W nocy z niedzieli na poniedziałek ogień zajął zbiorniki z paliwem w rosyjskim Briańsku. Były częścią kompleksu ropociągu "Przyjaźń", którym Rosja tłoczy paliwo na zachód. To kolejna z tajemniczych katastrof. W kwietniu w Rosji płoną fabryki, wojskowe instytuty i wykolejają się pociągi
Od 24 lutego takich scen widzieliśmy już wiele — gęsty dym nad miastem, wyglądający szczególnie groźnie niedaleko mieszkalnych bloków. Zazwyczaj chodziło o niszczone rosyjskimi nalotami i ostrzałem cele w Ukrainie. Od pewnego czasu kłęby dymu widać jednak również nad rosyjskimi miastami. Dziś (poniedziałek, 25 kwietnia) świat i media społecznościowe obiegły obrazki z oddalonego o około 150 kilometrów od ukraińskiej granicy Briańska.
Około drugiej w nocy — jak podaje rosyjskie ministerstwo ds. nadzwyczajnych — zapłonęła tam część kompleksu należącego do naftowej spółki Transnieft-Drużba (zależnej od państwowego koncernu Transniefti), zarządzającej magistralą "Przyjaźń". Według informacji podanych przez agencję Interfax pożar w Briańsku objął obszar 1500 metrów kwadratowych, w tym jeden zbiornik przeznaczony dla wojska. Rządowe źródła potwierdziły, że chodzi o magazyn ropy w obiekcie znajdującym się na linii ropociągu tłoczącego surowiec w kierunku Europy Zachodniej. Zbiorniki mają pojemność 3,1 mln metrów sześciennych. W Briańsku znajduje się 20 pompowni ropy, 15 pompowni produktów naftowych i łącznie ponad 7 tys. kilometrów rurociągów.
"To zdecydowanie najbardziej znany punkt przeładunkowy ropy, z którego surowiec wypływa w kierunku Polski, Białorusi i Ukrainy" - komentuje dla OKO.press Przemysław Zaleski, specjalista rynku energetycznego z Politechniki Wrocławskiej.
Rurociąg "Przyjaźń" jest zdecydowanie najważniejszym elementem infrastruktury zapewniającej dostawy ropy w Europie. Jego odnogi dosięgają Odessy, Lipska i Zagrzebia, przecinając po drodze między innymi Polskę i Węgry. Polskie nitki "Przyjaźni" dostarczają wciąż pompowaną do nas ropę rafineriom Orlenu i Lotosu. Mimo wojny w Ukrainie spółki naftowe nadal kupują surowiec na podstawie długoterminowych kontraktów z Rosjanami. Z polski rosyjska ropa płynie do Niemiec, między innymi do kontrolowanej przez Rosnieft rafinerii w przygranicznym Schwedt.
Dlatego duża awaria jednego z kluczowych punktów przeładunkowych na mapie ropociągu może oznaczać problemy dla europejskich odbiorców. Pytanie, o jak dużych kłopotach mówimy, pozostaje jednak otwarte — zaznacza Zaleski.
"Pożar może mieć wpływ na zakłócenia w dostawach, jednak trudno powiedzieć, jaki jest jego rozmiar i jaki obszar objął ogień. Większe problemy możemy mieć, jeśli uszkodził on elementy głowic ropociągów, tłoczni. Na razie nie mamy potwierdzenia takich informacji. Na pewno jednak mamy do czynienia z pożarem w jednym z najważniejszych punktów rozpływu przeładunkowego rosyjskiej ropy" - wyjaśnia specjalista.
O ewentualnych konsekwencjach dla zachodu Europy pisali w mediach społecznościowych również ukraińscy komentatorzy. Na strategiczne położenie Briańska zwracał uwagę między innymi Jurij Butusow z portalu censor.net.
"Te składy ropy są jak krążownik »Moskwa« dla Floty Czarnomorskiej. Eksport krwawej rosyjskiej ropy do Europy staje się nie tylko nieopłacalny, ale i bardzo problematyczny" - napisał dziennikarz na Facebooku.
Na razie kontrolująca polskie ropociągi spółka PERN utrzymuje, że dostawy do jej głównej bazy w Adamowie przebiegają zgodnie z planem. Problemów nie raportuje również Orlen. Cicho o ewentualnych zakłóceniach jest także po stronie rosyjskiej. Giełdowe ceny ropy mimo eksplozji w Briańsku przez cały dzień spadają, późnym popołudniem osiągając poziom poniżej 100 dolarów.
Pożar w Briańsku nie wstrzymał więc na razie eksportu rosyjskiej ropy na zachód. Co więcej, w razie nagłego zakręcenia rosyjskiego kurka moglibyśmy sobie poradzić. Zresztą przećwiczyliśmy już taki scenariusz. W 2019 roku rurociąg "Przyjaźń" tłoczył do nas zanieczyszczoną ropę, co wymusiło przerwę w dostawach.
„Musieliśmy się ratować dostawami z OPEC (kartelu naftowego państw arabskich — przyp. aut), kiedy ropociąg Przyjaźń był czyszczony. Mamy podpisane dobre, otwarte umowy z wieloma dostawcami. Według prawa powinniśmy mieć zapas na prawie 100 dni" - mówił OKO.press Przemysław Zaleski. Dlatego czasowe, awaryjne wstrzymanie zakontraktowanych dostaw nie musiałoby być dla Polski katastrofą.
Pożar w Briańsku to kolejny z tajemniczych wypadków, który może wpływać na zdolności bojowe agresora. 1 kwietnia płonął skład paliw w znajdującym się zaledwie 45 kilometrów od ukraińskiej granicy Biełgorodzie. Rosjanie twierdzili, że pożar wywołały dwa ukraińskie śmigłowce, które zdołały przedrzeć się na terytorium Rosji. Rząd w Kijowie nie potwierdził tej informacji. Eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich ocenili, że katastrofa w Biełgorodzie mogła być wynikiem rosyjskiej prowokacji.
"Nie jest to pierwszy komunikat rosyjskich władz o ataku na terytorium obwodu biełgorodzkiego przez siły ukraińskie. Tydzień wcześniej informowano o ostrzale dwóch wsi przygranicznych wsi" - pisali specjaliści OSW w podsumowaniu działań wojennych z początku kwietnia. - "O dużej skali strat świadczy reakcja gubernatora sąsiedniego obwodu kurskiego, który poinformował, że organy bezpieczeństwa postawiono w stan najwyższej gotowości, i zaoferował wsparcie".
Kolejny z niewyjaśnionych do tej pory pożarów wydarzył się w czwartek 21 kwietnia. Ogień zajął wtedy budynki Centralnego Instytutu Badawczego Wojsk Powietrznych w Twerze, prawie 200 kilometrów na północny zachód od Moskwy i niemal 900 km od najbliższego przejścia granicznego z Ukrainą. To tam według nieoficjalnych informacji miała być opracowywana technologia używana w pociskach balistycznych Iskander. Pisała o tym między innymi redakcja białoruskiej telewizji Biełsat i Kamil Galeev, badacz amerykańskiego Wilson Center. Ostateczny bilans ofiar tego zdarzenia mówi o 17 zabitych i 27 rannych osobach. Przyczyną według śledczych miało być zwarcie w instalacji elektrycznej.
Również 21 kwietnia dnia ogień zajął część Dmitrowskiego Kombinatu Chemicznego w mieście Kineszma na północny-wschód od Moskwy. Doszczętnie spłonęła tam fabryka rozpuszczalników chemicznych — potwierdziło ministerstw ds. nadzwyczajnych. Przyczyną pożaru miało być wyładowanie elektrostatyczne, do którego doszło podczas przelewania acetonu.
W poniedziałkowy, 25 kwietnia, poranek w mediach społecznościowych pojawiły się również informacje dotyczące wykolejenia lokomotywy w obwodzie briańskim. Część mediów podawała, że zdjęcia pochodzą sprzed kilku godzin. W rzeczywistości do wydarzenia doszło trzy dni wcześniej. Pod jadącą około 40 kilometrów na godzinę spalinową lokomotywą osunął się nasyp, na którym położone były tory. Według rosyjskich mediów przyczyną była "erozja nasypu". Nie można rzecz jasna wykluczyć, że ktoś celowo uszkodził fragment linii służący między innymi do transportu paliw.
Ukraińscy komentatorzy aktywni w mediach społecznościowych jedynie spekulują na temat przyczyn kolejnych wypadków na terytorium Rosji. Według dziennikarza "Kyiv Independent" Ilyi Ponomarenki pożar w Briańsku mógł być wynikiem specjalnej operacji ukraińskich dronów lub prowokacji Rosjan. Ci mogliby zrzucić winę za wybuch na swoich przeciwników. Rosjanie ostrzegali już, że ukraińskie ataki na cele wgłębi Rosji będą skutkować zwiększeniem siły ostrzału i nalotów. Jurij Butusow zastanawiał się z kolei, czy wybuchu nie spowodowały zabłąkane, rosyjskie pociski Kalibr lub przez niedopełnienie reguł bezpieczeństwa.
Żadnej z tych teorii nie można jednak potwierdzić. Kreml nie informuje na razie o przypuszczalnych przyczynach eksplozji — w tej sprawie ma toczyć się właśnie śledztwo. Nie można jednak także wykluczyć, że w następnych dniach znów usłyszymy o zwarciach, wyciekach niebezpiecznych substancji czy obsunięciach terenu prowadzących do kolejnych wypadków.
Źródło zdjęcia ilustracyjnego: Twitter/Osinttechnical, autor nieznany
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze