Służby socjalistycznego Wietnamu zagroziły zatrzymaniem rodziny aktywistki praw człowieka za to, że ta demonstrowała przed wykładem premiera tego kraju na Uniwersytecie Warszawskim. Gróźb nie spełniono, ale agenci bezpieki, we współpracy z polskim SOP, storpedowali pikietę. Protestująca składa skargę
Ton Van Anh – Wietnamka mieszkająca w Polsce od lat 90-siątych, obywatelka RP – jest aktywistką przypominającą światu o naruszeniach praw człowieka w Socjalistycznej Republice Wietnamu (SRW), więźniach politycznych, porwaniach dysydentów – opowiadała o tym w OKO.press. Z powodu jej aktywności już w 2008 r. służby Wietnamu próbowały ją deportować do kraju.
W piątek, 17 stycznia na Warszawskim Uniwersytecie miał wykład premier Wietnamu prof. Pham Minh Chinh. To członek Komunistycznej Partii Wietnamu, od 4 lat na czele rządu. Jego kariera trochę przypomina drogę Putina do władzy – od 2006 r. Pham Minh Chinh piastował dyrektorskie stanowisko w tamtejszej bezpiece. Ton Van Anh twierdzi, że zrobił karierę, bo był „bezwzględny”, zbierał haki na opozycjonistów i oskarżał ich o „nieprawomyślność”.
Przed wykładem Ton Van Anh z wietnamskim kolegą i reprezentacją mazowieckiego KOD protestowała na symbolicznej pikiecie przed rektoratem. Trzymała transparent „Wolność dla więźniów politycznych w Wietnamie” i rozdawała ulotki ze zdjęciem premiera oraz hasłem: „Precz z komunizmem SRW" i zdjęciami więźniów politycznych, których uwolnienia się domaga.
Najpierw SOP przesunął ich dalej od wejścia do rektoratu. Potem jeden z agentów wietnamskich służb przekonywał protestujących, by poszli do domów. Groził, że zadzwoni do jej brata i do pracodawcy drugiego z protestujących. I tak się stało – dwukrotnie dzwonili do brata Ton oraz do pracodawcy kolegi. Brat nie odbierał. „Znał numer telefonu tego esbeka, bo ten już nieraz próbował wpłynąć na mnie przez brata” – tłumaczy Ton Van Anh.
Gdy podjechały limuzyny rządowe, aktywistka weszła na ławkę i zaczęła skandować po polsku i wietnamsku: „Precz z komuną”. Podeszło do niej kilku wietnamskich agentów, jeden próbował zepchnąć ją z ławeczki – oglądaliśmy nagrania z całego zajścia. Udało się to polskiemu agentowi SOP-u, ale tylko na chwilę. Potem cały czas przeszkadzał jej, nakłaniając do zejścia z ławeczki. W tym samym czasie większa grupa wietnamskich agentów otoczyła protestujących i utrudniała im protest. Ton Van Anh twierdzi, że dostała cios w brzuch i ponownie zepchnięto ją z ławki – tego nie widać na nagraniu. Agenci odpuścili, gdy premier zniknął w budynku.
Już po pikiecie pod rektoratem agent wietnamskich służb dodzwonił się do brata Ton. „Powiedzieli mu, że wraz z ojcem nie dostaną zgody na wyjazd z Wietnamu” relacjonuje aktywistka. Brat Ton Tich Thuan jest tylko obywatelem Wietnamu, ale ojciec ma polskie obywatelstwo. Obaj byli w rodzinnym kraju z powodu uroczystości żałobnych ich zmarłej matki i żony. Tej nocy mieli powrotny lot z Hanoi do Warszawy.
Groźba brzmiała na tyle poważnie, że w ciągu dwóch godzin Ton Van Anh wysłała do Ambasady RP w Wietnamie oraz do dziennikarzy i aktywistów list, prosząc o „monitorowanie sprawy”.
Późnym wieczorem 17 stycznia aktywistka poinformowała media, iż członków jej rodziny nie zatrzymano i są już w samolocie. Następnego dnia Departament Informacji MSZ przekazał redakcji OKO.press, iż sprawa jest im znana oraz że „została już pozytywnie rozwiązana”. Nie ujawnił, czy to efekt interwencji polskiej ambasady.
20 stycznia Ton Van Anh złożyła skargę na SOP, zarzucając jej funkcjonariuszom, że dopuścili do ataku agentów wietnamskiego reżimu na polskich obywateli. „Wietnamscy esbecy mieli do nas swobodny dostęp i zaatakowali nas bezpośrednio, nie tylko fizycznie, ale i słownie oraz zrealizowali na miejscu groźby kierowane do naszych rodzin i pracodawców” – precyzuje.
„Wietnamscy rządzący są bezwzględni także wobec polskich gospodarzy, ignorując prawa i lekceważąc normy obowiązujące w Polsce. A Polska nawet się nie zająknie. Jest to naprawdę bardzo, bardzo przykre”.
Aktywistka rozważa też kolejne kroki w tej sprawie.
Wykład odbył się w ramach oficjalnej wizyty – pierwszej od 15 lat – najwyższych przedstawicieli Wietnamu, a pretekstem było 75-lecie stosunków dyplomatycznych z Polską. W ramach wizyty odbyły się też spotkania z premierem, marszałkiem Sejmu i innymi przedstawicielami polskich władz. Przed wizytą Ton Van Anh wraz z byłymi wietnamskimi więźniami politycznymi wysłała do KPRM, Kancelarii Prezydenta oraz Sejmu listy informujące o działaniach premiera Wietnamu. „To kariera, która była możliwa tylko dzięki bezwzględności! Dzielni Wietnamczycy są bezwzględnie torturowani, umieszczeni w izolatkach, jak zmarły już ksiądz Nguyen Van Ly, przykuwani do drążka, bici jak nagrodzona nagrodą Homo Homini i wyróżniona przez Departament Spraw Zagranicznych USA pani Pham Doan Trang. Tortury, nękanie to dziś polityka państwa, na którego czele stoi Pham Minh Chinh” – pisała Ton. Wspomniała o zastrzelonym 84-latku Le Dinh Kinh, według władz przywódcy buntu przeciwko przejęciu wiejskich gruntów na wojskowe lotnisko, dołączyła listę aktualnych więźniów politycznych. I apelowała do marszałka Sejmu RP: „Pham Minh Chinh w Polsce także nie zasługuje na żadne honory na terenie Demokratycznego Sejmu”.
Apel pozostał bez echa. Donald Tusk po spotkaniu z premierem Wietnamu powiedział, że oba kraje będą pracować nad wzmocnieniem współpracy oraz możliwie dużą i zbilansowaną wymianą handlową. Dodał, że w Wietnamie bardzo mile widziane są m.in. inwestycje polskiego przemysłu obronnego. Dzień wcześniej Wietnam zniósł wizy turystyczne dla zorganizowanych grup z Polski. Tusk zapowiedział też swoją wizytę w Wietnamie jeszcze w tym roku.
Jeszcze przed wykładem premiera Wietnamu na Uniwersytecie Warszawskim zapytaliśmy tę uczelnię:
Rzecznik prasowa UW, dr Anna Modzelewska nie odpowiedziała na żadne z ww. pytań, mimo kilku naszych próśb. Wysłała za to oświadczenie, w którym informuje, iż UW od lat współpracuje z wietnamskimi ośrodkami akademickimi. „Przyjmowanie na Uniwersytecie Warszawskim członków oficjalnych delegacji państwowych w Polsce jest jednym z elementów działalności uczelni, będącej przestrzenią dialogu i akademickiej wymiany poglądów” tłumaczy Modzelewska.
W rankingu wolności prasy na świecie Wietnam jest na siódmym miejscu od końca.
W rankingu Democracy Index – na ok. 30 od końca. Tylko nieco wyżej niż Rosja, czy Chiny, a na takim samym poziomie jak Kuba.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze