0:000:00

0:00

Pożar wybuchł w niedzielę 19 kwietnia 2020. Niemal tydzień później informację o ugaszeniu pożaru podał minister środowiska Michał Woś. W sobotę 25 kwietnia ok. godz. 21:30 napisał na Facebooku:

"Pozostaje dozór pożarzyska i szacowanie strat w przyrodzie - spłonęło ok. 5,3 tys ha łąk i trzcinowisk, szczęśliwie nie zajął się torf" - dodał.

Podziękował też wszystkim służbom, które brały udział w akcji gaszenia pożaru i wspierającym walkę z ogniem mieszkańcom.

Trzeba jednak podkreślić, że straż pożarna na swojej stronie komunikuje informację ostrożniej i nie pisze wprost o tym, że pożar został ugaszony.

"Ok. 20.00 przy użyciu helikoptera policyjnego zostały wykonane zdjęcia pogorzeliska w podczerwieni. Podobne zdjęcia zostaną wykonane także jutro ok. godz. 9.00. W nocy planowany jest dalszy nadzór nad pogorzeliskiem i dogaszanie tlących się potencjalnych zarzewi pożaru" - czytamy na stronie Komendy Wojewódzkiej PSP w Białymstoku datowanym na godz. 21:30 25 kwietnia 2020.

Zwróciliśmy się do PSP z prośbą o wyjaśnienie tej niejasności.

Sobotnia akcja

W sobotę pożar wygaszano jeszcze przede wszystkim w rejonie lasu wroceńskiego. Śmigłowce zrzucały wodę w miejsca wskazane uprzednio przez kamery termowizyjne. Akcja była prowadzona również na ziemi. Jak podała PAP, zbudowano dla służb ratowniczych tymczasowy most oraz magistrale wodne, które dostarczały wodę na miejsce.

"W niedzielę sztab zarządzający dogaszaniem pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym będzie podejmował decyzje, czy wycofywać już część strażaków, którzy biorą udział w tej akcji. Zastanawiamy się nad tym, ale decyzja nie zapadła. Zapadnie jutro po sprawdzeniu ostatecznym (terenu) z helikoptera policyjnego z termowizją" - powiedział PAP Tomasz Gierasimiuk, rzecznik PSP w Białymstoku.

Przeczytaj także:

Pożar trochę mniejszy niż pierwotnie szacowano

Wielkość pożaru okazała się być nieco mniejsza, niż pierwotnie zakładano. W piątek mówiono o 6, a nawet 8 tys. hektarów. Okazało się jednak, że

ogień dotknął 5,3 tysiąca hektarów, czyli blisko 9 proc. obszaru całego parku narodowego.

Dokładną mapę pożaru przygotowały Lasy Państwowe:

Źródło: Lasy Państwowe.

Nie zapalił się torf

Z informacji przekazanych przez ministra środowiska wynika, że pożar miał charakter powierzchniowy.

To znaczy, że paliły się tylko rośliny i ogień nie wniknął na większych obszarach głębiej, w torf. Gdyby tak się stało, to pożar zmieniłby zupełnie swój charakter.

Stałby się dużo trudniejszy do ugaszenia i mógłby palić się nawet przez kilka miesięcy. Co by się stało, wyjaśniał w rozmowie z OKO.press dr hab. Wiktor Kotowski z Uniwersytetu Warszawskiego:

"Jeśli zacznie się palić torf, to będzie się on wypalał do poziomu gleby, na którym jest wilgotny. Dojdzie więc do sytuacji, w której cały ekosystem się »zresetuje« i zacznie się kształtować od nowa. Minie przynajmniej kilkanaście lat, zanim zaczną się tam pojawiać roślinny bagienne. I kilkadziesiąt, zanim powróci bogactwo gatunkowe roślin i zwierząt bagiennych. Czyli raczej długo".

Park będzie się zabliźniał

Dr hab. Kotowski mówił również, jak będzie się odradzał spalony fragment Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ponieważ nie palił się torf, to

łąki bagienne, torfowiska niskie, trzcinowiska powinny się odrodzą się w ciągu roku i po tym czasie nie powinien pozostać ślad po pożarze.

Nieoszacowane jak na razie straty odniósł również świat zwierzęcy. Strażacy opowiadali, że znajdywali m.in. zwęglone łoszaki, czyli młode łosie i sarny. Pożar uderzył w najgorszym możliwym momencie: gdy ptaki budują gniazda i odchowują młode.

Fot. Mikołaj Maluchnik

W piątek 23 kwietnia prezydent Andrzej Duda zapewniał, że straty w ptakach są nieliczne, ponieważ skąpe opady w połączeniu z wcześniejszą małą pokrywą śnieżną spowodowały, że w tym roku mniej ich gniazdowało w parku. I że jest to "dobra wiadomość".

„No cóż, to trochę tak, jakby powiedzieć o człowieku, którego okradziono z resztek pieniędzy, że w sumie poniósł znikomą stratę, bo przecież wcześniej i tak był już bankrutem.

„Prawda jest taka, że nie dość, że ptaki w Biebrzańskim Parku Narodowym doświadczyła susza, to te, którym udało się przystąpić do lęgów, dobił pożar. To tragedia, a nie dobra wiadomość” – mówił OKO.press Adam Zbyryt z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.

Jak mówił ornitolog, jest jeszcze szansa na to, że być może niektóre gatunki przystąpią jeszcze do lęgów. "Jest szansa, że tam, gdzie ogień strawił tylko suche, ubiegłoroczne pędy roślin, ptaki znajdą miejsca do gniazdowania. Zaraz po ugaszeniu ognia, na opalonych kępiastych turzycach widziałem świergotki łąkowe i pokląskwy, a nad nimi śpiewające skowronki" - mówił.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze