Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski
Był obiektem nagonki w mediach Sakiewicza, zlustrowano jego ojca, a potem jego własne życie rodzinne. Teraz sprawy z prywatnego życia sędziego bada Prokuratura Krajowa. A wszystko zaczęło się od tego, że podpadł prawicowym dziennikarzom wydając wyroki niekorzystne dla dziennikarki-lustratorki Doroty Kani
Sędzia, którego życiorys i sprawy rodzinne są dokładnie prześwietlane w specjalnym Wydziale Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej to Andrzej Sterkowicz.
Pochodzi z Tarnowa. Od 2010 roku orzeka w Sądzie Okręgowym w Warszawie, w IV wydziale cywilnym. Wydział ten sądzi sprawy m.in. z terenu warszawskiej Ochoty. To w tej dzielnicy mają swoje siedziby redakcja tygodnika „Wprost” i powiązanej z PiS „Gazety Polskiej”.
Sterkowicz, tak jak inni sędziowie z wydziału IV musiał więc sądzić sprawy o ochronę dóbr osobistych, wytaczane tym redakcjom i ich dziennikarzom przez bohaterów ich tekstów. Dostał m.in. do prowadzenia procesy przeciwko Dorocie Kani, kiedyś dziennikarce „Wprost”, obecnie – „Gazety Polskiej”, a także przeciwko samej „Gazecie Polskiej” i powiązanym z nią mediom.
Jesienią 2013 roku sędzia Sterkowicz nakazał Kani i Tomaszowi Sakiewiczowi, wówczas redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej Codziennie”, przeprosić prokuratora Edwarda Zalewskiego i zapłacić mu 10 tys. złotych zadośćuczynienia. W tekście pt. „Naciski w sprawie Macierewicza”, opublikowanym na łamach „GPC”, Kania napisała, że Zalewski wpływał na śledztwo ws. raportu z weryfikacji oficerów WSI i dążył do postawienia zarzutów Antoniemu Macierewiczowi.
Sterkowicz uznał te sugestie za „nieprawdziwe, naruszające godność i cześć prokuratora oraz podważające zaufanie do całej prokuratury.” Wyrok utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny.
W styczniu 2014 roku Sterkowicz wydał wyrok w procesie cywilnym, który wytoczył tygodnikowi „Wprost” rektor Uniwersytetu Gdańskiego, prof. Andrzej Ceynowa. W 2007 roku, w kilku artykułach opublikowanych we „Wprost”, Dorota Kania zarzucała Ceynowie współpracę z SB. Później sąd lustracyjny oczyścił rektora. A sąd karny skazał Kanię za jego pomówienie.
W procesie cywilnym Sterkowicz nakazał Kani i ówczesnemu redaktorowi naczelnemu „Wprost” - Stanisławowi Janeckiemu przeprosić Ceynowę i zapłacić mu 150 tys. złotych odszkodowania.
Sędzia uzasadniał wówczas, że Kania „nie dochowała staranności ani rzetelności dziennikarskiej, była niesumienna i niesolidna, rozpowszechniała nieprawdzie i krzywdzące informacje”.
Sąd Apelacyjny częściowo zmienił ten wyrok – podtrzymał zobowiązanie do przeprosin, ale anulował odszkodowanie.
Wyroki w sprawach wytoczonych Kani przez Zalewskiego i Ceynowę ściągnęły na Sterkowicza krytykę ze strony „Gazety Polskiej”.
W marcu 2014 roku „Gazeta Polska” uznała, że Sterkowicz nie powinien orzekać w procesie, który wytoczyła jej naczelnemu – Tomaszowi Sakiewiczowi Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Zdaniem tygodnika sędzia powinien zostać wyłączony ze sprawy, bo był w konflikcie z gazetą. Dlaczego? Bo w mediach Sakiewicza krytycznie pisano o jego wyrokach na Kanię.
„To killer prawicowych dziennikarzy i zdumiewa mnie, że się podjął tej sprawy, ponieważ niejednokrotnie pisaliśmy o jego stronniczości.
Powinien się wyłączyć, jednak naruszył przepisy dotyczące niezależności. Za nasze publikacje może czuć do mnie osobiste urazy, ale jeśli nawet ich nie ma, to mam prawo podejrzewać, że tak jest. Nie ma więc prawa mnie sądzić” - mówił wówczas Sakiewicz.
A związany z „GP” portal niezależna.pl pisał: „Ujawniamy: Sędzia w konflikcie z „Gazetą Polską Codziennie” sądzi jej redaktora naczelnego” i „Bezczelny sędzia Sterkowicz, który sądzi Gazetę Polską”.
Nagonka na Sterkowicza rozkręciła się na dobre po przejęciu rządów przez PiS i rozpoczęciu „reformy” wymiaru sprawiedliwości.
W maju 2016 roku „Gazeta Polska Codziennie” zlustrowała 80-letniego ojca sędziego.
Autorem artykułu „Sędzia resortowego pochodzenia” był Maciej Marosz, który - podobnie jak Dorota Kania - specjalizuje się w lustrowaniu osób publicznych.
Tekst zawierał treści szkalujące sędziego i jego ojca. O sędzim Marosz pisał, że jest "specjalistą od skazywania surowymi wyrokami prawicowych dziennikarzy". Wypomniał mu wyrok ws. Ceynowy. „Sędzia wydaje surowe wyroki za pisanie o zarejestrowanych agentach bezpieki PRL-u. Jest wyznaczany do takich spraw, mimo że jego ojciec był w PRL-u zarejestrowanym kontaktem operacyjnym SB” - pisał.
„GPC” napisała też, że według archiwów IPN, ojciec sędziego został zarejestrowany w 1976 roku jako kontakt operacyjny. Prowadzenie jego sprawy miało zakończyć się w 1980 roku, a akta kilka lat później miały zostać zniszczone. Marosz nie podał jednak żadnych szczegółów, ani dowodów domniemanych kontaktów z SB.
Krótko po publikacji tego artykułu ojciec Sterkowicza zmarł na zawał serca.
Sterkowicz mówi, że ojciec zapewniał go, że nie współpracował z SB, bo już wcześniej podobne oskarżenia pojawiły się w internecie. „Czy ja czuję się resortowym dzieckiem? A niby w jaki sposób mam nim być? Ojciec był historykiem, ja skończyłem prawo na UMCS-ie. Byłem działaczem studenckiego NZS. Wielokrotnie jako sędzia składałem oświadczenie lustracyjne, które nigdy nie zostało zakwestionowane przez powołane do tego organy. Więc jaki mam związek z resortami PRL?” – mówi w rozmowie z OKO.press sędzia Sterkowicz.
Po artykule „GPC” i śmierci ojca Sterkowicza, sędziego wzięły w obronę ówczesne władze Sądu Okręgowego w Warszawie. Prezeska i jej zastępczynie napisały list do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, w którym skarżyły się na ataki na sędziów i ich rodziny w mediach oraz wystąpieniach polityków. Zarzuciły, że jest to forma wywarcia presji na sędziów.
Działania prawicowego medium okazały się skuteczne. Sterkowicz po śmierci ojca zaczął się wyłączać z procesów przeciwko „Gazecie Polskiej”.
Wyłączył się z sądzenia sprawy SKW przeciwko Sakiewiczowi i „Gazecie Polskiej”. Dlaczego? „Nie mogę ich już prowadzić jako sędzia, bo pozwany mógłby mi zarzucić, że jestem do niego uprzedzony” - tłumaczy OKO.press Sterkowicz. Dodaje, że wcześniej „Gazeta Polska” nie tylko przegrywała u niego procesy, ale też kilka wygrała.
Ale tygodnik mu nie odpuścił. Na początku listopada 2017 roku Dorota Kania opublikowała artykuł, w którym opisała prywatne sprawy Sterkowicza, związane z jego rozwodem i sporami z byłą żoną o opiekę nad ich dzieckiem. Podała m.in. informacje ze sprawy przed sądem rodzinnym, które objęte były wyłączeniem jawności.
Kania napisała, że spory pomiędzy sędzią, a jego byłą żoną prześwietlało kilka prokuratur w Małopolsce. Zawiadomienia złożyła m.in. jego była żona.
Sprawy trafiły do prokuratur rejonowych, ale część przejął do prowadzenia Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej. To specjalny wydział utworzony za czasów rządu PiS do prowadzenia spraw o najcięższe przestępstwa popełniane przez sędziów i prokuratorów.
Jaki poważny czyn popełnił sędzia Sterkowicz, że zajęła się nim aż Prokuratura Krajowa? OKO.press na pytania wysłane do niej dostało lakoniczną odpowiedź. „Informujemy, że Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej nie prowadzi postępowania przeciwko Andrzejowi Sterkowiczowi [czyli na razie postępowanie jest w sprawie i sędzia nie ma zarzutów-red.]. W postępowaniu PK XIV Ds. 34.2017 prawnokarnej ocenie zostaną poddane zachowania Andrzeja Sterkowicza. Z uwagi na dobro śledztwa brak jest obecnie możliwości udzielenia jakichkolwiek informacji dotyczących jego zakresu i zdarzeń jakich dotyczy” - napisał dział prasowy Prokuratury Krajowej.
Według naszych informacji do Prokuratury Krajowej najprawdopodobniej trafiła jedna ze spraw dotyczących rzekomych gróźb jakie sędzia miał kierować pod adresem byłej żony i jej rodziny oraz naruszenia miru domowego. „Miałem go naruszyć, gdy przyszedłem do dziecka w ramach przysługujących mi kontaktów, na podstawie orzeczenia sądu. Zaręczam także, że nigdy żadnych gróźb w stosunku do tych osób nie wypowiedziałem” – przekonuje w rozmowie z OKO.press sędzia.
Z kolei Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu prowadziła śledztwo z zawiadomienia byłej żony m.in. ws. gróźb karalnych. OKO.press ustaliło, że ta prokuratura przygotowała decyzję o umorzeniu tej sprawy z powodu „braku znamion czynu zabronionego”.
Na początku grudnia sędzia uzyskał pozytywne rozstrzygnięcie w sprawie o ograniczenie jego praw rodzicielskich nad małoletnim dzieckiem. Krakowski sąd nie uwzględnił wniosku byłej żony o ograniczenie władzy rodzicielskiej sędziego nad dzieckiem, bo zawarto ugodę.
Wobec tego postępowanie w sądzie umorzono. Sterkowicz czeka teraz na decyzję Prokuratury Krajowej, która może postawić mu zarzuty dotyczące spraw z rodzinnych sporów.
Media
Sądownictwo
Andrzej Sterkowicz
Dorota Kania
Gazeta Polska
Media niezłomne
Sąd Okręgowy w Warszawie
sędzia
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze