"My, obywatele powinniśmy się obawiać dokumentu konstytucyjnego, który będzie efektem niedobrych emocji i wizji Polski, w której obywatele żyją w cieniu władzy. Władzy, która może urządzać nam życie w dowolny sposób. Polska obywatelska to ostatnia rzecz jaką obóz rządzący jest w stanie zrozumieć, i pierwsza której się obawia" - pisze prof. Tomasz Koncewicz
Prof. Tomasz Koncewicz, kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej Uniwersytetu Gdańskiego, ostrzega przed dezinformacjami i manipulacjami, które towarzyszyły inauguracji prezydenckiej debaty konstytucyjnej podczas konferencji w Gdańsku. Nieprawdą jest, że obecna konstytucja jest konstytucją mniejszości, nieprawdą jest, że nie gwarantuje wolności zrzeszania się w związki zawodowe, nieprawdą jest, że nie jest konstytucją obywateli. Prawdą jest natomiast, że obecna władza nie jest zainteresowana realizacją jej "obywatelskich" elementów w praktyce i dlatego Konstytucja z 1997 roku nie jest „jej” konstytucją.
Inaugurację prezydenckiej kampanii referendalnej dla OKO.press komentuje prof. Tomasz Tadeusz Koncewicz - profesor prawa, adwokat, Kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej Uniwersytetu Gdańskiego, 2017-2018 Fellow, Program in Law and Public Affairs (LAPA), Princeton University, profesor wizytujący na Radzyner Law School w Herzliyi w Izraelu.
Prof. Koncewicz jest członkiem Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego.
Archiwum im. Wiktora Osiatyńskiego to "żywe archiwum" - obywatelskie centrum analiz prawnych oraz społeczność ludzi zaangażowanych w budowanie Polski praworządnej, w której władza działa w granicach prawa, dla dobra publicznego, przestrzegając praw i wolności obywatelskich oraz zobowiązań międzynarodowych.
Śledź Archiwum Osiatyńskiego w mediach społecznościowych: Twitter, Facebook, Linkedin i zapisz się do newslettera.
Wcześniej OKO.press opublikowało komentarze prof. Marcina Matczaka - Prezydent pomija głos ludzi, którzy wyszli na ulice , Mirosława Wyrzykowskiego "Pozakonstytucyjna zmiana ustroju staje się faktem. O tym trzeba debatować, panie Prezydencie", dr Adama Ploszki "Prezydent chce wzmocnić w konstytucji prawa socjalne? Chciałbym, ale wątpię".
Poniżej analiza prof. Koncewicza.
Nie, Konstytucja z 1997 roku ma niezwykle mocne umocowanie demokratyczne. W prace nad nią włączano wiele grup reprezentujących różne światopoglądy. Niekiedy wręcz zarzuca się twórcom Konstytucji, że chcieli słuchać zbyt wielu głosów z różnych stron sceny politycznej i zaspokoić oczekiwania wszystkich. Dlatego trzeba jasno powiedzieć: Konstytucja z 1997 roku jest konstytucją kompromisu.
Konstytucja z 1997 roku została wypracowana dzięki kompromisowi, o który trudno w Polsce nie tylko dzisiaj. Została zaakceptowana przez Zgromadzenie Narodowe, a następnie przyjęta w referendum. Poparło ją 53,45 proc. głosujących obywateli. Jeżeli, jak sugeruje prezydent Andrzej Duda, czyni to z niej „konstytucję mniejszości”, to jak mamy oceniać na przykład jego mandat, skoro głosowało na niego 51,55 proc. oddających głos w wyborach prezydenckich?
Tak, Konstytucja z 1997 roku spełnia bardzo dobrze najważniejsze zadania stawiane przed ustawą zasadniczą: dzieli kompetencje, równoważy poszczególne władze, chroni (dzisiaj poprawniejsze byłoby użycie czasu przeszłego: „chroniła”) przed zagarnięciem całej puli przez jedną opcję polityczną. Dzięki rozbudowanemu katalogowi praw i wolności konstytucyjnych, wspartym mechanizmami ich ochrony, gwarantowała, że obywatel nie będzie skazany na życie w cieniu władzy.
Rozważmy przykłady, którymi na gdańskiej konferencji pod patronatem prezydenta Andrzeja Dudy ilustrowano rzekome niedoskonałości obecnej konstytucji. Podniesiono tam zarzut, że obecna Konstytucja zawiera „zwroty puste” (jako przykład podawano art. 20 Konstytucji, zgodnie z którym podstawą ustroju gospodarczego Rzeczpospolitej Polskiej jest społeczna gospodarka rynkowa) czy iluzoryczne (Przewodniczący „Solidarności” podawał tutaj przykład wolności zrzeszania się w związki zawodowe, bo… za rządów PO rzekomo szykanowani byli działacze związkowi). W tym pierwszym przypadku trudno zrozumieć, na czym polega pusty charakter art. 20 Konstytucji. Przepis ten precyzuje bowiem, że składa się nań kilka filarów: wolność działalności gospodarczej, własność prywatna oraz solidarność, dialog i współpraca partnerów społecznych. Tylko powiązanie tych zasad daje pełen obraz. Art. 20 Konstytucji jest wyrazem poszukiwania przez twórców Konstytucji równowagi pomiędzy liberalizmem ekonomicznym eksponującym wolność gospodarczą a wymogami gospodarki i państwa, które dążą do zaspokajania potrzeb specjalnych tych obywateli, którzy takiego wsparcia potrzebują. Oznacza to, że Konstytucji nie jest obojętna wrażliwość na problemy społeczne, których rynek pozostawiony sam sobie nie jest w stanie uregulować. Szereg przepisów konstytucyjnych nakłada więc na państwo szereg obowiązków o charakterze pozytywnym łagodzących skutki działania mechanizmów rynkowych. Jeżeli chodzi natomiast o art. 12 Konstytucji, regulacja konstytucyjna w tej kwestii jest niezwykle wyczerpująca i nie pozostawia żadnych złudzeń. Art. 12 Konstytucji znajduje się w Rozdziale I Konstytucji („Rzeczpospolita”) i jako taki podnosi wolność zrzeszania się do rangi jednej z zasad ustrojowych Rzeczpospolitej. Tę wolność należy odczytywać w świetle podstawowej aspiracji dokumentu konstytucyjnego, jaką jest wspieranie rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Społeczeństwo obywatelskie realizuje się na różnych polach, w tym przypadku poprzez wolność zrzeszania się.
Art. 12 Konstytucji jest następnie rozwinięty w rozdziale II Konstytucji ("Wolności, prawa i obowiązki człowieka i obywatela"):
Na uwagę zasługuje ujęcie zrzeszania się w kategorii wolności, a nie tylko prawa. Wolność tworzy sferę wolną od ingerencji państwa.
A zatem, gdzie jest ten problem, którego Konstytucja z 1997 roku nie rozwiązuje? Czy źle zrobiła, podnosząc wolność zrzeszania się w związki zawodowe do rangi wolności konstytucyjnej? Czy dała za mało wolności tym związkom? Czy nie chroni ich w sposób wystarczający?
Konstytucja jest dla obywateli, nie dlatego, że im coś obiecuje – taka była konstytucja Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, pełna górnolotnych fraz i deklaracji, które nijak miały się do rzeczywistości.
Konstytucja jest dla obywateli, ponieważ chroni obywatela przed arbitralnością władzy i tworzy mechanizmy kontroli tej władzy oraz gwarantuje przestrzeganie praw i wolności konstytucyjnych obywateli. „Dobra konstytucja” tworzy kulturę ograniczeń.
Konstytucja jest „dla obywateli”, gdy jej zapisy łączą się z praktyką, to znaczy, gdy zapisy najwyższego prawa są stosowane w sprawach indywidualnych. Obywatele przywiązują się do konstytucji, gdy widzą, że gwarancje konstytucyjne są czymś realnym w ich sprawach.
Z tej perspektywy konstytucja jest dla obywateli, gdy jest stosowana i respektowana przez instytucje z pierwszej linii kontaktu obywatela z państwem, czyli np. sądy, administrację. Rozczarowanie obywateli na tej pierwszej linii powoduje, że tracą wiarę w dokument, bez względu na to co i jak pięknie w nim zapisano.
Dlatego powinniśmy dzisiaj zastanawiać się, w jaki sposób Konstytucję z 1997 roku uczynić dokumentem wiarygodnym z perspektywy obywateli na poziomie stosowania i interpretacji prawa w sądzie rejonowym czy w urzędzie gminy.
Konstytucja z 1997 roku zawiera wszystkie elementy, które mogą uczynić z niej dobrą konstytucję dla obywateli:
Dzisiejsza władza nie jest zainteresowana realizacją tych elementów w praktyce i również dlatego Konstytucja z 1997 roku nie jest „jej” konstytucją.
W demokracji konstytucje są trudne do uchwalenia, ponieważ demokracje stawiają przed konstytucjami wysokie wymagania. Konstytucja ma dawać wyraz różnorodności; powstaje po wysłuchania jak największej ilości głosów, a następnie ten pluralizm wyraża. Jednocześnie
instytucje (władza) muszą być gotowe na związanie się najwyższym prawem i zaakceptować mechanizmy, dzięki którym konstytucja będzie egzekwowana wobec nich, a zwłaszcza, wbrew ich woli.
Na tym właśnie polega kultura konstytucjonalizmu.
Jeżeli ostatnie dwa lata czegoś nas nauczyły, to tego, że politycy rządzącej formacji są gotowi na wszystko, aby swoją władzę ugruntować i zrealizować własne polityczne ambicje. Obecny obóz rządzących chce rządzić bez ograniczeń i nie uznaje kultury dialogu ani kompromisu.
My, obywatele powinniśmy się obawiać dokumentu konstytucyjnego, który będzie efektem niedobrych emocji i wizji Polski, w której obywatele żyją w cieniu władzy. Władzy, która może urządzać nam życie w dowolny sposób. Polska obywatelska to ostatnia rzecz jaką obóz rządzący jest w stanie zrozumieć, i pierwsza której się obawia.
Podział sceny politycznej i społeczeństwa jest najgorszym momentem do pisania nowej konstytucji. Nowa konstytucja będzie miała poparcie jeszcze mniejszej części społeczeństwa i stanie się symbolem podziału. Konstytucje pisze się, aby ludzi łączyć i wyrażać ich różnorodność, nie aby dzielić lub podziały wzmacniać i eksponować. Wyjątkiem są konstytucje, które mają wyrażać wolę polityczną partii rządzącej i tylko jej wizję państwa i społeczeństwa.
Zastanówmy się, kim są osoby perorujące o potrzebie nowej konstytucji? Przecież to elity IV RP, które chcą napisać konstytucję dla siebie. Hasło „Konstytucja dla elit IV RP” bardziej precyzyjnie pokazywałoby, jaka jest stawka. Krytykując Konstytucję 1997 roku z pozycji populistycznych, sugerując, że jest to „dokument elit”, elity IV RP chcą przecież przeforsować swój dokument.
W interpretacji zwolenników napisania nowej konstytucji, Konstytucja z 1997 roku jest „źle urodzona”, ponieważ jej twórcy nie wzięli pod uwagę tak zwanego projektu obywatelskiego, forsowanego w latach 90. przez „Solidarność”. A jednak Konstytucja z 1997 roku uzyskała mandat silniejszy niż poparcie, które daje 1 milion podpisów zebranych pod tak zwanym „projektem obywatelskim”. To Konstytucja z 1997 roku jest prawdziwą konstytucją obywateli – stała się nią przez głosy w referendum.
Społeczeństwa głęboko podzielone – a takim jest dzisiejsza Polska – to takie, w którym występują fundamentalne konflikty w zakresie wizji państwa, jego funkcji i relacji z jednostką.
Konstytucja z 1997 roku daje głos wszystkim i zarządzą konfliktem, który cały czas tli się w tle i nas dzieli. Polska Konstytucja została przyjęta i funkcjonuje właśnie dlatego, że jest wyrazem mądrego kompromisu pomiędzy różnymi wizjami państwa, jest otwarta na innych, nie wyklucza nikogo. Jej Preambuła jest wyrazem wspaniałego triumfu kompromisu i dobrej woli w duchu inkluzywności i szacunku, dla tych którzy różnią się ode mnie, a mimo tych różnic należą do wspólnoty razem ze mną. Należą, bo wspólnota swoją konstytucją do tego zachęca, nikogo nie wyłączają.
Konstytucje, które mają trwać i przetrwać, muszą być rozumiane jako dokumenty zaadresowane do ludzi diametralnie różniących się między sobą.
Autorzy Konstytucji z 1997 roku dobrze rozumieli, że w dzisiejszych czasach różnorodności nowa Konstytucja nie może wyrażać w sposób kompleksowy woli narodu. Powinna tworzyć ramy dla dialogu i rozwiązywania konfliktów, rekonstruowania narodowego kompromisu. Konstytucja powinna tworzyć poczucie przynależności do wspólnoty i budować długoterminowe podstawy, że mimo różnic nadal nas więcej łączy niż dzieli.
Narzucanie mniejszości woli większości pogarsza podział i destabilizuje system demokratyczny. Konstytucja, z którą członkowie wspólnoty będą się identyfikować, powinna mieć poparcie szerokiego spektrum społeczeństwa. Nie będzie miała takiej akceptacji, jeżeli będzie przemawiać tylko do ludzi należących do określonej grupy w ramach wspólnoty (np. tylko do osób wierzących). Demokracja nie przetrwa jeżeli będzie tylko operować argumentem większości i stopniowo wykluczać tych, którzy do niej nie należą. Demokracja przetrwa jeżeli będzie oparta na jak najszerszym konsensusie.
W społeczeństwie podzielonym, Konstytucja musi odzwierciedlać różnorodność i fakt, że nie ma ma jednolitego „my naród”, a raczej jest „my, podzielony, różniący się naród”. Jeżeli już pisać konstytucję w czasach takiej polaryzacji, to trzeba to robić ostrożnie i z wyczuciem. Tymczasem PiS chce nam „nadać” swoją konstytucję. Obywatelski komponent w tym procesie to jedynie element politycznego marketingu.
Uchwalajmy więc nową konstytucję wtedy, gdy możemy się porozumieć, zbudować nić porozumienia pomiędzy większością i wyrazić ją w dokumencie konstytucyjnym.
Tymczasem za Konstytucją z 1997 roku warto dzisiaj oddać jeszcze raz swój głos i pamiętać, że ta konstytucja nam, Polakom i Polkom, się po prostu udała. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
Tomasz Tadeusz Koncewicz - profesor prawa, adwokat, Kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej Uniwersytetu Gdańskiego, 2017-2018 Fellow, Program in Law and Public Affairs (LAPA), Princeton University, profesor wizytujący na Radzyner Law School w Herzliyi w Izraelu.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze