Szanowny Panie Rektorze, Szanowna Pani Dziekan, Szanowny Panie Profesorze, drogi Adamie.
Pragnę najserdeczniej podziękować za zorganizowanie dzisiejszej uroczystości. Gdy szliśmy do tej sali, powiedziałem, że czuję się tak, jakbym szedł na egzamin doktorski. Ręce, które drżały i nogi, które ledwo niosły. I nie bez powodu tak się czułem, bo to jest zorganizowanie uroczystości w szczególnym miejscu, w siedzibie uniwersytetu SWSP Uniwersytetu Humanistyczno-Społecznego.
I w tym niezwykłym gronie jestem zaszczycony i szczęśliwy, że uroczystość odbywa się w najmłodszym uniwersytecie polskim, uniwersytecie, który od najstarszego, warszawskiego uniwersytetu przejął znakomitych profesorów i najlepsze cechy. Przejmując najlepsze cechy, trzeba było jednak, panie rektorze, pani dziekan, tamtemu uniwersytetowi i tamtemu wydziałowi prawa nie zabierać wszystkiego. Można było im trochę zostawić. No, ale skoro tak łatwo oddali, to tym większa radość i satysfakcja dzisiejszych organizatorów i uczestników, także moich. Jestem głęboko wzruszony, jak każdy, kto znalazł się w podobnej sytuacji i każdy, kto wkrótce, nieubłagany jest pęd czasu, będzie tego doświadczał.
To jest drugie zdarzenie w ostatnich trzech latach, które tak silnie przywołuje wszystko, co od ponad pół wieku łączy mnie z nauką, dydaktyką, wychowaniem, kształtowaniem wiedzy i postaw studentów. Ale także w jednakowym stopniu, co wiąże się z tym, co otrzymałem od mistrzów, także obecnych dzisiaj, od mistrzów, na ramionach których każdy, szczególnie gdy jest młody, bezwstydnie pragnie stanąć, by widzieć lepiej i wiedzieć lepiej. Wiąże się także z tym, co otrzymywałem od koleżanek i kolegów, ich wiedzę, umiejętności, sumę ich wyjątkowych właściwości, życzliwość i przyjaźń.
Zacznę od tego, że bardzo czułem się zaszczycony otrzymaniem praw właśnie od państwa. Poczucie zaszczytu jest doznaniem subiektywnym, ale obiektywny jego charakter, jego wielkość i doniosłość jest pochodną tego, kto udziela zaszczytu. Nie dane mi było zapoznać się ze spisem treści księgi, bo nie śmiałbym o to prosić prof. Bodnara i dr. Ploszkę, ale pozwolili mi się zapoznać z nazwiskami autorek i autorów. Zatem moje myśli kieruję dzisiaj do Strassburga, Poznania, Gdańska, Krakowa, Torunia, Wrocławia, Hobard na Tasmanii, do Warszawy, Łodzi i Luksemburga.
Myślałem, co nas łączy, a może precyzyjniej, co mnie łączy ze wszystkimi autorami. Przede wszystkim mój szacunek dla państwa dorobku naukowego, integralności osobowej, wielowymiarowości intelektualnej. Także to, co jest wspólnotą zasad i przekonań.
Po drugie, to nigdy nie poddana najmniejszej nawet próbie lojalność, jako podstawa wiarygodności i bezpieczeństwa we wszystkich najważniejszych wymiarach życia zawodowego i relacji interpersonalnych. Naruszenie lojalności to najsilniejsza trucizna, nie tylko w relacji intymnej. To wielkie szczęście nie musieć oddawać się detoksykacji.
Po trzecie, jestem państwa dłużnikiem we wszystkich wymiarach, nie oczekujecie jakże szlachetnie i jak zawsze rozsądnie, że ten dług będę kiedykolwiek w stanie spłacić, ale wierzyliście, że będę się starał i jeszcze raz za to bardzo dziękuję. Szczególnie mam na myśli te osoby, których szlachetność mimo moich grzechów, kolejny raz znalazła wyraz w udziale w tej księdze. Państwa postawa wyznacza bardzo wąską kładkę, przejście przez którą, gdy się uda, prowadzi do niezasłużonej, ale jednak nirwany.
Nie chcę przez to powiedzieć, że im więcej grzechów, tym większe szczęście, chcę jedynie powiedzieć, że tego rodzaju szlachetność powoduje, że ciężar niespełnionych oczekiwań staje się trochę lżejszy, co wcale nie zmniejsza wagi trwałego, najwyższego zobowiązania. Myślę o tym, jak wielkie szczęście otrzymałem od losu spotykając was na tej drodze.
Nauczyliście mnie wszystkiego, co ważne, dobre i szlachetne w sferze zawodowej, ale także w sferze relacji międzyludzkich. Wyznaczaliście, i będę to zawsze powtarzał, najwyższe standardy i oczekiwaliście, że co najmniej dołożę starań, by im sprostać. No, bo skoro ośmielam się aspirować do waszego kręgu, to muszę spełnić minimalne wymogi dopuszczenia.
Dziękuję za zaufanie wyrażane w rozmowach o różnych sprawach, szczególnie wtedy, gdy bywałem pytany o radę, opinię, czy punkt widzenia. Zawsze obawiałem się w takich sytuacjach odpowiedzialności za słowa, które mogło wpłynąć na decyzje mojego rozumowania. Bo jeżeli decyzja była błędna, bo jeżeli rozumienie znaczeń nie było tożsame z intencją wypowiadającego? Otóż mam nadzieję, że nigdy taka sytuacja nie nastąpiła, ale niepokój pozostaje.
Całe życie, i mówię to szczerze, całe życie miałem wrażenie, że jestem chłopcem do podawania piłek na korcie. Że podając piłki coś podpatrzę, trochę się nauczę, trochę się ogrzeję w cieple gwiazd tej misji, że zachwyt publiczności wobec mistrzów w ułamku promila rozciąga się także na tych, którzy znajdują się na korcie poza linią boiska. I oto dzisiaj doświadczam uczucia, że nie tylko na coś przydało się bieganie po piłkę, ale że mistrzowie uznali, że mogę być dopuszczony do siatki, by przy siatce, po zakończonym meczu móc podać im rękę, podziękować, poczuć się prawie równy. Za tę państwa szczodrość także bardzo dziękuję.
Zarazem patrząc na listę autorów myślę, że wyjątkowo dobrze oddaje ona moją drogę zawodową. Zacząłem 52 lata temu od proseminarium prawa państwowego, dzisiaj konstytucyjnego, by zakończyć studia na seminarium prawa administracyjnego. Prawo administracyjne, jako skonkretyzowane prawo konstytucyjne oraz prawo porównawcze pozwoliło mi na wierność podstawowej idei, która organizowała moje życie zawodowe i zainteresowania, czyli status jednostki, jej wolności i praw.
Przez długi, niezamierzony, ale bardzo pouczający flirt z prawem gospodarczym przeżyłem przygodę, by powrócić do prawa konstytucyjnego i praw człowieka. A to oznaczało, jak powiedział w swoim tytule Michel Houellebecq, poszerzenie pola walki, poszerzenie o prawo europejskie w najszerszym rozumieniu, prawo Rady Europy i prawo Unii Europejskiej.
A szczególnie interesujące i odpowiedzialne zadanie sędziego Trybunału Konstytucyjnego powiązane było ze zgłębianiem teorii sprawiedliwości, teorii argumentacji i rozumowań prawniczych. I kolejny raz wyrażam podziękowanie państwu tu obecnym za dopuszczenie mnie do waszych rewirów naukowych i włączenie w realizację wspaniałej przygody prawniczej i towarzyskiej.
Dziękuję za możliwość ponownego kontaktu z państwem w czasie lektury tekstu, lektury, która mnie czeka. Zostawiam sobie przyjemność lektury rozłożoną w czasie, by smakować i by jak najdłużej być w państwa bliskości, by cieszyć się radością wspomnień związanych z każdą osobą i cieszyć się szansą głębszego, bo najbardziej osobistego rozumienia i interpretowania treści każdego tekstu. Za jakiś czas, mam nadzieję, że nie będziemy musieli zbyt długo czekać, przyjdzie moment rachunków. Wszyscy obecni tutaj w tym gronie stoją po jasnej stronie prawa. Myślę, że jeżeli ktoś w następnym pokoleniu, czy pokoleniach, będzie chciał stworzyć syntezę pięknej twarzy polskiego środowiska prawniczego to będzie miał wzorzec spoglądając na listę autorów tej księgi.
Wracam do zaszczytu, jakiego doświadczam w dniu dzisiejszym, jego wielkość i doniosłość jest pochodną także miejsca publikacji państwa pracy. Bardzo dziękuję panu prezesowi Wydawnictwa Wolters Kluwer panu doktorowi Włodzimierzowi Albinowi i zapewniam, że wiem, jak bardzo cenię ten wspaniały gest wydawnictwa. I podziękowanie - prof. Bodnarowi i dr. Ploszce dziękuję za piękne słowa, które panowie wyrazili. A wszystko, co powiedziałem przed chwilą, jest także adresowane do właśnie dwóch Adamów. Bez panów determinacji, zaangażowania, czasu, stresu redaktorskiego, przyjaźni i lojalności nie byłoby dzisiejszego spotkania. Cenię w najwyższym stopniu to wszystko, co od was otrzymałem. Kontynuujecie, jako najważniejsze wartości akademickie, godność naukowca i nauczyciela, przyjaciela studentów, mentora młodych ludzi, a także wzorców postaw prawniczych, wspaniałych obrońców demokracji, konstytucji, rządów prawa i praw człowieka.
Jestem szczęśliwy, bo mimo kontaktów ze mną nie zmarnowaliście darów losu. Dzisiejsza uroczystość dla mnie niezwykła jest elementem akademickiej normalności w nienormalnych czasach.
Za chwilę odbędzie się konferencja na temat kryzysu praworządności, w sytuacji, która doświadcza nas szósty rok. Nie jest to plaga egipska, jest to plaga polska. Zatem dwie krótkie refleksje.
Po pierwsze, kontekst kryzysu praworządności, który definiuję jako wojnę przeciwko konstytucji prowadzoną przez konstytucyjne organy państwa. Powtórzę, co mówiłem już w innym miejscu przed kilkoma miesiącami, ale okazało się, że nie powstała szansa na zmianę tego, o czym mówiłem. Przeciwnie, pogłębiony jest mój smutek spowodowany działaniami antykonstytucyjnymi satrapii. To nie jest nirwana, o której mówiłem. Obserwacja sprowadza się do kilku elementów.
Gdy się rozglądam, to widzę, że władza jest skoncentrowana w rękach przywódcy i jego najbliższego otoczenia. Cechą jej struktury jest gorliwe posłuszeństwo wobec przełożonych i osób stojących wyżej w hierarchii, zaś pogarda wobec osób stojących niżej. Decyzje podjęte przez przywódcę są zatwierdzane przez podporządkowany, fasadowy parlament. Przejmowane są media i realizowana jest kontrola nad mediami quasi cenzura, poprzez zastosowanie cywilnych i karnych nadużywanych środków prawnych, mających zamknąć usta wolnym mediom, ale też obywatelom. To nieliczone zastępy inspekcji i podporządkowanej politycznie policji i sił specjalnych. To nomenklatura, patologiczna determinacja władzy w ograniczaniu i eliminacji elementów rządów demokratycznych, a tym samym tendencja do wyłączania kontroli społecznej. To figura wroga, która to figura ma charakter jednoczący i dzielący.
Co jeszcze? Silny i trwały nacjonalizm, pogarda dla praw człowieka, obsesja na punkcie seksu, bliskie relacje państwa i Kościoła, krzewiące się układy i korupcja oraz ochrona korporacyjnej władzy, pogarda wobec intelektualistów i artystów.
Jeżeli te opisane skrótowo zjawiska mają rzeczywiście miejsce, to oznacza, że po pierwsze wypełnione są wszystkie elementy definicji państwa autorytarnego, a po drugie, że ta rzeczywistość odpowiada jedenastu spośród czternastu wczesnych oznak faszyzmu, skatalogowanych przez amerykańskie muzeum pamięci Holocaustu. I druga rzecz, jak mają zachowywać się ludzie uniwersytetów, szczególnie prawnicy akademiccy nauczający przykładowo jedynie prawo konstytucyjne, teorię prawa, teorię państwa, prawa człowieka, czy prawo karne. Mówię o prawnikach, bo nie zajmuję się osobami, które aspirowały by być prawnikami, a okazali się zaledwie absolwentami prawa. Im odmawiam postawy i uzasadnienia, by nazywali siebie prawnikami bez względu na ich stopnie zawodowe i tytuły naukowe.
Jaką zatem prawnicy mają przyjąć taktykę i strategię nauczania zdeprawowanego prawa? Może być zgoda na rzeczywistość, ignorowanie problemu. Może też można przyjąć postawę niezgody, nazywać rzeczy po imieniu, a prawo rozumieć tym bardziej jako prawo w działaniu, a nie tekst zapisany w ustawie. Nauczyć siebie i nauczyć innych widzieć prawo, jako zjawisko, jako mechanizm, a nie jako przepis.
Nie musisz stawać się politycznym wojownikiem, ale nie możesz udawać, że jesteś niewidomy, że jesteś niemową i że nie słyszysz krzyków i okrzyków w parlamencie zamienionym w cyrk z jednym lub dwoma nieśmiesznymi klownami. A jeżeli niezgoda, to tym ważniejsza jest nie ucieczka w historię prawa, prawo porównawcze, czy historię i doktryny, ale ich użycie jako krzywego lustra rodzimych rozwiązań prawnych i praktyki ich stosowania. Jako ujawnianie bezprawia, a nie jedynie, jako neutralny, a więc bezpieczny punkt odniesienia.
Aby móc to robić, musisz być uzbrojony w nieznane dotychczas metody, instrumenty, falsyfikacje sofizmatów politycznych. Przykład: sędzia nie może wypowiadać się w sprawach konstytucyjnych, bo przecież to są sprawy polityczne. Inny przykład: demonstracje jesienią 2020 r. są nielegalne eo ipso nie mogą, jak chce tego rzecznik policji, nie mogą być pokojowe. Kolejny: niezwłoczne wykonanie wyroku sądowego uzależnione jest od uprzedniego opublikowania uzasadnienia tego wyroku, itd., itd.
W tej sytuacji, która powstała możesz na nowo pisać podręczniki, dokonywać wyboru innych materiałów dydaktycznych, zamieniać w zbiór wyroków sądowych sądów powszechnych i konstytucyjnych, zrobić wyimki z nowych orzeczeń, pominąć orzeczenia, które są niemiłe władzy. Możesz. Ale przestajesz być prawnikiem. I z tej drogi powrotu już nie ma, bo prawnicy mają dobrą pamięć.
I nie myśl o emigracji, ani wewnętrznej, ani przestrzennej, każda emigracja jest rzuceniem ręcznika na ring. Jeżeli jesteś zmęczony przewodzeniem peletonowi, co naturalne, zjedź do środka, odpocznij, daj szansę nadawania tempa przyjaciołom. Potem daj im zmianę. I tak do mety. Ona jest bliżej, niż myślisz.
Bardzo dziękuję.
Komentarze