0:000:00

0:00

„To nie były wybory w konstytucyjnym sensie, to był plebiscyt polityczny. Tak go określałam i w takim wydarzeniu sama wzięłam udział, nie zmieniając zdania na temat jego charakteru” - mówi OKO.press Ewa Łętowska, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek czynny Polskiej Akademii Umiejętności, pierwsza Rzecznik Praw Obywatelskich (1988-1992), sędzia NSA (1999-2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011).

Piotr Pacewicz: Jak się Pani profesor czuje w nowym wspaniałym świecie w powyborczy poniedziałek?

Prof. Ewa Łętowska: Nowym? O czym Pan mówi? Co do wyniku - był do przewidzenia. Nawet zakład wygrałam (obstawiałam remis ze wskazaniem…).

Nowego owszem, trochę było: lepsza frekwencja, udział ludzi młodszych. Plebiscytarny charakter wyborów, podchwycony przez uczestników.

I déjà vu. Język propagandy, do którego nas niestety przyzwyczajono: bezwstydny i żenujący.

Pani profesor kwestionowała konstytucyjność tych wyborów. Czy kampania wyborcza dodała tu argumentów? Morawiecki rozwoził czeki, samochody strażackie miały podnieść frekwencję w gminach do 20 tys., TVP uprawiała propagandę.

Komentowanie przejawów interesownego rodzimego folkloru wyborczego (można mnożyć smakowite przykłady) sobie daruję.

Są sprawy grubsze: termin wyborów nie mieszczący się w konstytucyjnym kalendarium, po bezprzykładnym skandalu, jakim było odwołanie nagą decyzją polityczną głosowania 10 maja. Między 23 maja a 6 sierpnia wyborów być nie powinno. To, że wszystkie siły polityczne chciały inaczej, nie niweczy sprzeczności z Konstytucją.

Zatem to nie były wybory w ścisłym sensie, to był plebiscyt polityczny. Tak go określałam i w takim wydarzeniu sama wzięłam udział - nie zmieniając zdania na temat jego charakteru.

Mówiła nam Pani 26 maja, że głosowanie 28 czerwca „będzie erozją wolnych wyborów, fundamentu demokracji. Doprowadziły do tego wielokrotne, chaotyczne i pospieszne zmiany w prawie wyborczym, naruszające zasady konstytucyjne. Głosowanie w wyborach prezydenta, wyznaczone na 10 maja, odwołano na trzy dni przed terminem z pominięciem jakiejkolwiek prawnej procedury. Zadecydowała deklaracja dwóch partyjnych liderów rządzącej koalicji. Rządząca większość ma oczywiście interes w legitymizacji skandalu wyborczego. Ale opozycja? Ale obywatele nastawieni praworządnie? Wpakowano nas w diabelską alternatywę, zrobili to politycy. Nam się wmawia, że nie ma wyjścia. Jest – niech oni to sprzątają, niech oni świecą oczami. Ja bym zostawiła szwindel w pełnej krasie jego paskudnej nagości".

Przeczytaj także:

No tak. Podkreślałam i powtarzam, że każdy zwycięzca, niezależnie od tego, kto nim by był, ma słaby mandat, bo uzyskany w plebiscycie, a nie wyborach konstytucyjnych.

Plebiscyt pokazał prawdziwy układ sił i jest to remis. To ma jeden skutek: upada mit założycielski formacji, z której wywodzi się obecny prezydent.

Ten mit kreowało wystąpienie nieżyjącego już Marszałka Seniora, Kornela Morawieckiego, na pierwszym posiedzeniu Sejmu, po wyborach w 2015 r., kiedy postawił znak równości między większością parlamentarną i suwerenem.

To posłużyło do deprecjacji roli prawa i Konstytucji, jakie później nastąpiły. Bo przy plebiscytarnym charakterze obecnych głosowań prezydenckich, przy frekwencji wyższej niż w wyborach parlamentarnych,

nie da się w zgodzie z logiką redukować suwerena do aktualnej większości parlamentarnej. I wykluczać drugą połowę narodu, kwestionując przy tym jej przynależność do polskości.

To i znaczy prawdopodobnie nadal będziemy świadkami podobnych wypowiedzi, bo w zmitygowanie się nie wierzę. Tyle że ten mit jest już teraz tylko fantomem.

W tym sensie plebiscyt był świętem demokracji. Natomiast nasza demokracja na co dzień - jest mała, chuda, nerwowa i niezbyt efektywna.

Jak z perspektywy przepisów prawa, w tym Konstytucji, ocenia Pani sam przebieg głosowania?

Przede wszystkim źle było z głosowaniem Polonii. Kompletny brak przygotowania ze strony MSZ, a może i interesowność niektórych posunięć logistycznych. Należy spodziewać się protestów, bo i jest co oprotestowywać.

Równość i powszechność - dwie zasady konstytucyjne nie mają się u nas dobrze. Równość - bo szanse kandydatów nie były równe. Powszechność, bo w wyniku wadliwych procedur wiele osób nie mogło wziąć udziału w wyborach. Naruszone zostało ich podstawowe obywatelskie prawo.

Zdaniem Pani profesor należy składać skargi. Na co się skarżyć? Jeśli ktoś nie dostał pakietu wyborczego, rzecz jest oczywista. Ale czy obywatele mogą się skarżyć na naruszenie konstytucyjnych zasad wyborów? Na intensywny udział rządu w kampanii? Na wykorzystanie mediów publicznych sprzecznie z ustawą o radiofonii i telewizji i zasadą wolności mediów z Konstytucji?

Zasady składania protestów są znane. Trzeba wskazać konkretne uchybienia, nie można pisać „w ogóle”. Ale skuteczność protestu zależy od wykazania wpływu uchybienia na wynik wyborów.

No i termin zabójczy - trzy dni od uchwały PKW o ważności wyborów. Przy czym zagranicą to jest termin dotarcia protestu do konsulatu, nie data wysłania na poczcie!

Są inne jeszcze pułapki, nie chcę tu powtarzać, to zrobił świetnie ktoś bardziej ode mnie kompetentny, dawny szef PKW, Wojciech Hermeliński.

Jeżeli zaś pyta pan o bezstronność publicznych mediów to odpowiadam - nie, nie było jej. A kiełbasa wyborcza (czeki wypisane na tekturze, na milionowe kwoty do samorządów) - owszem była.

Nawet opisywano wypadek, gdy w ten sposób dano czek na pieniądze uzyskane ze zbiórki wśród ludności (dla strażaków gaszących pożary nad Biebrzą), a więc nie budżetowe.

To wszystko oczywiście zakłóca równość wyborów. I dodatkowo je delegitymizuje.

Gdyby Pani profesor była sędzią SN, jak by Pani analizowała te skargi? Na ile kluczowe jest kryterium realnego wpływu danej nieprawidłowości na ostateczny wynik wyborów?

Te uchybienia rzucają długi i gęsty cień. Pytanie, jak to przy obecnym wyniku przełoży się na ostateczną ocenę ich skutku.

Jak to się odbędzie w praktyce? Skargi analizowane są przez trzyosobowe składy. Kto je dobierze? Co jeśli różne składy podejmują różne decyzje w podobnych sprawach? Na jakiej zasadzie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych może podjąć decyzję?

Nie znam praktyki wyznaczania składów w Sądzie Najwyższym. Nie wiem więc, co się stanie, gdy wystąpią różnice między składami; rozbieżności takie zdarzały się i wtedy, gdy dawniej orzekano o protestach, tyle że wówczas w sądzie szanowano tzw. pamięć instytucjonalną. Jak będzie teraz, nie wiem. Najpierw będą rozpatrywane poszczególne protesty, a potem cała Izba musi podjąć uchwałę.

Jakiej decyzji się Pani profesor spodziewa? Czy można mieć zaufanie do sędzi Joanny Lemańskiej, prezes tej Izby?

Uchwałę podejmują sędziowie, nie prezes Izby. Zresztą sędziowie są postawieni wobec diabelskiej alternatywy: te wybory były niekonstytucyjne przede wszystkim z uwagi na termin. Mówiłam to (pierwszy raz w maju, podkreślając, że to działa przy każdym zwycięzcy) i teraz powtarzam. A dochodzi do tego to, co wyniknie z rozpatrzenia protestów.

Na pierwszy rzut oka jest mnóstwo uchybień. A czy miały one wpływ na wynik, to zależy od tego, ile protestów będzie uznanych i jaka jest różnica głosów.

Opozycja przyjęła reguły gry, nie posłuchała m.in. Pani przestróg. Czy to nie osłabia argumentacji osób składających skargi?

Skarżą się wyborcy, ludzie. To jest ich prawo konstytucyjne. Ich protestu to nie osłabia, ich protest jest oparty o argumentację prawną.

Natomiast owszem, osłabia to argumentację krytykujących polityków, no bo „najpierw się zgodzili na deal, licząc na frukta, a jak nie wyszło, to się skarżą”. Nie brzmi to dobrze.

Co nas może czekać po zwycięstwie Dudy? Reforma administracyjna sądów Ziobry? Uderzenie w niezależne media? Dalsze ograniczanie samorządów? Organizacji pozarządowych?

Przede wszystkim czekają nas za kilka miesięcy problemy z gospodarką pocovidowską i chaosem prawnym wynikającym z covidowskiego ustawodawstwa. Tudzież problemy z funkcjonowaniem na pół gwizdka różnych dziedzin naszego życia, z uwagi na ciągle istniejące zagrożenie epidemią.

W takich czasach następuje zazwyczaj przykręcanie śruby obywatelom, samorządom, organizacjom pozarządowym. Tyle przynajmniej wnioskuję z obserwacji w moim życiu podobnych cykli.

Dalszą „reformę sądów” wcześniej zapowiedziano, niestety, zapowiedziano też zakusy na media. A samorządy się oskubuje z samodzielności przede wszystkim w drodze fiskalnej.

Czego Pani zdaniem trzeba przede wszystkim bronić przed antydemokratycznym szturmem władzy politycznej? We wrześniu kończy kadencję RPO Adam Bodnar. Czy nie należałoby powoływać alternatywnych organów kontroli, typu niezależny Rzecznik Praw Obywatelskich?

No przecież nie założymy sobie alternatywnego systemu instytucji. To nierealne.

Moim zdaniem należy robić swoje, na tyle ile się da, starannie i wykorzystując wszelkie możliwości działania, jasno nazywając rzeczy po imieniu. Zbyt optymistycznie, to nie brzmi, zgoda.

Jak się nie dać marazmowi? Nie poddać rezygnacji?

Przede wszystkim nie biadolić w jałowy sposób. Inne rady to raczej do lekarza lub pocieszyciela duchowego. Moje kompetencje za słabe.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Przeczytaj także:

Komentarze