dlatego często mówię uczniom, że podobnie jest z edukacją szkolną – zawsze trochę wisi w powietrzu, a prawdziwe życie jest za oknami, w szkole spotykamy się, żeby o tym życiu rozmawiać, rozważać różne scenariusze i możliwości. Oczywiście stawiam stopnie, czasem nawet złe, ale staram się oceniać pracę, doceniać próby i włożony wysiłek, zawsze pamiętać, że uczniowie mają prawo popełniać błędy. To przecież tylko szkoła – tutaj się uczymy.

Uważam, że moi uczniowie, pomimo pandemii, sporo się nauczyli, ostatnio o tym właśnie rozmawialiśmy. Nie mam ani potrzeby, ani zamiaru niczego dodatkowo weryfikować i sprawdzać. Jestem zresztą w uprzywilejowanej sytuacji, mam przed sobą dwa i trzy lata pracy z klasami w liceum, będzie jeszcze dużo czasu, żeby się uczyć i rozwijać.

*Mirosław Skrzypczyk (rocznik 1967) nauczyciel języka polskiego w Zespole Szkół w Szczekocinach (woj. śląskie) - jesienią będzie obchodził 30-lecie pracy. Uczy też w tutejszej społecznej szkole podstawowej. Mieszka w Lelowie niedaleko Szczekocin. Jego pasją jest dialog międzykulturowy, laureat nagrody im. Sendlerowej za przywracanie pamięci o Żydach. W edukacji posługuje się metodą projektów, akcji artystycznych, a także "ekspedycji" - wypraw badawczych.

Mirosław Skrzypczyk (pierwszy z lewej) w jednej z akcji upamiętniającej żydowską obecność w Lelowie pod Szczekocinami
;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze