Zapłaćcie nam 170 mld zł, a przestaniemy produkować mięso, jaja i hodować zwierzęta na futra - proponują animalsom przedstawiciele organizacji rolników i hodowców. Ich zdaniem „szkodliwe ideologie” uderzają w ich biznes i dążą do "likwidacji polskiego rolnictwa". Ale mięsa nie je coraz więcej Polaków i to nie głównie z powodów "ideologicznych"
"Możemy nie produkować: mleka, jaj, futer, mięsa wołowego, wieprzowiny i drobiu. Warunek jest jeden. Niech organizacje, to jest Fundacja Viva i Otwarte Klatki - które w naszej ocenie dążą do likwidacji polskiego rolnictwa – pokryją wszelkie koszty związane z promocją swoich szkodliwych ideologii" - zadeklarowali przedstawiciele organizacji rolników i hodowców zwierząt na wspólnym spotkaniu.
I wystawili im "fakturę" opiewającą na 167 614 086 000 zł (słownie: sto sześćdziesiąt siedem miliardów sześćset czternaście milionów osiemdziesiąt sześć tysięcy złotych).
"Jest to kwota szacunkowa, która tylko w niewielkim procencie i na niektórych polach, odzwierciedla realną roczną stratę rolników i państwa polskiego w sytuacji, gdyby w naszym kraju do głosu doszliby ludzie o tak szkodliwych poglądach" - dodali, uzasadniając swój pomysł.
Na tę propozycję humorystycznie odpowiedziało Stowarzyszenie Otwarte Klatki prosząc o... korektę faktury o ogromne koszta ponoszone przez całe społeczeństwo w wyniku przemysłowej hodowli zwierząt na ubój.
"Wnosimy o odliczenie od niej kosztów eksternalizowanych, tzn. takich, które nie są ponoszone przez przedsiębiorstwa, ale przerzucane na barki całego społeczeństwa, dzięki czemu branża może zachować skalę oraz rentowność produkcji" - napisała organizacja w przesłanym do mediów oświadczeniu.
Do spotkania przedstawicieli organizacji rolniczych doszło 10 października 2019 roku.
Wzięli nim udział i podpisali wspomnianą fakturę:
Zebrani skarżyli się na działania organizacji prozwierzęcych, które - ich zdaniem - dążą do antagonizowania rolników z mieszkańcami miast i mówią nieprawdę o ich biznesie.
Marek Miśko z Fundacji Polska Ziemia niepokoił się, że Otwarte Klatki prowadziły niedawno rozmowy z siecią dyskontów w Polsce, żeby zrezygnowała z kupowania od polskich rolników jaj „3”, czyli z hodowli klatkowej.
„Jest to rzecz niedopuszczalna, że organizacje prozwierzęce prowadzą własną politykę i razem z zagranicznymi sieciami handlowymi próbują wywierać presję na polskie sektory rolne" - zaprotestował, choć nie podał argumentu, dlaczego miałyby tego nie robić.
Jerzy Wierzbicki, prezes Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego, powiedział, że organizacje ekologiczne i media pokazują skrzywiony obraz hodowli zwierząt w Polsce. „Widzimy drastyczne sceny, wybiórczo sfotografowane czy sfilmowane w gospodarstwach rolnych, czy w ubojniach. Te organizacje próbują przekonać społeczeństwo, że tak wygląda rzeczywistość, podczas gdy wygląda ona zupełnie inaczej” - mówił.
Przekonywał, że rolnicy dbają o swoje zwierzęta i zamierzają dbać jeszcze bardziej. Bo zdają sobie sprawę z tego, że dobrostan zwierząt to warunek opłacalności produkcji i dobrej jakości mięsa.
Głos zabrał też Szczepan Wójcik, przedsiębiorca i lobbysta futrzarski, choć nie rozwodził się nad dobrostanem norek i lisów. „Polski przemysł futrzarski jest najlepszy, jeśli chodzi o jakość, na całym świecie” - powiedział i wymienił jego wartość: 10,5 mld zł.
W odpowiedzi Otwarte Klatki - wnioskując o korektę wystawionej „faktury” - pokazały koszty, które ponoszą ludzie, środowisko i zwierzęta w związku z masową hodowlą tych ostatnich, by w ogóle była ona opłacalna:
Ale, podkreśla organizacja, prawdopodobnie największe koszty ponoszą same zwierzęta żyjące na fermach przemysłowych. „W przeciwieństwie do tradycyjnej hodowli przyzagrodowej, wypieranej obecnie przez liczące dziesiątki tysięcy, a nawet miliony zwierząt fermy przemysłowe, intensywna hodowla nie zapewnia im możliwości zrealizowania najbardziej podstawowych potrzeb” - piszą Otwarte Klatki.
"Kury nioski w klatkach żyją w takim stłoczeniu, że nie mogą nawet rozprostować skrzydeł. W hodowli kurczaków na mięso wykorzystuje się rasy tak wynaturzone, że ptakom pękają kości pod ciężarem własnego ciała. Świnie spędzają czas przed, po i w trakcie porodu w metalowych kojcach, w których nie mogą się nawet obrócić".
Choć pomysł z „fakturą” grupy przemysłowców mięsnych może bawić, to jednak pokazuje on, że na serio boją się oni działań organizacji prozwierzęcych, które informuję o losie zwierząt rzeźnych czy tych hodowanych dla futer. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu głos animalsów był przez przedsiębiorców tej branży ignorowany.
Nawet w ostatnim roku mieliśmy kilka ważnych kampanii społecznych, które otwierają Polakom oczy na rzeczywistość zwierząt hodowanych dla naszych potrzeb. Jak np. kampania "Białe Kłamstwa" pokazująca życie krów mlecznych, którą przygotowała Fundacja Viva!, lokując reklamy na autobusach miejskich.
Podobną akcję prowadziła również organizacja Compassion Polska. Na stacji metra zawisły bilbordy ze zdjęciami świń hodowlanych zamkniętych w klatkach uniemożliwiających im niemal jakikolwiek ruch. Była to część kampanii "Koniec Epoki Klatkowej".
W Polsce pod inicjatywą zakazu hodowli zwierząt w klatkach podpisało się 80 tys. osób, a w całej UE - aż 1,5 mln. W hodowlę kur w klatkach jest też wymierzona kampania Otwartych Klatek „Jak one to znoszą?".
To oczywiście tylko niektóre akcje uświadamiające. Trudno powiedzieć, jak duży mają wpływ na Polaków, ale zdecydowanie coś się zmienia, bo coraz więcej osób deklaruje ograniczenie albo w ogóle rezygnację z jedzenie mięsa.
Według badania badania przeprowadzonego dla serwisu Pyszne.pl nie je go już 1 mln mieszkańców naszego kraju w wieku 18-65 lat, wpisując się zresztą w trend globalny. A kolejne 2 mln planują przejść na dietę bezmięsną.
Jednak - wbrew zarzutom producentów mięsa pod adresem organizacji prozwierzęcych - główną przyczyną ograniczenia mięsa nie są wcale kwestie „ideologiczne”, ale wątpliwości co do jego jakości.
Uwagę zwraca również to, że w drugiej kolejności do ograniczania mięsa skłania szeroka oferta zamienników, bo w ostatnich latach rośnie rynek produktów wegetariańskich i wegańskich. Również tych, które imitują mięso, pozwalając się cieszyć zbliżonym, czasem wręcz nieodróżnianym smakiem, ale już bez moralnego kaca, że wspiera się branżę bazującą na cierpieniu zwierząt.
"Wegetarianizm z niszy stał się silnym trendem o ogromnym znaczeniu dla rynku spożywczego i gastronomicznego. Wpływ jedzenia na zdrowie oraz względy etyczne spowodowały, że Polacy zaczęli interesować się tym, jak dany produkt został wytworzony, a w przypadku dań z restauracji – z jakich składników go przygotowano" - mówił "Rzeczpospolitej" Arkadiusz Krupicz, współzałożyciel i dyrektor zarządzający Pyszne.pl.
Tego wydają się nie dostrzegać przedsiębiorcy, którzy "Vivie!" i Otwartym Klatkom wystawili "fakturę" na blisko 170 mld zł.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze