0:000:00

0:00

Stołeczna policja chce ukarania Arkadiusza Szczurka i Macieja Bajkowskiego za to, że podczas uroczystości związanej z „upamiętnieniem ofiar katastrofy smoleńskiej” głośno krzyczeli oraz używali urządzeń nagłaśniających czym „wzbudzili zainteresowanie uczestników uroczystości, przez co zakłócili jej przebieg”.

Zdaniem policji, popełnili w ten sposób wykroczenie opisane z artykule 51 paragraf 1 kodeksu wykroczeń, zgodnie z którym ten,

"kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny".

Według policji do zakłócenia porządku miało dojść 10 kwietnia 2017 roku, około godziny 21., na rogu ulic Karowej i Krakowskiego Przedmieścia, gdzie działacze stowarzyszenia OSA zorganizowali kontrmiesięcznicę smoleńską.

Przeczytaj także:

Zostali zaatakowani, ale stanęli przed sądem

We wtorek, 24 października 2017 roku, przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia zaczął się ich proces. Policjant odczytał zarzut. A sędzia odebrał wyjaśnienia od obwinionych i odtworzył trzy filmy nagrane tego dnia w okolicach Pałacu Prezydenckiego.

Pierwszy wyjaśnienia składał 52-letni Arkadiusz Szczurek, inżynier z wykształcenia, utrzymujący się obecnie z wynajmu nieruchomości; współzałożyciel i działacz stowarzyszenia Obywatele Solidarnie w Akcji.

24.10.2017 roku. Maciej Bajkowski (z lewej) i Arkadiusz Szczurek ze stowarzyszenia OSA w sądzie. Fot. Mariusz Jałoszewski

Nie przyznał się do wykroczenia, które zarzuca mu policja. Ale potwierdził, że krzyczał tego dnia przez megafon. Mówił, że brał udział w kontrmiesięcznicy smoleńskiej - legalnym zgromadzeniu, zgłoszonym przez stowarzyszenie OSA. Zorganizowano je niedaleko pomnika Bolesława Prusa, około 100 metrów od Pałacu Prezydenckiego.

Gdy pod Pałacem zaczął przemawiać Jarosław Kaczyński, on i drugi obwiniony - Bajkowski zaczęli krzyczeć przez megafony: „kłamca! kłamca!”.

I tak przez chwilę, zanim nie rzucili się na nich ludzie ze smoleńskiego tłumu, którzy nie dostali się na uroczystości rocznicowe przed Pałacem (teren był ogrodzony i otoczony przez policję, by tam wejść trzeba było mieć przepustkę, bo rocznica miała charakter uroczystości państwowej).

Napastnicy, którzy się rzucili na niego i Bajkowskiego, wyzywali ich, bili drzewcami z flagami, szarpali ich i rozstawione przez stowarzyszenie OSA transparenty.

Potem wkroczyła policja i oddzieliła uczestników kontrmiesięcznicy od atakującego tłumu. „Wziąłem udział w legalnym zgromadzeniu i wyraziłem swoją opinię o władzy, do czego mam prawo. Chciałem się przeciwstawić politycznemu wydarzeniu, przeciwko szczuciu jednych obywateli na drugich i kreowaniu nowej religii państwowej przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego” – wyjaśniał spokojnie w sądzie Szczurek.

Zobacz jak smoleński tłum zaatakował działaczy stowarzyszenia OSA:

Kłamca? To do prezesa PiS

Sędzia Łukasz Biliński dopytywał Szczurka o okoliczności zdarzenia: jak daleko stali od uroczystości oficjalnych, czy korzystali z nagłośnienia.

Szczurek zapewnił, że po megafon ze wzmacniaczem i czterema głośnikami sięgnęli dopiero gdy zaczął przemawiać Jarosław Kaczyński.

„Słowa „Kłamca, kłamca” były skierowane do prezesa PiS” - zeznawał.

Z odtworzonych później filmów wynika, że okrzyki padły gdy Kaczyński mówił o teorii zamachu i celowym złym sprowadzeniu samolotu z Lechem Kaczyńskim na pokładzie przez obsługę lotniska w Smoleńsku. Krzyczących było słychać aż pod Pałacem Prezydenckim.

Sędzia pytał Szczurka: „Czy w czasie waszego zgromadzenia były protesty, że używacie nagłośnienia?”

Szczurek: „Spotykaliśmy się z aprobatą i dezaprobatą”.

„Czy gdy pan krzyczał, wiedział pan, że wpływa na uroczystość państwową?”

„Trudno powiedzieć. Wzbudziło to różne reakcje ludzi przed ogrodzeniem, którzy nie byli uczestnikami uroczystości” - odpowiadał Szczurek.

Wcześniej, podczas przesłuchania na policji, Szczurek zeznał, że nie mógł zakłócić porządku publicznego używając megafonu, bo jego używanie nie jest zabronione. W sądzie we wtorek dodał: „Jak się idzie protestować to używa się głosu lub sprzętu nagłaśniającego. Jestem niewinny. Prawo do protestowania i wyrażania poglądów gwarantuje Konstytucja”.

Megafon? By prawda dotarła do Kaczyńskiego

Maciej Bajkowski (55 lat), obecnie bezrobotny, związany ze stowarzyszeniem OSA i Strajkiem Kobiet też się nie przyznał do zarzutu. Ale to, że krzyczał „kłamca” potwierdził.

Mówi, że kontrmiesięcznice pod Pałacem Prezydenckim organizowane są od ponad roku. I sukcesywnie organizatorzy miesięcznicy, przy pomocy policji, wypychali ich stamtąd. Najpierw z chodnika przy samym Pałacu – gdzie przemawia prezes PiS - zepchnęli ich na chodnik pod drugiej stronie Krakowskiego Przedmieścia. A 10 kwietnia 2017 roku i podczas kolejnych miesięcznic - jeszcze dalej, aż za hotel Bristol, bo teren przed Pałacem został ogrodzony i obstawiony policją. Pomogła w tym znowelizowana ustawa o zgromadzeniach, która zaczęła obowiązywać na początku kwietnia 2017. Wprowadziła ona pierwszeństwo organizacji imprez cyklicznych, takich jak miesięcznice smoleńskie i prawo do rezerwacji miejsca zgromadzenia.

Bajkowski mówił też w sądzie jak zaczęto zasłaniać i zagłuszać kontrmiesięcznicę. Najpierw zasłonięto ich kordonem policji, potem pojawiły się banery i głośniki. "Strona rządowa, przy pomocy policji, robiła wszystko, by nas usunąć z pola widzenia Jarosława Kaczyńskiego. Ale było nas coraz więcej i się to nie udawało" - wyjaśniał Bajkowski.

Uczestnicy kontrmiesięcznicy również zaczęli używać nagłośnienia. "By prawda, przed którą ucieka Jarosław Kaczyński, do niego dotarła" - mówił Bajkowski.

I dodał, że nigdy wcześniej nikt im nie zarzucał, że używają nagłośnienia. Zarzut ten pojawił się dopiero, gdy megafonu użyto w obecności Kaczyńskiego. "Wtedy jeszcze [w kwietniu 2017 roku - red.] nie zabrali nam megafonu, jeszcze na to nie wpadli. Ale zabrali nam już go w czerwcu. Inny zestaw zarekwirowano nam pod siedzibą PiS" - wyliczał.

Następne posiedzenie w tej sprawie odbędzie się 14 grudnia 2017. Sąd przesłucha wtedy świadków wezwanych przez policję: organizatora miesięcznicy smoleńskiej, księdza który 10 kwietnia brał udział w uroczystości pod Pałacem Prezydenckim i policjanta, który zabezpieczał kontrmiesięcznicę.

Kolejne procesy przeciwko manifestującym obywatelom

Zeznając przed sądem Maciej Bajkowski mówił, że w związku z wydarzeniami z 10 kwietnia 2017 roku był także przesłuchiwany w prokuraturze, jako świadek w sprawie zakłócenia uroczystości religijnej.

A we wtorek (24.10) po południu miał jeszcze jeden proces wytoczony przez policję. Został obwiniony o to, że

podczas kontrmiesięcznicy 10 marca 2017 roku, po godzinie 20. na elewacji Pałacu Prezydenckiego, bez zgody zarządzającego budynkiem, wyświetlił projektorem napis „Zdradza ojczyznę, kto łamie jej najwyższe prawo”.

Według policji złamał artykuł 63a prf 1 kodeksu wykroczeń. Grozi za to grzywna lub ograniczenie wolności.

Wtorkowe procesy są kolejnymi w serii procesów zbiorowych wytoczonych obywatelom przez policję i prokuraturę, za udział w protestach przeciwko PiS i łamaniu Konstytucji oraz praw obywatelskich. Na wokandę stołecznego sądu trafiły już oskarżenia za:

  • wejście na teren otaczający Sejm w listopadzie 2016 roku (dwa oddzielne procesy),
  • protest pod Sejmem w grudniu 2016 roku (Arkadiusz Szczurek w tej sprawie też ma zarzut),
  • blokowanie marszu ONR w stolicy w kwietniu 2017 roku
  • blokowanie miesięcznicy smoleńskiej w marcu 2017 roku.

W dwóch procesach o wejście na teren przylegający do Sejmu bez zgody Straży Marszałkowskiej sąd pierwszej instancji uniewinnił już działaczy Obywateli RP. Uznał, że nie naruszyli oni miru domowego Sejmu, bo jego budynek nie jest ogrodzony.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze