0:00
0:00

0:00

W poniedziałek 23 listopada po godzinie 15:00 grupa aktywistek powiesiła w wejściu do Ministerstwa Edukacji Narodowej baner z hasłem „Wolna aborcja, wolna edukacja”. Chwilę później kilkanaście osób przykuło się do bramy. Protestujące policja otoczyła kordonem. W czasie interwencji przed MEN zatrzymano cztery osoby w tym fotoreporterkę Agatę Grzybowską.

OKO.press rozmawia z trzema współorganizatorkami akcji - Anitą, Antoniną i Olimpią, o tym, dlaczego ją zorganizowały, jak w poniedziałek potraktowała je policja i czego nauczyły się podczas ostatnich tygodni protestów.

Przeczytaj także:

Czy jesteście jakąś grupą?

Antonina: Jesteśmy grupą studentek Uniwersytetu Warszawskiego i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Oddolną, nieformalną, czujemy się przedstawicielkami i przedstawicielami środowiska akademickiego. Większość z nas jest zaangażowana w życie uczelni. Oprócz tego czujemy się oczywiście częścią strajku kobiet. Ale nasza grupa powstała tylko w celu tej jednorazowej, spontanicznej akcji.

A skąd pomysł na taką formę protestu?

Antonina: Chciałyśmy pokazać, że to my jesteśmy społecznością akademicką. To nasze ministerstwo. Minister Czarnek nas po prostu nie reprezentuje. Na uczelni nie ma miejsca na takie poglądy jak homofobia, mizoginia, czy prawicowy ekstremizm. Przyczepiając się do bramy chcieliśmy pokazać, że to nasze ministerstwo.

Czyli Przemysław Czarnek jest jakościowo gorszy niż poprzedni szefowie tych ministerstw? To jest jakieś dokręcanie śruby?

Antonina: Żaden z wcześniejszych ministrów nie miał na koncie takich wypowiedzi jak minister Czarnek. Takich jak to, że LGBT nie są równe osobom normalnym, czy wypowiedzi o miejscu kobiety w rodzinie, tego jak ma postępować w przypadku przemocowego partnera. To są całkowicie skrajne wypowiedzi. Ale nie tylko to. Żaden z wcześniejszych ministrów nie zapowiadał tak silnej ingerencji w programy nauczania. Jednym z jego pierwszych kroków było odwołanie Aliny Sarneckiej, osoby odpowiedzialnej za treści programowe. Groził represjami finansowymi i dyscyplinarnymi osobom, które uczestniczyły w strajku kobiet.

Olimpia: Chcemy, żeby wycofał swoje groźby represji wobec nauczycielek i nauczycieli, wobec instytucji naukowych, które solidaryzują się z protestującymi.

A same nie boicie się konsekwencji?

Antonina: Jako studentki jesteśmy w innej sytuacji niż uczennice, czy nauczycielki w szkołach w mniejszych miastach. To, co nam grozi jest niczym w porównaniu do tego, z czym muszą się zmierzyć osoby żyjące poza dużymi ośrodkami, bardziej liberalnymi, lewicowymi.

Przypinałyście się kajdankami do bramy, jedna z was nawet się do niej przykleiła. Nic wam się nie stało? Jak was odpięto?

Olimpia: Policjanci odpięli nas kluczykiem, ale bardzo długo zastanawiali się, czym to zrobić. Mieli jakiś uniwersalny kluczyk, pasujący do naszych kajdanek.

Anita: Ja zostałam na końcu, bo przykleiłam się do bramy klejem szybkoschnącym. Policja nie wiedziała, co ze mną zrobić. Otoczyli mnie kordonem. To trwało dosyć długo. Słyszałam, jak naradzali się, jak mnie odkleić. Pomysły były różne. Najpierw chcieli wezwać straż i wycinać całą bramę. Potem, chcieli mnie odklejać rozpuszczalnikiem, ale stwierdzili, że to słaby pomysł, bo mogłaby mi się stać krzywda i bym ich pozwała.

Ostatecznie rozklejali mnie stołeczni samarytanie. Wczoraj miałam trochę poparzoną skórę, trochę odmrożoną, bo jednak spędziłam przyklejona do bramy kilka godzin. Piekła mnie dłoń. Ale po umyciu, nasmarowaniu pantenolem, piankami do regeneracji jest już ok.

Dostałyście mandaty?

Olimpia: Wszystkie dostałyśmy mandaty. Zarzut to nielegalne zgromadzenie. Ale nie wiem, ile dostałam mandatu, nie wiem, jaka była konkretnie podstawa prawna, bo odmówiłam przyjęcia go. Więc nie widziałam dokumentu. Teraz czekamy na wezwanie do sądu.

A jak zachowała się policja?

Antonina: Poza jakimiś siniakami związanymi z przepychankami z policją, to nic poważnego nam się nie stało. Większe obrażenia mają te osoby, które starały się zatrzymać wciąganie dziennikarki do radiowozu.

Olimpia: Było bardzo stresująco. Otoczyli nas kordonem, widziałam tylko ich nogi. Było ich bardzo, bardzo dużo. Nas potraktowali dość dobrze. Nie byłyśmy specjalnie szarpane. Po prostu nas odpięli. Ale chcieli nas potem siłą wyprowadzać. Mówiłam im, że pójdę sama, a oni dalej ciągnęli mnie za ręce.

Policjant, który chciał mi wypisać mandat był bardzo niemiły. Nie chciał się przedstawić. Cały czas mówił, że już powiedział, jak się nazywa. Po czym mówił swoje nazwisko tak szybko i cicho, żebyśmy nic nie usłyszały. Musiałyśmy zawołać jego przełożonego, żeby się dowiedzieć. Cały czas powtarzał nam też, że my łamiemy prawo, a oczekujemy od niego, żeby on się wywiązywał ze swoich obowiązków. Chodziło oczywiście o to, że skoro my łamiemy prawo, to on nam się nie przedstawi.

Te mandaty wręczali już po wyprowadzeniu was?

Olimpia: Nie, najpierw zostałyśmy wylegitymowane. Jeszcze kiedy byłyśmy przypięte. Absurd. Jednej z nas policjant powiedział, że ma podpisać mandat. Odpowiedziała mu, że nie może, bo ma obie dłonie spięte od tyłu kajdankami.

Odpięli nas dopiero po tym, jak odmówiłyśmy przyjęcia mandatów.

Jak byście skomentowały słowa ministra Czarnka o waszym proteście: "biedni ludzie robią sobie igrzyska"?

Olimpia: Pan minister nie zrozumiał, jaki jest cel tego protestu. Jemu się wydaje, że to głupia zabawa, ale nasze żądania są całkowicie poważne.

Antonina: Nie wiem, co innego mógł powiedzieć. Skomentował też jedno z naszych haseł. Krzyczeliśmy "edukacja bez ministra". Powiedział, że jesteśmy anarchistami i opacznie rozumiemy wolność. To śmieszne. Nie chodzi o to, żeby nie było żadnego ministra, chodzi tylko o to, żeby on odszedł.

Nasze żądania są poważne, ale nie spodziewałyśmy się, wbrew temu, co twierdziło TVP, że minister Czarnek przejmie się naszym protestem i nagle ustąpi.

To dlaczego protestujecie?

Antonina: Kropla drąży skałę. Samo to, że działamy, że walczymy, jest ważne. Trzeba docenić sens wszystkich walk, nawet tych przegranych. To też dla nas forma solidarności z tymi, których najbardziej dotyka to prawo, działania tego rządu.

A w którą stronę waszym zdaniem zmierzają te protesty? Chodzi mi o zachowanie rządu, policji, ale też w ogóle atmosferę.

Antonina: O zachowaniu policji powiedziano już naprawdę wiele. Na początku odnoszono się do nas łagodnie, zwłaszcza w porównaniu do sierpniowych protestów. Teraz wygląda to tak, jakby dostali nakaz z góry, żeby grać ostrzej. To naprawdę widać. Użycie oddziałów terrorystycznych to już całkowity absurd.

Ale przede wszystkim bardzo się cieszę z tego, jak duża część społeczeństwa działa w ramach strajku. Tworzą się oddolne sieci samopomocy tak jak chociażby zrzutka na Aborcyjny Dream Team, instytucję oddolną, niewykluczającą, oferującą pomoc każdej kobiecie potrzebującej. I to nie jest jedyny przykład. Poza tym sam fakt, ile kobiet wyszło na ulicę, jak wiele z nich organizowało protesty w mniejszych miastach. To daje dużo nadziei. To jest prawdziwy zasób siły, energii, które trzeba będzie przekuć w walkę wyborczą, polityczną w przyszłości. Liczę na to, że struktury, które teraz powstają, nie znikną.

Anita: Ja widzę ogromną nadzieję na obalenie rządu. On jest właściwie już trochę obalony. Teraz to jest właściwie kwestia tego, kiedy PiS zda sobie z tego sprawę i ilu obywateli jeszcze musi ucierpieć. Właśnie jestem po lekturze tekstu o tym, jak zaczęli ukrywać szczegółowe dane na temat zachorowań na koronawirusa, bo jakiś 19-latek zbierał te dane i odkrył, że przekroczyliśmy już próg kwarantanny narodowej. To jest państwo z kartonu i dykty, państwo z absurdu. Ten rząd dla mnie już jest obalony. Mam tylko nadzieję, że zbyt wielu ludzi nie zostanie skrzywdzonych przez policję, zanim oni sobie wreszcie to uświadomią.

Olimpia: Mam wrażenie, że osoby, które chodzą na te protesty są bardzo zmobilizowane. Jest duża solidarność. Pod komendą od zupełnie obcej osoby dostałam zupę na rozgrzanie, potem ktoś nam przyniósł pizzę. Być może to już działo się wcześniej, ale ja tego nie dostrzegałam.

Wydaje mi się też, że ludziom zaczęły się otwierać oczy na to, czym jest policja. Że to nie są nasi przyjaciele, tylko że to jest aparat władzy, który ma chronić rząd przed nami, a nie pomagać nam. Te akcje solidarnościowe pod komendami. Mimo tego, że cała sytuacja robi się przerażająca, aresztowania, wzrastająca brutalność policji. Mam wrażenie, że działają w zupełnych chaosie, mechanicznie wykonując polecenia z góry. To czysta manifestacja siły, próbują nas zastraszyć tymi mandatami, spisywaniem.

Pomimo tego widzę, że jest siła w społeczeństwie, żeby się temu sprzeciwić. W tym pokładam nadzieję. Nie wiem, czy nastąpią zmiany w rządzie, ale społeczeństwo na pewno bardzo się zjednoczyło.

Antonina: Samo to, że ta walka istnieje pokazuje, że ta władza nie reprezentuje ogromnej części społeczeństwa. To nie jest kwestia tego, czy jest nadzieja na zmianę polityczną. Chodzi o to, że skoro to wszystko się dzieje, skoro działamy, organizujemy się, pomagamy sobie, to Polska już jest lepszym miejscem do życia. To my jesteśmy realną zmianą polityczną.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze