Andrzej Duda w wielkopolskim Pleszewie powtórzył argumenty Prawa i Sprawiedliwości w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. To, co nie dziwi już w przypadku szeregowych posłów, nadal zaskakuje w przypadku prezydenta, który jest przecież doktorem prawa i przysięgał na wierność konstytucji
W opowieści głowy państwa dla mieszkańców Pleszewa było wszystko to, co mówią Marek Ast i Stanisław Piotrowicz - od koncepcji "skoku na Trybunał", której miał dokonać poprzedni rząd, przez nieprzekonującą prawa konstytucyjnego, po atak na profesora Andrzeja Rzeplińskiego za skuteczne wymykanie się z pułapek stawianych przez Prawo i Sprawiedliwość.
Jeżeli komuś się wydawało, że poprzez skok na Trybunał Konstytucyjny uniemożliwi nam dokonanie zmian w Polsce i realizację naszego programu, to się mylił. Bo my jesteśmy zdeterminowani do tego, aby ten program zrealizować.
Mówiąc o "skoku na Trybunał" prezydent ma na myśli kontrowersyjne zapisy z ustawy z 25 czerwca 2015 roku, do której większość parlamentarna PO-PSL za czasów Ewy Kopacz wpisała przepisy umożliwiające im wybór pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, których kadencje kończyły się w 2015 roku, mimo, iż zakończenie urzędowania tylko trzech z nich przypadało na VII kadencję Sejmu, a dwóch kolejnych już na czas po ukonstytuowaniu się nowego parlamentu, w którym większość zdobyło Prawo i Sprawiedliwość.
PiS najpierw skierowało w tej sprawie wniosek do TK, ale potem zmieniło zdanie i go wycofało. Wówczas swój "skok na Trybunał" Platforma Obywatelska sama skierowała do kontroli przez sąd konstytucyjny, który 3 grudnia orzekł, że posłowie PO i PSL nie mieli prawa wybrać więcej niż trzech sędziów, więc tylko ich wybór miał oparcie w przepisach konstytucji.
W międzyczasie jednak PiS powołało - rękoma prezydenta właśnie - do istnienia alternatywną rzeczywistość prawną, w której wybrano i zaprzysiężono pięciu nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
W orzeczeniu z 3 grudnia TK rozstrzygnął wszystkie wątpliwości i jednoznacznie wyłożył obowiązki konstytucyjne prezydenta w procesie powoływania sędziów Trybunału. Stwierdził, że skoro sędziów TK powołuje Sejm, do rola głowy państwa nie może być rozumiana inaczej niż jako "obowiązek Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej niezwłocznego odebrania ślubowania od sędziego Trybunału wybranego przez Sejm".
Tego wyroku Andrzej Duda konsekwentnie nie wykonuje.
Trybunał jest związany domniemaniem zgodności z konstytucją ustaw, które uchwalił parlament. I nie ma innej drogi.
Andrzej Duda postanowił też powtórzyć podstawowy błąd Prawa i Sprawiedliwości, czyli zasadę, że ustawa może być ważniejsza od konstytucji, jeśli tylko Sejm uchwali prawo, którego autorzy wykreślili z niego vacatio legis, czyli okres między publikacją nowego prawa, a jego wejściem w życie.
Tę sztuczkę PiS zastosowało w ustawie z 22 grudnia 2015 roku, która kończy się stwierdzeniem: "ustawa wchodzi w życie z dniem ogłoszenia".
To fundamentalnie niezgodne z konstytucją, ponieważ odpowiedni czas trwania vacatio legis jest jedną z najważniejszych zasad prawidłowej legislacji. Choć ustawodawca ma prawo w uzasadnionych przypadkach skrócić ten czas - domyślnie wynosi on 14 dni - to w przypadku ustaw o charakterze ustrojowym wynosi on często kilka miesięcy. Ten czas potrzebny jest na m.in. na złożenie ewentualnych wniosków o kontrolę konstytucyjną oraz przeprowadzenie tej kontroli.
Błąd PiS i prezydenta polega na tym, że autorzy Konstytucji RP przewidzieli możliwość próby zamachu stanu przez wykreślenie vacatio legis.
Dlatego - wbrew twierdzeniu prezydenta Dudy, że "nie ma innej drogi" - artykuł 195 ustęp 1 Konstytucji RP stanowi, że "podczas sprawowaniu urzędu sędziowie Trybunału Konstytucyjnego są niezawiśli i podlegają tylko konstytucji".
Ten przepis - zwany "stosowaniem konstytucji wprost" - sędziowie zastosowali, by orzekając o zgodności z konstytucją ustawy z 22 grudnia nie powstała - niedopuszczalna, prowadząca do sprzeczności i nonsensu sytuacja - w której Trybunał orzekałby o konstytucyjności ustawy na podstawie tej właśnie ustawy.
[A. Rzeplińskiemu] się wydaje, że w konstytucji nie ma artykułu 197, który mówi, że TK proceduje na podstawie ustawy. (...) Nikt rozsądny nie pozwoli na to, aby Trybunał stał w kraju ponad prawem, aby nie przestrzegał prawa uchwalonego przez parlament.
Prezydent jednak - zgodnie z linią swojego środowiska politycznego - powołuje się na mniej istotny artykuł 197 Konstytucji RP, który stanowi, że "organizację Trybunału Konstytucyjnego oraz tryb postępowania przed Trybunałem określa ustawa".
Prezydent jako doktor prawa powinien znać hierarchię norm i wiedzieć, że przepisy konstytucji są najważniejszym źródłem prawa w Rzeczypospolitej, a w samej ustawie zasadniczej przepisy konkretne (tj. zawierające normy konstytucyjne) są istotniejsze niż przepisy odsyłające do norm z aktów prawnych niższego rzędu. A artykułem odsyłającym jest właśnie artykuł 197 Konstytucji, który odsyła do zwykłej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
W efekcie poprawne jest zdanie dokładnie przeciwne niż wypowiedź prezydenta Dudy - to nie Sejm nie pozwala, by Trybunał stał ponad prawem stanowionym przez ten Sejm, ale Trybunał Konstytucyjny nie pozwala zwykłej większości parlamentarnej ignorować ustrój i dokonywać zmian, które wymagają zmiany Konstytucji, a więc większości 2/3 głosów w Sejmie.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze