"Wszystkie te zarzuty są albo jawnie fałszywe, albo są manipulacjami" - mówi OKO.press historyk w odpowiedzi na atak wicepremiera Glińskiego i innych polityków PiS
29 maja 2021 roku w Sejmie wicepremier i minister kultury Piotr Gliński odczytał coś, co przedstawił jako pozew skierowany przez prof. Pawła Machcewicza przeciwko aktualnemu dyrektorowi Muzeum II Wojny Światowej i kandydatowi na szefa IPN, dr. Karolowi Nawrockiemu.
Przypomnijmy: prof. Paweł Machcewicz, historyk i założyciel Muzeum II Wojny Światowej, został usunięty przez PiS po długiej sądowej batalii za pomocą kruczka prawnego (formalnie zlikwidowano muzeum, łącząc je z innym, jeszcze niefunkcjonującym tworem, co pozwoliło odwołać prof. Machcewicza). O sprawie pisaliśmy obszernie - np. tutaj.
Nowy dyrektor muzeum, dr Karol Nawrocki, historyk z niewielkim dorobkiem naukowym, bliski prawicy, zaczął zmieniać wystawę muzeum. Oryginalni jej twórcy wystąpili przeciwko niemu z pozwem - traktując wystawę jako ich dzieło, które chroni prawo autorskie.
29 maja w Sejmie Gliński przedstawił zarzuty prof. Machcewicza wobec wystawy - manipulując nimi i zakłamując ich treść.
Adam Leszczyński: W Sejmie wicepremier i minister kultury prof. Gliński zaatakował pana osobiście. Zarzucił panu, że chce pan usunąć z wystawy różne patriotyczne elementy jej wystroju - m.in. portret Witolda Pileckiego, bohatera z Auschwitz, oraz o. Maksymiliana Kolbego, także zamordowanego w obozie. "To są ludzie, którym trudno nawet pozwolić na miano Polaków, skoro kwestionują polską historię i możliwość jej pokazywania w Muzeum II Wojny Światowej" - dodawał 31 maja w "Sygnałach Dnia" PR1 minister nauki Przemysław Czarnek. To było o panu.
Prof. Paweł Machcewicz: Chciałbym odpowiedzieć na te zarzuty bardzo konkretnie krok po kroku, odnosząc się do każdego z nich.
Jeśli chodzi o Pileckiego - to jest zupełnie jawne kłamstwo. To ja i inni twórcy wystawy wprowadziliśmy na nią Pileckiego. On tam był od samego początku, w części dotyczącej obozów koncentracyjnych była jego historia - historia tego, jak się dostał do obozu i konspiracji przez niego stworzonej.
Do niej dodano po usunięciu mnie i moich współpracowników z muzeum wielkoformatowe zdjęcie Pileckiego, które zupełnie nie pasuje do tej części wystawy. To zdjęcie legitymacyjne, w garniturze - godzące w charakter tej części, która jest poświęcona obozom koncentracyjnym. Żądamy więc po prostu usunięcia tego wielkoformatowego zdjęcia.
A Kolbe? To też manipulacja?
Jego rzeczywiście nie było na wystawie. To była nasza świadoma decyzja, żeby w przypadku opowieści o Auschwitz pokazać inne postacie, mniej znane niż Kolbe. Przykładem heroizmu najwyższej próby w tej części wystawy jest Helena Płotnicka, matka sześciorga dzieci, która była zaangażowana też w konspirację na zewnątrz obozu, pomagała uwięzionym w Auschwitz, została aresztowana przez gestapo i zmarła w obozie.
To nie jest tak, że na wystawie trzeba pokazać wszystkie postaci, to nie jest encyklopedia ani podręcznik. Pokazujemy na niej wielu innych księży katolickich. Akurat Kolbego nie pokazaliśmy, a sposób, w jaki go dodano, również rozbija, godzi w opowieść tej wystawy. Wystawa narracyjna to nie szkolna gazetka, do której można dodawać dowolne części; ona się rządzi pewną spójnością.
Tymczasem dodając do niej Kolbego, wprowadzono przy okazji taki sposób język opisu, który rażąco różni się od pozostałych części, rozbija jednolitość - np. przytacza to, co o Kolbem mówi Jan Paweł II, czyli wprowadza w ogóle późniejszą perspektywę, dodając przy tym język religijny do bardzo rzeczowego języka opisu.
Ta instalacja jest zatytułowana „święty z Auschwitz”. Najważniejsze też, iż w ogóle nie mówi się o antysemityzmie Kolbego, który przed wojną jako szef i twórca wielkiego katolickiego koncernu prasowego był wydawcą dwóch pism ukazujących się w masowym nakładzie, „Rycerza Niepokalanej” i „Małego dziennika”. W nich były jawnie antysemickie, bardzo brutalne artykuły. Na zmienionej przez dr. Nawrockiego wystawie zostało to skwitowane tak, że Kolbe „w okresie międzywojennym »ewangelizował Żydów«".
Ja po prostu się nie mogę godzić na na takie fałszowanie historii.
Wicepremier mówił także, że żądacie usunięcia flagi polskiej. Czarnek komentował w radiowej Jedynce: "To znaczy, że oni woleliby jednak jakiś inny, niepolski punkt widzenia drugiej wojny światowej. Ale jeszcze raz powtarzam, to nie jest polska postawa. Takim ludziom warto zadać pytanie: dlaczego nienawidzisz Polski?".
Wbrew temu, co mówi minister Czarnek, jestem Polakiem w nie mniejszym stopniu niż on sam, minister Gliński, czy Jarosław Kaczyński. Bynajmniej nie ukrywałem ani nie usuwałem polskich flag na wystawie. Jest ich na niej bardzo wiele. Natomiast ta konkretna flaga, o której mówił, i która zresztą za moich czasów została pozyskana od jednego z darczyńców, została przez nową dyrekcję wstawiona w miejsce, w którym znajdował się bardzo ciekawy i unikalny eksponat.
Pozyskaliśmy z Instytutu Sikorskiego w Londynie propagandową makatkę, która pokazywała entuzjastyczne powitanie Armii Czerwonej we wrześniu 1939 roku przez robotników i chłopów, rzekome dobrodziejstwa, które spotkały mniejszości narodowe, czyli Ukraińców, Żydów i Białorusinów w momencie wkroczenia Armii Czerwonej na tereny RP.
To była niezwykle ważna część opowieści. Pokazywała, że konflikty etniczne na kresach Rzeczypospolitej przenosiły się na inny stosunek do Armii Czerwonej ze strony części mniejszości etnicznych, Ukraińców, Białorusinów, Żydów. Uzyskaliśmy z Instytutu Sikorskiego tę makatkę jako depozyt. Było konieczne zrobienie jej kopii. Nowa dyrekcja nie zrobiła tego z nieznanych dla mnie powodów - być może po prostu to zaniedbała - i żeby nie zostało puste miejsce, wstawiono tam flagę.
Można mieć oczywiście tysiąc flag, tylko akurat w tym przypadku ta konkretna flaga niczego nie mówi, a zajmuje miejsce po bardzo ważnej części opowieści wystawy.
Może chodziło o to, żeby nie pokazywać, iż mniejszości narodowe miały inny stosunek do wkraczających Sowietów niż Polacy?
Może tak, a może przyczyną jest zwykła nieudolność i niedbalstwo, czego nie wykluczam.
Czy którykolwiek z zarzutów, które się pojawiły wypowiedzi wicepremiera Glińskiego, jest prawdziwy?
Wszystkie te zarzuty są albo jawnie fałszywe, albo są manipulacjami, czyli pokazują pewne fakty bez ich kontekstu, który nadaje im właściwy sens.
Podam jeszcze kilka przykładów. Minister Gliński sugeruje projektantom wystawy jakieś antykościelne, antykatolickie nastawienie - i mówi, że chcemy usunięcia Matki Boskiej z wystawy.
Tymczasem to nowa dyrekcja, zmieniając część wystawy poświęconą stratom wojennym, usunęła z niej przestrzelony hełm polskiego żołnierza, który miał tam symboliczne znaczenie. Dodano za to wizerunek Matki Boskiej w ramach konfesjonalizacji wystawy. To jeden ze stałych elementów w tych zmianach: dodawano jak najwięcej elementów religijnych, jak najwięcej postaci księży.
Gdybym odwoływał się do takiej demagogii, jaką posługuje się minister Gliński, to powiedziałbym, że minister nie zasługuje na miano Polaka, ponieważ przez niego mianowany dyrektor usunął polski hełm.
Jaki sens mają te zmiany?
Wyłącznie ideologiczny - w tym przypadku służą konfesjonalizacji wystawy. Nie mają żadnego sensu z punktu widzenia opowieści, która została przez nas stworzona.
Inny przykład to nasze żądanie usunięcia maski pośmiertnej księdza Frelichowskiego, zmarłego w Dachau. My się po prostu domagamy usunięcia dodatkowej instalacji przy części poświęconej obozom koncentracyjnym. Ta część jest głęboko przemyślana, pokazuje różne aspekty życia więźnia w obozach koncentracyjnych - poprzez wyniszczającą pracę, głód, choroby aż po konspirację, tam się też pojawia Pilecki.
Natomiast nie pokazywaliśmy odrębnie poszczególnych kategorii więźniów, a dr Nawrocki dodał instalację poświęconą tylko księżom katolickim. Dlaczego im, a nie np. nie homoseksualistom, którzy byli jedną z pierwszych kategorii w ogóle uwiezionych w niemieckich obozach koncentracyjnych i jedną z najbardziej prześladowanych?
Ta zmiana godzi w sens opowieści. Podkreślam, że wielokrotnie w innych miejscach pokazujemy męczeństwo polskich księży, na przykład na Pomorzu w trakcie pierwszej fali terroru jeszcze w 1939 roku, która była wymierzona w polskie elity, także duchowieństwo.
Kolejny przykład: dodano instalację poświęconą ratowaniu Żydów przez Polaków w miejscu zupełnie nieodpowiednim — w sali poświęconej Auschwitz, kulminacji Zagłady. Wcześniej na wystawie pokazujemy konkretne przykłady polskich rodzin, które ratowały Żydów. Natomiast ta dodana instalacja sugeruje, że postawa ratowania Żydów była powszechna.
Co jeszcze popsuł dyr. Nawrocki?
Dodano np. informacje zupełnie nieprawdziwe, po prostu kłamstwa historyczne, które mają powiększyć polskie „zasługi”. Np. podano informację, że tylko w Polsce groziła kara śmierci za pomoc Żydom. To po prostu nieprawda. Groziła także w okupowanej Jugosławii i na okupowanych terenach Związku Radzieckiego.
Nie może być żadnego uzasadnienia dla fałszowania historii, nawet jeżeli chcemy w ten sposób stworzyć obraz, zgodnie z którym wszyscy Polacy byli heroiczni.
Inne działania dyrekcji są po prostu cenzurą, przypominającą praktyki rodem z PRL, tylko na odwrót. W sali poświęconej ruchom partyzanckim pokazywaliśmy partyzantkę w Polsce, we Francji, w Związku Radzieckim i Jugosławii. Zgodnie z prawdą historyczną podaliśmy informację, że przez szeregi partyzantki sowieckiej przewinęło się około pół miliona ludzi. Usunięto to zdanie, ponieważ uważniejszy widz by się zorientował, że partyzantka radziecka była bardziej masowa niż polska.
Kampania wymierzona w oryginalnych założycieli muzeum cały czas powraca. Jak pan myśli - dlaczego?
Chciałbym jeszcze jedną rzecz dodać: domagamy się przywrócenia pierwotnej scenografii tej części wystawy, która jest poświęcona Polskiemu Państwu Podziemnemu. Było ono niezwykle szczegółowo pokazane w ramach scenografii piwnicznej, która podkreślała tajny, podziemny charakter tych działań. Jest tam też przy wejściu stanowisko poświęcone Irenie Sendler i Radzie Pomocy Żydom. Żeby wyeksponować ten wątek, po prostu usunięto to, co miało być piwnicą, wybito po prostu dziury w ścianie, co jest dla mnie czystym barbarzyństwem, wandalizmem nie do usprawiedliwienia. Teraz nie przypomina to już piwnicy.
Te zmiany są nie tylko polityczne i ideologiczne, ale pokazują niezwykle prymitywne myślenie o wystawiennictwie: traktowanie muzeum jako szkolnej gazetki propagandowej.
Może po prostu ma pan niepolski punkt widzenia (przepraszam za ironię).
Używanie szantażu patriotycznego - mówienie, że twórcy wystawy nie są Polakami - to jest skandaliczne, trudno to nawet skomentować. Minister Czarnek, który to powiedział, sam sobie wystawia świadectwo.
Posłanka Joanna Lichocka napisała na Twitterze o twórcach wystawy „ludzie Tuska”. To prawda? Jest pan człowiekiem Tuska?
Nie jestem niczyim człowiekiem. Wysunąłem pierwszy ideę stworzenia Muzeum II Wojny Światowej w artykule prasowym, który opublikowałem w 2007 roku. Premier Tusk zainteresował się tym pomysłem i zaproponował mi stworzenie muzeum. Przez cały okres pracy nad wystawą nie ingerował w ogóle w jej kształt. Jestem historykiem, który zajmuje się historią Polski znacznie wcześniej dłużej, niż w ogóle minister Gliński zaczął o niej myśleć i mówić. Naprawdę nie potrzebuję żadnych lekcji, czym jest patriotyzm.
Ataki na nas są ściśle powiązane z wysunięciem Nawrockiego na prezesa IPN, co jest ściśle związane, z tym, co robił w muzeum - dla mnie sprowadza się po prostu do niszczenia wystawy i do jej zmieniania według politycznych instrukcji. A także do czystek personalnych - wyrzucił albo doprowadził do odejścia w sumie kilkudziesięciu osób.
W szerszym planie to dążenie służy do zmonopolizowania patriotyzmu i troski o polską historię. Takie ataki jak ten, który jest prowadzony na mnie i moich dawnych współpracowników, ma stworzyć obraz, że tylko PiS dba o polską historię, a ci, którzy mają inną jej wizję, nie są Polakami.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze