Urzędnicy latami nie otrzymywali żadnych podwyżek, związki latami domagały się więcej. Pierwszy raz od 2019 roku rząd proponuje podwyżkę wyższą niż inflacja. Ale za całych rządów PiS pracownicy budżetówki tracą realnie ponad 20 proc.
Przed wyborami dzieją się cuda. Nagle znajdują się pieniądze na rzeczy, na które nigdy pieniędzy nie było. Na przykład na podwyżki dla budżetówki.
W czwartek 24 sierpnia 2023, na nieco ponad siedem tygodni przed wyborami, premier Mateusz Morawiecki zapowiedział:
„Wszystkie osoby zatrudnione w budżetówce, służbach publicznych, służbach mundurowych i nie tylko mundurowych, mogą liczyć na wyższe wynagrodzenie – to będzie 12,3 proc.”.
Premier chwali się też – to wysoka podwyżka, bo znacznie wyższa od inflacji. Ta w budżecie na przyszły rok jest prognozowana na 6,6 proc.
Mateusz Morawiecki jest optymistyczny, ale wszystko wskazuje na to, że pracowników ta podwyżka nie zadowoli.
„Po pierwsze, to mniej niż planowany wzrost płacy minimalnej w 2024 roku” – komentuje dla OKO.press przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Piotr Ostrowski.
„Po drugie pamiętajmy, że w roku 2021 wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej był zamrożony, w 2022 roku o 4,4 proc. wzrósł tylko fundusz płac, a w 2023 roku zaledwie o 7,8 proc. Zatem propozycja Premiera w żaden sposób nie rekompensuje skumulowanej inflacji za lata 2021-2023, która wyniesie prawie 35 proc. To w najmniejszym stopniu nie zaradzi również zjawisku spłaszczania płac” – mówi Ostrowski.
Nie da się nie zauważyć, że propozycja „podwyżki wyższej niż inflacja” nie bez powodu pada na niedługo przed wyborami. Ale czy na pewno jest ona wyższa od inflacji?
Na problem zwraca wyżej uwagę przewodniczący OPZZ Piotr Ostrowski. Spójrzmy jeszcze na cały okres rządów PiS, z uwzględnieniem przyszłego roku – bo jego dotyczy zaproponowana dziś podwyżka.
Od 2016 do 2024 roku mamy łącznie pięć podwyżek dla budżetówki:
Daje to łączne podwyżki o 33,9 proc. w osiem lat. W tym czasie płaca minimalna wzrośnie o 145 proc. Wprawdzie za wzrost z 2016 roku odpowiada jeszcze poprzedni rząd, ale nie ma to zbyt wielkiego znaczenia. Nawet gdyby wówczas było to zero, to dalej mielibyśmy wzrost o ponad 130 proc.
Jeśli sprawdzą się prognozy NBP co do wzrostu średniej pensji w 2023 i 2024 roku, to w tym samym czasie wzrośnie ona o 97 proc.
Już w tym kontekście podwyżki dla budżetówki wyglądają przeciętnie. A do pełnego obrazu trzeba dołożyć jeszcze inflację.
Tutaj w 2023 roku korzystamy z prognozy NBP (11,7 proc.), w 2024 – z zapisanej w budżecie 6,6 proc.
Wówczas w latach 2016-2024 ceny rosną łącznie o 56,3 proc. Wzrost średniej płacy i podwyżka płacy minimalnej są znacząco powyżej inflacji w tym okresie. W czasach najwyższej inflacji w ciągu ostatnich dwóch lat płace realne w skali roku spadały, ale jeśli spojrzymy na czas po wyborach jesienią 2015 roku, to płace realne jednak rosły.
Niestety nie dla urzędników.
Mrożenie podwyżek, a następnie zbyt niskie podwyżki w latach inflacyjnych sprawiły, że
dziś urzędnicy zarabiają realnie o ponad 20 proc. mniej niż w 2015 roku.
W tym kontekście trudno się dziwić, że pracownicy budżetówki mogą być z propozycji niezadowoleni. Aby wyrównać straty inflacyjne od 2016 roku, podwyżka musiałaby być wyższa niż 30 proc. To ogromna podwyżka jednorazowa.
OPZZ proponuje inne rozwiązanie: 20 proc. w tym roku i 24 proc. w kolejnym. Takie podwyżki dawałyby wyższy wynik niż inflacja od początku rządów PiS i wzrost pensji w tym czasie o 65 proc. Oczywiście dalej znacznie niższy niż wzrost pensji średniej i minimalnej.
Wątpliwe jednak, by rząd zwiększył wysokość podwyżki pod wpływem postulatów OPZZ. Rząd rzadko dogaduje się i realnie negocjuje takie sprawy ze związkami zawodowymi.
W czerwcu rząd szumnie podpisał porozumienie z „Solidarnością”, za plecami dwóch innych dużych centrali związkowych – OPZZ i Forum Związków Zawodowych. A także bez udziału Rady Dialogu Społecznego, która jest instytucją powołaną dokładnie do takich rozmów.
Częścią porozumienia z „Solidarnością” miały być podwyżki dla budżetówki o 8 proc. na ten rok. Problem w tym, że podwyżki w wysokości 7,8 proc. ustalono już w sierpniu 2022 roku, projektując budżet na 2023 rok.
Warto jeszcze dodać, że kiepska sytuacja urzędniczych pensji nie pojawiła się wraz z nadejściem władzy PiS. Kwoty bazowe dla budżetówki zamrożone zostały już w 2009 roku przez rząd Donalda Tuska. Odmroził je dopiero PiS w 2019 roku.
Jeśli w październiku zmieni się władza, problem pozostanie. Pracownicy sfery budżetowej będą pamiętali, kto podwyżki zamroził. I z pewnością nie zapomną też, że 20 proc. podwyżki w 2022 roku obiecał nie kto inny, jak Donald Tusk.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze