Prokuratura w Białymstoku wykazała się nadgorliwością, wnioskując do szpitala o udostępnienie dokumentacji pacjentek, u których przeprowadzano aborcje po 22 października 2020. Takie działania zniechęcą lekarzy do wykonywania aborcji dozwolonych przez polskie prawo
W poniedziałek 8 lutego "Dziennik Gazeta Prawna" ujawnił, że Prokuratura Okręgowa w Białymstoku prowadzi czynności sprawdzające w związku z wykonywaniem aborcji w jednym z białostockich szpitali. Śledczy zwrócili się do placówki o udostępnienie danych wszystkich pacjentek, u których przeprowadzono zabieg z informacją o powodzie przerwania ciąży (przesłanka embriopatologiczna, zagrożenie życia lub zdrowia matki, czyn zabroniony).
Wniosek dotyczył dokumentacji od 23 października 2020 roku, czyli od dnia po wydaniu przez TK wyroku znoszącego przesłankę embriopatologiczną, do drugiej połowy stycznia. Na piśmie z prokuratury miał widnieć dopisek „sprawa wyjątkowo pilna!!!”.
Dziennikarki DGP ustaliły, że prokuratura prowadzi postępowanie przygotowawcze po zawiadomieniu Fundacji Pro - Prawo do Życia, która twierdzi, że białostocka placówka narusza art. 152 kodeksu karnego, który penalizuje przeprowadzanie aborcji poza wskazaniami w ustawie. Jeszcze w poniedziałek Fundacja potwierdziła, że to z ich inicjatywy prowadzone są działania. I ujawniła, że również gdańska prokuratura podjęła w tej sprawie kroki.
Jeszcze w 2020 roku Fundacja rozpoczęła w trybie dostępu do informacji publicznej zbieranie ze szpitali danych o przeprowadzanych w nich aborcjach. W ten sposób dowiedzieli się, że między 23 października a 21 grudnia w sześciu szpitalach w Polsce przeprowadzono 76 aborcji. Nie podano, ile z nich przeprowadzono na podstawie której przesłanki. Fundacja zgłosiła te sprawy do prokuratury, ponieważ twierdzi, że aborcje z przyczyn embriopatologicznych były zakazane już od chwili ogłoszenia wyroku TK 22 października. Fundacja powołuje się na uchwałę Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego z 2016 roku, w którym stwierdzono:
„Zgodnie z art. 190 ust. 2 Konstytucji RP orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego podlegają niezwłocznemu opublikowaniu. Nieopublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego stwierdzający niezgodność z Konstytucją określonego przepisu uchyla domniemanie jego zgodności z Konstytucją z chwilą ogłoszenia wyroku przez Trybunał Konstytucyjny w toku postępowania”.
Uchwała SN została wydana oczywiście w kontekście kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego, gdy Kancelaria Premiera nielegalnie wstrzymywała publikację wyroku. Takie uchwały mają moc zasady prawnej wiążącej inne składy Sądu Najwyższego, ale wobec sądów powszechnych są jedynie wskazówkami. Wykorzystywanie ich w przypadku oceniania zagrożenia odpowiedzialnością karną lekarzy nie ma jednak żadnego sensu, bo ta grozić może tylko za naruszenie obowiązującej ustawy. Organom ścigania i sądowi nie wolno kreować nowego rodzaju przestępstw, a takim zabiegiem jest niewątpliwie mówienie o utracie domniemania konstytucyjności przepisu uchylonego przez nieopublikowany wyrok.
Zgodnie z art. 190 ust. 2 konstytucji mówi o tym, że orzeczenia TK podlegają "niezwłocznemu ogłoszeniu w organie urzędowym, w którym akt normatywny był ogłoszony", czyli w "Dzienniku ustaw". Art. 190 ust. 3 mówi z kolei o tym, że orzeczenie takie wchodzi w życie z dniem ogłoszenia. Fakt ten w komunikatach przypominało zresztą samo Ministerstwo Zdrowia.
W sprawie interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich, który opublikował oświadczenie, że działania białostockiej prokuratury pozbawione są jakichkolwiek podstaw. Aż do opublikowania wyroku (27 stycznia 2021) przesłanka embriopatologiczna nie utraciła mocy, co oznacza, że to odmowa wykonania zabiegu z powołaniem się na wyrok TK byłaby niezgodna z prawem. Mogła też stanowić naruszenie praw pacjenta do świadczeń zdrowotnych (art. 6 ustawy o prawach pacjenta i Rzecznik Praw Pacjenta).
RPO wystąpił także do szefa Prokuratury Okręgowej w Białymstoku Andrzeja Purymskiego, o wskazanie, na jakiej podstawie prawnej prokuratura zwróciła się do szpitala o przekazanie dokumentacji medycznej.
Na doniesienia DGP zareagowała także Prokuratura Krajowa. W komunikacie udostępnionym mediom napisano, że działania białostockiej prokuratury były błędne i nieuzasadnione. Przyznano, że wyrok obowiązuje dopiero do czasu publikacji w "Dzienniku Ustaw", a nie od jego wydania. PK w trybie ustawowego nadzoru pouczyła też podległą jej Prokuraturę Regionalną w Białymstoku o nieprawidłowościach w działaniu tamtejszej Prokuratury Okręgowej.
Naginanie przepisów przez białostocką prokuraturę jest jednak elementem większego obrazu.
"To pokazuje, jakie są negatywne skutki kryminalizacji aborcji. Te przepisy, które penalizują wykonanie aborcji pozasystemowej, co oznacza karanie wszystkich osób pomagających kobiecie przerwać ciążę, służą wyłącznie zastraszaniu. Mogą być instrumentalnie wykorzystywane przez prokuraturę i powodują efekt mrożący" - mówi OKO.press Kamila Ferenc, prawniczka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
"Wokół aborcji tworzy się przeświadczenie, że to przestępstwo, że czeka za nią kara, że trzeba nadgorliwie przestrzegać ustawowych przesłanek aborcyjnych, bo inaczej przyjdzie prokurator i stwierdzi, że lekarz źle zakwalifikował pacjentkę. To sprawia, że lekarze w ogóle nie chcą się zajmować tym tematem. Nie chcą pomagać pacjentkom nawet w tych przypadkach dozwolonych przez polskie prawo. Boją się, że dosięgnie ich kara nie dlatego, że zrobią coś źle, tylko dlatego, że to politycznie niewygodny temat".
Federacja zajmowała się pomocą prawną pacjentkom, którym szpitale odmawiały przerwania ciąży ze względów embriopatologicznych między 23 października a 27 stycznia. Powodem była właśnie obawa przed ewentualnymi konsekwencjami ze strony antyaborcyjnie nastawionej władzy.
Wydarzenia sprzed wejścia w życie wyroku TK są bardzo złym prognostykiem dla dostępności aborcji w dwóch przypadkach, których jeszcze nie zdelegalizowano.
Chodzi również o możliwość terminacji ciąży w przypadku ciężkich, letalnych wad płodu jako stanowiących zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentki. W związku z tym środowiska kobiece postulują dekryminalizację aborcji, czyli po prostu zniesienie odpowiedzialności karnej za przerwanie ciąży na prośbę kobiety lub pomoc w przerwaniu ciąży. W Sejmie taki projekt tydzień temu złożyła Lewica.
Kamila Ferenc: "Potrzebujemy dekryminalizacji aborcji, bo inaczej skończymy z prokuratorami wchodzącymi na oddziały ginekologiczno-położnicze, do gabinetów ginekologicznych. Aborcja dotyczy zdrowia, prywatności, życia osobistego, intymności.
Przepisy prawno-karne pochodzą z zupełnie innego porządku, ich ingerencja w te sfery nie powinna mieć miejsca. To nie jest polityka społeczna, tylko polityka zastraszania, a nawet odstraszania od wykonywania obowiązującego prawa.
Dlatego tak ważne jest obecnie przyjęcie ustawy ratunkowej przygotowanej przez Lewicę, która zakłada taką depenalizację aborcji. Jest to potrzebne szczególnie teraz, żeby lekarze nie bali się kwalifikować pacjentek z ciążami, w których zdiagnozowano ciężkie i nieodwracalne wady płodu do wciąż obowiązującej przesłanki zagrożenia zdrowia i życia. Chodzi bezpieczeństwo tych pacjentek i ograniczenie ich cierpienia".
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze