Embargo na import surowców energetycznych z Rosji byłoby potężnym ciosem dla reżimu Putina. Dla Polski i całego Zachodu nie może to być bezbolesne, ani - przynajmniej w przypadku gazu – natychmiastowe. Jednak odcięcie Rosji od tego źródła dochodów wcale nie jest nie do pomyślenia
„Taka decyzja mogłaby być niszczycielska dla gospodarki putinowskiej Rosji” - mówi Przemysław Zaleski z Wydziału Zarządzania Politechniki Wrocławskiej. Komentuje tak postulat nałożenia unijnego embarga na surowce energetyczne pochodzące z Rosji.
W sprowadzaniu surowców do Europy nie przeszkodziło wyłączenie części rosyjskich banków z systemu SWIFT.
Zachodnie demokracje pozostawiły tu furtkę dla tych, które kontrolują przepływ gotówki za surowce.
Chodzi między innymi o największy w Rosji Sberbank oraz należący do gazowego potentata Gazprombank.
A zatem sprzeciwiająca się inwazji na Ukrainę Europa nadal pompuje pieniądze do kieszeni rosyjskich gigantów energetycznych i centralnego budżetu okupanta. To musi się skończyć – twierdzi premier Mateusz Morawiecki. Prezes Rady Ministrów w środę (2 marca) przedstawił szefowej Komisji Europejskiej propozycję wprowadzenia embarga na kupno surowców z Rosji.
„Gospodarka rosyjska dostała potężne uderzenie, ogromne straty. Ale nie ma co się oszukiwać, codziennie ta sama gospodarka jest zasilana również twardą walutą poprzez sprzedaż węgla i gazu”- mówił Morawiecki. Według niego ogólnoeuropejski zakaz powinien w pierwszej kolejności dotyczyć węgla, potem zostać rozszerzony na ropę i gaz. Zyski z tych surowców dziś finansują machinę wojenną – argumentował szef rady ministrów.
Do przyjęcia takiej propozycji w całej UE jest na razie jednak dość daleko, a sprawę utrudnia postawa Niemiec, które wciąż nie widzą możliwości szybkiego odejścia od importu surowców z Rosji. Rząd Olafa Scholza, wcześniej przeciwny wprowadzeniu ograniczeń w systemie SWIFT, ostrzega przed możliwym kryzysem energetycznym.
„Dostawy surowców z Rosji są nam potrzebne do utrzymania stabilności cen i bezpieczeństwa energetycznego w Niemczech” - argumentował wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck. Jednocześnie stwierdził, że jego kraj w dłuższej perspektywie musi się „uwolnić” od rosyjskich surowców, a przede wszystkim gazu. W 2020 roku rosyjski gaz odpowiadał za 55 proc. importu do Niemiec.
Znaczących głosów poparcia dla propozycji Morawieckiego na razie nie słychać, choć za wprowadzeniem embarga są niektórzy europosłowie, jak lider liberalnej frakcji Renew Europe Guy Verhofstadt. Szef unijnej dyplomacji Josep Borell stwierdził jedynie, że „wszystkie opcje są na stole”, a surowcowe embargo będzie dyskutowanie na forum UE.
O zablokowaniu importu ropy z Rosji mogą zdecydować również Stany Zjednoczone. Ponadpartyjny projekt ustawy w tej sprawie jest już w amerykańskim Senacie. Politycy z prawa i lewa starają się przekonać do niego również sceptycznego prezydenta swojego kraju.
„Jeśli w badaniu ankietowym zostałbym zapytany o to, czy mógłbym zapłacić 10 centów więcej za galon paliwa, by pomóc narodowi ukraińskiemu i skończyć ze wspieraniem Rosji, to chętnie zapłaciłbym te 10 centów” - przekonywał demokratyczny senator Joe Manchin.
Sekretarz stanu Antony Blinken powiedział w niedzielę, że USA rozważają embargo na import rosyjskiej ropy „w koordynacji” z sojusznikami z Europy i NATO.
Surowcowe embargo mogłoby mieć niszczycielski wpływ na rosyjską gospodarkę. Zyski z ropy i gazu w 2021 roku odpowiadały za 36 proc. całego budżetu państwa. Wysokie ceny surowców w zeszłym roku przełożyły się na wpływy w wysokości 9,1 biliona rubli, co stanowi równowartość 119 miliardów dolarów amerykańskich. Jak podaje agencja Reutera, jedynie w październiku budżet państwa zarabiał na sprzedaży surowców 500 milionów dolarów na dzień.
Rosja jest drugim największym na świecie eksporterem gazu (17 proc. udziału w rynku) i zajmuje trzecie miejsce na liście największych światowych dostawców ropy (12 proc. całego światowego eksportu). Według danych Międzynarodowej Agencji Energii za 2019 rok paliwa kopalne stanowiły około 60 proc. wszystkich towarów wysyłanych w świat z Rosji.
Najważniejszym kierunkiem dla eksportu są kraje Starego Kontynentu wchodzące w skład OECD (UE oraz Norwegia, Wielka Brytania, Szwajcaria i Islandia). Odbierają one około 60 proc. rosyjskiej ropy. Kraje UE i Wielka Brytania kupują z kolei 32 proc. całego przeznaczonego na eksport rosyjskiego gazu (dane za 2021 rok).
Rosjanie doskonale zaczęli pod tym względem 2022 rok, a średni zysk ze sprzedaży surowców do państw UE wynosił 350 mln dolarów w przypadku ropy i 200 mln dolarów za gaz. Czy napaść na Ukrainę to zmieniła? Wręcz przeciwnie - rekordowy był 3 marca. W siódmej dobie wojny kraje Europy zapłaciły za rosyjski gaz 720 milionów dolarów.
Na tym polega cały ponury paradoks obecnej sytuacji: gospodarka Rosji potężnie traci na sankcjach, ale twarda gotówka z eksportu z drożejących - m.in przez toczącą się wojnę - surowców energetycznych zapewniają przetrwanie reżimowi Putina.
„Jeśli będzie dalej przepływ dolarów i euro za surowce energetyczne, to Rosja jest w stanie obsługiwać przynajmniej zakup tych najważniejszych produktów, jak produkty spożywcze i lekarstwa, myślę, że bez telewizorów i samochodów mogą trochę pociągnąć — gospodarka się od tego nie załamie” - oceniał w rozmowie z OKO.press dr Wojciech Paczos, makroekonomista z Cardiff University. „Jeśli dalej będą płynęły dolary za ropę i gaz - a będą - to na pewno bank centralny Rosji jest w stanie z tego finansować obsługę importu”.
O możliwym zakazie sprowadzania rosyjskich surowców do krajów Europy pisali badacze Instytutu Światowej Ekonomii z niemieckiej Kilonii. Przeprowadzone przez nich symulacje wskazują na „poważne” konsekwencje dla rosyjskiej gospodarki.
Samo embargo na gaz spowodowałoby obniżenie się rocznego PKB Rosji o 2,9 proc. Takie samo rozwiązanie dotyczące produktów naftowych wpłynęłoby na tąpnięcie PKB o kolejne 1,2 proc.
„Embargo na maszyny i części maszyn spowodowałoby skurczenie się rosyjskiej gospodarki o 0,5 proc., a na pojazdy i ich części o 0,3 proc. Dla Niemiec i UE oba środki miałyby jedynie minimalne negatywne skutki” - przekonują eksperci. Straty dla unijnego PKB w żadnym z badanych sektorów gospodarki nie przekroczyłyby poziomu 0,1 proc.
A Rosja nie będzie mogła odrobić swoich strat – pisze Andreas Umland z Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich w Sztokholmie. Intensywne użycie rurociągów skierowanych na kierunki inne niż Europa nie wystarczy. „Moskwa nie mogłaby łatwo skierować ogromnych ilości surowców na inne rynki. Brakuje jej alternatywnej infrastruktury transportowej”.
Dla Polski odcięcie się od wszystkich rosyjskich surowców może być trudne, a na pewno nie może nastąpić natychmiast. Ze wschodu sprowadzamy je na potęgę. „W ciągu 20 lat Polska zapłaciła za import surowców energetycznych z Rosji ponad 900 mld zł” - czytamy w raporcie Forum Energii. Według ekspertów organizacji udział rosyjskiej ropy w całym imporcie tego surowca do Polski wynosi 65 proc., w przypadku gazu wartość ta sięga 55 proc., a w przypadku węgla - 75 proc. Podkreślmy jeszcze raz, że chodzi o udział w imporcie, a nie całkowitym zużyciu tych surowców.
O całkowity zakaz sprowadzania tego rosyjskiego węgla do Polski apeluje koalicja kilkunastu organizacji pozarządowych – między innymi Polski Alarm Smogowy, Fundacja Frank Bold i Akcja Demokracja. Zakończenia importu rosyjskiego węgla z Rosji domagali się od dawna posłowie Lewicy.
Dane Głównego Urzędu Statystycznego za 2020 rok wskazują, że prawie 17 proc. spalanego w Polsce węgla pochodzi z Rosji (9,4 z 62,4 mln ton całkowitego zużycia).
W 2020 roku do Europy trafił rosyjski węgiel o wartości niemal 3 mld euro. Dlaczego? Bo jest dobry i tani – wyjaśniają eksperci Forum Energii. Przekonują też, że jego dostawy można przerwać stosunkowo łatwo. Nie zagrozi to energetyce, a gospodarstwa domowe powinny jakoś sobie poradzić.
„Można założyć, że większość gospodarstw domowych posiada zapasy węgla. Ciepłownie mają ustawowy obowiązek utrzymywania zapasów na co najmniej 30 dni. Temperatury są łagodne, za chwilę koniec sezonu grzewczego” - czytamy w raporcie.
A więc na krótszą metę damy radę. Co zrobić dalej? Oczywistym kierunkiem jest wsparcie ogrzewnictwa bez wykorzystania paliw kopalnych – na przykład dzięki pompom ciepła. Trudno sobie jednak wyobrazić, by pojawiły się one w każdym ogrzewanym węglem domu do października tego roku. Nie załatwią tego nawet najhojniejsze programy wsparcia. A węgla z Polski na razie nie starczy – wynika z analizy portalu Wysokie Napięcie.
„Nasze kopalnie nie są w stanie zaspokoić potrzeb rynku” - pisze Rafał Zasuń z serwisu WysokieNapięcie.pl. Surowca będzie brakować przede wszystkim w ciepłowniach, które będą musiały poszukać nowych dostawców dobrej jakości paliwa o niskiej zawartości siarki. W polskich złożach jest go niewiele. „Od stycznia do września 2021 roku ciepłownie zużyły 1 mln ton importowanego węgla, niemal wyłącznie rosyjskiego”.
Na zwiększenie krajowego wydobycia nie ma co liczyć. „Największy producent surowca, PGG, zapowiada, że na ten rok jest w stanie wydobyć tożsamą wielkość surowca jak rok wcześniej, a więc ok. 23 mln ton. Bogdanka i Tauron Wydobycie (spółka giełdowego Tauronu) analizują i reagują na zapotrzebowanie na rynku w miarę rozwoju sytuacji” - pisze „Parkiet”.
Żeby nie marznąć w kolejnym sezonie grzewczym, musimy pilnie zacząć sprowadzać węgiel dla ciepłownictwa z innych kierunków. Premier Mateusz Morawiecki chce importować go z Australii. Jak poinformował, rozmawiał na ten temat już z szefem rządu tego kraju Scottem Morrisonem. Australia jest jednym z największych eksporterów węgla na świecie. Ceny tamtejszego surowca nie odbiegają na początku marca od tych rosyjskich, osiągając pułap około 200 dolarów za tonę.
O wiele trudniej będzie odciąć Rosję od zysków z innych surowców. Dostawy gazu z Rosji są kluczowe dla polskiego przemysłu, wykorzystującego 55 proc. całego jego importu. Ważny jest jego udział w zasilaniu ciepłownictwa i energetyki, gdzie trafia ponad 14 procent przepompowanego do Polski surowca.
Przedwczesna rezygnacja z obowiązującego do końca tego roku kontraktu jamalskiego nie będzie bezbolesna, ale jest do zrobienia – ocenia Przemysław Zaleski z Wydziału Zarządzania Politechniki Wrocławskiej.
Według niego napełnienia magazynów gazu w Polsce utrzymują się na dość wysokim poziomie 60 proc. To dwukrotnie więcej, niż wynosi europejska średnia. Daje to nadzieję, że może go starczyć do końca sezonu grzewczego. By myśleć o niezależności od rosyjskiego surowca, musimy dokończyć dwie ważne inwestycje. Chodzi o rurociąg Baltic Pipe, którym gaz będzie tłoczony z Norwegii i Danii, i gazoport w Świnoujściu, który nadal nie osiągnął jeszcze pełnej przepustowości.
„Od Rosjan kupujemy rocznie 10 mld metrów sześciennych gazu. Poprzez Baltic Pipe można zabezpieczyć 8 mld m3 surowca rocznie, przygotowany do końca gazoport da nam możliwość sprowadzenia 7,5 mld m3. W dość niedalekiej przyszłości moglibyśmy być dobrze zabezpieczeni” - wylicza w rozmowie z OKO.press Zaleski.
Straty związane z embargiem na rosyjski gaz możemy zatem nadrobić z nawiązką. Nie będzie to jednak możliwe od razu.
Rozbudowa gazoportu potrwa do przyszłego roku. Gaz przez Baltic Pipe według najnowszych zapowiedzi będzie można tłoczyć od października tego roku. „Gdyby embargo wprowadzić od razu, to na rynku odczulibyśmy spore zachwianie. Dużych odbiorców mogłaby dotknąć reglamentacja dostaw” - ocenia Zaleski i dodaje: musimy jak najszybciej zwiększyć import z innych źródeł, między innymi z USA czy Kataru.
Dzięki morskim dostawom Rosję można odciąć również od wpływów z handlu ropą. Odbiór dużych ilości tego surowca umożliwia naftoport w Gdańsku.
„Ale to nie oznacza, że będzie łatwo odejść od rosyjskiej ropy. Rynek ropy jest zdominowany przez kartel OPEC (związek państw eksportujących ropę naftową – przyp. aut.), który w formacie OPEC+, czyli właśnie z Rosją, jest w stanie - aktywniej niż kiedyś - wywierać presję na ceny. Krótkoterminowe odejście od ropy jest niemożliwe bez wywołania dużego szoku gospodarczego i społecznego” - oceniają specjaliści Forum Energii, dodając, że Polska co roku sprowadza z Rosji 16 mln m3 ropy naftowej.
Całkowita rezygnacja z użycia tego surowca na razie jest więc niemożliwa. Odcięcie się od dostaw z Rosji nie jest jednak wykluczone, a w przeszłości przećwiczyliśmy już taki scenariusz – twierdzi Zaleski:
„Był kryzys z roku 2019 roku, kiedy z Rosji docierała do nas zanieczyszczona ropa. Musieliśmy się ratować dostawami z OPEC, kiedy ropociąg Przyjaźń był czyszczony. Mamy podpisane dobre, otwarte umowy z wieloma dostawcami. Według prawa powinniśmy mieć zapas na prawie 100 dni, więc odcięcie dostaw z Rosji mogłoby być łatwiejsze, niż w przypadku gazu”.
Mimo to nawet krótkotrwałe zakłócenia w dostawach ropy mogą zachwiać gospodarką i wybić ją z rytmu dnia codziennego – ocenia specjalista. Jak dodaje, dotyczy to każdego surowca, a społeczność państw Zachodu musi być przygotowana na ekonomiczne perturbacje.
Na europejskie uzależnienie od rosyjskich surowców uwagę zwraca między innymi Międzynarodowa Agencja Energii (IEA). Jej eksperci opracowali 10-punktowy plan odejścia od rosyjskiego gazu. Z zawierającego go raportu wynika, że nie uda się w tym przypadku wprowadzić w życie scenariusza szybkiego cięcia. Najważniejsze punkty?
Tak czy inaczej - natychmiastowe odcięcie się od rosyjskiego surowca jest ich zdaniem niemożliwe.
Podobnie jest z ropą. Unia Europejska i inne państwa zachodu musiałyby ułożyć się w sprawie zwiększenia dostaw z państwami OPEC ponad głową Putina. Mimo to, jak wskazuje Washington Post, że i bez twardego embargo rynek wprowadza na siebie „auto-sankcje”, a wiele podmiotów rezygnuje z handlu z uzależnionymi od reżimu Putina spółkami. Z sytuacji chcą skorzystać władze Iranu, obiecując dostawy stabilizujące rynek. Jednocześnie łagodzą swoje stanowisko dotyczące międzynarodowego nadzoru nad swoimi instalacjami nuklearnymi. W związku z tym kraje zachodu mogą znieść obowiązujące sankcje i zezwolić na ponowne dostawy ropy z Islamskiej Republiki.
Wojna Putina z Ukrainą w krótkim terminie zagraża również ambitnym celom klimatycznym Unii Europejskiej. O ich zrewidowaniu mówią już nie tylko politycy polskiej prawicy, krytykujący plan Fit for 55, zakładający obcięcie emisji CO2 we wspólnocie o 55 proc. do 2030 roku. Zaskoczeniem mogą być między innymi słowa Fransa Timmermansa, wiceszefa Komisji Europejskiej wyznaczonego do realizacji celów unijnej polityki klimatycznej. Holender stwierdził, że wojna zmieniła wszystko, a węgiel może stać się przejściową alternatywą dla rosyjskiego gazu.
"Polska i kilka innych krajów planowało odejście od węgla, tymczasowe wykorzystanie gazu ziemnego, a następnie przejście na odnawialne źródła energii. Jeśli pozostaną dłużej przy węglu, a następnie natychmiast przejdą na źródła odnawialne, może to nadal mieścić się w parametrach, jakie ustaliliśmy dla naszej polityki klimatycznej" – powiedział Timmermans w wywiadzie ze stacją BBC4. Według niego wykorzystanie węgla w energetyce oprócz Polski mogą zwiększyć między innymi Włochy.
Jednocześnie w Niemczech wciąż wyłączane są nieemisyjne elektrownie jądrowe. Jeszcze w tym roku do zamknięcia ma tam iść 5 ostatnich bloków takich instalacji. Kanclerz Scholz i minister Habeck (członek antyatomowej partii Zielonych) przyznają jednak, że w sytuacji rosyjskiej inwazji na Ukrainę rozmawiają o przedłużeniu ich działalności.
Podobne głosy pojawiają się w Belgii, która planowała wyłączenie elektrowni jądrowych do 2025.
"Belgia powinna zachować otwarty umysł w kwestii przedłużenia funkcjonowania pozostałych elektrowni jądrowych", napisała w poniedziałek beligijska ministra energii Tinne Van der Straeten.
Polityka surowcowa Unii Europejskiej jest więc frontem walki z putinowską Rosją. Jak szybko i jak daleko pójdzie Zachód w odcięciu się od rosyjskich surowców - dziś nie sposób stwierdzić nic na pewno.
Już teraz nie ma jednak wątpliwości, że zmiany są nieuniknione a polityczna presja na ich wprowadzenie — coraz większa. Dostrzegają to nawet niechętni twardemu kursowi wobec Kremla Niemcy, zapowiadający budowę swojego pierwszego gazoportu. Jednocześnie Unia musi uważać, by w toku zmian polityki energetycznej nie usmażyć całego świata. Lekkomyślne przedłużanie życia elektrowni węglowych może zaszkodzić Putinowi, na dłuższą metę napędzi jednak katastrofę klimatyczną.
Wygląda na to, że Zachód nie ma wyjścia: musi postawić na źródła odnawialne i energetykę jądrową.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze