Aleksandr Łukaszenka kontratakuje. Znów wysyła na ulice milicję i OMON. Tymczasem w kraju strajkują robotnicy z 137 zakładów, a w Mińsku zawiązuje się Rada Koordynacyjna, która ma pomóc w pokojowym przekazaniu władzy obywatelom
"Na ulice Mińska wrócili milicjanci, na rogach stoją omonowcy w pełnym rynsztunku. Wrócił też ciężki sprzęt, armatki wodne i transportery" – relacjonował przed godz. 18 w środę Maciej Piasecki, korespondent OKO.press z Mińska. Nasz reporter zmierzał właśnie na demonstrację pod siedzibą białoruskiego KGB.
W środę protesty przeciwko Aleksandrowi Łukaszence są mniejsze i bardziej rozproszone niż jeszcze kilka dni temu. Wpływa na to kontrofensywa Łukaszenki oraz deszczowa pogoda. Dzisiaj protesty miały przede wszystkim charakter wieców solidarnościowych ze strajkującymi robotnikami przed zakładami pracy.
W Mińsku z inicjatywy Swiatłany Cichanouskiej zawiązała się Rada Koordynacyjna, która ma zapewnić pokojowe przekazanie władzy i organizację wyborów. W środę odbył się także nadzwyczajny szczyt UE w sprawie Białorusi. Unijni przywódcy powtórzyli, że nie uznają sfałszowanych wyników wyborów prezydenckich i opowiadają się za przeprowadzeniem nowej elekcji.
OMON i milicja wróciły na ulice białoruskich miast. Jak informuje Ośrodek Studiów Wschodnich, omonowcy rozpędzili kilka gromadzących się w różnych częściach Mińska grup demonstrantów. Część z protestujących osób zatrzymano.
Wróciły też ciężkie transportery (tzw. autozaki), armatki wodne i barierki. Na ulicach zaczęły się także pojawiać samochody z proreżimowymi flagami.
O godzinie 17 miał się rozpocząć protest pod siedzibą Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB), jednak jak podaje białoruski serwis Onliner, kwartał, w którym znajdują się budynki KGB i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, jest zamknięty. Około dwóch tysięcy protestujących przeszło więc na plac Niepodległości.
Portal Nasza Niwa podał z kolei, że dziś w szpitalu zmarł 43-letni Hienadź Szutau z Brześcia, który 11 sierpnia został postrzelony podczas protestu. To już trzecia ofiara śmiertelna protestów. Przynajmniej oficjalnie.
Jak donosi Maciej Piasecki, "Wiesna" – organizacja, która niesie pomoc ofiarom represji – podaje, że
zabitych może być nawet setka. Wciąż nie wiadomo co z ponad 70 zaginionymi osobami.
Tymczasem Łukaszenka, zwracając się dziś do MSW, stwierdził, że w Mińsku ma nie być więcej żadnych "zamieszek". Polecił KGB szukanie organizatorów protestów i źródeł ich finansowania.
Środa na Białorusi upłynęła jednak głównie pod znakiem wieców wsparcia dla strajkujących w zakładach pracy. Z samego rana około 2 tys. osób zebrało się pod Mińską Fabryką Traktorów, oczkiem w głowie Łukaszenki. Namawiali idących do pracy, żeby ci dołączyli do strajku.
"Ludzie za mną krzyczą <<Spasiba, spasiba!>> do robotników, którzy zdecydowali się dołączyć do akcji strajkowej" – donosił nasz korespondent, który był na miejscu. Jak ustalił w rozmowie z komitetem strajkowym, ok. 80 proc. robotników było gotowych poprzeć protest.
Kilka godzin później serwis Euroradio podał, że, pod fabryką zjawił się OMON, który rozpędził demonstrację i zatrzymał co najmniej dwie osoby.
Jak informuje Bełsat, obecnie w całym kraju strajkuje 137 zakładów.
Tak przynajmniej wynika z interaktywnej mapy stworzonej przez grupę białoruskich wolontariuszy mieszkających w krajach Unii Europejskiej.
"Strajkują sztandarowe, państwowe białoruskie przedsiębiorstwa przemysłu ciężkiego, zakłady chemiczne i kopalnie. Do robotników dołączyli też pracownicy instytucji kultury – teatrów, muzeów, filharmonii, a nawet państwowych mediów" – donosi Bełsat. Dziś do protestów dołączyli m.in. pracownicy firmy produkującej kuchenki gazowe Gefest z Brześcia oraz pracownicy firmy Unamedical z Fanipolu.
Dyrektorzy wielu zakładów probują zmusić protestujących do powrotu do pracy. W Białoruskiej Fabryce Samochodowej BIEŁAZ strajkujących robotników straszy się zwolnieniami lub zabraniem premii motywacyjnych na rok.
Białoruskie władze wzięły się także za dziennikarzy. Służby graniczne pochwaliły się, że nie wpuściły 17 zagranicznych korespondentów, którzy podawali się za turystów (władze jeszcze przed wyborami nie dawały dziennikarzom akredytacji, stąd wielu z nich jeździ tam jako zwykli turyści).
"Mimo że cudzoziemcy ukrywali prawdziwy cel wjazdu na Białoruś, informując o planach zwiedzania różnych atrakcji turystycznych, ich prawdziwe zamiary zostały wykryte dzięki ujawnionym legitymacjom dziennikarskim różnych telewizji oraz profesjonalnemu sprzętowi" – brzmi fragment komunikatu Państwowego Komitetu Pogranicznego Białorusi przytoczony przez portal Belsat.
Jak donosi OSW, władze białoruskie "przynajmniej częściowo opanowały sytuację w ogarniętych protestami mediach państwowych. Obecnie oficjalny przekaz informacyjny przebiega bez zakłóceń, w czym według niepotwierdzonych informacji mieli pomóc specjaliści z Rosji." Tę ostatnią informację podał także portal TUT.BY, który nagrał rozmowę z jedną z reżyserek Białoruskiej Telewizji Państwowej Aleną Marcinouską.
"Przyleciały dwa samoloty z Rosjanami, którzy będą pracować w Telewizji za duże pieniądze"
– mówiła.
Pierwsze posiedzenie miała dzisiaj Rada Koordynacyjna utworzona z inicjatywy Swiatłany Cichanouskiej (która obecnie przebywa na Litwie). Rada wybrała 7-osobowe prezydium. W jego skład weszli (podajemy za stroną Białoruś 2020 LIVE):
• Swiatłana Aleksijewicz, laureatka Nagrody Nobla, pisarka; • Lilia Vlasova, prawnik; • Siergiej Dylewski, przewodniczący komitetu strajkowego w Mińskiej Fabryce Traktorów; • Maxim Znak, prawnik; • Olga Kovalkova, powierniczka Swiatłany Cichanouskiej; • Maria Kolesnikova, współpracowniczka Cichanouskiej, kierowniczka sztabu aresztowanego Wiktora Babaryki; • Pavel Latushko, były minister kultury, były dyplomata, były ambasador Hiszpanii, Portugalii i Polski.
Rada ma za zadanie zorganizować pokojowy proces przejęcia władzy przez obywateli. Członkowie rady poinformowali, że próbowali dzisiaj nawiązać kontakt z administracją Łukaszenki. Bezskutecznie. Do powstania rady prezydent Białorusi odniósł się za to podczas środowego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa.
"Już się tam ustawiły kolejki i dzielą teki. Chcę powiedzieć: drodzy członkowie czarnej sotni, w kraju nie ma takiej liczby tek, ilu was jest w kolejce. Miotły i łopaty mamy. Udostępnimy" – mówił Łukaszenka.
"Dzisiaj w sprawie Białorusi odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Europejskiej. Tuż przed spotkaniem w Brukseli odezwę do unijnych przywódców opublikowała Cichanouska.
Wzywam Was, byście nie uznawali tych nieuczciwych wyborów. Łukaszenka stracił wszelką legitymizację w oczach swojego narodu i świata” – zaapelowała.
„Białorusini chcą zmiany, chcą jej tu i teraz. Jesteśmy pod wrażeniem odwagi obywateli tego kraju, którzy od dziesięciu dni protestują na ulicach w niespotykanych dotąd liczbach” – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen po tele-spotkaniu Rady. Konkrety? Unia zobowiązała się, że:
Więcej o ustaleniach unijnego szczytu można przeczytać w naszym tekście.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze