0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Protest firm transportowych trwa już 23 dni. Od 6 listopada 2023 kierowcy ciężarówek blokują drogi do przejść granicznych z Ukrainą w Korczowej, Dorohusku i Hrebennem. Bez ograniczeń przepuszczane są tylko niektóre transporty, w tym wojskowe. Pod eskortą policyjną przejeżdżają przez granicę przede wszystkim pojazdy z pomocą humanitarną i paliwem.

Dlaczego przewoźnicy protestują? W czerwcu 2022 Unia Europejska zniosła dotychczasowe zasady wjazdu ukraińskich i mołdawskich ciężarówek do Wspólnoty. Wcześniej potrzebowali zezwoleń, dziś mogą poruszać się w UE bez ograniczeń.

Drugim postulatem jest zniesienie systemu e-kolejki po ukraińskiej stronie. Rejestracja w wirtualnej kolejce obowiązuje zarówno samochody wyjeżdżające z Ukrainy z towarem, jak i te powracające z trasy do Ukrainy „na pusto”.

Według części organizacji branżowych planem minimum powinno być przepuszczanie samochodów powracających bez ładunku bez obowiązku wpisywania się do kolejki.

Ludzie Morawieckiego zrzucają winę na innych

W środę 29 listopada przedstawiciele branży transportowej pojawili się w Sejmie, a jeszcze rządzący musieli tłumaczyć się z reakcji na graniczny kryzys – według protestujących niewystarczającej.

Ich zdaniem to właśnie na rządzie Morawieckiego ciąży odpowiedzialność za kolejki, które w trzecim tygodniu protestu sięgały kilkudziesięciu kilometrów i nawet tysiąca oczekujących na przejazd aut.

Członkowie tymczasowego rządu PiS zrzucali jednak winę na Brukselę, Kijów i organizatorów blokady. Rozmawiamy, próbujemy zaradzić kryzysowi, jednak mamy związane ręce – tak można streścić wypowiedź wiceministra infrastruktury Rafała Webera.

„W różnych formatach trwają rozmowy o różnych rozwiązaniach, między innymi o utworzenie osobnego strumienia w ukraińskim systemie e-kolejkowania i otwarciu kolejnego przejścia granicznego, które służyłoby przejazdowi pojazdów wracających na pusto, w Dołhobyczowie. Te propozycje nie wystarczyłyby jednak, by zawiesić protest” – przekonywał Weber podczas obrad sejmowej Komisji Infrastruktury.

„Protestujący oczekują od rządu ukraińskiego zdjęcia obowiązku e-rejestracji. Drugi element mocno podkreślany przez przewoźników to powrót do zezwoleń, które musieli okazywać przewoźnicy z Ukrainy. Ten obowiązek został zdjęty decyzją UE, która podpisała umowę z Ukrainą, na podstawie której ukraińscy przewoźnicy mogą przemieszczać się po wspólnocie bez okazywania zezwolenia. Oczekujemy, że obie sprawy zostaną poważnie potraktowane zarówno przez rząd ukraiński, jak i Unię Europejską. Odbyliśmy niezliczoną liczbę spotkań i rozmów, między innymi z wysokim przedstawicielem UE, wiceministrem infrastruktury z Ukrainy i ministrem Adamczykiem. Pracujemy, by obie te sprawy zostały rozwiązane” – mówił Weber.

Jak dodawał, w dyskusji na forum UE Polskę popierają Węgry i Słowacja, a problemy zgłaszają również przewoźnicy na Litwie. „Tak, jak w przypadku zboża musimy szukać sojuszników” – przekonywał. Zaznaczył też, że postulaty polskich przewoźników są „niezmienne i bardzo sztywne”.

Przedsiębiorcy chcieli dialogu, najważniejszych rozmówców brak

Nie było niespodzianką, że zupełnie inaczej na sprawę patrzą przedstawiciele branży. Przewoźnicy bez wyjątku wzywali do zerwania umowy pomiędzy UE a Ukrainą oraz Mołdawią i narzekali na brak najważniejszych osób decyzyjnych podczas obrad Komisji – w tym premiera i nowego ministra infrastruktury.

„Przez ostatnie miesiące nie było realnych efektów jakichkolwiek działań ze strony rządu polskiego i ukraińskiego. 25 października zrozpaczeni sytuacją polityczną i brakiem zainteresowania rządu naszymi problemami postanowiliśmy przygotować dla nowego rządu nowe zagadnienia i tematy. Udało nam się wypracować siedem tematów do przekazania nowemu ministrowi. Wydawało mi się, że uda mi się przekazać je dziś ministrowi Alvinowi Gajadhurowi, którego tutaj nie ma” – mówił Jerzy Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników w Polsce.

„Wiele razy zwracaliśmy się do rządu z prośbą o rozwiązanie problemów, za każdym razem otrzymywaliśmy informację, że nie jest to kompetencja rządu. Sorry, ale nie mamy innej możliwości – to nasz rząd musi te problemy rozwiązywać w Brukseli i Kijowie” – mówił Buczek.

Umowa podpisana za plecami Polski?

„Rozumieliśmy, że arcyważną sprawą dla państwa ukraińskiego jest możliwość zapewnienia dostaw dóbr i towarów humanitarnych. Zgłaszaliśmy uwagi, ale nie protestowaliśmy. Zwracaliśmy uwagę, że należy dokonać rewizji tej umowy, żeby skorygować jej brzmienie” – przekonywał Buczek, postulując, że sprawa wymaga zwołania rady gabinetowej, a więc posiedzenia rady ministrów z udziałem prezydenta.

„Pierwsza propozycja była taka, by zawrzeć tę umowę na cały czas trwania wojny w Ukrainie. Nasza reakcja spowodowała, że jest ona terminowa” – ripostował wiceminister Weber.

Co ciekawe, takiej wersji wydarzeń zaprzeczył później były minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Jego wypowiedź z sali plenarnej Sejmu sugeruje, że umowa pomiędzy UE a Ukrainą była zawarta potajemnie, bez wiedzy polskich władz.

„29 czerwca ubiegłego roku została podpisana umowa pomiędzy UE a Ukrainą. Działo się to na marginesie wydarzenia Connecting Europe Days, w którym bierze udział kilkaset osób, które dzieje się w kilku salach. Komisja Europejska nie uznała za stosowne i zasadne, by poinformować, że ta umowa zostanie podpisana. Dopiero po kilku godzinach, zupełnie przypadkowo, poinformowano pracowników ministerstwa, nie tylko zresztą naszego, że ta umowa została podpisana” – mówił Adamczyk posłom.

Trudno więc powiedzieć, czy polski rząd przegapił moment podpisania umowy, i czy w ogóle lobbował przeciwko rozwiązaniom, które dla polskich przewoźników okazały się niekorzystne.

Protest przeciwko „nieuczciwej i nierównej” konkurencji

Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka, wskazywał na straty polskiego eksportu, w części sparaliżowanego przez brak możliwości sprawnego wywozu produktów za wschodnią granicę. Jego zdaniem najważniejsze jest jednak uregulowanie konkurencji ze strony ukraińskich przedsiębiorców – nierównej, a czasem i nieuczciwej.

Przeczytaj także:

„Na rynku nieograniczonym zezwoleniami okazało się, że ukraiński przewoźnik może zaoferować usługę przewozu za 60 eurocentów, gdy polski przewoźnik nie może zejść poniżej 1,10 euro. W 2021 roku było wykorzystanych 100 tys. zezwoleń przez polskich przewoźników do i z Ukrainy. W tej chwili ta liczba się kilkukrotnie zmniejszyła. Ukraińcy wykorzystali 100 tysięcy zezwoleń dwustronnych i 60 tys. tranzytowych. Teraz praca przewozowa po stronie ukraińskiej zwiększyła się o 500 proc. Polski przewoźnik traci, ukraiński zyskuje. To nierówna konkurencja. Nie mówię, że nieuczciwa, bo my wchodząc do UE, też wykorzystywaliśmy przewagę niższych kosztów, ale państwo polskie powinno na to reagować” – przekonywał Wroński. Jak dodawał, niektórzy ukraińscy przewoźnicy wykorzystują brak skutecznej kontroli rynku.

„To na przykład przewozy kabotażowe – ukraiński przewoźnik na pusto wjeżdża do Rzeszowa, bierze ładunek do Poznania. Nie może tego robić, ale robi. Ukraiński przewoźnik nie może też wykonywać przewozów cross-trade, czyli zabrać ładunek z Poznania, zawieźć do Paryża. To też się zdarza, choć nie powinno. To już nieuczciwa konkurencja, wynikająca z nieudolności europejskich służb kontrolnych, zarówno polskich, jak i na przykład niemieckich” – mówił prezes branżowego związku.

Branża chce nacisku na Kijów

Wroński mówił też o braku środków nacisku na stronę ukraińską. Polska według niego mogłaby jednostronnie wprowadzić obowiązek powrotu pojazdu po wyznaczonej przez nasze organy liczbie dni. To mogłoby skłonić rząd w Kijowie do zmiany zdania, na przykład na temat stawiania powracających do Polski ciężarówek w e-kolejce.

„Możemy przyjąć polskie rozwiązania, które ograniczą problemy. Gdyby protestujący dostali dobre warunki, to nie biedowaliby na granicy, bo nie ukrywajmy, że tam są trudne warunki” – stwierdził Wroński i dodał, że nie ma nadziei na wycofanie się z umowy przez UE.

Jakie są inne pomysły branży? Chodzi między innymi o rozszerzenie kontroli prowadzonych przez Krajową Administrację Skarbową i Inspekcję Transportu Drogowego z możliwością nałożenia do pół miliona euro kary za nieuczciwą konkurencję. Przewoźnicy postulują też dopisanie do rejestru towarów w systemie kontroli przewozów transgranicznych SENT produktów, które przewożone są przez ukraińską granicę.

„Minister rotacyjny” na granicy

Po południu temat protestu przewoźników pojawił się na sali plenarnej Sejm. To wtedy o „potajemnym” podpisaniu umowy pomiędzy UE a Kijowem mówił Andrzej Adamczyk.

W harmonogramie sejmowym po 18:30 zapisana była informacja prezesa rady ministrów o granicznym kryzysie. Premier jednak nie pojawił się na sali. Lakoniczne oświadczenie w jego imieniu wygłosił nowy minister infrastruktury, Alvin Gajadhur. Według niego w styczniu 2023, gdy umowa była przedłużana, ukraińska konkurencja nie była jeszcze problemem dla polskiego biznesu.

„W okresie, gdy trwały prace nad przedłużeniem umowy, wzrost ruchu wynosił kilkanaście procent, dopiero w 2023 roku wzrósł do niepokojących rozmiarów” – mówił w imieniu premiera Morawieckiego minister infrastruktury Alvin Gajadhur.

Jak dodał, system e-kolejek miał w zamierzeniu pomóc w organizacji ruchu na granicy. Gajadhur, podobnie jak inni przedstawiciele polskich władz, próbował przekierować uwagę na władze w Brukseli i Kijowie, które powinny ponosić odpowiedzialność za sytuację.

Nazywany przez opozycję „ministrem rotacyjnym” Gajadhur pojawił się w środę 29 listopada na blokowanych przejściach, gdzie spotkał się z protestującymi. Polskie władze ogłosiły sukces, bo przewoźnicy zapowiedzieli niezaostrzanie protestu. „Dzisiejsze spotkanie było bardzo dobre. Dziękuję przedstawicielom branży za udział w nim i za ożywioną dyskusję. Dziękuję także za elastyczność w negocjacjach” – mówił po rozmowach szef resortu infrastruktury.

Opozycja o braku dyplomacji i zaniedbanej kolei

„Tu chodzi o to, że nie umiecie grać: ani w politykę europejską, ani w politykę wschodnią. Dzwoni do mnie Marcin Piotrowski z Lubaczowa (ok. 45 km od Hrebennego — przyp. aut.), mówi mi, że wreszcie się tym zainteresowaliście, bo kolejka ciężarówek była pod zamek. To jest dokładnie taka sprawa jak ta ze zbożem. Na początku była szansa dla polskich firm, by przejąć transport. Mogliśmy z tego skorzystać, ale trzeba było pojechać do Brukseli, umieć złożyć sprytną ofertę. Na koniec zablokowaliście transport z państwa dotkniętego wojną” – reagował na wystąpienia przedstawicieli rządu Paweł Kowal z Koalicji Obywatelskiej.

W podobnym tonie wypowiadali się inni posłowie opozycji. Jedynie posłowie Konfederacji zwracali uwagę na ofensywną ich zdaniem strategię ukraińskich władz, które miały ich zdaniem doprowadzić do blokady ulic w Przemyślu przez ukraińskie ciężarówki. Pojazdy rzeczywiście pojawiły się między innymi na drodze krajowej nr 28 i rondzie Lecha Kaczyńskiego.

Na inny wątek uwagę zwróciła Paulina Matysiak z Razem z klubu Lewicy. Według niej oznaką zaniedbań rządu PiS jest brak sprawnego transportu kolejowego przez polsko-ukraińską granicę. Prowadzi do niej linia kolejowa 102, którą można przepuścić ruch towarowy. Nie jest jednak wykorzystywana – i to mimo szumnych zapowiedzi rządzących o budowaniu wspólnych projektów kolejowych.

Na stole była na przykład propozycja powołania wspólnej spółki przewozów cargo. Z polsko-ukraińskiego planu nic jednak nie wyszło.

Protest przewoźników mógłby zakończyć się po pozytywnej dla nich decyzji szczytu UE. 4 grudnia w Brukseli spotkają się unijni ministrowie odpowiedni dla spraw transportu. Wtedy obecny szef resortu infrastruktury będzie mógł naciskać na zmianę lub zerwanie porozumienia z Ukrainą. Pytanie, czy na tydzień przed prawdopodobnym końcem swojego urzędowania starczy mu determinacji.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze