0:000:00

0:00

Ceny gazu, zanim uderzą w prywatnych odbiorców, zduszą przemysł. Cierpi na nich już produkcja nawozów. Gospodarstwa domowe mogą liczyć na ochronę taryfową, dzięki czemu nie płacą rynkowych cen za to paliwo — są rozliczani na podstawie stawek ustalanych przez Urząd Regulacji Energetyki. Do ich aktualizacji dochodzi zazwyczaj raz do roku. W o wiele trudniejszej sytuacji są odbiorcy niechronieni — czyli niektóre instytucje i prywatne firmy. O cenie megawatogodziny gazu w ich przypadku decyduje bieżąca sytuacja na rynku. A ten ostatnio jest bezlitosny.

Gaz znów w górę, nie widać końca podwyżek

Zwyżki cen wynikają z niedoborów gazu w Europie. Jego zapotrzebowanie co prawda spadło — w Polsce według prognoz ma w tym roku wynieść 18 mld metrów sześciennych wobec 20 mld m3 rok temu. Kraje Unii Europejskiej zobowiązały się zacisnąć pasa i w sezonie grzewczym ograniczyć zużycie o 15 proc. Zwiększenie dostaw do UE planuje z kolei Izrael. Nie wystarcza to jednak do pokrycia całej luki w dostawach od rosyjskiego Gazpromu, który przykręcił kurek wielu krajom Wspólnoty.

Brak gazu na wspólnym, europejskim rynku winduje ceny do niespotykanych poziomów. 25 sierpnia megawatogodzina paliwa z terminem dostawy następnego dnia kosztowała 1356 złotych. Ceny w kontraktach długoterminowych na czwarty kwartał tego i pierwszy 2023 roku przekraczały z kolei 1500 złotych. Jeszcze w kwietniu obie z tych wartości wynosiły około 400 złotych.

Produkcja nawozów za droga, zakłady wolą przeczekać

Zwyżki cenowe na Towarowej Giełdzie Energii uderzają w największych odbiorców gazu — na przykład w zużywającej ok. 2 mld m3 gazu rocznie Grupę Azoty. Problemy ma też drugi z państwowych potentatów sektora chemicznego, należący do Orlenu włocławski Anwil. Oba przedsiębiorstwa produkują nawozy, dlatego ich działanie jest kluczowe dla polskiego rolnictwa. Oba przez szalejące ceny gazu postanowiły też ograniczyć produkcję.

"W związku z rekordowymi cenami gazu ziemnego, głównego surowca wykorzystywanego przy produkcji w Grupie Azoty S.A., w dniu 22 sierpnia 2022 r. Spółka podjęła decyzję o czasowym zatrzymaniu z dniem 23 sierpnia 2022 roku instalacji do produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6. W wyniku agresji Rosji na Ukrainę, od 24 lutego 2022 r. obserwujemy na europejskich giełdach nadzwyczajne, historycznie wysokie ceny gazu ziemnego" - poinformowało kierownictwo grupy Azoty.

Ograniczenia dotknęły zakładu w Puławach. Państwowe przedsiębiorstwo chce wrócić do normalnej produkcji po uspokojeniu się rynku. Do tej pory fabryki Azotów pracowały pełną parą, jednocześnie ograniczając eksport — tłumaczy szefostwo Grupy. Jak dodaje, mimo ograniczeń w dostawach z Rosji gazu na razie nie brakuje.

Problemem jest jedynie wzrost cen, o którym piszą również przedstawiciele orlenowskiego Anwilu. "Z tego powodu wielu europejskich producentów z branży chemicznej, w tym nawozowej (...) zdecydowanie wcześniej zdecydowało się na wprowadzenie ograniczeń w produkcji. ANWIL, jako jedna z nielicznych firm, pomimo bardzo trudnych warunków makroekonomicznych do tej pory utrzymywał ciągłość produkcji i zapewniał dostępność produktu na rynku. Spółka realizowała wszystkie swoje bieżące zobowiązania kontraktowe dla klientów na rynku polskim" - tłumaczy firma.

Nawozy w górę, w górę także żywność

Sytuacja rynkowa — mimo nawet najlepszych chęci obu firm — nie pozostanie bez wpływu na finanse rolników i ceny żywności. Media donoszą o zakupach zapasów nawozów wśród zajętych teraz żniwami rolników. Takie przypadki zauważa portal Farmer.pl.

"Popularne nawozy wieloskładnikowe są jeszcze dostępne u dystrybutorów, jednak warto podkreślić słowo jeszcze" - czytamy w portalu. Według sprzedawców przepytanych przez portal niektórzy rolnicy wywożą całe ciężarówki nawozów. Ceny zapewne pójdą do góry, a już teraz nie należą do niskich. Jeszcze rok temu za tonę uniwersalnego saletrzaka trzeba było zapłacić ok. 1400 zł. Dziś ceny przekraczają 3 tys. Cena używanej między innymi na zboża ozime polifoski przekracza 5 tysięcy. W zeszłym roku stawka ta utrzymywała się poniżej 2400 zł. Co gorsza, do góry idą też ceny produkowanego przez zakłady azotowe katalizatora AdBlue używanego do oczyszczania spalin samochodów diesla z tlenków azotu. Zużywa się go dużo w transporcie i spedycji, również żywności.

Przeczytaj także:

"Rolnicy chcą ulokować środki dla zasilenia roślin w przyszłości. To normalna praktyka wśród rolników, którzy dość wcześnie sprzedają rzepak, buraki lub zboże. Chcą kupić nawóz jeszcze na jesieni, bo wiosną jest droższy" - wyjaśnia Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. - "Tym razem jest jednak inaczej. Usłyszeliśmy, że zakłady stają i nie ma pewności, kiedy znów ruszą. Rolnicy, którzy mają na to środki, próbują kupić, co się da, choć nie jest o to łatwo. Podobno zapasy są, ale składy nie chcą za bardzo ich wyprzedawać. Rynek jest rozchwiany do tego stopnia, że przedsiębiorcy nie wiedzą, jakie ceny oferować".

Ceny nawozów się uspokoją?

Jak twierdzi Szmulewicz, przy dalszych podwyżkach wielu rolników zwyczajnie nie będzie stać na zakupy nawozów. Produkcja żywności stanie się przez to droższa, a to przełoży się na ceny w sklepach.

"Azot jest dziś jedną z podstawowych substancji wspomagających wzrost roślin. Bez niego zbiory mogą być przynajmniej o połowę niższe" - mówi nam prezes KRIR.

Na ratunek rolnikom chcą przyjść minister aktywów państwowych Jacek Sasin oraz szef resortu rolnictwa Henryk Kowalczyk. Nie warto kupować saletry po 6 tysięcy za tonę, warto za to poczekać — radzi ten drugi. Według niego ceny niedługo będą znacznie niższe. Trudno nie zauważyć tu analogii do rządowej strategii wobec cen węgla — jeszcze w czerwcu rządowi oficjele prosili o wstrzymanie się z zakupem tego paliwa grzewczego. Koszt tony miał pójść w dół po wprowadzeniu dodatku dla składów węgla. Dotycząca go ustawa przeszła przez Sejm, jest jednak martwa. Zastąpił ją dodatek 3 tysięcy "do ręki" dla nabywców węgla.

Pomoc dla rolników nie będzie niewypałem — przekonuje Kowalczyk. Jednocześnie twierdzi, że nie może na razie zdradzić szczegółów planu szykowanego wspólnie z Sasinem.

"Pracujemy nad tym systemem. Na razie nie chcę mówić o szczegółach, mamy już jakieś tam pomysły i uzgadniamy pewne rozwiązania. Te rozwiązania przedstawimy na najbliższej Radzie Ministrów" - mówił na antenie Polskiego Radia. Według szefa resortu rolnictwa produkcja nawozów powinna niedługo wrócić do normy, a na jesieni ich nie zabraknie. "Natomiast to nie jest uspokajające do końca dlatego, że na wiosnę stosuje się dużo więcej nawozów" - przyznał.

"Ceny gazu wzrosły ostatnio o kilkadziesiąt procent, ale to jest przelanie czary goryczy, bo tak naprawdę ceny gazu w stosunku do poprzedniego roku wzrosły dziesięciokrotnie — więc to jest cena, która już naprawdę stwarzała barierę w produkcji albo produkcję nawozów po bardzo wysokich cenach" - dodał minister na antenie publicznego nadawcy.

Pomogą jedynie dopłaty — uważa Szmulewicz. "Jeśli nie dla nas, rolników, to być może na koszty, jakie generuje produkcja nawozów. Przecież jest część odbiorców, która korzysta z preferencyjnych taryf na gaz. Można według mnie stworzyć system, w którym uznamy producentów nawozów za przedsiębiorstwa o znaczeniu strategicznym. Wtedy rząd powinien zadbać o to, by płaciły mniej — na przykład zapewniając im dostęp do gazu z naszego własnego wydobycia."

Na razie KRIR zaapelował do premiera o dopłaty dla rolników kupujących nawozy po 1 września. Byłaby to kolejna tura wsparcia — obecnie wypłacana pochłonęła do tej pory niemal 2 mld złotych.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze