Przebieg majowej sesji Rady Gminy Złotów był dość burzliwy – przynajmniej jeśli wierzyć lokalnym mediom. Powodem nie były wcale ideologiczne spory czy afery z udziałem złotowskich urzędników. Radni rozmawiali na temat problemów z fotowoltaiką. Wójt gminy Piotr Lach chwalił mieszkańców za korzystanie z odnawialnych źródeł energii. W końcu dzięki panelom zamontowanym na ich dachach wielkopolska gmina uniknęła emisji równowartości ponad 1,2 tys. ton dwutlenku węgla.
Przepalone żarówki
Niestety, fotowoltaika w niektórych miejscach ma padać ofiarą własnego sukcesu. Zwrócił na to uwagę radny Jacek Januszewski. W Radawnicy (630 mieszkańców) panele produkują już tyle prądu, że sieć staje się niewydolna.
„Informacje mam od osoby, która jest zawodowym elektrykiem. (…) Napięcie dochodzi tam do 270 wolt w słoneczne dni, przy czym transformator przewidziany jest na 240 wolt” – mówi cytowany przez portal Złotowskie.info Januszewski. Do sieci pompowany był dodatkowy prąd, bo panele w czasie swojej „nadprodukcji” zasilają nim sieć energetyczną. Dochodzi do tego w słoneczne dni, poza szczytem zużycia energii, gdy gospodarstwo domowe nie jest w stanie wykorzystać całej wyprodukowanej przez panele energii. Radny dodał, że radawniczańskie instalacje w lecie uczestniczą w swego rodzaju „wyścigu”.
Te, do których światło słoneczne dociera w pierwszej kolejności, maja szansę na podłączenie do sieci. Kolejne mogą już być do niej nie dopuszczone, bo napięcie idzie niebezpiecznie w górę.
„Podobno nagminną rzeczą jest przepalanie żarówek” – mówił Januszewski.
„Jeżeli nie powstaną jakieś sposoby magazynowania czy dystrybucji, w oparciu o nowe linie energetyczne, okaże się, że cała proekologiczna polityka, namawianie do niej obywateli i korzystanie z dotacji będzie strzałem w kolano. (…) Będzie słoneczny dzień, do tego prąd będą produkowały wiatraki, a my usmażymy się w naszych domach od instalacji elektrycznych” – odpowiadał wójt gminy.
„Sieć nie jest z gumy”
Przepalanie się żarówek i awarie sprzętów raczej nam nie grożą – twierdzą eksperci. Co innego z „wyścigiem” paneli, który nie jest jedynie miejską legendą. Rzeczywiście, w momencie największego dociążenia sieci niektóre instalacje są od niej odłączane. Tak działają falowniki, który prąd stały zamienia w prąd zmienny – czyli ten, który bierzemy ze swoich gniazdek. Wytworzona przez panele energia zwyczajnie się marnuje.
„Może do tego dochodzić, gdy przy jednej ulicy wiele domów jest wyposażonych w fotowoltaikę” – mówi Paweł Czyżak, specjalista od energetyki z think-tanku Instrat. „Nie ma natomiast zagrożenia »wybuchowymi« efektami, o które niektórzy się obawiają. Jeśli mamy dobrej jakości falownik, to dba on o stabilizację napięcia w domu. Tam zawsze powinien płynąć prąd o napięciu 230 V.”
Mimo to wyłączenia instalacji to problem, który stale się pogłębia. Mikroelektrowni fotowoltaicznych przybywa, a system elektroenergetyczny nie nadąża za ich rozwojem.
Dlatego w ostatnich miesiącach wielokrotnie słyszeliśmy od rządzących, że „sieć nie jest z gumy”. Z tego powodu Sejm zdecydował o przyhamowaniu rozwoju polskiej fotowoltaiki, rezygnując z systemu opustów.
W ich myśl przekazana do sieci energia może potem być z niej odebrana na preferencyjnych warunkach. Zdecydowana większość użytkowników paneli bezpłatnie może użyć 80 proc. mocy przesłanej do niej jak do „wirtualnego magazynu” energii. Tu pojawia się kolejny problem – bo odłączona instalacja nie przekazuje prądu do sieci, a prosument (właściciel paneli, zlepek słów „producent” i „konsument”) musi potem skupować ją od operatora po zwyczajnych, detalicznych stawkach. Tym samym obniża się opłacalność fotowoltaiki.
„Sieć elektroenergetyczna ma ograniczoną elastyczność. Nie może być magazynem dla coraz większej liczby prosumentów. Niepodjęcie zmian może prowadzić do katastrofy” – mówił wiceminister klimatu Ireneusz Zyska w wywiadzie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Dlatego Sejm w czwartek 2 grudnia zdecydował o odrzuceniu senackiego veta wobec nowelizacji ustawy o OZE. W jej myśl od kwietnia przyszłego roku prosumenci będą rozliczać się z energii sprzedając je po hurtowych, a skupując po detalicznych stawkach – o czym pisaliśmy już w OKO.press. Do wejścia zmian w życie pozostał więc jedynie podpis prezydenta.
Fizyczne magazyny energii mało opłacalne
Ograniczenia w elastyczności systemu dotyczą również elektrowni węglowych. Te wciąż stanowią lwią część polskiego miksu energetycznego. To z nich pochodzi około 70 proc. prądu. Gdy fotowoltaika pompuje go do sieci, trzeba nieco zmniejszyć możliwości „węglówek”, by zwiększyć udział czystego prądu w zużyciu i nie wyłączać kolejnych mikroinstalacji. A to wcale nie jest proste.
„Nie można tego zrobić pokrętłem, by po kilku sekundach dopływ energii do sieci się zmniejszył. Elektrownie węglowe nie są najlepiej dostosowane do elastycznej pracy, nie mogą schodzić poniżej pewnych minimów mocy, które są dość wysokie. Zmniejszenie i zwiększenie mocy trwa nawet kilka godzin” – mówi Czyżak.
Dlatego wykorzystanie pełnego potencjału fotowoltaiki jest trudne. Sytuację mogłoby zmienić szersze stosowanie magazynów energii – tych rzeczywistych, nie wirtualnych. Problem w tym, że takie urządzenia o zadowalającej dla gospodarstwa domowego pojemności potrafią kosztować nawet 14-16 tys. złotych. Rządowe dotacje do ich zakupu są na razie jedynie w planach. Wiceminister Zyska zapowiadał, że dopłaty mogą pojawić się w zapowiadanym na przyszły rok programie Mój Prąd 4.0 i wynieść nie więcej niż połowę poniesionych kosztów.
Przestarzałe linie to „trzon sieci”
Póki magazyny nie są powszechne, trzeba radzić sobie z niewydolną, awaryjną i wysłużoną siecią. Specjalistyczne artykuły i raporty organizacji pozarządowych na jej temat publikowane są praktycznie co kilka miesięcy. Diagnozy zawsze są podobne: polskiej energetyce potrzebne będą zmiany – szybkie i kosztowne.
Są one konieczne, bo linie energetyczne projektowano kilkadziesiąt lat temu. Prąd płynął w jedną stronę, z elektrowni do użytkownika.
Sieci prowadzone słupami nad powierzchnią ziemi wydawały się bezpiecznym rozwiązaniem. Sytuację zmieniają jednak coraz częstsze wichury i nawałnice, które w lecie przerywają przepływ prądu – również tego z fotowoltaiki.
„Aż 76 proc. linii wysokich i średnich napięć ma ponad 25 lat, a od 37 do 42 proc. nawet ponad 40 lat” – czytamy w raporcie „Sieć do zmiany” opublikowanym przez think-tank Polityka Insight. -„Dziś stanowią one trzon infrastruktury przesyłowej i dystrybucyjnej w kraju. Tylko 26 proc. linii średnich napięć jest skablowana (znajduje się pod ziemią); reszta jest na powierzchni, więc może zostać zniszczona przez intensywne opady śniegu lub trąby powietrzne. Przy obecnym poziomie wydatków operatorów osiągnięcie optymalnego poziomu skablowania zajmie 50 lat. A anomalii pogodowych będzie przybywać” – diagnozują autorzy dokumentu z końcówki 2019 roku.
Bez prądu coraz dłużej – mimo inwestycji
Nawałnice, śnieżyce i wichury pozbawiają nas dostępu do prądu wyjątkowo często. Przez cały 2016 rok odbiorcy energii w Polsce musieli liczyć się z przerwami w dostawach energii przez średnio 205 min. W tym samym czasie w Niemczech czas ten wyniósł zaledwie 14 minut. Po kilku latach sytuacja wcale się nie poprawiła. Przerwy w dostawach prądu od Energi (operatora działającego na północy Polski) wyniosły w sumie 209 minut na użytkownika. Jeszcze gorzej jest na południu, gdzie prąd dostarcza Tauron – klienci bez dostępu do niego pozostają średnio przez aż 222 minuty – w tym ponad półtorej godziny przez katastrofy. Najlepiej pod tym względem wygląda działające w aglomeracji warszawskiej Innogy – tam średni czas przerw wyniósł „zaledwie” 90 minut.
Wiąże się to ze największym stopniem skablowania sieci tego operatora. Dla sieci średniego napięcia wynosi on powyżej 96 proc. Oznacza to, że właśnie tyle przewodów znajduje się pod ziemią.
W Polsce stopień skablowania sieci średnich i niskich napięć wynosi odpowiednio 35 i 27 proc. Unijna średnia dla obu wynosi 75 proc.
Według Polityki Energetycznej Polski do roku 2040 powinniśmy osiągnąć ten pułap na koniec dekady. Trzeba będzie na to wydać ponad 47 miliardów złotych.
Inwestycje w energetykę kosztują, dlatego sytuacja znacząco nie poprawia się mimo ogromnych środków, które w ostatnich latach na sieć przeznaczają operatorzy. Na przykład spółka PGE Dystrybucja (część Grupy PGE) w jej rozbudowę i modernizację od 2016 do 2019 roku zainwestowała 7 mld złotych. Tauron Dystrybucja na poprawę niezawodności dostaw w samym 2019 roku wydała 1,8 mld.
Za mało linii i transformatorów
Mimo to polska sieć przesyłowa i dystrybucyjna nadal nie jest wystarczająco gęsta – oceniają analitycy Forum Energii w swoim raporcie „Sieci dystrybucyjne. Planowanie i rozwój”. „Na 1 tys. km2 w Polsce przypada 41 km sieci elektroenergetycznej. Dla porównania w Niemczech jest to 100 km, a w Szwajcarii nawet 161 km” – czytamy w raporcie. Za mało jest również stacji transformatorowych, znajdujących się pomiędzy sieciami wyższego i niższego napięcia. A przecież to do nich przekazywany jest prąd z fotowoltaiki.
Radni gminy Złotów być może błędnie przewidują zagrożenia wynikające z nadmiaru energii z fotowoltaiki. Jej wójt ma jednak rację – niedługo „do tego prąd będą produkowały wiatraki”. Dziś są one marginalną częścią rynku energetycznego. Jest tak głównie przez ustawę 10 H, w praktyce uniemożliwiającej stawianie elektrowni wiatrowych na większości powierzchni kraju. Skutki jej działania opisywaliśmy już w OKO.press.
Rządzący co jakiś czas zapowiadają jednak liberalizację tego prawa, a w Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku wiatraki na morzu (tzw. offshore wind) są wymienione jako jedno z najważniejszych przyszłych odnawialnych źródeł. Pierwsze mają ruszyć w 2025 i 27 roku.
Za dwie dekady z morskiego wiatru ma pochodzić 20 proc. energii w Polsce.
Do miksu energetycznego dojdzie więc kolejny element, który przez jakiś będzie produkował prąd równolegle do wciąż działających bloków węglowych – i ten prąd będzie musiał się gdzieś pomieścić.
„Nadzieją napawa to, że krajowe plany przewidują wzrost wydatków na modernizację sieci dystrybucyjnych – z obecnych sześciu miliardów do dziewięciu miliardów rocznie. Polskie Sieci Energetyczne też planują inwestycje na kolejnych 10 lat, ich skala jest bardzo duża” – mówi Paweł Czyżak.
Według niego konieczne jest szybkie skablowanie sieci, co zwiększy jej przepustowość. To szczególnie ważne na północy kraju, która przyjmować będzie prąd z farm wiatrowych, i w pobliżu aglomeracji miejskich – czyli najbardziej „prądochłonnych” obszarów. Ważne jest też wprowadzanie do użytku inteligentnych liczników prądu do polskich domów. To urządzenia podobne do tradycyjnych liczników, jednak ich funkcje pozwalają dostosować dostawy energii do jej rzeczywistego zużycia.
„Na razie właśnie niewydolność sieci największym zagrożeniem dla rozwoju OZE w Polsce.” – podsumowuje Czyżak.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Oskarzylem Pana o bycie trollem z powodu Pana opinii na temat uchodzcow. O wszystkich innych tematach pisze Pan rozsadnie i nawet swietnie. Czemu Pan unika dyskusji? Ja uwazam ze wszyscy pochodzimy od uchodzcow i ze prawo przemieszczania sie dobrowolnie po swiecie jest prawem czlowieczym ktore nalezy kazdemu juz od poczatku swiata i nikt nie ma prawa nikomu tej wolnosci odebrac. Chcial bym wiedziec czy sie u Pana nie pomylilem. Czy nie lepiej dyskutowac i wymienic argumenty niz pisac samotne posty? Moze mamy sobie cos do powiedzenia i sie wzajemnie czegos nauczymy?
O uchodźcach najlepiej wypowiada się lewicowy rząd Danii.
I nie tylko się wypowiada, ale uchwala odpowiednie ustawy.
Danii przyglądają się w tej materii nie tylko sąsiednie kraje.
Przepraszam za off top.
Diekuje za informacje. Sprawdzilem i to skandal. Prawa azylu byly po wojnie nie bez powodu ustalone. Widocznie pamiec zanika.
Nawet gdy te linie byly takie zle to prowadzenie nowych nie jest czarna magia i przeciagniecie byloby by tansze i bardziej kozystne na przyszlosc. Bo tak czy tak zmiana na OZE musi nastapic. Argumenty na poziomie Ropczynskiego. Trasa jest stara i ma kupe dziur i z tego powodu zamiast ja naprawic zmiejszamy ruch bo mozemy na weglu wiecej zarobic.
Pracuję w firmie związanej z energetyką i ten artykuł to bzdury wypowiadającego się człowieka, który nie ma o tym pojęcia !
Energia z paneli nie ma iść do transformatora – to jest źle zaprojektowana fotowoltaika! Panele mają zasilać domy i firmy zasilane z tego transformatora – to jest cel !
Skąd się bierze problem ? Bo nie z PRL owskich sieci jak durnie napisał autor. Problem bierze się z tego, że na terenach podmiejskich i na wsiach zużycie prądu jest statystycznie niewielkie, a właśnie tam ponad 80 % paneli na domach jest zamontowane! I jak to rozwiązać by miało sens ? – Trzeba panele montować w miastach – na urzędach, blokach kamienicach, szkołach innych budynkach. W miastach jest poprzez koncentrację ludzi, firm, urzędów itd duże zapotrzebowanie na energię – tu można zabudować naprawdę dużą ilośc paneli wszędzie i praktycznie nie będzie problemu ze zwyżką napięcia czy problemami wyłączania się fotowoltaiki.
Błędem obecnej władzy jest, ze nie zachęca urzędów miast, spółdzielni, wspólnot mieszkaniowych – by właśnie w miastach było tej fotowoltaiki jak najwięcej – tu ma to sens najbardziej!
Fotowoltaikę instaluje się po to, aby ZIMĄ mieć DARMOWY PRĄD od dostawcy energii energetycznej 🙂 W ilości 80% tego, co wyprodukowała fotowoltaika latem. Chyba wiemy, że jest to prąd wytworzony w polskich elektrowniach węglowych.
Ale jest też dobra strona owego energetycznego interesu. Mianowicie inwestorzy oprócz uruchomienia fotowoltaiki często likwidują piece węglowe zamieniając je na pompy ciepła, co przyczynia się do redukcji smogu.
Niestety, jest też pewna grupa inwestorów, którzy stosują tańsze i znacząco mniej sprawne rozwiązania niż pompy ciepła: bojlery z grzałką oporową, panele grzewcze oporowe, promienniki podczerwieni. Przyczyniają się oni do ZWIĘKSZENIA poboru energii zimą.
Tak więc regulacja, która ma na celu wymuszenie produkcji energii ze źródeł odnawialnych na zaspokojenie własnych potrzeb w pierwszej kolejności, wcale nie jest złym pomysłem. Ja, na ten przykład, mógłbym mieć fotowoltaikę oraz klimatyzację – prawie darmowy prąd latem dla podniesienia komfortu we własnym mieszkaniu.
Zgadza się. W ramach promocji fotowoltaiki przerzucono koszty "magazynowania" energii na energetykę profesjonalną. Za to za mało mówi się o możliwościach i kosztach dostosowania sieci elektroenergetycznych do integracji w nie "odnawialnych". "Zielone" lobby szerzy ułudę, że te koszty kończą się na panelach na dachu.
Po prostu cała dyskusja nie jest prowadzona uczciwie.
To jest Twoje podejście – dla energetyki to jest złe podejście.
Energetykę i interesuje byś wykorzystał, co wyprodukowałeś od razu, lub zrobił sobie magazyn, ale w tym czasie co oddajesz do sieci zasilasz od siebie sąsiadów, a nie oddajesz do transformatora.
To można uzyskać na pewno nie na osiedlach mieszkalnych, a właśnie w miastach. Sam mieszkam w dużym mieście i mam mieszkanie w kamienicy i na tej kamienicy mam panele prawie 10 KWp – ja oddaję do sieci ok 20 A – mój obwód pobiera z trafo 190 A – tym sposobem dzięki mojej fotowoltaice z trafo pobierane jest tylko 170 A – ale nadal pobierane !
Nie zgadzam się z Panem. Skoro większość energii produkowana jest tam, gdzie jest na nią niewielkie zapotrzebowanie, to gdyby sieć była odpowiednio rozbudowana i wydolna, ta energia mogłaby sobie przepłynąć tam, gdzie jest potrzebna. Idąc Pana tokiem myślenia, należałoby zachęcać mieszczuchów do zakładania ogródków przydomowych i chlewików, bo przecież większość żywności konsumowana jest w miastach, a nie na wsi. I dopóki żywność produkuje się na wsi, to mamy problem, bo trzeba rozbudowywać drogi, żeby tę żywność do miast dostarczać.
Prąd niech produkują ci, którzy chcą go produkować i mają do tego warunki. Nie stosujmy centralnego planowania w tym względzie, ale dajmy producentom szansę, żeby mogli ten prąd bez problemu dystrybuować tam, gdzie jest on potrzebny. Prąd z elektrowni na Śląsku może być, a jakiejś części, zużyty nad Bałtykiem i właśnie po to mamy system sieci przesyłowej, aby była taka możliwość. Tak więc opowiadanie, że prąd ma być produkowany tam, gdzie jest zużywany i to produkowany najwyżej w takiej ilości, jaką w danej okolicy da się zużyć, to jest jakaś PRL-owska utopia centralnego sterowania. To jest coś, czego nie da się osiągnąć w praktyce i co byłoby kosztowne, nieekonomiczne i ograniczające rozwój. Zwłaszcza, że prąd ze słońca można produkować praktycznie niemal wszędzie, bo nie trzeba np. dostępu do wody, która potrzebna jest w tradycyjnej energetyce do celów chłodzenia. Grzechem zaniechania byłaby rezygnacja z tego potencjału.
A sposobow na magazynowanie energi jest mnostwo i nawet bez nowej sieci mozliwa byla by produkcja wodoru na przyklad.
Przeciętna moc pobierana z sieci przez gospodarstwo domowe to coś około 300 W i na takie moce z pewną zakładką są projektowane linie niskiego napięcia. Tymczasem jeśli każdy w wiosce powiesi sobie 10 kW i zaświeci słońce to zostanie przekroczona maksymalna moc takiej linii. Głównym problemem jest tu spadek napięcia między transformatorem a falownikiem; linia jest tak policzona aby przy napięciu 230 V na transformatorze każdy miał w złączu kablowym przynajmniej 207 V. Jeśli teraz wszystkie instalacje PV zaczną pchać energię w drugą stronę, na transformatorze dalej jest 230 czy 240 V, ale przy falowniku już 270 V.
Głównym problemem jest tu przewymiarowanie instalacji podłączonych do sieci która była projektowana do czegoś innego (nieważne czy za PRL czy później). W zasadzie do linii NN nie powinny być podłączone instalacje większe niż przeciętny pobór gospodarstwa domowego, czyli kilkaset watów (tak, aby zużycie i produkcja bilansowały się). Technicznie najlepszym rozwiązaniem byłoby każdemu kto ma instalację większą niż kilka kW doprowadzić linię SN i postawić transformator, tylko kto za to zapłaci?
"… linia jest tak policzona aby przy napięciu 230 V na transformatorze …" Nie do końca pojmujesz zagadnienie, które polega na tym by niezależnie od stanu obciążenia transformatora, linii NN i instalacji w lokalu użytkownika napięcie w gniazdku wynosiło 230 V +/-10%. Czyli na nieobciążonym transformatorze może być 253 V i tyle samo będzie w gniazdkach (praktycznie zerowy spadek napięcia). Pod obciążeniem spadać będzie napięcie na transformatorze, ale jeszcze bardziej spadać będzie w gniazdkach, bo dochodzą spadki na przewodach NN. Przy maksymalnym obciążeniu napięcie w gniazdkach musi wynosić 207 V (niezależnie od tego ile to będzie na transformatorze). Problem polega na tym, że z fotowoltaiką pokrywającą zapotrzebowanie sieci NN transformator pracuje w stanie jałowym, czyli z napięciem ponad 230 V. Przy wysyłaniu prądu "pod górkę", w kierunku sieci, napięcie to jeszcze musi rosnąć i szybko osiąga limit wynikający ze wspomnianych widełek.
Jak poniżej dyskutanci stwierdzili, technicznie nie jest większym problemem zastosowanie transformatorów o zmiennym przełożeniu. To tylko kwestia finansowa. Tylko dlaczego wszyscy konsumenci mają się składać, by prosumenci mogli wyjść z dużym zyskiem?
Oczywiście, że transformator nie jest zupełnie sztywny. Niemniej, głównym problemem jest linia dystrybucyjna. Ja do ZK mam podprowadzone 4x 240mm2, ale są miejsca kilka ulic ode mnie gdzie jest to 4x 25mm2 powiewające na wietrze. Co z tego, że obciążalność takiej linii to ponad 100A (czyli np 10 instalacji fotowoltanicznych po 7 kW), jeśli 20% spadku osiągamy już po 300 metrach? Tutaj żadna automatyka do przełączania odczepów nie pomoże, tym bardziej że odbiorcy są podłączeni zarówno na początku jak i na końcu linii, więc ktoś będzie miał za dużo a ktoś inny za mało.
Oczywiscie. W Hiszpanii uzywali te same argumenty i uniemozliwili prawnie instalacji paneli. A tu conajmiej 300 dni slonecznych przynajmiej na poludniu. Teraz musieli prawo wycofac i nagle problemu nie ma.
Jak jest mieście dam przykład jednostkowy, ale dający pogląd na problemy. Mam dach małej kamienicy, na którym mogę zmieścić 12 kW. Ale to 3 spadki, kominy i anteny. By to działało trzeba falowników indywidualnych. Nikt nie chce się w to bawić i instalować bo to instalacja wymagająca myślenia. No i kosztuje 2x tyle co prosta połać na stodole – ulubiony rodzaj instalacji naszych dzielnych polskich przedsiębiorców lubiących szybkie i proste interesy.
Bzdury pan pisze. Wystarczy system oparty na optymalizatorach, np. Solaredge
Kolejny komentarz wpisujący się w idiotyczną narrację pisowską, jakoby właściciele paneli dokładają ich za dużo by zarabiać na dodatkowym prądzie. Co jest bzdurą, bo w systemie opustowym nie da się zarabiać. Każdy montuje nie więcej niż jego roczne zapotrzebowanie. I tak, nadmiarowy prąd idzie do transformatora, jeśli ten jest nowszy, dwukierunkowy
Nie wiem czy się śmiać czy płakać i co miałeś Wać Pan z Fizyki w szkole – widziałeś kiedyś jakikolwiek transformator, który byłby jednokierunkowy ? I to nieważne jak stary czy nowy ? O czym Pan bredzisz ?
Transformator z odczepami nie wystarczy. Spadek napięcia jest na przewodzie neutralnym i to trzeba wyeliminować za pomocą aktywnego symetryzatora obciążeń w fazach.
@Adam Dwa – I tu wlasnie mamy PRL – w tamtym czasie sieci nalezaly do tego samego wlasciciela co elektrownie i projektowane byly pod katem dystrybucji produkcji z tychze.
Nie bez powodu jakis czas temu wydzielono sieci i dystrybucje.
Niestety oplata sieciowa z naszych FV zostala spozytkowana krotkowzrocznie i zamiast zmieniac konfiguracje sieci i przygotowac sie na rozproszona produkcje oraz konsumpcje utrwalano status qvo.
Powielanie informacji o spadku napiecia od transformatora do odbiorcy to takze nieporozumienie. Powinno sie przeprowadzac udoskonalenia, ktore w jakikolwiek sposob zaradza tym problemom – np. skrocic odleglosc od transformatora do odbiorcy itp. zamiast biadac, ze tak jest i nic wiecej nie proponowac.
Wg mnie inzynier, ktory nie potrafi rozwiazac problemu powinien sie doksztalcic lub nie powinien zajmowac sie tym z czym sobie nie radzi.
Jeszcze male przemyslenie – z punktu widzenia sieci, ktore zyja z przesylu energii – kazde wylaczenie falownikow dla prosumentow w systemie opustow to realna strata. Potencjalnie moglyby zarobic 20% wartosci tej energii. W przyadku odciecia falownika prosument kupi energie gdzie sieci musza dzielic sie zarobkiem z elektrownia bo zarabiaja jedynie na przesyle.
"Potencjalnie moglyby zarobic 20% wartosci tej energii."
Nie; bo muszą oddać z innych źródeł (elektrownie szczytowe), a koszty tego przekraczają zysk z tych 20%.
Napisałem komentarz w Wordzie, ale przy próbie zamieszczenia "komentarz za długi". Więc w skrócie:
Autor nie wie o czym pisze, ale i krytyka jest tutaj mało rzeczowa. Sieci projektowane są na dekady. Nie jest winą sieci i ich projektantów, że w PRL i później nie przewidziano prosumentów. Sieci są niewinne, tylko promując porosumentów należy równocześnie(!) dopasować sieci do tej sytuacji, a nie jeździć bezmyślnie po PRL. Na tym świecie nie ma nic za darmo. Fizyki i ekonomii nie da się oszukać i zapiewy niedouczonych "zbafców świata" nic w tej kwestii nie zmienią.
Nie p.erdol! Na tym swiecie jest WSZSTKO za darmo: slonce, wiatr i teoretycznie wszystko inne(kiedys ktos sobie ziemie za darmo wzial, mysliwi poluja dziczyzne za darmo…). To ze tak nie jest w rzeczywistosci mozna zawdzieczyc ilosci ludzi plus ich sklonnosci do zlodziejstwa i palantom ktorzy powtarzaja by latwiej okradac ze niby nic nie jet za darmo. A w ryja mozna tez za darmo dostac!
Sens i madrosc tego przyslowia jest podobna do "Arbeit macht frei" na bramie obozu koncentracyjnego.
Dać dopłaty do klimatyzatorów i nadwyżki w lecie się skończą 😉
A co do "ekspertów" osądzonych mentalnie w PRLu. Ilu to ja się profesorów nasłuchałem, którzy jeszcze 15 lat temu mówili, że fotowoltaika się nie przyjmie, że rezygnacja z tradycyjnych żarówek rozwali system… Świat dzieli się na tych, którzy rozwiązują problemy i na Polskę, gdzie niedasię to podstawa braku działania.
"Fotowoltaika się nie przyjmie"?
A "przyjęła się"? Przecież artykuł jest właśnie o tym, że w zderzeniu z realiami ekonomicznymi okazuje się nieopłacalna; przynajmniej na chwilę obecną.
Oczywiście fotowoltaika ma sens, ale dyskusja forsowana przez jej doktrynalnych protagonistów prowadzona jest nieuczciwie.
A dopłaty, to inna twarz gospodarki centralnie sterowanej. Oczywiście rolą państwa jest tworzenie pewnych warunków ramowych, ale bez przesady.
W przypadku budownictwa indywidualnego problemem nie jest zużycie energii zimą.
Problemem jest magazynowanie wyprodukowanej latem energii i to policzalnej. Potrzebne są specjalistyczne rezerwuary.
Ponadto skablowanie linii przesyłowych, szczegolnie tych nowych .
Temat jest ważki i niebagatelny ale najważniejsze, że się przyjął.
Konkluzja: dopóki w Polsce nie będzie elektrowni atomowej, to Polską energetykę czeka organiczna praca od podstaw, czytaj od gruntu.
Ale przecież Polskę będzie na to stać. W tym miejscu należy przypomnieć o przyznanym eurograncie w niebagatelnej kwocie 1 mld na transformację energetyczną kraju dzięki poparciu kanclerz Angeli Merkel.
Zgodnie z KPO środki finansowe powinny już być w połowie 2022 roku.
Jest czas na prace koncepcyjne.
Magazynowanie energii; oczywistą sprawą jest, że potrzebne są "rezerwuary", tylko za bardzo nie ma technologii która umożliwiałaby przechowywanie znaczących ilości energii przez dłuższy czas. Elektrownie szczytowo-pompowe koncypowane są na wyrównanie cyklu dobowego. Opcją byłaby elektroliza i wodór.
To, że przytacza pani w tym kontekście elektrownię nuklearną, świadczy o nikłym pojęciu o temacie. Elektrownie cieplne, do których należą i nuklearne, należą do elektrowni podstawowych i są mało "elastyczne". A do rozwoju fotowoltaiki potrzebna jest szybka substytucja mocy która nagle "znika" z powodu pogody czy zachodu słońca. Podobnie do wiatraków.
Skablowanie linii to czysta ekonomia. Linia kablowa jest o wiele(!) droższa w budowie, za to tańsza, a przynajmniej pewniejsza w eksploatacji. Za to nie pojawiła się kwestia przepływu mocy od masy prosumentów do sieci, a to też wyzwanie na poziomie transformatorów między sieciami ŚN i NN.
Facet spier…! Klamcow nikt nie lubi a ty jestes nadzwyczajnie besszczelnym!
"tylko za bardzo nie ma technologii która umożliwiałaby przechowywanie znaczących ilości energii przez dłuższy czas"
Facet internet masz a googla nie potrafisz obslugiwac? Nie bede bandyta po raz setny wyliczal ile takich mozliwosci istnieje bo kazdy moze to sam sprawdzic. Dlatego wez twe zaklamane atomy i sie zmyj stad zanim ci ktos kopnie w twe jadra!
W zimie wiatr jeszcze silniej wieje. Nie wiem jaki dziwny problem pan chce skonstruowac? Gdy niema slonca czesto wiatr wieje lub odwrotnie. A jak nie w jednej czesci kraju to 100km dalej i da sie energie przeslac i konserwowac. Nie potrzeba tu zadnej energii atomowej tylko troche rozumu. W dodatku kosztuje tylko instalacja a energia jest za darmo.
Nie masz racji – ani wiatr nie wieje cały czas, ani słońce nawet w słoneczny dzień nie świeci cały czas ( chmury) – z takich źródeł zasilania nie da się niczego zasilać ! Musi być stabilizator typu konwencjonalna elektrownia, lub lepiej atomowa, która te wahania stłumi i ustabilizuje.
Można wydać dużo pieniędzy na modernizację linii energetycznych tradycyjnymi metodami. Efekty będą niezadawalające ze względu na zjawiska, które można wyjaśnić posługując się podstawami elektrotechniki. Efektywnym rozwiązaniem problemu wzrostów napięcia w sieciach z instalacjami fotowoltaicznymi jest zastosowanie nowoczesnych urządzeń elektroenergetycznych opartych na najnowszych technologiach przetwarzania energii. Są to regulatory napięcia zbudowane podobnie jak "inwertery" do fotowoltaiki, ale realizujące inne funkcje. Regulują napięcie i wyrównują prądy w fazach. Szczegóły na stronie mmb-drives.com.pl. Stosując regulatory napięcia można dwukrotnie zwiększyć pojemność sieci przy pozostawieniu "starych" przewodów.
Najprościej jest zmienić transformatory na takie z regulacją napięcia – tyle że taki transformator jest przeszło 2x droższy od bez tej funkcji – to są miliardy ewentualne do wydania – nikt na to nie ma pieniędzy.
Najlepiej każdemu, co ma 10 kW na dachu doprowadzić linię SN i postawić transformator. Sieć NN nie służy do zwrotu energii do sieci przesyłowej.
Dzisiaj sieć NN rzeczywiście nie służy do zwrotu energii do sieci przesyłowej. Ale fizycznie nic nie stoi na przeszkodzie by służyła. Adam Dwa napisał jak.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Hola hola. Każdy zapłacił haracz za przyłącz i jego moc. Co teraz nagle sieć nie ma nawet 1/10 zadeklarowanej pojemnośći. Państwo okrada obywateli bo liczą na podwójny zysk z instalacji obywateli. Musisz sprzedać po cenie hurtowej a odkupić po detalicznej. To złodziejstwo niekonstytucyjne.
1. PRL skończył się 30 lat temu.
2. Branża energetyki zawodowej dostała za darmo ponad 5 GW od indywidualnych inwestorów i częściowo od Skarbu Państwa (dotacje) – to jest tyle ile ma zapewnić energetyka jądrowa, którą branża też chce dostać od nas.
3. W latach 1990 – 2012 koszty wsparcia górnictwa i energetyki węglowej wyniosły 197 mld zł a w latach 2013 – 2016 kolejne 32 mld zł (średnio rocznie 8 mld zł). Z błogosławieństwem polityków (budowa nowego establishmentu w spółkach skarbu państwa wg, np. Jarosława Kaczyńskiego) hodujemy w energetyce „tłuste koty” niechętnie i z oporem odnoszące się do zmian w branży. A zmiany te powinny dotyczyć energetyki rozproszonej, OZE, prosumenta, Smart Grid, elektromobilności, wskaźnika SAIDI, energetyki jądrowej (patrz poniżej), korekty pojęcia bezpieczeństwa energetycznego w kierunku bezpiecznego systemu energetycznego a odejść od koncentracji na mocy źródeł.
4. „…w Polsce jest realizowana niezwykle sprytna strategia sojuszu polityczno-korporacyjnego polegająca na wykorzystaniu systemów unijnych do wspomagania elektroenergetyki węglowej, a z drugiej strony prezentowania niezależnych inwestorów i wszystkich sił zorientowanych na przebudowę energetyki w kierunku OZE jako wyłącznych beneficjentów tych systemów i głównych interesariuszy polityki klimatyczno-energetycznej, a dalej jako przyczynę szkodliwości polityki klimatyczno-energetycznej, a także niepowodzeń wielkoskalowej energetyki korporacyjnej." – prof. Popczyk, zna się na energetyce, pod Jego kierunkiem integrowaliśmy nasz system z unijnym.
5. Tyle "w temacie". To z czym mamy dzisiaj jest skumulowanym efektem procederu zarządzania przez Skarb Państwa.
"Branża energetyki zawodowej dostała za darmo ponad 5 GW …"
Ale tylko jak wiatr wieje w słoneczny dzień. Równocześnie dostała w pełni za darmo obowiązek(!) zapewnienia tej samej mocy w bezwietrzną noc, na co nie dano jej odpowiednich środków.
O dostosowaniu sieci NN do przesyłu "pod górkę" już nie wspominając.
Lobby -EKO-niedouków, podpuszczone przez producentów i instalatorów paneli wykonało świetny PR. Chapeau! Zawiodła polityka mająca dbać o bilansowanie tzw. "całokształtu".
Adam Dwa
Ja Ci wierzę, chłopie. Oszołomom na rękę jest walić we wszystko, co trąca PRL-elem, ale wiemy obaj, że wówczas fachmanów nie brakowało: byli i wykształceni i przygotowani solidnie do zawodu.
Nie to co dzisiaj. Owszem, są fachmani, ale jest ich garstka w morzu potrzeb. A cała reszta, choćby po kursach magisterskich (bo przecież nie po studiach) mając na plecach bagaż jakiegoś licencjatu, to chudopachołki propagandy reżimu konusowatego!
Dlatego nie pojmę tego złodziejstwa: masz fotowoltaikę, wytwarzasz prąd ze słońca (za darmo), zużywasz na własne potrzeby ileś tam, ale jak masz nadwyżkę oddajesz ją państwu obajtkowemu za np. 50 zł za kWh.
Jest zima, słońca na lekarstwo, dlatego zwracasz się do tego państwa o zwrot nadwyżki w jakimś procencie, bo marzniesz lub oszczędzasz na nadmiernie drogim gazie i wodzie.
A tu, państwo obajtkowe odsprzedaje ci twój wytworzony przez zainstalowaną przez ciebie, na dachu, fotowaoltaikę, prąd za 250 zł za 1 kWh…
Gdzie tu sens i logika? Przepraszam, czy to jakieś déjà-vu? A nie złodziejstwo tak po prostu?