0:000:00

0:00

Obok rocznicy katastrofy smoleńskiej, to spektakularny koniec kariery Bartłomieja Misiewicza zdominował przekaz medialny w Polsce w tym tygodniu. Nie inaczej wyglądało to w mediach bliskich obozowi władzy. Na samym portalu „wPolityce” w ciągu ostatnich dni aptekarskiemu subiektowi z Łomianek poświęcono kilkadziesiąt materiałów. Portal ten, stanowi część grupy medialnej senatora Biereckiego i braci Karnowski i uważany jest za najbliższy głównej linii obozu władzy.

Bliskie PiS media sprawę Misiewicza rozgrywały dwojako. Z jednej strony pomagały partii wizerunkowo rozgrywać sprawę zawieszenia i usunięcia asystenta Macierewicza z partii. Z drugiej, sprawę byłego rzecznika MON, potraktowały jako przejaw walk o przywództwo w PiS. O ile w tej pierwszej sprawie całe zaplecze medialne PiS było zgodne, to w drugiej wyraźnie się podzieliło: media Karnowskich, „Do Rzeczy” i pomniejsze tytuły potraktowały sprawę Misiewicza jako okazję do postawienie pytań o postawę jego promotora, ministra Macierewicza. Z kolei „Gazeta Polska” i inne media Tomasza Sakiewicza usiłowały przy okazji bronić szefa MON, atakując ostro jego krytyków we własnym obozie.

Przepraszamy…

Gdy tylko media zaczęły donosić o posadzie dawnego rzecznika MON w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, „wPolityce” opublikowały bardzo krytyczny komentarz Łukasza Adamskiego. „Nie jest istotne, czy Misiewicz zarabia 50 tyś, czy może 20 tyś. Nawet jak zarabia 10 tyś, to i tak wzbudzi wściekłość. Nawet twardego elektoratu PiS, który składa się w dużym stopniu z ludzi zarabiających niecałe 2 tysiące złotych «na rękę»” – pisał publicysta.

W sprawie Misiewicza PiS zrobił rzadką rzecz: przyznał się do błędu i powiedział „przepraszam”. Prawicowe media powtarzały tę narrację.

„wPolityce” wrzucało na swoją stronę kolejne wypowiedzi polityków PiS przepraszających za całą aferę: Marka Suskiego, Jarosława Sellina, Joachima Brudzińskiego. „Dobrze, że prezes Kaczyński skończył z tym cyrkiem, szkoda, że dopiero teraz” – podsumował komentator portalu, Piotr Cywiński.

Przeczytaj także:

Na tym tle słabo wybrzmiewały głosy próbujące bronić Misiewicza po prawej stronie. Magdalena Ogórek usiłowała przedstawić Misiewicza jako przypadkową i w sumie niewinną ofiarę mediów koncernu Springera. Z kolei Marek Król, w dyskusji w TV Republika bronił ideowości i kompetencji młodego działacza, zarzucając PiS, że w tej sprawie dał sobie narzucić narrację politycznych przeciwników zmian, dokonujących się dziś w Polsce.

…ale PO było gorsze

Za przeprosinami za Misiewicza szły jednocześnie ataki na PO. „W sprawie Misiewicza popełniliśmy błąd, ale PO było gorsze” – mówiła w tej sprawie partia, a bliskie jej media szły jej z pomocą.

W czwartkowym, głównym wydaniu „Wiadomości” TVP ukazał się materiał przygotowany przez Ewę Bugałę zarzucający oburzonej na Misiewicza PO podwójne standardy. „Wiadomości” przypomniały dawnej opozycyjnej partii sprawę etatu dla córki Jacka Rostowskiego w MSZ, niewpisanego do oświadczenia majątkowego zegarka Sławomira Nowaka czy korupcyjne problemy działacza PSL Jana Burego. Informacje z materiału przedrukowało „wPolityce”.

Podobne tezy powtarzali publicyści portalu. „Bezczelność i obojętność na sygnały o różnych patologiach i problemach koalicji PO-PSL, szefów partii rządzących oraz reprezentujących je w rządach premierów i wicepremierów zostały wielokrotnie udowodnione. […] Żadna władza nie jest święta, lecz jedna ma tego świadomość i próbuje coś z tym zrobić, zaś inna tylko «idzie w zaparte» i kompletnie się nie liczy z głosem opinii publicznej” – pisał Stanisław Janecki.

Ministrze Macierewicz, znaj swoje miejsce!

„W tej sprawie – jak to zwykle w naszym życiu politycznym – nie chodziło o Misiewicza, ale o przywództwo. W tym przypadku o przywództwo w partii” – napisał na portalu braci Karnowskim Antoni Dudek. W konflikcie tym medium Karnowskim wyraźnie ustawiło się w kontrze do szefa MON.

Jacek Karnowski w komentarzu o „wnioskach ze sprawy Misiewicza” wprost napisał: „[…] Antoni Macierewicz ma wielu gorących zwolenników i wielkie zasługi. Ale należy pamiętać, że obóz naprawy państwa realizuje dziś projekt polityczny Jarosława Kaczyńskiego. Realizuje dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu. Każdy, kto uważa, że prawica ma dziś wybór między nim samym a liderem PiS działa na szkodę prawicy”. Innymi słowy,

jedno z ważniejszych mediów okołopisowskich wyraźnie mówi Macierewiczowi, by znał swoje miejsce w szeregu.

Komunikat ten powtarza się w kolejnych komentarzach na portalu. Inne wskazują na bezpośrednią, polityczną odpowiedzialność szefa MON za wizerunkowe problemy, jakie partii przysporzył jego protegowany. Ten sam wątek pojawia się w komentarzu na stronie „Gościa Niedzielnego”.

Wśród prawicowych mediów tradycyjnie najbardziej krytyczne wobec ministra Macierewicza pozostawało „Do Rzeczy”. Gdy zapadła decyzja o zawieszeniu Misiewicza, jego naczelny – Paweł Lisicki – uznał ją na antenie TVN24 za „pragmatyczną” i służącą partii. Wskazywał też na to, że „Macierewicz […] ma swój własny, silny elektorat w samym PiS-ie – tzw. elektorat smoleński, czyli ludzi przekonanych, że był zamach, a Macierewicz tego dowiedzie”.

Ulica, przedpokój i ubecki gambit

W obronie Macierewicza stanął Tomasz Sakiewicz i jego media. „Od wielu tygodni podejmowane są próby skłócenia Jarosława Kaczyńskiego z Antonim Macierewiczem. Części tych, którzy za tymi działaniami stoją, chodzi o pozbycie się Macierewicza, zatrzymanie zmian w wojsku i przede wszystkim bardzo zaawansowanego śledztwa smoleńskiego” – stwierdził Sakiewicz.

Narracja, że za atakami na Macierewicza stoi część PiS pragnąca układać się ze starym układem, oraz siły obawiające się „prawdy o Smoleńsku” wracała w jego mediach w ostatnich dniach. W przywoływanej już dyskusji w Telewizji Republika Marek Król i Adrian Stankowski przekonywali, że termin ataków na Misiewicza nie jest przypadkowy – wywołały je postępy w śledztwie smoleńskim i „dowody” na wybuch na pokładzie Tupolewa, przedstawione przez zespół doktora Berczyńskiego.

Z kolei na łamach „Gazety Polskiej Codziennie” Piotr Lisiewicz przestrzega: „[...] nikt, kto dziś angażuje się w osłabianie Antoniego Macierewicza, nie ma szans na udział w przyszłej sukcesji po Jarosławie Kaczyńskim. A każdy, kto robi to, zawierając taktyczne sojusze z mainstreamowymi mediami, z czasem będzie musiał zniknąć z obozu niepodległościowego. To wynika z owego upodmiotowienia „pisowskiego ludu”.

Zdaniem Lisiewicza, dzisiejszy PiS dzieli się bowiem na patriotyczną ulicę, zdeterminowaną, by do końca doprowadzić dobrą zmianę i „przedpokój” – antyszambrujących w salonach starych układów, nie dość rewolucyjnych członków prawicowego obozu. W roli „przedpokoju” Lisiewicz obsadza publicystów mediów Karnowskich i takie postaci, jak Łukasz Warzecha.

Macierewicz znalazł także obrońców w blogosferze i mediach społecznościowych. Szczególną aktywnością wykazywał się tu zajmujący się tematyką obronności bloger „Aleksander Ścios”. Napisał długą notkę analizującą aferę Misiewicza jako wyrafinowany gambit ciągle rządzącej Polską z ukrycia ubecji, zmierzającej do odsunięcia Antoniego Macierewicza i zastopowania zmian, jakie minister przeprowadza w służbach. Sprawie nie warto by poświęcać uwagi, gdyby nie to, że – jak donosi Wirtualna Polska – pod pseudonimem „Aleksander Ścios” ma się kryć Mariusz Marasek – długoletni współpracownik Macierewicza, powołany przez niego pod koniec 2015 roku na stanowisko pełnomocnika MON ds. utworzenia Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO i jego dyrektora. Tego samego centrum, które kiedyś, pod osłoną nocy „odzyskiwał” dla Macierewicza Misiewicz.

Co dalej?

Sprawa Misiewicza zarysowała wyraźny konflikt w PiS i jego medialnym zapleczu. Czy upadek faworyta ministra wyciszy tę wewnętrzną walkę? W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 14 kwietnia Ludwik Dorn twierdzi, że w starciu z Kaczyńskim w PiS Macierewicz nie ma tak naprawdę żadnych istotnych atutów. Sytuacja z Misiewiczem powinna uświadomić szefowi MON, że albo się samoograniczy, albo czeka go koniec rządowej kariery.

Biorąc pod uwagę rozkład głosów prawicowych mediów po aferze Misiewicza, także w medialnym zapleczu rządu, Macierewicz nie bardzo może liczyć na sojuszników. Zdaniem Dorna, nie może być pewny nawet mediów Sakiewicza– pozostają one zależne od instytucji kontrolowanych dziś przez Kaczyńskiego, a Sakiewicz dobrze wie, „kto trzyma klucz do konfitur”.

Macierewicz powinien więc chyba posłuchać rady Dorna i nałożyć sobie pewne ograniczenia w ramach rządu i PiS. Byłoby to z pewnością rozsądne. Ale jak wiemy rozsądek nie zawsze rządził walkami o władzę w polskich partiach politycznych. Zwłaszcza tych, gdzie działał Antoni Macierewicz.

Udostępnij:

Jakub Majmurek

Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.

Komentarze