Minister edukacji chce walczyć z nihilizmem wśród młodzieży, wprowadzając obowiązek chodzenia na religię lub etykę. Kibicują mu w tym Episkopat i Ordo Iuris. Jaki mają w tym interes? Wyjaśniamy
Kilka dni temu w rozmowie z "Gazetą Polską" minister edukacji Przemysław Czarnek zapowiedział, że należy podjąć ważne kroki w związku z deprawacją młodzieży i dzieci przez Strajk Kobiet. Recepta jest prosta:
"Będziemy chcieli zlikwidować to, co wiele lat temu zostało wprowadzone, czyli możliwość wyboru jednego z trzech wariantów: albo religia, albo etyka, albo nic. To »nic« stało się dość powszechne na przykład w dużych miastach. I właśnie to »nic« służy temu, by odbywały się podobne zbiegowiska, które kompletnie bezrefleksyjnie podchodzą do życia.
Nauka albo religii, albo etyki będzie obligatoryjna, by do młodzieży docierał jakikolwiek przekaz o systemie wartości".
Tymczasem z sondażu OKO.press wynika, że aż 68 proc. badanych opowiada się za tym, by lekcje religii odbywała się w parafiach, a nie w szkołach.
W dodatku Lewica i część Nowoczesnej domaga się usunięcia religii ze szkół. Polska 2050 Szymona Hołowni postuluje, by decyzja należała do wspólnot szkolnych.
To ta sytuacja wywołuje niepokój hierarchów i fundamentalistycznych katolików. I próbę wprowadzenia tylnymi drzwiami obowiązkowych lekcji religii.
Na pomysł wprowadzenia obowiązkowych lekcji Przemysław Czarnek nie wpadł sam. W styczniu 2021 roku o wprowadzenie tego rozwiązania zwrócił się do Ministerstwa Edukacji Narodowej i Nauki arcybiskup katolicki Wiktor Skworc.
"Młodzi nie uświadamiają sobie jeszcze w pełni, czym są lekcje religii i jakim dobrem owocują teraz i przyszłości" - głosił podczas homilii.
Skworc argumentował, że ustawianie zajęć religii na pierwszej lub ostatniej godzinie (czego - teoretycznie - wymagają przepisy) zachęca młodych ludzi do wypisywania się z nich w ogóle, żeby mieć więcej czasu wolnego. A to jego zdaniem, prowadzi do nihilizmu i samobójstw. W 2020 roku z postulatem wprowadzenia obowiązkowych zajęć etyki lub religii występowało publicznie również Ordo Iuris.
Intuicja podpowiada, że jeżeli jakieś rozwiązanie podsuwa Episkopat i Ordo Iuris, to raczej nie po to, by w obliczu licznych rezygnacji z zajęć religii, młodzież nagle masowo zapisywała się na etykę, gdzie mogłaby poznawać systemy konkurencyjne wobec katolickich dogmatów. Na przykład założenia etyki utylitarystycznej albo etyki troski.
W czym zatem tkwi haczyk?
Zgodnie z rozporządzeniem z 1992 roku szkoła ma obowiązek zorganizowania lekcji religii lub etyki dla grupy nie mniejszej niż 7 uczniów danej klasy lub oddziału. Jeśli w szkole zgłosi się mniej niż siedmiu uczniów, dyrektor przekazuje oświadczenia organowi prowadzącemu, który organizuje zajęcia z etyki w grupach międzyszkolnych.
W grę wchodzi także wspólna nauka dzieci z różnych roczników. Od 1 września 2014 roku (za sprawą wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka Grzelak przeciwko Polsce) organy prowadzące szkoły mają obowiązek zorganizowania takich zajęć nawet dla tylko jednego ucznia lub uczennicy.
Tak to wygląda w teorii.
"W praktyce organizacja lekcji etyki traktowana jest w szkole przede wszystkim jako problem" - mówi OKO.press Dorota Wójcik, prezeska Fundacji Wolność od Religii.
"Zdarza się, że dyrektorzy wprost tego odmawiają. Twierdzą na przykład, że nie ma lekcji, bo nie ma chętnych. Po 2014 roku jest to oczywiście dużo trudniejsze, bo zgłoszenia chęci są pisemne. Dlatego teraz dyrektorzy powołują się na przykład na brak funduszy, który jest skutkiem reformy oświaty. Albo na przykład brak sal, czy problemy kadrowe".
Niedawno fundacja interweniowała w sprawie placówki, która nie zorganizowała zajęć etyki dla starszych klas pomimo tego, że od 2018 roku do 2021 w kolejnych latach chęć udziału w zajęciach zgłaszało odpowiednio: 22, 19, 9 uczniów.
Oficjalnym powodem był nierozstrzygnięty konkurs na stanowisko. Rekrutacja zakończyła się powodzeniem dopiero po upublicznieniu sprawy i zawiadomieniu kuratorium oraz miejskiego biura edukacji.
Te trzyletnie poszukiwania nauczyciela etyki miały miejsce w Warszawie, a nie żadnej małej miejscowości.
W 2015 Rzecznik Praw Obywatelskich opublikował raport dotyczący dostępności w szkołach publicznych lekcji religii mniejszościowych oraz etyki.
Według danych udostępnionych przez MEN w roku szkolnym 2014/2015 tylko niewiele ponad 11 proc. szkół organizowało zajęcia z etyki. Dla porównania religia była dostępna w prawie 98 proc. placówek.
Przyczyny to oczywiście rozmaite przeszkody organizacyjne, przed którymi staje dyrekcja, albo które dyrekcja tworzy.
Ale równie istotnym powodem jest także fakt, że rodzice nie wiedzą, że istnieje możliwość organizowania takich zajęć. W wystąpieniu do MEN z 2018 roku RPO postulował między innymi, by obowiązek ich organizacji był zapisany ustawowo, a nie wyłącznie w rozporządzeniu resortu edukacji. Ważniejszą propozycją było jednak nałożenie na dyrektorów szkół obowiązku informowania rodziców i uczniów o możliwości i zasadach organizowania takich lekcji.
"Rozporządzenie funkcjonuje od prawie 30 lat, a praktyka szkół jest całkowicie postawiona na głowie. W założeniu system jest oparty na całkowitej dobrowolności. Modelowo to rodzice występują do szkoły z wnioskiem o zorganizowanie lekcji religii. Zwłaszcza w pierwszych klasach, na początku etapu nauczania. Tymczasem w placówkach religia w sposób dorozumiany wpisywana jest w plan lekcji, a dyrektorzy wymagają od rodziców oświadczeń, gdy ich dzieci mają z tych zajęć zrezygnować. Nawet w ostatnim czasie mieliśmy takie interwencje"
- wyjaśnia Dorota Wójcik. I dodaje:
Rodzice nie wiedzą też, że w każdym momencie roku szkolnego można zrezygnować z lekcji religii i etyki. Często są też wprowadzani celowo w błąd przez nauczycieli i dyrektorów".
Tak zwane zajęcia światopoglądowe są organizowane w szkołach tylko dlatego, że placówka, występująca jako władza państwowa, odpowiada na potrzeby obywateli. "Tymczasem Przemysław Czarnek, proponując obowiązkowe zajęcia religii lub etyki, chce odwrócić porządek prawny i konstytucyjny" - komentuje prezeska fundacji. "To w oczywisty sposób krok ku zapewnieniu etatów katechetom, których zatrudnienie jest zagrożone w związku narastającą liczbą rezygnacji z lekcji religii".
W dodatku, lekcje religii w szkołach to spory zastrzyk gotówki z budżetu dla księży i katechetów. Jaki? P
isaliśmy w OKO.press, katecheci i kapelani kosztowali budżet ponad 7 mld zł w latach 2014-2018.
Ile osób uczestniczy w zajęciach religii? Warszawski ratusz po raz pierwszy sprawdził to w 2019 roku. Policzono, że na religię przestała chodzić połowa licealistów i nawet jedna piąta uczniów i uczennic szkół podstawowych. Nie wiadomo, jak proporcje te wyglądają w skali kraju, bo MEN nie zbiera takich informacji. Przynajmniej taką odpowiedź otrzymali niedawno posłowie i posłanki Lewicy.
Według danych rządowych w roku szkolnym 2019/2020 było 732 etatów dla nauczycieli etyki. W tym samym czasie liczba etatów dla nauczycieli religii wynosiła aż 34 119.
Przy wprowadzeniu obowiązku wyboru przedmiotu ta ogromna dysproporcja etatów oznaczałaby, że wybór w większości placówek sprowadzi się do uczęszczania na zajęcia religii.
"Etyka jest niszowym przedmiotem, zainteresowanie uczniów jest niewielkie i stąd tak mała liczba etatów. Wprowadzenie nagle obowiązku uczęszczania na religię lub etykę tak, by zapewnić realny wybór między tymi przedmiotami, wymagałoby odpowiedniego przygotowania kadrowego" - wyjaśnia w rozmowie z OKO.press Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego.
"Minimalnym wymiarem byłoby skierowanie nauczycieli na studia podyplomowe. I o ile w miastach nauczyciele mogliby krążyć między placówkami, to w mniejszych miejscowościach i na terenach wiejskich, gdzie mamy do czynienia z dużymi odległościami między placówkami, problemy kadrowe istniałyby i tak. Tak jak istnieją w przypadku innych przedmiotów realizowanych w wymiarze jednej, czy dwóch godzin tygodniowo" - wyjaśnia.
Inną możliwością jest, że zajęcia z etyki poprowadziliby sami katecheci. Co zresztą ma miejsce już teraz. Raport RPO sprzed sześciu lat przytacza wypowiedź z jednej z ankiet:
"Przeszkodą było to, że szkoła zaoferowała naukę etyki przez katechetę na podstawie podręcznika napisanego przez księdza katolickiego, co uznaliśmy za bezsensowne. I na tym historia się kończy".
Tak więc powtórzmy - pomysł ministra Czarnka to nic innego, jak wprowadzenie obowiązkowych lekcji religii w większości szkół.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze