0:00
0:00

0:00

Akt oskarżenia przeciwko Jakubowi Żulczykowi Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała w marcu 2021 roku. Powodem miało być nazwanie prezydenta Andrzeja Dudy debilem, co stanowiło według śledczych naruszenie art. 135 par. 2 kodeksu karnego.

Art. 135. KK § 1. Kto dopuszcza się czynnej napaści na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. § 2. Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Poszło o wpis, w którym pisarz komentował zwlekanie przez Andrzeja Dudę z gratulacjami dla prezydenta-elekta Joe Bidena:

"Prezydenta-elekta w USA »obwieszczają« agencje prasowe, nie ma żadnego federalnego, centralnego ciała ani urzędu, w którego gestii leży owo obwieszczenie. Wszystko co następuje od dzisiaj – doliczenie reszty głosów, głosowania elektorskie – to czysta formalność. Joe Biden jest 46 prezydentem USA. Andrzej Duda jest debilem"

Przeczytaj także:

Prokuratura domagała się kary pięciu miesięcy ograniczenia wolności w formie nieodpłatnej pracy społecznej i opublikowania przeprosin na Facebooku.

Proces ruszył w listopadzie 2021 roku. A już 10 stycznia 2022 sąd zdecydował o umorzeniu sprawy ze względu na znikomą szkodliwą społeczność czynu. Według sądu pisarz użył słowa "debil" w kontekście merytorycznej krytyki, a głowa państwa podlega mniejszej ochronie niż zwykły obywatel.

O apelacji prokuratury jako pierwszy poinformował portal TVP Info. Co ciekawe, w materiale konsekwentnie nazywa się pisarza "Jakubem Ż." oraz prezentuje jego zdjęcie z rozpikselowaną twarzą.

Argumenty prokuratury

Prokuratura, po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku, stwierdziła, że orzeczenie dotknięte jest szeregiem uchybień.

„Przede wszystkim wskazać trzeba, że przedmiotem postępowania zainicjowanego aktem oskarżenia skierowanym przez stołeczną prokuraturę nie był wpis oskarżonego jako taki ani tym bardziej zawarta w nim krytyka, do której oskarżony ma pełne prawo, i to bez względu na to, czy jest ona uzasadniona, czy nie. Poza ramami tego rodzaju dopuszczalnej - zgodnie z przepisami Konstytucji RP oraz umów międzynarodowych - krytyki leży jednak bezprawna w ocenie prokuratora forma, jaką posłużył się w ostatnim zdaniu swego wpisu oskarżony” - czytamy w komunikacie przesłanym mediom.

Prokuratura zarzuca także, że sąd w sposób dowolny i jednostronny uznał, że słowa Żulczyka mieściły się "w ramach dopuszczalnej krytyki". Co więcej, „Sąd w wydanym wyroku w żadnym stopniu nie odniósł się do postaci zamiaru, jakim kierował się oskarżony Jakub Ż.,

  • tj. czy jego intencją było znieważanie Prezydenta RP,
  • czy też formułując swój wpis jedynie na taki skutek się godził.

(…) Sąd bezzasadnie zdeprecjonował powagę i autorytet urzędu sprawowanego przez Prezydenta RP, w sposób bezpodstawny przyjął także, iż zawarta we wpisie Jakuba Ż. zniewaga miała charakter »marginalny«, podczas gdy nie budzi wątpliwości fakt, że wzbudziła ona daleko idący oddźwięk społeczny”.

Prokuratura zarzuca sądowi także zignorowanie treści wyroku TK z 2011 roku, w którym orzeczono o zgodności art. 135 par. 2 kk z konstytucją. "Sąd Okręgowy w Warszawie, choć formalnie odwołał się do ww. wyroku Trybunału, zdaniem Prokuratury zignorował wyrażone w nim i ugruntowane na przestrzeni lat stanowisko" - stwierdzono.

TK: zniewaga prezydenta narusza ład społeczny

Kanwą przywoływanego przez prokuraturę wyroku TK było stwierdzenie "mamy durnia za prezydenta". Tak o Lechu Kaczyńskim wypowiedział się w 2007 roku Lech Wałęsa. Śledztwo w sprawie słów byłego prezydenta połączono ze śledztwem w sprawie wypowiedzi ówczesnego senatora PO Stefana Niesiołowskiego, który nazwał Kaczyńskiego "małym zakompleksionym człowiekiem".

Prowadząca je Prokuratura Okręgowa umorzyła je w 2008 roku. Na tę decyzję zażalenie złożył pełnomocnik prezydenta. Sprawa wylądowała w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Powołując się m.in. na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (o tym za chwilę), zadał on TK pytanie, czy przepis ten w ogóle jest zgodny z art. 54 ust.1 Konstytucji (wolność słowa) w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucji (przesłanki ograniczania wolności) oraz art. 10 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności (wolność wyrażania opinii).

W 2011 Trybunał Konstytucyjny orzekł, że ściganie znieważania prezydenta nie stoi w sprzeczności z ochroną wolności słowa, ponieważ:

"jednym z zasadniczych czynników integrujących społeczeństwo jest ład i spokój społeczny, zapewniający harmonijne istnienie i rozwój zbiorowości w warunkach wolnych od wewnętrznych niepokojów. Publiczna zniewaga Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej bez wątpienia zakłóca wspomniany ład i spokój".

Znieważenie prezydenta "może w skrajnych przypadkach stanowić również zagrożenie bezpieczeństwa państwa, rozumiane jako osłabienie pozycji Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej, w sytuacji ewentualnych wrogich działań lub zamierzeń innych państw". Jak bowiem zauważa TK: "Prezydent jako głowa państwa jest uosobieniem państwa - jego godności, majestatu, suwerenności i niepodległości".

"Na szczególne podkreślenie zasługuje dodatkowo to, iż poczucie własnej godności i posiadanie autorytetu jest jednym z niezbędnych warunków efektywnego wykonywania funkcji konstytucyjnie przypisanych głowie państwa" - argumentują sędziowie. Jedną z tych doniosłych funkcji jest na przykład stanie na straży Konstytucji.

Nadmierna ochrona prezydenta szkodzi

Do uzasadnienia wyroku były zdania odrębne, Stanisław Biernat, który podkreślał, że organy ścigania powinny zachowywać wstrzemięźliwość w prawnokarnym ściganiu rzeczywistych i rzekomych przypadków znieważenia. Sędzia Piotr Tuleja wskazywał z kolei, że:

"Penalizacja powinna obejmować jedynie sytuacje, w których uczestnicy tej debaty w sposób skrajny i nieuzasadniony żadnymi celami debaty publicznej naruszają konstytucyjnie chronione wartości. Szerszy zakres penalizacji sprawia, że staje się ona nieadekwatnym instrumentem dla gwarantowania kulturalnego i cywilizowanego charakteru jej prowadzenia. Co ważniejsze

zakres taki stwarza niebezpieczeństwo, że istotne z punktu widzenia debaty publicznej kwestie nie będą podnoszone albo będą podnoszone tylko w sposób akceptowany przez organy państwa.

Z powyższych względów uważam, że Trybunał Konstytucyjny wywiódł z przepisów Konstytucji nadmierną ochronę Prezydenta, gdyż nie dokonał prawidłowego ważenia kolidujących zasad konstytucyjnych".

Jeden sąd orzeknie tak, a inny nie

Prokuratura sugeruje, że ze względu na wyrok TK z 2011, sąd pierwszej instancji powinien był ukarać Jakuba Żulczyka. Rzeczywiście, zdarza się, że sądy wydają wyroki skazujące. Tak było w przypadku trójki nastolatków, którzy podczas imprezy plenerowej krzyczeli "jebać Dudę", co zostało uwiecznione na nagraniu. W czerwcu 2021 roku Sąd Okręgowy w Kaliszu skazał ich na dwa miesiące prac społecznych. Z kolei w grudniu 2020 roku Sąd Okręgowy w Toruniu skazał 48-letniego mężczyznę na sześć miesięcy ograniczenia wolności za to, że pod wpływem alkoholu napisał na plakatach z wizerunkiem Andrzeja Dudy "pięć lat wstydu" oraz narysował mu penisa na czole.

Wyroki skazujące zapadały także w czasie prezydentur Aleksandra Kwaśniewskiego, Lecha Kaczyńskiego oraz Bronisława Komorowskiego. Ale sądy także często uniewinniały oraz umarzały podobne sprawy.

W 2013 sąd apelacyjny uniewinnił twórcę strony Antykomor.pl od zarzutu znieważenia prezydenta ze względu na niską szkodliwość czynu oraz fakt, że sam rzekomo poszkodowany stwierdził, że nie poczuł się urażony. Podkreślano także, że internet pełen jest tego rodzaju ostrej, nawet wulgarnej satyry.

W 2019 szczeciński Sąd Okręgowy umorzył sprawę mężczyzny, który podczas manifestacji trzymał transparent z napisem "Dzisiaj pałac, jutro ciupa, nie prezydent, tylko dupa".

W lipcu 2020 sąd uniewinnił mężczyznę, który przyszedł na wiec Andrzeja Dudy z transparentem "Mamy durnia za prezydenta". W uzasadnieniu wskazywano, że "dureń" rzeczywiście jest słowem obraźliwym. Ale intencją mężczyzny nie było wcale znieważenie prezydenta, ale wyrażenie krytyki wobec jego prezydentury.

"Nie można zapominać, że była to kampania wyborcza, wiec wyborczy prezydenta, który był jednocześnie kandydatem w wyborach. Nie można też polemizować z faktem, że wiece wyborcze nie są przykładem kurtuazji i to nie za sprawą obywateli, ale samych polityków, których wypowiedzi są często bardzo ostre (...) [Andrzej Duda - przyp.] Na wiecach wyborczych też posługiwał się językiem ostrym. Przypomnę jedno sformułowanie, kiedy zarzucał kandydatowi, że jest niezrównoważony" - mówiła sędzia.

Wszystkie wyroki uniewinniające oraz umorzenia odwoływały się do orzecznictwa Europejskiego Trybunały Praw Człowieka. Szeroko zakreśla ono ramy dopuszczalnej krytyki osób publicznych.

W sprawie Lingens przeciwko Austrii stwierdzono także wprost, że granice dopuszczalnej krytyki są w przypadku polityków dużo szersze, niż wobec osób prywatnych. "Politycy wystawiają świadomie i w sposób nieunikniony każde swoje słowo i działanie na dogłębną kontrolę dziennikarzy i opinii publicznej. Muszą zatem wykazać większy stopień tolerancji” - orzekł Trybunał w sprawie Lingens przeciwko Austrii. W wyroku Oberschlick przeciwko Austrii Trybunał stwierdził z kolei, że

"[ochrona wypowiedzi — przyp.] przysługuje nie tylko "informacjom" i "ideom", które są odbierane przychylnie lub postrzegane jako nieszkodliwe, czy obojętne, ale także tym [wypowiedziom], które obrażają, szokują, lub przeszkadzają. Takie są wymagania pluralizmu, tolerancji i otwartości, bez których nie ma demokratycznego społeczeństwa".

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze