Za wydawane wyroki był nękany przez prawicową prasę. Teraz ściga go specjalny wydział Prokuratury Krajowej do spraw sędziów i prokuratorów. Śledczy chcą mu stawiać zarzuty za sprawy z jego prywatnego życia rodzinnego. Ale sąd dyscyplinarny uznał, że sędzia Andrzej Sterkowicz prawa nie złamał i odmówił uchylenia mu immunitetu
Zgody na ściganie sędziego Sterkowicza odmówił właśnie sąd dyscyplinarny przy Sądzie Apelacyjnym w Krakowie. To tam powołany przez PiS wydział spraw wewnętrznych Prokuratury Krajowej skierował wniosek o uchylenie immunitetu sędziemu.
Prokuratura chciała sędziemu postawić kilka zarzutów związanych z jego prywatnym życiem rodzinnym. Sędzia jest po rozwodzie i ma jeszcze rozliczenia z byłą żoną. Były chwile, że relacje pomiędzy nimi były bardziej emocjonalne. W efekcie do prokuratury trafiły zawiadomienia przeciwko sędziemu. A ich prowadzenie przejęła Prokuratura Krajowa.
Według informacji OKO.press, sąd dyscyplinarny uznał jednak, że zrzucane Sterkowiczowi czyny nie mają znamion przestępstwa, dlatego odmówił uchylenia jego immunitetu sędziowskiego. Co oznacza, że prokuratura nie może postawić mu zarzutów.
O problemach Andrzeja Sterkowicza OKO.press pisało w ubiegłym roku.
Sędzia był obiektem nagonki w mediach związanych z Tomaszem Sakiewiczem. Najpierw zlustrowano jego ojca, a potem jego życie rodzinne. A wszystko zaczęło się od tego, że podpadł prawicowym dziennikarzom wydając wyroki niekorzystne dla dziennikarki-lustratorki Doroty Kani.
Sterkowicz pochodzi z Tarnowa. Od 2010 roku orzeka w Sądzie Okręgowym w Warszawie, w IV wydziale cywilnym. Wydział ten sądzi sprawy m.in. z terenu warszawskiej Ochoty. To w tej dzielnicy mają swoje siedziby redakcja tygodnika „Wprost” i powiązanej z PiS „Gazety Polskiej”. Sterkowicz, tak jak inni sędziowie z wydziału IV musiał więc sądzić sprawy o ochronę dóbr osobistych, wytaczane tym redakcjom i ich dziennikarzom przez bohaterów ich tekstów.
Dostał m.in. do prowadzenia procesy przeciwko Dorocie Kani, kiedyś dziennikarce „Wprost”, obecnie - „Gazety Polskiej”, a także przeciwko samej „Gazecie Polskiej” i powiązanym z nią mediom.
Jesienią 2013 roku sędzia Sterkowicz nakazał Kani i Tomaszowi Sakiewiczowi, wówczas redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej Codziennie”, przeprosić prokuratora Edwarda Zalewskiego i zapłacić mu 10 tys. złotych zadośćuczynienia. W tekście pt. „Naciski w sprawie Macierewicza”, opublikowanym na łamach „GPC”, Kania napisała, że Zalewski wpływał na śledztwo ws. raportu z weryfikacji oficerów WSI i dążył do postawienia zarzutów Antoniemu Macierewiczowi.
Sterkowicz uznał te sugestie za „nieprawdziwe, naruszające godność i cześć prokuratora oraz podważające zaufanie do całej prokuratury”. Wyrok utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny.
W styczniu 2014 roku Sterkowicz wydał wyrok w procesie cywilnym, który wytoczył tygodnikowi „Wprost” rektor Uniwersytetu Gdańskiego, prof. Andrzej Ceynowa. W 2007 roku, w kilku artykułach opublikowanych we „Wprost”, Dorota Kania zarzucała Ceynowie współpracę z SB. Później sąd lustracyjny oczyścił rektora. A sąd karny skazał Kanię za jego pomówienie.
W procesie cywilnym Sterkowicz nakazał Kani i ówczesnemu redaktorowi naczelnemu „Wprost” - Stanisławowi Janeckiemu przeprosić Ceynowę i zapłacić mu 150 tys. złotych odszkodowania. Sędzia uzasadniał wówczas, że Kania „nie dochowała staranności ani rzetelności dziennikarskiej, była niesumienna i niesolidna, rozpowszechniała nieprawdzie i krzywdzące informacje”.
Sąd Apelacyjny częściowo zmienił ten wyrok - podtrzymał zobowiązanie do przeprosin, ale anulował odszkodowanie.
Wyroki w sprawach wytoczonych Kani przez Zalewskiego i Ceynowę ściągnęły na Sterkowicza krytykę ze strony „Gazety Polskiej”. W marcu 2014 roku „Gazeta Polska” uznała, że Sterkowicz nie powinien orzekać w procesie, który wytoczyła jej naczelnemu - Tomaszowi Sakiewiczowi Służba Kontrwywiadu Wojskowego.
Zdaniem tygodnika sędzia powinien zostać wyłączony ze sprawy, bo był w konflikcie z gazetą. Dlaczego? Bo w mediach Sakiewicza krytycznie pisano o jego wyrokach na Kanię.
„To killer prawicowych dziennikarzy i zdumiewa mnie, że się podjął tej sprawy, ponieważ niejednokrotnie pisaliśmy o jego stronniczości. Powinien się wyłączyć, jednak naruszył przepisy dotyczące niezależności. Za nasze publikacje może czuć do mnie osobiste urazy, ale jeśli nawet ich nie ma, to mam prawo podejrzewać, że tak jest. Nie ma więc prawa mnie sądzić” - mówił wówczas Sakiewicz.
Nagonka na Sterkowicza rozkręciła się na dobre po przejęciu rządów przez PiS i rozpoczęciu „reformy” wymiaru sprawiedliwości. W maju 2016 roku „Gazeta Polska Codziennie” zlustrowała 80-letniego ojca sędziego. Krótko po publikacji tego artykułu ojciec Sterkowicza zmarł na zawał serca.
Działania prawicowego medium okazały się skuteczne. Sterkowicz po śmierci ojca zaczął się wyłączać z procesów przeciwko „Gazecie Polskiej”.
Ale tygodnik mu nie odpuścił. Na początku listopada 2017 roku Dorota Kania opublikowała artykuł, w którym opisała prywatne sprawy Sterkowicza, związane z jego rozwodem i sporami z byłą żoną o opiekę nad ich dzieckiem. Podała m.in. informacje ze sprawy toczącej się przed sądem rodzinnym, które objęte były wyłączeniem jawności.
Kania napisała, że spory pomiędzy sędzią, a jego byłą żoną prześwietlało kilka prokuratur w Małopolsce. Zawiadomienia złożyła m.in. jego była żona. Sprawy trafiły do prokuratur rejonowych, ale część przejął do prowadzenia Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej.
Na razie sędzia Andrzej Sterkowicz wyszedł z tego obronną ręką.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze