0:000:00

0:00

Dr Katarzyna De Lazari-Radek jest wykładowczynią na Uniwersytecie Łódzkim. Zajmuje się teorią dobrostanu, bioetyką, prawami zwierząt. Napisała dwie książki wspólnie z prof. Peterem Singerem, najsłynniejszym współczesnym utylitarystycznym filozofem.

Katarzyna De Lazari-Radek mówi OKO.press, że

  • konflikty dotyczące wolności wyboru, życia, śmierci i cierpienia są zawsze dotkliwsze i głębsze, bo dotyczą tego, czego najbardziej się boimy;
  • decyzję należy zostawić tym, którzy cierpią. Są granice narzucania własnej moralności i własnego światopoglądu;
  • różni nas opinia na temat tego, czy embrion albo płód „jest osobą";
  • tych problemów moralnych nie pomoże nam rozwikłać nauka

Miłada Jędrysik: Jedną z najważniejszych kwestii światopoglądowych dzisiejszego świata jest pogląd na aborcję. Dlaczego akurat to tak nas różni?

Katarzyna De Lazari Radek: Różnimy się między sobą i to na co dzień oczywiście w bardzo wielu kwestiach: czy można używać środków antykoncepcyjnych, czy wolno nam zabijać zwierzęta na pokarm, czy są sytuacje, w których wolno nam kłamać? Konfliktów moralnych jest całe mnóstwo. Jednak, gdy dotyczą wolności wyboru, życia, śmierci i cierpienia, stają się dotkliwsze, głębsze, bardziej problematyczne.

Po prostu, dotyczą tego, co dla nas najważniejsze, czego najbardziej się boimy. Konflikt dotyczący zakazu lub pozwolenia na przerywanie ciąży wynika z zupełnie odmiennych światopoglądów, które nie dają się pogodzić na podłożu moralnym. Dlatego tak ważne jest prawo, które da możliwość wyboru, w pewnych określonych ramach, realnie największej grupie osób.

Jedna ze stron widzi w zarodku i płodzie istotę bezwzględnie wartościową, godną życia w każdych warunkach, podczas gdy ta druga przesuwa granicę – życie istoty ludzkiej jest dla niej wartościowe, ale później: gdy już odczuwa, jest świadoma, może żyć samodzielnie.

Oczywiście to uproszczony podział. Do tego dochodzi mnóstwo niuansów. Historia raczej pokazuje, że religie często kogoś wykluczały z grona osób wartościowych. Stąd zabijano niewiernych, palono na stosie kobiety, a jeszcze nie tak dawno na przykład, Kościół katolicki wspierał karę śmierci.

Z czego się wywodzi to przekonanie o absolutnej świętości życia nienarodzonego?

Z tego, że życie dane jest od Boga i oprócz ciała, posiadamy również duszę. To metafizyczne założenie. Nie do sprawdzenia. Ale w zasadzie wszelkie twierdzenia moralne są nie do sprawdzenia. Jako etyczka mam oczywiście nadzieję, że filozofia różni się od religii tym, że ta pierwsza może przedstawić argumenty, powody, dla których myślimy w ten, a nie inny sposób. Ale zdaję sobie sprawę, nazbyt czasem boleśnie, że jeszcze nikt nie wymyślił jednego pewnego źródła uzasadnienia prawd moralnych.

Skąd wiemy, co jest dobre, a co złe? Bo tak rodzice nas wychowali, bo żyjemy w takiej, a nie innej kulturze, bo ksiądz na kazaniu powiedział.

Jak zaczynamy się nad tym zastanawiać, to mam nadzieję, że coś tam nasz rozum też nam podpowiada, choćby zgodnie z zasadą: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”.

Jeśli chodzi o nieuleczalne wady płodu, to wydaje się, że większość intuicyjnie rozumie to tak, że przeciwstawia się cierpienie kobiet albo zmuszenie ich do wyboru bardzo trudnej drogi życiowej prawu innej istoty do istnienia. Czy dla etyka to również wystarczające argumenty?

Moralność nie jest systemem danym nam raz na zawsze i odgórnie. Podlega ciągłym zmianom. Osobiście mam nadzieję, że jednak, mimo wszystko, jest kierowana postępem naszego rozumu.

Doszliśmy szczęśliwie do wniosku, że nie wolno torturować istot odczuwających ból, że sprawiedliwy system społeczny nie może deprecjonować ludzi ze względu na rasę, płeć czy orientację seksualną. Być może kiedyś dojdziemy do tego, że nie może również deprecjonować ze względu na gatunek.

Jednak nie można oczekiwać od etyki, że odpowie na wszystkie nasze problemy. Nie można właśnie dlatego, że nie ma, jak sprawdzić jej odpowiedzi. Nawet ci, którzy głęboko wierzą, powinni przecież rozumieć, że religii jest kilka, że ludzie interpretują pisma święte swoich religii w różny sposób. Trzeba wciąż i wciąż myśleć, zastanawiać się, wątpić.

Przeczytaj także:

Czasami życie jest tak skomplikowane, że nasze własne, partykularne doświadczenie nie pozwala nam zająć stanowiska moralnego. Internet pełen jest teraz wzruszających relacji matek i kobiet, które poroniły, które urodziły ciężko upośledzone dzieci, które rodziły obumarłe płody, dla nich dzieci. Ich doświadczenie obce jest większości. Jak mogłabym coś radzić albo co gorsza, moralizować?! Tu filozofia nie pomoże. Ja mogę tylko pokornie słuchać i pozostawić decyzję tym, którzy cierpią. Jest granica narzucania swoich poglądów, swojego światopoglądu.

Mnie akurat Pani światopogląd bardzo ciekawi, bo mam wrażenie, że może rozjaśnić obraz wielu osobom, które niekoniecznie wierzą w nieśmiertelną duszę.

Dam trochę przewrotny przykład. Sama jestem hedonistką. Uznaję, że ostateczną wartością jest przyjemność i brak cierpienia.

Z mojego punktu widzenia rodzenie dzieci, które umrą zaraz po urodzeniu w męczarniach jest niemoralne.

Tak to mi wychodzi z rozumowania filozoficznego i myślę, że gdyby takie nieszczęście przydarzyło się mi i mojemu mężowi, zakończylibyśmy ciążę jak najszybciej. Ale czy ja mogłabym rekomendować takie działanie jakieś innej kobiecie? Czy ja mogłabym jej, głęboko wierzącej, że trzeba dziecko ochrzcić i pochować, powiedzieć, że robi źle? Czy ja mogłabym zmusić kogoś do aborcji?

Jeśli nie, to dlaczego ktokolwiek inny miałby zmuszać rodziców do rodzenia i patrzenia na śmierć czy wielkie cierpienie swojego dziecka? Po prostu należy przyznać, że czasem jesteśmy bezsilni, nie wiemy, co jest lepsze, a co gorsze.

Mimo wszystko, jak uzasadnić usunięcie ciąży w przypadku gwałtu? Przecież to będą prawdopodobnie zdrowe dzieci, niczemu nie winne? Albo dzieci z Zespołem Downa, których część nie ma wad współistniejących i może żyć długo i szczęśliwie? Czyli w zasadzie – jak uzasadnić na gruncie filozoficznym i etycznym każde przerwanie ciąży, bez dodatkowych okoliczności?

W zasadzie tym pytaniem dochodzimy do sedna problemu. Proszę się nie gniewać, ale nie potrafię udzielić prostej odpowiedzi. Niektórzy odwołują się do praw. Jestem takiego rodzaju filozofem, który nie lubi tego robić. Moim zdaniem, nic to nie daje.

Kaja Godek mówi o prawie „nienarodzonego dziecka” do życia, a Sylwia Spurek o prawie kobiet do przerywania ciąży. Nie bardzo wiem, skąd te prawa się wzięły i jak je porównać.

To jak w ogóle możemy o tym rozmawiać?

Problem opisałabym tak. Nasz stosunek do aborcji zależy od dwóch podstawowych zmiennych. Po pierwsze, czy traktujemy embrion czy płód jak „osobę”, której coś się należy. To, że płód jest człowiekiem, jest oczywiste. Nie jest ani kotkiem, ani rybką. Ale, gdy zastanawiamy się, czy jest „osobą”, chcemy się dowiedzieć, czy należy już do kręgu istot, którym jesteśmy coś winni, w stosunku do których powinniśmy się zachowywać należycie.

Jak zwierzęta?

Jak zwierzęta. Długo myśleliśmy, że nie mamy względem nich żadnych obowiązków. Teraz myślimy, że jakieś mamy. Ale dlaczego? Ja bym powiedziała, że dlatego, że potrafią cierpieć, a cierpienie jest złe. Wiemy i rozumiemy, co to znaczy cierpieć, bo ból jest stałym ludzkim doświadczeniem. Przez analogię, czynienie krzywdy wszystkich zwierzętom jest złe. Ci, którzy je zjadają, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego, mimo cierpienia, można je im zadawać.

Dla mnie zatem miarą „osoby” jest umiejętność doznawania cierpienia i przyjemności. Dopóki zarodek i płód nie mają tej umiejętności, ponieważ nie pozwala na to ich system nerwowy, dopóty nie są „osobą” i ich wartość zależy od akceptacji przyszłych rodziców. Ale dla osoby wierzącej, zarodek i płód mają wartość od początku powstania, ponieważ uznają, że posiadają duszę, a miarą osoby jest jej posiadanie.

Po drugie, nasz stosunek do aborcji zależy od tego, jak ważymy i traktujemy interesy uwikłanych w sytuację moralną osób. Jednym słowem, czy interes płodu do życia jest równoważny, mniej czy bardziej ważny od interesu przyszłych rodziców, w szczególności życia matki. Moje rozumowanie byłoby następujące: płód jeszcze nie czuje, nie jest świadomy. Jest jak żołądź, który może być dębem, ale jeszcze nim nie jest.

To klasyczna metafora filozofki Judith Jarvis Thompson. Peter Singer idzie jeszcze dalej, mówiąc: „Wyrzucenie kiełkującego żołędzia nie jest tym samym co ścięcie wiekowego dębu. Ugotowanie jajka nie jest tym samym, co wrzucenie żywego kurczaka do gotującej wody. Książę Karol jest potencjalnym królem Anglii, ale nie ma teraz praw króla”.

Za to kobieta w ciąży jest w pełni ukształtowaną, odczuwającą osobą.

Każda sytuacja będzie różna. Do tej pory nasze prawo te różnice, pomimo restrykcyjnych zapisów, elementarnie zauważało. W wypadku ciężkiego upośledzenia płodu, ciężkiej choroby, etc. należy wziąć pod uwagę z jednej strony możliwość rozwoju dziecka, jego cierpienie, ale i szczęście, z drugiej to, jak rodzina poradzi sobie z wychowywaniem i troszczeniem się o to dziecko, cierpienie rodziców. Taki rachunek robi każdy, kto stanie przed tym dramatycznym wyborem. Dlaczego ktoś miałby narzucać innym rozwiązanie tak trudnych dylematów?

Rzeczy, które można kłaść na tych szalach jest tak wiele, że powtórzę - każdy powinien mieć możliwość myślenia i rozważania tego samemu. Podobnie z gwałtem. Ma Pani rację, dziecko może być zupełnie zdrowe i szczęśliwe, ale jego przyszła mama może sobie nie poradzić psychicznie z ciążą i wychowaniem. Czy ja mogłabym ją ocenić?

Najtrudniej oczywiście obronić jest tzw. przerywanie ciąży na żądanie.

Ale filozofia takie argumenty ma, jak wspomniani wyżej Thompson i Singer.

Tak, argument, że płód jest wartościowy potencjalnie, ale nie aktualnie, a to istotna różnica, do mnie przemawia. Natomiast, przyznaję, że do mnie samej nie trafia argument „moje ciało, moja decyzja”. Nie byłby to argument do przerwania ciąży, dajmy na to w 26 tygodniu, prawda? Dlaczego? Bo płód byłby już całkiem dobrze wykształcony i miałby szansę na samodzielne życie. Skoro tak, to powrócę do pomysłu poszukiwania charakterystyki „osoby”.

Jeśli twierdzę, że można usunąć ciążę na przykład do 12 tygodnia „na żądanie”, to dlatego, że płód nie ma jeszcze cech, które czynią go „osobą”, na przykład jeszcze nie cierpi, albo nie jest w żaden sposób świadomy.

Osobiście dla mnie najsilniejszym argumentem za dopuszczeniem aborcji na żądanie w pierwszym trymestrze ciąży jest to, że kobieta, która nie chce mieć dzieci, znajdzie sposób, by ciążę usunąć. Należy umożliwić jej dokonanie tego w najbezpieczniejszy możliwy sposób. Znam wiele kobiet, które usunęły ciąże, ponieważ nie chciałaby być matkami. I to też, wydaje mi się, można zrozumieć.

A które z argumentów ruchu pro life są najtrudniejsze do obalenia? Czy nie jest tak, że stronie pro life łatwiej jest uruchamiać nasze emocje? Zdjęcia rozszarpanych płodów, bijące serduszko w łonie matki, rzekomo niekończące się cierpienie po stracie…

Po obu stronach są ogromne emocje. Wywoływanie silnych uczuć jest jedną ze strategii perswazji. PETA, organizacja walcząca o zmianę naszych kulinarnych upodobań i przejście na weganizm, również wykorzystuje drastyczne zdjęcia i filmy, które mają przekonać nas do ich racji. Robią to po to, by nam pokazać, jakie są realia życia zwierząt. Przeciwnicy aborcji pokazują nam drastyczne zdjęcia, ponieważ walczą o to, by nie krzywdzić „niewinnej istoty”. I ogólnie, trzeba by przyznać, że krzywdzenie niewinnej istoty jest złe. Tylko że ja definiuję „niewinną istotę” w odmienny sposób.

Powstaje pytanie, jak uchwalać prawo, kiedy oceny moralne w społeczeństwie tak się rozjeżdżają.

No właśnie. Rozmowa o prawie jest tutaj szalenie ważna. Pani minister Emilewicz stwierdziła ostatnio, że „rolą polityka jest maksymalizowanie dobra”. Tylko pytanie brzmi: czyjego dobra? Jej system wartości, wypływający z jej światopoglądu, jest nieco inny niż mój. W niektórych sprawach pewnie byśmy się zgodziły, ale w pewnych zupełnie nie.

Myślę, że rolą polityka nie jest zbawianie innych, ani narzucanie swojego patrzenia na świat, ale tworzenie prawa jak najbardziej inkluzywnego, w ramach którego może działać zgodnie ze swoimi interesami, pragnieniami, marzeniami jak największa ilość osób.

Strona pro life argumentuje, że arbitralne podejmowanie decyzji o życiu i śmierci prowadzi niechybnie do totalitaryzmu. Jak można skontrować tę tezę?

Nie przepadam za nazywaniem strony antyaborcyjnej „pro life”. Ja tam też jestem pro life i to znacznie szerszej rzeszy istnień, bo zwierząt również.

Ale to ciekawe, musiałam pomyśleć dłuższą chwilę nad tym pytaniem, wydało mi się tak nieintuicyjne. Dlaczego pro-choice miałoby prowadzić do totalitaryzmu, gdy właśnie ta strona nie chce podejmować arbitralnie decyzji o życiu i śmierci? Ale rozumiem, oczywiście, że chodzi im o to, że decydując, że płód ma przeżyć, czy nie staję się takim jakby Bogiem. Silne przeświadczenia metafizyczne, a takim jest to, że Bóg istnieje, powinny być przyjmowane ostrożnie, prawda? Bywają religijne państwa totalitarne.

Wszędzie tam, gdzie jesteśmy przeświadczeni o swoich racjach i narzucamy je siłą, dążymy do totalitaryzmu. Musimy dać innym wolność w obszarach tak delikatnych jak: seksualność, prokreacja, wybór rodziny, etc. Nie bez przyczyny większość religii chce kontrolować właśnie te obszary.

A czy nauka – bo wiemy coraz więcej o komórkach, o genach, o tym, jak tworzy się nowe życie, kiedy płód zaczyna cokolwiek czuć – daje albo może dać jakieś argumenty?

Nauka niestety nie pomoże rozwikłać problemów moralnych. Tak, jak mówiłam. Z naukowego punktu widzenia embrion jest człowiekiem, nikim innym. Ale czy to coś znaczy z moralnego punktu widzenia? To, co może zrobić nauka, to odkryć, kiedy istota posiadająca mózg zaczyna odczuwać cierpienie i przyjemność. Ale to etyka musi zastanowić się, czy jakością, którą powinniśmy wziąć pod uwagę ustanawiając wartość życia jest fakt, że odczuwamy cierpienie i przyjemność, czy może decydujemy się na inną jakość.

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze