0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stêpień/ Agencja GazetaAdam Stêpień/ Agencj...

Miesięcznik "Pamięć.pl" został zamknięty w atmosferze skandalu w październiku 2016 r. Wcześniej nowe władze IPN (prezes dr Jarosław Szarek objął stanowisko w lipcu 2016 r.) zaaresztowały ostatni numer pisma. Według nieoficjalnych informacji poszło m.in. o "gender", czyli artykuł o kobietach w PRL, oraz o wywiad na temat ofiar reżimu gen. Franco w Hiszpanii.

"Biuletyn IPN" ukazał się w połowie lutego 2017 r. Nowe-stare pismo otwiera artykuł wstępny prezesa. Mówi wiele o tym, jaką kierownictwo IPN ma wizję przeszłości i poglądy polityczne. Tekst jest pełen niedomówień i insynuacji, które warto rozebrać krok po kroku.

Pisze prezes IPN:

"Likwidacja „Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej” w grudniu 2011 r. – i zastąpienie go „Pamięcią.pl” – niefortunnie zbiegła się w czasie ze zmianami w oświacie, które w znacznym stopniu ograniczyły obecność historii w szkołach".

Jest to zarzut pod adresem rządów PO-PSL. "Ograniczenie liczby godzin historii" zarzucał im PiS. Np. w w marcu 2012 r. odbyła się na ten temat dyskusja w Sejmie.

Posłanka PiS Elżbieta Witek mówiła o "realnym zmniejszeniu liczby godzin historii", podczas gdy ministra edukacji Katarzyna Szumilas odpowiadała, że ta liczba się zwiększy - od 1 września 2012 r. w technikum i w liceum ogólnokształcącym liczba godzin historii wynosiła sześć (zamiast pięciu przed zmianami).

Spór dotyczył także sposobu nauczania historii: PiS chciał tradycyjnego wykładu historii Polski, chronologicznego, skupionego na polityce, podczas gdy rząd proponował wówczas model bardziej problemowy, z elementami historii społecznej (zbliżony do tego, jaki uczony jest w zachodnich szkołach).

Ten zarzut prezesa Szarka jest więc nieprawdziwy, przynajmniej częściowo.

Pisze on dalej:

"Wiele instytucji państwowych, bądź środowisk przez nie wspieranych, odnosiło się wówczas z lekceważeniem do tradycji niepodległościowej, uznając ją za zbyteczny ciężar".

To również jest insynuacja - nie wiadomo, o co właściwie chodzi, poza tym, że bliżej nieznane "instytucje państwowe odnosiły się z lekceważeniem do tradycji niepodległościowej". Nie ma tu żadnego przykładu.

Kontrprzykładów jest wiele: Rząd PO-PSL zadecydował o wydaniu setek milionów złotych na Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Upamiętnił także "żołnierzy wyklętych" - jak sprawdziliśmy to już w OKO.press. Nie gloryfikowały ich jednak tak, jak robi to dziś PiS. Ten zarzut prezesa IPN łatwo więc uznać za całkowicie fałszywy.

Prezes IPN pisze dalej: "Wśród młodego pokolenia nastąpił wzrost zainteresowania ojczystymi dziejami. Z tej aktywności wyrosły nowe tytuły, stowarzyszenia, a nawet moda.

Łączy je niezgoda na pogardę wobec polskości, na politykę zapomnienia oraz relatywizm zamazujący granice między dobrem i złem, a także głód sprawiedliwości, spowodowany przez brak osądzenia komunistycznych zbrodni".

O ile prawdą jest pojawienie się tzw. "mody patriotycznej", większą część tego cytatu stanowi insynuacja: kto bowiem szerzy "pogardę wobec polskości"? Kto uprawia "politykę zapomnienia"?

My w OKO.press nikogo takiego nie znamy. Prosimy o konkrety. Czym jest zdaniem prezesa "relatywizm zamazujący granice między dobrem i złem"?

Zbrodnie komunistyczne zostały zaś osądzone, jeśli nie w trybie sądowym, to moralnym: pisano o nich i mówiono nieustannie od 1989 r. Dopóki dr. Szarek nie powie, o kogo chodzi, nie możemy tego sprawdzić.

Dalej prezes IPN streszcza historię Polski w XX w.: "Niemiecki i sowiecki totalitaryzm wydały na nas wyrok śmierci, skazując Polaków w czasie II wojny światowej na fizyczną zagładę. Po jej zakończeniu komuniści przez dziesiątki lat – wykorzystując rodzimych renegatów – narzucali system całkowicie obcy naszej tradycji, niszczący społeczne więzi, religię, wartości, kulturę, historię".

Jest to interesujące zrównanie dwóch okupantów, które wprowadza czytelnika w błąd. O ile Hitler rzeczywiście dążył do biologicznego wyniszczenia Polaków - mordując wiele milionów polskich obywateli, w tym niemal wszystkich Żydów, oraz planując wysiedlić resztki w okolice Uralu po wygranej wojnie - to polityka ZSRR była bardziej skomplikowana.

ZSRR wyniszczał przede wszystkim polskie elity, nie miał jednak w planie biologicznej eliminacji narodu. Straty ludnościowe wywołane oboma okupacjami są bardzo różne - po stronie hitlerowskiej miliony ofiar, po sowieckiej setki tysięcy (a i to częściej wywiezionych niż zamordowanych).

Od dziesięcioleci trwa także debata wśród historyków o to, na ile PRL był systemem "obcym polskiej tradycji". Nie ulega wątpliwości, że był systemem narzuconym. W latach 60. i 70. - jak wskazuje wielu autorów, m.in. prof. Marcin Kula - nabrał jednak wielu cech narodowych i bardzo chętnie (o czym napisał książkę prof. Marcin Zaremba) podkreślał, że jest bardzo "narodowy". Nie dostrzeganie tego jest fałszowaniem przeszłości.

Pisze dalej dr Szarek: "Niepodległościowe elity – w dużym stopniu wymordowane w czasie wojny – dobito w pierwszych latach po jej zakończeniu. Później systematycznie degradowano je i zastąpiono – wedle określenia prof. Anny Pawełczyńskiej –

lumpenelitami, to jest ludźmi wykorzenionymi z kulturowego dziedzictwa, pozbawionymi wrażliwości na prawdę, dobro i piękno, gotowymi do służby u obcych.

I to oni zawładnęli całymi obszarami życia społecznego i pozostali w nim aktywni jeszcze po roku 1989".

Jest to jawny fałsz. Duża część elit polskich sprzed 1939 r. rzeczywiście pozostała na emigracji lub zginęła, wielu jednak pozostało i spędziło resztę życia w PRL, służąc krajowi. Niektórzy z tego powodu wracali nawet do Polski Ludowej po wojnie z emigracji.

Dr Szarek, jako historyk, powinien pamiętać np. nazwiska prof. Tadeusza Manteuffla - pierwszego dyrektora Instytutu Historii PAN, który stracił rękę w wojnie polsko-bolszewickiej. Czy prof. Aleksandra Gieysztora, żołnierza podziemia w czasie wojny i konspiracji WIN po wojnie, czy wreszcie historyka sztuki prof. Jacka Woźniakowskiego, żołnierza przed 1939 r., po wojnie redaktora "Tygodnika Powszechnego" i "Znaku". To tylko trzy nazwiska - samych historyków - ale można ich bez trudu wyliczać dziesiątki.

Czy to były - zdaniem dr Szarka - "lumpenelity"? Takie słowa są obraźliwe dla wielu pokoleń inteligencji polskiej, w tym profesorów, u których dr Szarek zdawał jako student egzaminy. Nawiasem mówiąc, pisze to prezes IPN, którego naukowy dorobek jest bardzo skromny.

Prezes kończy swój wywód tak:

"W tym roku minie 28 lat od kontraktowych wyborów 1989 r. Państwo polskie zaczyna wreszcie realnie przezwyciężać totalitarną spuściznę, odrzucając spojrzenie postpeerelowskie i zwracając się jednoznacznie ku tradycji niepodległościowej.

Chcemy więc powtórzyć za Cyprianem Kamilem Norwidem: „I żal mi bardzo was – o! postępowi, Którzy zniweczyć przeszłość chcecie całą, By łatwiej było…”.

W tym miejscu OKO.press chciałoby złożyć najszczersze wyrazy ubolewania poecie, wykorzystanemu w sposób tak haniebny - do podparcia dwóch fałszywych tez.

Pierwszej - że państwo polskie dopiero teraz zaczyna "przezwyciężać totalitarną spuściznę". Nie wiadomo, o co chodzi: przypominamy jednak prezesowi, że od 1989 r. żyjemy w kraju demokratycznym, bo chyba zapomniał.

Drugą insynuacją - z wykorzystaniem Norwida - jest to, że "postępowi" chcą "zniweczyć całą przeszłość". Jest to zarzut tak absurdalny, że trudno z nim nawet polemizować.

Przykład edytorialu prezesa IPN pokazuje, że w fałszowaniu przeszłości (i opowiadaniu o niej złowrogich bzdur) mamy dziś bardzo dobrych - i to zgoła nielewicowych - ekspertów.

A poza tym: następnym razem prosimy o więcej konkretów. Chętnie o nich podyskutujemy.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze