0:000:00

0:00

Drugi Marsz Równości w Lublinie miał przejść ulicami miasta 28 września 2019. Jego hasło przewodnie to "Promocja homoseksualizmu" a także "LGBT+ taniej do 30 proc.!" - jak zachęcają na plakacie organizatorzy, kpiąc z prawicowej narracji.

Prezydent Lublina Krzysztof Żuk (Platforma Obywatelska) nie docenił żartu i 24 września wydał zakaz marszu. To recydywa prezydenta Żuka, jego zeszłoroczny zakaz I Marszu Równości uchylił ostatecznie Sąd Apelacyjny.

Przeczytaj także:

Joanna Mucha: ja w tym Marszu pójdę

"Żałuję, że prezydent z naszego obozu podjął taką decyzję - mówi OKO.press Joanna Mucha, posłanka z Lublina, kandydatka w wyborach Koalicji Obywatelskiej z tego miasta - choć rozumiem, że kieruje się troską o bezpieczeństwo uczestników. W zeszłym roku było naprawdę niebezpiecznie i wiele nie brakowało, by kontrmanifestanci bezpośrednio uderzyli na nasz Marsz".

Mucha podkreśla jednak, że to na policji spoczywa obowiązek zapewnienia bezpiecznego przebiegu zgromadzenia i prezydent powinien do tego się odwołać.

"Ja w każdym razie w II Marszu Równości wezmę udział" - mówi Mucha.

Bo są konkurencyjne imprezy

W uzasadnieniu zakazu czytamy, że na 28 września zaplanowane były pochody militarne organizowane przez Fundację Niepodległości we współpracy z Urzędem Marszałkowskim Województwa Lubelskiego. Pokazy i rekonstrukcje historyczne podobno omawiane były już w sierpniu, ale nie zachowała się żadna dokumentacja, nie było też o wydarzeniu żadnych wzmianek na stronach Fundacji Niepodległości i do tej pory nie ma. Centrum Zarządzania Kryzysowego poinformowało organizatorów Marszu Równości o sprawie dopiero 11 września. Marsz Równości zgłoszono ratuszowi pod koniec sierpnia.

Cała sprawa wyglądała na celowe rzucanie kłód pod nogi - w końcu wojewoda lubelski Przemysław Czarnek jest znany ze swoich homofobicznych wystąpień, przegrał nawet sprawę w sądzie z organizatorami Marszu Równości.

Mimo to organizatorzy zmienili trasę i Marsz planowo omija plac Teatralny. Prezydent w piśmie uznaje jednak, że to nie wystarczy. W dokumencie szczegółowo wylicza przepustowość placu, choć - powtórzmy - trasa omija plac.

Bo to może być impreza masowa

Żak uporczywie powtarza, że kilka tysięcy ludzi, którzy - jak twierdzą urzędnicy - pojawią się na miejscu w sobotę 28 września to już nie zgromadzenie publiczne. I przekonują, że zgromadzenie jest tak duże, że przypomina imprezę masową (choć nie stwierdzają, że nią jest) i wyciągają z tego wnioski.

"Gdyby (podkr. - OKO.press) zatem, w niniejszych okolicznościach sprawy rzecz dotyczyła imprezy masowej, przy braku spełnienia warunków, o których wyżej mowa, impreza ta nie mogłaby się odbyć z uwagi na realne zagrożenie dla bezpieczeństwa, życia i zdrowia ludzi".

Imprezy masowe - rozrywkowe, artystyczne i sportowe - to jednak coś zupełnie innego niż zgromadzenia publiczne. Wymagania techniczne i organizacyjne wobec imprez masowych są znacznie wyższe i bardziej skomplikowane, a przede wszystkim - spoczywają na organizatorach, którzy takim imprezom muszą zapewnić odpowiednie zaplecze.

Raz jeszcze. Choć II Marsz Równości jest zgromadzeniem publicznym, które podlega ustawie o zgromadzeniach publicznych, to prezydent Krzysztof Żuk zakazuje go, bo jego zdaniem prawdopodobnie Marsz nie spełniałby wymogów przewidzianych w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych.

To nie żart. Takie rozumowanie znalazło się w piśmie prezydenta Lublina.

Bo będą zamieszki

Oprócz pikniku militarnego zgłoszono na 28 września siedem innych zgromadzeń, m.in. wspólne modlitwy różańcowe, "rozważanie nauczania Kościoła katolickiego", "wyraz troski o moralny stan narodu polskiego", gra w ciuciubabkę, uczczenie urodzin Konfucjusza.

Prezydent, powołując się na "utrwalone orzecznictwo sądów i trybunałów", przypomina, że władze mają obowiązek zapewnić wszystkim, w tym osobom postronnym i kontrmanifestantom bezpieczeństwo, jak również wolność zgromadzeń i wypowiedzi. Zdaniem ratusza

poziom napięć między grupami, które chcą demonstrować 28 września jest zbyt wysoki i zachodzi duże prawdopodobieństwo, że dojdzie do nieprzewidywalnych zachowań ludzi, zamieszek i niszczenia mienia.

Dokładnie tak samo argumentował prezydent zakazując marszu w 2018 roku, co storpedował Sąd Apelacyjny. Niedopuszczalne jest prewencyjne zakazywanie zgromadzeń, tylko dlatego, że istnieje podejrzenie, że znajdą się ludzie, którzy mogą je zakłócać. Taka jest utrwalona linia orzecznicza sądów i kompromitacją jest pomijanie jej.

Bo były zamieszki (a to ten sam Lublin)

Prezydent Lublina twórczo rozwija argumentację na rzecz prewencyjnego zakazu. Przywołuje zamieszki, które miały miejsce podczas zeszłorocznego Marszu Równości w tym mieście - kilkanaście rannych osób, w tym ośmiu policjantów, chuligani rzucający kostką brukową i kamieniami, zniszczone samochody. Żuk pisze, że w innych miastach marsze równości przebiegają w spokojnej atmosferze.

Skoro więc w Lublinie doszło do takich incydentów, to znaczy, że rozsądniej będzie zgromadzenia zakazać.

Ta argumentacja z całą pewnością upadnie w sądzie, ale potrzyma organizatorów w niepewności przez kolejne kilka dni. Tym samym w stanie zawieszenia będzie również policja, która do czasu prawnego rozwiązania sprawy nie może powołać sztabu kryzysowego.

"Za tego typu sytuacje [zamieszki, osoby ranne w starciach z chuliganami - red.] będzie ponosić też moralną odpowiedzialność prezydent Żuk" - piszą organizatorzy marszu. Ich zdaniem przewlekanie sprawy powoduje, że służby nie zdążą się przygotować do odpowiedniej ochrony marszu.

Marsz nie jest pokojowy?

Ale na tym nie kończy się argumentacja Krzysztofa Żuka. Zdaniem prezydenta Lublina, o tym, czy zgromadzenie jest pokojowe (a to warunek zgody na jego przeprowadzenie) decydują także wypowiedzi organizatorów, które można znaleźć w prasie i mediach społecznościowych.

Pracownicy ratusza stwierdzili, że jeden z organizatorów marszu dopuszcza się

wypowiedzi, które "potęgują krytyczne wobec marszu nastroje społeczne".

Innymi słowy zdaniem urzędników - organizatorzy prowokują swoich przeciwników.

Ratuszowi zwłaszcza nie spodobało się to, że jeden z organizatorów "swoich oponentów nazywa faszystami lub ekstremistami" oraz napisał gdzieś, że "da na wypominki" [na modlitwę za zmarłego - red.] za "krytykowanego przez siebie parlamentarzystę".

W innym miejscu urzędnicy wprost piszą, że organizator "mową nienawiści podsyca napięte nastroje społeczne". Autorzy zakazu co prawda wspominają, że mowę nienawiści stosują również przeciwnicy marszów, nazywając homoseksualistów pedofilami i zagrzewając "do boju" przeciwko nim. Ale stawiają znak równości między homofobią a zgryźliwymi wpisami o "ekstremistach" i "dewiantach".

W piśmie pada także stwierdzenie, że "oba te zjawiska" penalizowane są przez polski kodeks karny, który zakazuje dyskryminacji m.in. na tle etnicznym, rasowym, wyznaniowym. Rzecz w tym, że na tej liście nie ma orientacji seksualnej i dlatego całe rozumowanie nie ma sensu.

Aktywiści LGBT zabiegają właśnie o to, by polskie prawo karne uznało orientację seksualną za cechę chronioną. A tego kodeks karny nie robi ani w art. 256 kk, ani 257 kk, ani nawet 119 kk.

Cała ta argumentacja, oparta na błędnych przesłankach prawnych, ma zbudować przekonanie, że ci, którzy rzucają kostką brukową i kamieniami w marsz, i ci, którzy nią obrywają, są siebie warci i równie niebezpieczni.

A nazywanie radykałów "faszystami", to według urzędników przejaw dyskryminacji i mowy nienawiści.

21 stron homofobicznej nowomowy

Uzasadnienie zakazu prezydenta Lublina, które liczy aż 21 stron, pełne jest zawiłych i absurdalnych zdań w rodzaju:

"Wolność zgromadzeń publicznych nie może być odczytywana jako wolność do niczym nieograniczonej eskalacji źródeł napięć występujących między różnymi grupami społecznymi".

Wymowa decyzji władz Lublina jest jasna. Dobrze wyraził ją radny Tomasz Pitucha z PiS (ten sam, który w lipcu 2019 został skazany na zniesławienie organizatora Marszu Równości twierdząc, że marsz jest "promocją pedofilii"). Pochwalił prezydenta Żuka:

"Cieszę się z tej decyzji. Nie czuję się wygrany, bo problem promocji homoseksualizmu nie zaniknie, a jest to problem, który dotyka wielu młodych ludzi i przynosi szkody.

Nikt nie jest przeciwko osobom homoseksualnym, natomiast promocja tego w sferze publicznej jest niewłaściwa, nie powinna być dopuszczalna i dzisiejsza decyzja idzie w tym kierunku".
;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze