0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Simon Wohlfahrt / AFPSimon Wohlfahrt / AF...

– My jesteśmy zdecydowanie przeciwko Zielonemu Ładowi, przeciwko szaleństwu, przeciwko temu wszystkiemu, co godzi nie tylko w interesy rolników, ale godzi także w demokrację – przemawiał prezes PiS podczas wtorkowego protestu rolników w Brukseli, ostatniego przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. I kontynuował: – Demokracja zakłada, że poszczególne grupy społeczne mają zagwarantowany jakiś status i ten status jest nienaruszalny. Tym bardziej nie ma możliwości w ramach ustroju demokratycznego – bo to oznacza jego koniec – anihilowania jakiejś grupy społecznej. To, co się dzieje w związku z Zielonym Ładem, to w skali europejskiej oznacza w gruncie rzeczy anihilację rolników.

Jarosław Kaczyński z dwóch powodów myli się najbardziej jak to tylko możliwe. Jakich?

To, co dzieje się w związku z Zielonym Ładem, to jeżeli chodzi o rolników – i to w skali europejskiej, nie polskiej – oznacza w gruncie rzeczy anihilację.

wypowiedź dla mediów,04 czerwca 2024

Sprawdziliśmy

Europejska przyroda potrzebuje ratunku, a europejskie rolnictwo zmiany. Podążenia obecną ścieżką to coraz trudniejsze warunki do produkcji żywności i coraz gorsza sytuacja rolników. Zejście na ścieżkę zrównoważoną to nie kaprys, to zdrowy rozsądek.

Wykastrowana polityka

Po pierwsze: na fali ogólnoeuropejskich protestów Unia Europejska wycofała się z wielu pomysłów, które miały wpłynąć na praktyki rolne.

Osłabiły one albo Restoration Law, czyli i tak wciąż mocno zagrożone rozporządzenie o odbudowie przyrody, albo inne zapisy Europejskiego Zielonego Ładu, albo zapisy, które dopiero były planowane.

I tak m.in.:

  • zrezygnowano z ograniczenia o połowę ilości stosowanych pestycydów do 2030 r.,
  • odstąpiono od planów ugorowania 4 proc. gruntów przez gospodarstwa liczące przynajmniej 10 ha,
  • wykreślono potrzebę odtwarzania części torfowisk, które osuszono na potrzeby rolnictwa,
  • umożliwiono na kolejną dekadę stosowanie glifosatu,
  • wycofano zapisy wspierające rozwój produkcji mięsa z laboratorium,
  • wstrzymano prace nad poprawą dobrostanu zwierząt, w tym nad odejściem od trzymania ich w ciasnych klatkach i hodowania na futra,
  • w przypadku kilku innych ważnych norm wprowadzono duże pole do dobrowolności i możliwości stosowania odstępstw,
  • zwolniono z kontroli i kar związanych z przestrzeganiem wszystkich norm w mniejszych gospodarstwach (do 10 ha)
  • i wreszcie wykreślono z celów klimatycznych konieczność zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych w sektorze rolniczym (odpowiada on za 10 proc. emisji w UE).

Eksperci podkreślają, że choć prace nad wprowadzeniem nowych przepisów trwały latami, plany zmieniono w tempie błyskawicznym i bez uwzględnienia opinii ani naukowców, ani organizacji społecznych.

Najważniejszy głos należał zaś nie do drobnych rolników, lecz kilku największych organizacji reprezentujących przede wszystkim wielki biznes.

„Proces decydowania o wspólnej polityce rolnej jest pozbawiony przejrzystości – większość spotkań poświęcona propozycjom zmian odbyła się za zamkniętymi drzwiami, w gronie zaledwie kilku organizacji reprezentujących sektor rolniczy. Jedną z nich była COPA COGECA. Nowe propozycje przygotowywano również bez przeprowadzenia dla nich oceny wpływu, choć jest to niezgodne z prawem Unii Europejskiej” – zauważa w niedawnym raporcie Instytut Spraw Publicznych.

W skrócie: europejscy urzędnicy i politycy przestraszyli się, że fala protestów ich zmiecie. Zrobili więc wszystko, by falę tę osłabić.

Przeczytaj także:

Rolnictwo w zagrożeniu

Problem w tym, że po drugie: obecne praktyki rolne w Europie naprawdę trzeba zmienić.

81 proc. teoretycznie chronionych siedlisk jest w niekorzystnym lub złym stanie. Większość gleb w Europie (60-70 proc.) sklasyfikowana jest jako zdegradowane. Prawie 70 proc. stad ryb jest przeławianych, a ponad połowa z nich znajduje się poza bezpiecznymi limitami biologicznymi. Pestycydy są wykrywane powyżej progów zagrożenia w 83 proc. gleb rolniczych i w 22 proc. miejsc monitorowania wód.

Malejąca liczba owadów zapylających już teraz wpływa na plony na około połowie gruntów w UE, które są od nich zależne. Łącznie od owadów takich zależy 8-10 proc. całkowitej wartości produkcji roślinnej we wspólnocie.

Nawet w bogatych i znajdujących się daleko od upalnego południa kontynentu Niemczech straty spowodowane suszami są ogromne. Tylko w 2018 roku wahały się od 15 do 25 proc. w wielu niemieckich uprawach.

Z kolei według wyliczeń Polskiego Instytutu Ekonomicznego z 2022 roku, z powodu suszy co roku tracimy w naszym kraju plony o wartości ok. 6,5 miliarda złotych.

„Przykłady te ilustrują ogólny kryzys środowiskowy” – tłumaczyli naukowcy w opracowaniu pokazującym, dlaczego zmiany w obecnym modelu rolnictwa w Europie są niezbędne. Podpisało się pod nim ponad 6 tys. badaczy. W skrócie raz jeszcze: osłabienie fali protestów w taki sposób to osłabienie europejskiego rolnictwa.

Polska zieloną wyspą?

A Polska też nie jest wolna od rolniczych problemów. Na przykład sprzedaż pestycydów w naszym kraju wzrosła trzykrotnie (w ciągu ostatnich 20 lat), a zużycie tzw. substancji czynnej – ponad sześciokrotnie (w ciągu ostatnich 30 lat). Rosnącym zagrożeniem są też susze.

„Przy lepszym nawodnieniu pól, plony zbóż mogłyby być większe o 20 proc., a roślin bulwiastych nawet o 30 proc. Widoczne są również negatywne skutki ocieplenia klimatu. Przez wahania temperatur tracimy średniorocznie 7 proc. plonów, a co najmniej 14 proc. plonów będziemy tracili, jeśli średnia temperatura [na świecie przyp. red.] wzrośnie o 2 st. C.

W najtrudniejszych pod względem warunków pogodowych okresach traciliśmy nawet ponad 50 proc. plonów”

Na podobne aspekty uwagę zwraca też Państwowa Rada Ochrony Przyrody. Już w swej pierwszej uchwale, tuż po powołaniu przy ministerstwie klimatu i środowiska, eksperci udzielili poparcia dla Nature Restoration Law.

„Najważniejszym wyzwaniem polskiego rolnictwa są od lat susze, a ich dotkliwość będzie się pogłębiać wraz z postępującą zmianą klimatu. Przywracanie retencji krajobrazowej poprzez odtwarzanie torfowisk i renaturyzację rzek to jeden z najważniejszych sposobów, by zaadaptować polskie rolnictwo do coraz wyższych temperatur i związanego z nimi wzrostu parowania” – tłumaczy Rada w dokumencie, którego treść przytacza Nauka dla Przyrody.

I dodaje: „Takie działania adaptacyjne i tak będą w najbliższych latach konieczne, a NRL jest dobrą podstawą dla ich wdrażania. Synergia z ochroną bioróżnorodności jest oczywista, bowiem gatunki rzek i mokradeł należą do najbardziej zagrożonych wyginięciem”.

Rada w uchwale podnosi też m.in., że odbudowa ekosystemów pomoże chronić dzikie zapylacze, od których uzależniona jest znaczna część uprawianych w Polsce roślin – np. drzewa i krzewy owocowe, owoce jagodowe, słonecznik i gryka.

Jak widać, Polska nie jest więc zieloną wyspą wolną od problemów rolniczych. Ale może próbować stać się zieloną wyspą, jeśli zadba długoterminowo tak o ochronę przyrody, jak i rolnictwa.

Anihilator Kaczyński

Kaczyński przedstawia się jako obrońca demokracji i wrażliwych grup społecznych. W swej strategii o wiele bardziej przypomina jednak stereotypowego kapitalistę. Kapitalistę, który:

  • postanowił maksymalnie wyeksploatować zasoby (obawy rolników),
  • w celu zdobycia jak największego powiększenia kapitału (głosów w wyborach),
  • bez względu na koszty (pogarszanie sytuacji rolników, warunków do produkcji żywności oraz i tak mocno już zdegradowanego stanu środowiska).

W pewien sposób PiS i inne partie populistyczne idealnie oddają więc problemy, które realnie zagrażają europejskiemu i polskiemu rolnictwu. Jeśli eksploatacja przyrody bez względu na koszty będzie trwać w najlepsze, koszty te dla wielu osób mogą okazać się nie do udźwignięcia.

Politycy PiS wtorkowy protest w Brukseli zapowiadali jako „największy od lat”. W trakcie wydarzenia wystąpienie miał dać sam Kaczyński. Ale ostatecznie wystąpienie zastąpiła konferencja, a rekordową frekwencję – wielka klapa.

Zamiast spodziewanych przez organizatorów 25 tys. strajkujących, na miejscu pojawiło się ok. 1200.

Nie było traktorów z wielu unijnych państw, było to za wydarzenie przypominające piknik z burgerami i belgijskimi frytkami.

Wiatr protestów zaczyna więc słabnąć. Mimo to wciąż wieje on również w chorągwie partii bardziej liberalnych i centroprawicowych, takich jak Koalicja Obywatelska i Polska 2050 Szymona Hołowni. Nie uderzają one w UE i EZŁ tak mocno, ale uderzają nieustępliwie. Z kolei ugrupowania bardziej lewicowe, nawet jeśli unikają wymierzania ciosów, unikają też roli obrońców. Dotyczy to tak Polski, jak i całej Europy.

Osierocona polityka

I tak oto propozycje zmian, które miały przynieść też ratunek europejskiemu rolnictwu, zostały skreślone lub mocno osłabione. Jeśli coś wymaga jednak skreślenia, to praktyki stosowane dziś powszechnie na całym świecie. W tym w Europie.

Być może świadomość tego w społeczeństwie jest jednak większa niż u polityków.

Jak wynika z majowego raportu Instytutu Spraw Publicznych, aż 76 proc. społeczeństwa uważa, że Polska powinna przyjąć Nature Restoration Law. Taki sam odsetek osób uznaje za ważne, by osoby kandydujące do Parlamentu Europejskiego popierały odbudowę zasobów przyrodniczych w Europie.

Inne tegoroczne badania (na zlecenie More in Common) pokazują, że choć 72 proc. osób w Polsce spodziewa się po obecnym Europejskim Zielonym Ładzie więcej strat niż korzyści, to jednocześnie 57 proc. z nas uważa, że w obliczu zmiany klimatu rolnicy muszą zmienić sposób prowadzenia swoich gospodarstw.

Z kolei w środę z okazji Światowego Dnia Środowiska ciekawy raport opublikowała organizacja RoślinnieJemy. Pracownia Ariadna na jej zlecenie przepytała o ocenę samych rolników.

„Jak się okazało, rolnicy są dużo bardziej otwarci na temat roślinnej produkcji niż można by zakładać”

– przekonuje organizacja. I wylicza, że:

  • 55 proc. rolników jest gotowych do zmniejszenia negatywnego wpływu własnej produkcji rolnej na środowisko naturalne,
  • 54 proc. rolników popiera wprowadzenie dopłat, które będą stanowić zachętę do przejścia z hodowli zwierzęcej na uprawę roślin,
  • a 41 proc. rolników twierdzi, że rolnictwo powinno rozwijać się w kierunku roślinnych zamienników mięsa i nabiału.

– Stoimy obecnie przed wyzwaniem kryzysu klimatycznego oraz wyczerpujących się zasobów. Utrzymanie obecnego ekstensywnego sposobu produkcji żywności nie będzie niedługo możliwe – komentuje dla OKO.press Alicja Bućko, odpowiadająca w RoślinnieJemy za kwestie polityczne.

Bućko podkreśla, że odpowiedzialnością państwa jest „strategiczne i długoterminowe podejście do stojących przed nimi wyzwań, w tym zmiany klimatu”.

– Jego rolą jest tworzenie systemu żywnościowego, który będzie wspierał konsumentów w podejmowaniu zdrowych i świadomych wyborów żywnościowych, a jednocześnie zwiększy opłacalność zrównoważonej produkcji rolniczej, w tym żywności roślinnej. Zagwarantowanie opieki i wsparcia dla rolników, którzy chcą przekształcić swoje gospodarstwa rolne, np. zwiększając produkcję roślinną i skupiając się na produkcji zrównoważonej, powinno być obecnie priorytetem rządu – mówi ekspertka.

Czy politycy odważą się więc ponownie zaopiekować dzieckiem, które porzucili? Już przy obecnym układzie politycznym w Polsce i Europie jest to mocno skomplikowane. Jeśli w eurowyborach na znaczeniu zyskają partie prawicowe, sytuacja stanie się jeszcze trudniejsza.

To się opłaca

Inne z tegorocznych badań Instytutu Spraw Publicznych wykazało, że 36 proc. ocenia ogólną sytuację finansową ich gospodarstwa jako złą lub bardzo złą. Zysk za 2022 rok odnotowała jedynie około jedna trzecia z nich, a ponad połowa miała stratę lub wyszła na zero. W rezultacie coraz więcej osób w gospodarstwach rolnych podejmuje dodatkową pracę, przy czym aż 44 proc. z ankietowanych wskazało, że jest to praca stała.

„Funkcjonowanie na granicy opłacalności, niestabilność sytuacji, problemy finansowe, słaba pozycja w łańcuchu wartości względem handlu czy przetwórstwa, konkurencja ze strony dużych gospodarstw, sprawiają, że sprawy ochrony środowiska schodzą na dalszy plan, a jednym z najważniejszych celów staje się przetrwanie” – komentuje ISP.

Co jednak kluczowe, dobrze poprowadzona transformacja w rolnictwie nie musi odbywać się kosztem gospodarstw.

Na przykład wspomniana wcześniej grupa 6 tys. naukowców wskazuje, że stosowanie pestycydów można zmniejszyć o ponad 40 proc. bez negatywnego wpływu na produktywność żywności. „Można to osiągnąć dzięki zintegrowanym praktykom zarządzania, takim jak wdrażanie zróżnicowanego płodozmianu” – wskazują badacze.

I dodają, że gdyby do dobrego stanu przywrócono zaledwie 10 proc. obszarów chronionych, oznaczałoby to poniesienie kosztów wynoszących ok. 150 miliardów euro. Dużo. Przewidywane korzyści związane z przywróceniem bogatych w różnorodność biologiczną siedlisk przyniosłoby jednak 1 860 miliardów euro korzyści. Czyli 12 razy więcej.

Korzyści z transformacji rolnictwa mogą być więc ogromne. Jeśli politycy zdołają przeprowadzić ją przy uwzględnieniu głosu samych zainteresowanych i ich wymiernym wsparciu, anihilacja grozi jedynie populistom.

Na zdjęciu: protest europejskich rolników w Brukseli, 4 czerwca 2024

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Szymon Bujalski

Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”

Komentarze