0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agata Grzybowska / Agencja GazetaAgata Grzybowska / A...

Protestujący fizjoterapeuci i diagności spotkali się dzisiaj (24 września 2019) z ministrem zdrowia w Centrum Dialogu Społecznego. Jak było? "Fatalnie" - odpowiada Agnieszka Gierszon, sekretarz Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Medycznych Laboratoriów Diagnostycznych (KZZPMLD). Protest objął około 100 placówek w całej Polsce, w wielu miejscach zabiegi są odwołane. Minister Szumowski jak gdyby nigdy nic. "Powiedział nam: niech chorują, jak są chorzy".

Podwyżek domagają się od miesięcy. W publicznej służbie zdrowia zarabiają około minimalnej krajowej - 1600 - 1800 zł na rękę. „43 lata w zawodzie i zarabiam 1800 zł na rękę. I to z wszystkimi dodatkami – za wysługę lat (20 proc. pensji), za ciężkość oddziału…” – wyliczała fizjoterapeutka Barbara Zielińska, jedna z uczestniczek protestu głodowego, który fizjoterapeuci i diagności zorganizowali w maju 2019 w Warszawie. Wtedy przerwali protest, dali ministerstwu szansę. Na próżno.

Przeczytaj także:

Zwiększony ryczałt - za mało i za późno

Na początku było 680 mln, które miały wystarczyć na wszystko - podwyżki dla pracowników, wzrost kosztów ponoszonych przez szpitale. Zwiększony ryczałt przeznaczony został na zmianę wycen tylko w dwóch zakresach leczenia szpitalnego (chorób wewnętrznych i chirurgii) i nie pokrył nawet wzrostu kosztów poniesionych przez szpitale (nawet 370 proc.) - informował Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych.

W maju Ministerstwo postanowiło przekazać szpitalom 850 mln zł zwiększonego ryczałtu w dwóch transzach. "Tymczasem obiecana przez ministra podwyżka dla fizjoterapeutów, których w szpitalach pracuje obecnie około 25 tys., daje kwotę 648 milionów złotych, a analogiczna podwyżka dla diagnostów laboratoryjnych, których według posiadanych przez nas danych w szpitalach pracuje około 11 tys., będzie kosztować 285 milionów złotych. Obie podwyżki łącznie obciążyłyby budżet szpitali niebagatelną kwotą 933 milionów złotych rocznie, co znacznie przekracza planowany wzrost finansowania" - pisał dalej OZPS.

"Nasze wyliczenia nie uwzględniają wzrostu wynagrodzeń farmaceutów i innych zawodów medycznych, pracowników administracyjnych, technicznych oraz wszystkich pozostałych pracowników szpitali, których minister również odsyła po podwyżki do dyrektorów.

Oświadczamy, że szpitale nie dysponują taką kwotą, a odsyłanie pracowników po podwyżki do dyrektorów, zwłaszcza mając świadomość bardzo trudnej sytuacji finansowej szpitali, jest wyłącznie zabiegiem socjotechnicznym, który oceniamy jako nieuczciwy".

OZPSP przypomniał też, że szpitale już dziś ponoszą zwiększone koszty wynikające z podniesienia minimalnego wynagrodzenia oraz wzrostu kwoty bazowej w ochronie zdrowia (na jej podstawie oblicza się wynagrodzenie pracowników). Kwoty dosypywane przez ministerstwo wyglądają na duże, ale w morzu potrzeb są ledwie kroplą deszczu na pustyni.

"Z przykrością stwierdzamy, że minister zdrowia podaje opinii publicznej i pracownikom szpitali nieprawdziwe informacje na temat finansowania szpitali oraz składa obietnice bez pokrycia dotyczące możliwości wzrostu wynagrodzeń" - pisali związkowcy.

Ministerstwo: sami jesteście sobie winni

Zarzut nieuczciwości nie zrobił na ministerstwie wrażenia. Pracownikom powiedziano: pieniądze są, trzeba się o nie tylko upomnieć. Po 10 dniach protestu głodowego fizjoterapeutów i diagnostów ministerstwo zobowiązało się dopilnować podwyżek. Następny miesiąc upłynął na upominaniu dyrektorów. Niewiele to dało. Zgodnie z danymi zdobytymi przez związki fizjoterapeutów i diagnostów - podwyżki ze zwiększonego ryczałtu, często minimalne, dostało jedynie 30 proc. pracowników.

23 września zaczęli kolejny protest - wzięli urlopy albo zasłużone zwolnienia lekarskie. 24 września, w dniu spotkania z ministrem zdrowia, protestowało już 100 placówek. Na ministrze nie zrobiło to najwyraźniej wrażenia.

Szumowski oznajmił, że według jego danych podwyżki dostało 70 proc. pracowników. "Nie wiemy o jakich podwyżkach mówi, być może tych związanych z nową kwotą bazową [od której liczy się wynagrodzenie pracowników medycznych, więcej przeczytasz tutaj], które często były groszowe" - sugeruje Gierszon.

"My z kolei wiemy, że podwyżki ze zwiększonego ryczałtu dostało jedynie 30 proc. pracowników. Mediana: 150 zł". Minister o kwotach nie miał już danych, skupił się na procentach.

Czego jeszcze dowiedzieli się protestujący? Że sami są sobie winni. "Po nowelizacji ustawy podwyższającej kwotę bazową trzeba było w każdym szpitalu podpisać porozumienie dotyczące sposobu dochodzenia do zmienionych ustawowo wynagrodzeń.

To obowiązkowe porozumienie, a teraz nam pan minister mówi, że jak chcieliśmy więcej, to trzeba było się nie podpisywać pod tak skandalicznie niską kwotą (ustaloną przez ministerstwo) i żądać więcej" - mówi Gierszon.

"Pan minister wydawał się bardzo z siebie dumny, ale wyszedł tylnymi drzwiami. Za tydzień kolejne rozmowy, bo on ma inne dane i chce, żebyśmy je porównali. To gra na zwłokę".

Przepraszamy was, pacjenci, ale nas zabraknie

"Skoro nie robi na ministerstwie wrażenia aktualna liczba strajkujących placówek, to będzie nas jeszcze więcej" - zapowiada Gierszon. Ministerstwo nie widzi problemu. Dziś w telewizji minister deklarował, że ciągłość świadczeń jest zachowana. "W jaki sposób, gdy w ponad stu placówkach pracownicy nie realizują żadnych świadczeń?" - pytał Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii.

Co, jeśli kolejny protest nic nie da? "Nie wiem" - mówi Gierszon - "Pozostaje już tylko rzucić pracę".

Na facebooku związkowcy zagrzewają do dalszej walki: "Czy jesteście gotowi, żeby pokazać panu ministrowi, że jesteśmy dramatycznie przemęczeni i przestajemy ratować system? Że nasze wynagrodzenia są upokarzające! Pokażmy mu, co naprawdę oznacza BRAK NAS w SYSTEMIE! Nasze dotychczasowe protesty nie robią na nim wrażenia!".

Z dopiskiem: "Pacjenci, przepraszamy Was. Nie mamy wyjścia".

;
Na zdjęciu Marta K. Nowak
Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze