Prokuratura Krajowa wezwała Donalda Tuska na przesłuchanie w związku z tym, że nie przeprowadzono sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Ale to dziwne, bo o tym decydował niezależny od rządu Prokurator Generalny Andrzej Seremet, a nie ówczesny premier. Czy zwolennicy Tuska znowu tłumnie będą mu towarzyszyć w drodze na przesłuchanie?
"Prokuratorzy wezwali w charakterze świadka Pana Donalda Tuska do postępowania prowadzonego ws. niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych, polegającego m.in. na nieprzeprowadzeniu sekcji zwłok ofiar katastrofy"
A co z immunitetem, który chroni go jako przewodniczącego Rady Europejskiej? "Tak długo, jak będę mógł pracować mimo tych wezwań, nie będę korzystał z żadnej prawnej ochrony. Jeśli przesadzą, a wiele na to wskazuje, że mogą mieć ochotę, to wtedy mogę nie mieć innego wyjścia" - odpowiedział Tusk.
"Prokuratura Krajowa poinformowała, że wezwanie dotyczy kwestii identyfikacji i sekcji zwłok. Ale to jest dziwne" - mówi OKO.press mec. Roman Giertych, pełnomocnik Tuska.
"Decyzja o nieprzeprowadzeniu sekcji zwłok wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej po powrocie ich ciał do Polski leżała - zgodnie z prawem - w kompetencjach Prokuratora Generalnego, Andrzeja Seremeta, a nie pana Donalda Tuska, który wtedy był premierem" - zwraca uwagę Giertych.
Urząd Prokuratora Generalnego był wówczas całkowicie niezależny od rządu i od władz politycznych. Dopiero PiS, gdy po wyborach przejął władzę, połączył urząd PG z urzędem ministra sprawiedliwości i sprawuje go obecnie polityk, Zbigniew Ziobro.
Zdaniem mecenasa Giertycha, przesłuchiwanie Tuska w sprawie sekcji zwłok ofiar jest niezrozumiałe, ponieważ on z tą sprawą nie miał nic wspólnego. "No chyba, że w działaniu Prokuratury Krajowej jest jakiś ukryty sens, który wyjdzie na jaw dopiero podczas przesłuchania" - mówi Giertych.
Również dr Maciej Lasek, były członek komisji Millera badającej katastrofę smoleńską w 2010-11 roku, twierdzi, że to przesłuchanie nie ma żadnego sensu:
"Nawet jeśli istniałaby konieczność przeprowadzenia sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej po przywiezieniu ciał do kraju, to decyzję podejmuje prokurator prowadzący daną sprawę, a nie premier".
Drugie już wezwanie Tuska przez prokuraturę na przesłuchanie, to realizacja zlecenia politycznego. Wyartykułował je 7 marca 2017 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "Gazety Polskiej", próbując w ten sposób osłabić szanse Tuska na jego powtórny wybór na szefa Rady Europejskiej.
"Spraw, w związku z którymi były premier Donald Tusk może mieć problemy, jest kilka: afera Amber Gold, prywatyzacja CIECH i w końcu wszystko to, co działo się po 10 kwietnia 2010 roku - liczne zaniedbania, zaniechania, łamanie prawa wprost - powiedział wtedy prezes PiS.
Cała akcja Kaczyńskiego i PiS, mająca na celu obrzydzanie Tuska Europie, się nie udała. Tusk został wybrany (9 marca 2017) - 27 państw UE głosowało za, tylko polska premier Beata Szydło przeciw.
Donald Tusk już raz był wzywany na przesłuchanie w prokuraturze, ale w innej sprawie. 19 kwietnia przez 8 godzin przepytywano go na okoliczność umowy o współpracy między Służbą Kontrwywiadu Wojskowego a rosyjskim FSB z 2010 roku, która m.in. miała dotyczyć ochrony planowanych transportów polskiego sprzętu wojskowego z Afganistanu. Umowa nigdy nie weszła w życie, a Polska wycofała sprzęt wojskowy drogą morską. Przewina Tuska miałaby polegać na tym, że dał zgodę na negocjowanie umowy bez wcześniejszego zapytania swojego ministra obrony.
Przyjazd Tuska z Gdańska do Warszawy stał się tego dnia okazją do manifestacji poparcia dla byłego premiera i antypisowskiej opozycji przez tysiące osób, wiele z nich stało pod prokuraturą przez cały czas przesłuchania.
Czy tym razem przesłuchanie Tuska też spowoduje takie demonstracje? Zobaczymy. Nie można wykluczyć, że prokuratura chce sprowadzić Tuska do Polski w tym terminie w związku z planowanym na początek lipca kongresem PiS. Może dla jednoczenia szeregów partii rządzącej jest potrzebna taka manifestacja antypisowskich nastrojów.
Tuska być może czeka kolejny zarzut związany z katastrofą smoleńską. W związku z nowym śledztwem smoleńskim odżył również - wielokrotnie już podnoszony - zarzut polityków PiS, jakoby Donald Tusk "oddał" w 2010 roku Rosji badanie katastrofy smoleńskiej i pozbawił Polskę możliwości pełnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy.
To manipulacja, którą chętnie powtarzają media związane z PiS i politycy PiS. Sprawa jest dobrze wyjaśniona i nie budzi wątpliwości. Wielokrotnie wypowiadał się już specjalista międzynarodowego prawa lotniczego, prof. Marek Żylicz, który był członkiem rządowej komisji Millera badającej okoliczności katastrofy w Smoleńsku.
Obszerna analiza "Katastrofa smoleńska w świetle prawa międzynarodowego", autorstwa prof. Żylicza, została opublikowana w miesięczniku "Państwo i Prawo" PAN w 2011 roku. Co z niej wynika?
W sprawie katastrofy smoleńskiej Polska i Rosja zastosowały Konwencję chicagowską z 1944 roku o międzynarodowym lotnictwie cywilnym. Trzeba podkreślić, że dotyczy tylko samolotów cywilnych. Przyjęto w niej zasadę, że wypadek lotniczy jest badany przez państwo, w którym katastrofa miała miejsce.
Załącznik nr 13 do Konwencji - do przepisów którego się zastosowano w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem - gwarantuje udział w badaniu tego państwa, w którym dany samolot jest zarejestrowany.
Problem w zastosowaniu tej konwencji do katastrofy smoleńskiej polegał na tym, że polska delegacja leciała samolotem cywilnym zarejestrowanym jako wojskowy, ale wykonującym zadania niewojskowe.
Zwolennicy tezy "wina Tuska" twierdzą, że trzeba było zastosować porozumienie z 1993 roku między resortami obrony Polski i Rosji. "Wyjaśnienie incydentów lotniczych, awarii i katastrof spowodowanych przez polskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej Federacji Rosyjskiej lub rosyjskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej RP - prowadzone będzie wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie" - głosi art. 11 tego dokumentu.
Prof. Żylicz pisał sześć lat temu w przywołanym wyżej tekście: "Czy strony mogły - mając do wyboru załącznik 13 konwencji chicagowskiej i porozumienie międzyresortowe z 1993 roku - zgodzić się na zastosowanie tego drugiego aktu? Z pewnością mogły, tyle że trzeba by było w takim przypadku wynegocjować dodatkowo zasady i procedury badania wypadku.
Nie wiadomo, z jakim by to nastąpiło rezultatem, i nie wiadomo, jak długo trwałyby negocjacje opóźniające podjęcie wspólnych badań. Powołanie jakiejkolwiek międzynarodowej komisji nie było realne bez zgody Rosji.
[...] Po katastrofie smoleńskiej próby zaangażowania Kongresu USA, Unii Europejskiej czy ICAO w celu stworzenia jakiejś niezależnej komisji czy procedury badania bez zgody zainteresowanych rządów nie mogły przynieść skutku (poza konsultacjami technicznymi, z których skorzystano). Strona polska założyła rzetelne wykonanie w dobrej wierze postanowień załącznika 13 konwencji przez obie strony. Czy coś innego, co mielibyśmy wynegocjować z Rosją, dawałoby rękojmię lepszej realizacji?".
Porozumienie między resortami obrony Polski i Rosji z 1993 roku nie określiło bowiem żadnych szczegółowych reguł postępowania - poza stwierdzeniem wzajemnego dostępu do nieutajnionych dokumentów. Centrum Informacyjne Rządu tłumaczyło wtedy, że
"po katastrofie pod Smoleńskiem możliwe było albo rozpoczęcie długotrwałych rozmów ze stroną rosyjską w celu ustalenia procedury badania wypadku w oparciu o art. 11 Porozumienia z 1993 roku, albo natychmiastowe podjęcie badań przy wykorzystaniu istniejących międzynarodowych procedur wynikających z tzw. Konwencji Chicagowskiej".
Zarówno polska komisja rządowa pod przewodnictwem Jerzego Millera, jak i polska prokuratura wojskowa, miały pełny dostęp do wszystkich niezbędnych okoliczności katastrofy. Pełny raport komisji Millera został przez rząd PiS usunięty ze stron Kancelarii Premiera, ale nie zniknął. Został skopiowany i umieszczony na stronie internetowej faktysmolensk.niezniknelo.com
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze